Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Ciemne chmury wisiały nisko na niebie, jakby miały za chwilę zaszczycić swoją obecnością nie tylko szczyty, ale i całą okolicę. Postać w długim, czarnym płaszczu szła przez rumowisko głazów i kamieni wzdłuż ściany skalnej. Na tle szaroburego krajobrazu wyróżniały się proste, ogniste włosy kobiety oraz puchate zwierzątko, takiego samego koloru, przy jej nodze.

Mojmira skupiała się na wyszukiwaniu w ścianie jakiś szczelin lub jaskiń. Przeszła już dobre dwa kilometry, a w chropowatej, pionowej skale nie znalazła nic takiego. Góry jak zawsze nie chciały być pomocne. Zaczynała już powoli tracić nadzieję, gdy zobaczyła niską szczelinę u podnóża skały zasłoniętą rosnącymi tu gęsto krzakami jeżyn.

Chcąc nie chcąc, zaczęła się przeciskać przez wredne rośliny, które co chwilę czepiały się do ubrania i nie miały zamiaru przepuścić kobiety dalej, do czarnego otworu skrywającego, być może, przejście na drugą stronę ścian skalnych.

Kiedy Mojmira uporała się z wrednymi jeżynami, dotarła do swojego celu. Następnie przecisnęła się przez wąski otwór w skale i po chwili czołgania znalazła się w pieczarze.

Była na tyle duża, że rudowłosa przemytniczka mogła się wyprostować. Od razu odetchnęła z ulgą. Z otworu na górze jaskini sączyło się blade światło.

Niestety okazało się, ku frustracji przemytniczki, że otwór tak jak nagle się zaczynał, tak i kończył. Jaskinia nie była połączona z żadną inną.

Zirytowana kobieta kopnęła leżący obok duży kamień, który, ku jej nieszczęściu, był na tyle ciężki, że przetoczył się tylko kawałek, a Mojmirę rozbolała od uderzenia noga. Po chwili kobieta wyczołgała się z jaskini i w ponurym nastroju ruszyła w stronę, z której przyszła. Z irytacją zauważyła, że wredne rośliny wyrwały dziury w jej płaszczu, co też zdecydowanie nie poprawiło jej humoru.

* * *

Noriko i Hadrian pochyleni nad mapą rozmawiali półgłosem. Cedric od razu zaciągnął Alexa do pomocy żołnierzom umacniającym teren. Bandyta starał się hamować swoją złość i niechęć, ale biedne drzewa mocno odczuły uderzenia jego siekiery. Druid usatysfakcjonowany, że wyżywa się na roślinach, a nie którymś z ludzi kręcących się w pobliżu, wdał się w krótką pogawędkę z kapitanem Wermianem, a potem też zabrał się za coś pożytecznego. Tylko Tumira stała nadal na środku placu przed koszarami i nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą począć.

Eve, siedząca nadal na swoim pniu, w pełni ją rozumiała. Też czuła się tu zbędna, a co dopiero miała powiedzieć kasztanowłosa dziewczyna. Nie umiała walczyć, nie potrafiła panować bitew, a już na pewno nie miała tyle siły, żeby ścinać drzewa na palisadę.

Morgan rzucił kolejne ukradkowe spojrzenie w kierunku dziewczyn i szybko połapał się w sytuacji. Przywołał obie do siebie. Eve wstała trochę niechętnie. Już prawie przyzwyczaiła się do swojego punktu obserwacyjnego, ale cieszyła się, że może w końcu dostanie jakieś zadanie.

– Eve, jakbyś mogła przerwać swoje pasjonujące zajęcie i sprawdzić na jakim poziomie w posługiwaniu się jakąś bronią jest Tumira, to byłbym dozgonnie wdzięczny – rzucił i zaraz zaczął znowu coś tłumaczyć kolejnemu zbrojnemu.

Dziewczyny jeszcze chwilę patrzyły na niego wyczekująco, ale zwiadowca już przestał zwracać na nie uwagę.

– No to chodź. – Eve przerwała w końcu ciszę.

Po chwili siostra przemytniczki i niższa, czarnowłosa dziewczyna stanęły na wolnej przestrzeni za koszarami.

– No to czym umiesz walczyć? – zapytała uczennica zwiadowcy, przyglądając się rówieśniczce.

– Niczym – odparła z prostotą Tumira.

Eve nie miała pojęcia, co ma odpowiedzieć na takie oświadczenie. Niby tego właśnie się spodziewała, ale miała nadzieję, że jednak dziewczyna czymś ją zaskoczy. Zapadła między nimi cisza, która z każdą chwilą przedłużała się.

– To czemu zgłosiłaś się do pomocy? Przecież to samobójstwo! – rzekła w końcu, patrząc na Tumirę z niedowierzaniem.

– Jakbym tego nie zrobiła, to Mojmira w życiu nie zgodziłaby się wam pomóc. – Po tych słowach uśmiechnęła się smutno.

Eve natomiast zaczęła szukać w myślach jakiejś umiejętności, którą mogłaby przekazać Tumirze w tak krótkim czasie. Najlepsze byłyby trzymanie się z dala od kłopotów, ale tego sama nie potrafiła. Po chwili westchnęła z rezygnacją.

– Poczekaj tu chwilę – rzuciła i pobiegła do koszar. – Jak się nazywasz? – spytała pierwszego żołnierza, który nawinął się jej pod rękę.

– Jake, zwiadowczyni – odparł niepewnym głosem.

– A więc Jake, czy byłbyś tak miły i znalazłbyś jakiś stary hełm, a następnie zawiesił go na palu za koszarami?

Zbrojny tak był zaskoczony jej prośbą, że od razu rzucił swoją pracę i poszedł spełnić jej żądanie. Inna sprawa, że zwiadowcom się nie odmawiało. Nawet jeśli była to tylko niegroźnie wyglądająca dziewczynka.

Eve w tym czasie udała się do Iskry i zaczęła przeszukiwać juki przy siodle. Po chwili z triumfem znalazła, to czego szukała. Zadowolona, że wiedziona impulsem, na wyprawę zabrała też zapasową proce, udała się do czekającej na nią kasztanowłosej dziewczyny.

– Trzymaj – powiedziała i podała zdumionej Tumirze broń.

Z zadowoleniem zauważyła, że żołnierz już zdążył spełnić jej prośbę i kawałek dalej na drewnianym drągu wisiał stary hełm. Dziewczyna wyjęła pocisk z mieszka przy pasie, zakręciła procą i strzeliła. Po chwili rozległ się charakterystyczny dźwięk, który świadczył, że trafiła.

– Twoja kolej – powiedziała i podała Tumirze pocisk.

Dziewczyna niepewnie wsadziła go do skórzanej miseczki. Eve poinstruowała ją, jak ma kręcić procą i po chwili kasztanowłosa dziewczyna strzeliła. Pocisk z daleka miną cel.

Po dziesięciu niecelnych strzałach Tumira zrezygnowana rzuciła broń na ziemię.

– Nigdy się tego nie nauczę. – Jej głos nabrał niebezpiecznie płaczliwego tonu.

– Oczywiście, że się nauczysz, tylko musisz dużo ćwiczyć. A rezygnując teraz na pewno tego nie osiągniesz, ale to twój wybór. I nie mamy całego dnia. Czas jest teraz zbyt cenny, by go marnować. Jak dla mnie możesz nawet rzucić się z patykiem przeciwko armii Scottów. Inna sprawa, że raczej tego nie przeżyjesz.

Usta siostry przemytniczki zacisnęły się ze złością, a w jej oczach było widać jakiś upór i postanowienie. Tumira bez słowa podniosła procę i zabrała się za ćwiczenie.

* * *

Oczom Mojmiry ukazało się wejście do kanionu, przy którym zaczęła szukać przejścia. Ruszyła, tym razem w drugą stronę, bez większych nadziei. Gdy przeszła już spory kawałek i nadal nic nie zauważyła, miała wracać i przyznać się do porażki, ale zorientowała się, że nie ma przy niej Kamatis. Zaczęła się rozglądać, ale nigdzie nie widziała lisicy.

– Super – wycedziła przez zęby. – Po prostu wspaniale!

Przeszukała najbliższą okolicę, nawoływała, ale zwierzę nie wracało. Nigdy nic zniknęła bez powodu, więc kobieta zaczęła się martwić i układać w głowie same czarne scenariusze.

Nagle do jej uszu dobiegło skomlenie i jakieś skrobanie. Mojmira czym prędzej udała się w tamtą stronę. Odgłos dobiegał z jakiś krzaków, więc przemytniczka zaczęła się przez nie przedzierać. W pewnym momencie poczuła, że traci grunt pod nogami i w ostatniej chwili złapała się pobliskiej rośliny.

Gdy stanęła już pewnie na nogach, spojrzała w dół. Pod jej stopami ział czarny otwór w ziemi. Na jego dnie Mojmira zauważyła lisicę. Patrzyła się na swoją panią smutnym wzrokiem, ale wyglądało na to, że nic jej nie jest.

Rudowłosa przemytniczka podziękowała w duchu wszystkim znanym jej bóstwom, że zabrała ze sobą linę. Przywiązała ją do solidnie wyglądającego krzaka i z nadzieją, że wytrzyma jej ciężar, zaczęła się opuszczać na dno dziury. Po chwili trzymała już puszyste zwierzę na rękach. Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że Kamatis nic się nie stało. Zwierzątko też było szczęśliwe, że ma swoją panią przy sobie.

Teraz dopiero rozejrzała się po miejscu, które uwięziło jej lisicę. Ze zdziwieniem spostrzegła, że w skale, która stanowi ścianę dziury jest otwór. Zapaliła pochodnię i bez problemu się w niego wcisnęła.

Kiedy przeszła już spory kawał drogi, a tunel nadal się nie kończył, zaczęła nabierać nadziei. Korytarz zaczął wznosił się z każdym metrem. Po chwili kobieta zorientowała się, że już musi być pod ścianą skalną. Gdy przeszła jeszcze kilka kroków, zauważyła, że tunel się rozgałęzia. Jedna odnoga prowadziła w prawo, a druga lekko w lewo.

To teraz co? Mam rzucić monetą? – pomyślała i westchnęła. W końcu przemytniczka wybrała drogę w lewo, bo od niedawna tunel nieznacznie zakręcał w przeciwnym kierunku. Zostawiła kredą znak na skalę, żeby wiedzieć, skąd przyszła i nie pogubić się w podziemnych korytarzach.

Po kilkuset metrach niespodziewanie oślepiło ją jasne światło. Gdy oczy przyzwyczaiły się do blasku, zobaczyła przed sobą pochmurne niebo. Z zaskoczeniem zauważyła, że znajduje się na półce skalnej, po drugiej stronie granicy.

* * *

Eve nie było dane długo siedzieć bezczynnie i patrzeć jak Tumira trenuje. Gdy tylko oparła się o pobliskie drzewo, Hadrian przyszedł zobaczyć, jak jej idzie uczenie Scottki. Kiedy zobaczył, że Eve nie jest do niczego potrzebna siostrze przemytniczki, zwrócił dziewczynie uwagę, że dawno nie trenowała strzelania, a niedługo może jej się to przydać.

Uczennica zwiadowcy westchnęła teatralnie i posłusznie zabrała się więc za ćwiczenie. Ze zdumieniem zauważyła, że jej strzały są mniej celne niż zwykle. Hadrian nic nie powiedział, ale samo jego spojrzenie pełne dezaprobaty wystarczyło za wszystkie słowa.

W niedługim czasie wokół dziewczyn zebrał się kilku obserwatorów. Żołnierze, który mieli aktualnie przerwę, z zaciekawieniem patrzyli na kasztanowłosą dziewczynę, która z każdym wypuszczonym pociskiem dochodziła do wprawy i jej niższą towarzyszkę, która z niepojętą dla nich szybkością wypuszczała strzały, które prawie zawsze dosięgały celu. Nie mogli się nadziwić, że taka mała istota, może być lepsza w strzelaniu od ich towarzyszy z posterunku, a na dokładkę nadal ćwiczy, bo twierdzi, że robi to zbyt słabo.

Ćwiczenia przerwało dopiero nagłe pojawienie się Mojmiry, która – o dziwno – nadeszła z innej strony, niż przejście graniczne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro