Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 6


W salonie Soorim jest parapet, który pełni funkcję fotela. Jest chyba najwygodniejszym miejscem w całym mieszkaniu i widać było z niego najpiękniejsze widoki w całym Seulu. Najczęściej Soo siedzi na nim, gdy nie mam humoru, lub po prostu ogląda zachód słońca. Była na tyle szczęśliwym człowiekiem, że zawsze potrafiła znaleźć trochę czasu, by tam usiąść i powspominać minione chwile, do których lubiła wracać. Tym razem nie było inaczej. 
Wzięła pewną książkę z biblioteczki i 
usiadła na owym parapecie w salonie opatulona w kocyk. W dłoniach oprócz książki miała też ukochaną herbatę, którą lubiła pić, gdy na dworze panowała ujemna temperatura. Kapiący deszcz i szare niebo za oknem sprawiało, że otoczenie wydawało się jakby martwe...bez życia. W tamtej chwili miała przeczucie, że nic nie trwa wiecznie, a każda chwila jest na wagę złota. Zdjęła paprotkę z parapetu i wyciągnęła nogi do przodu. Momentami czuła, że robi coś nie tak, że w jej życiu jest pustka i, że czegoś jej brakuje. Nie miała żadnego celu w życiu. Nie miała do czego dążyć i to czasami powodowało gorszy nastrój. Nie miała żadnego hobby, ani nie interesowała się niczym szczególnym. Inaczej mówiąc nie była jak te wszystkie piękne i utalentowane bohaterki fanfiction na wattpadzie. Nie potrafiła śpiewać, ani tańczyć, nie miała wyglądu supermodelki i nie była chuda. Wręcz przeciwnie. Miała kilka fałdek tu i tam. Cellulit tam gdzie nie trzeba i pulchne nogi, których nienawidziła. 

— O czym tak rozmyślasz? — zapytał Jimin, który jak zwykle wszedł do jej mieszkania jak do swojego i zdjął buty w korytarzu. Przeszedł przez salon i usiadł naprzeciwko. Ich nogi splątały się na parapecie. Po chwili poczuła jak jej kocyk się unosi. Przez chwilę było jej zimno, ale, gdy skóra zetknęła się z tą karmelową skórą mężczyzny od razu zaczęła palić. 

— Tak jakoś… — mruknęła pod nosem. — Wzięło mnie na czytanie. — pokazała mu okładkę książki, którą przez przypadek wzięła z biblioteczki. 

— "Gwiazd naszych wina" ? Nie lepsze byłoby "Trzy kroki od siebie"? — zapytał biorąc z rąk książkę, którą zaczął przeglądać. Zerknął na tył okładki chcąc przeczytać opis. 

— "Trzy kroki od siebie" już przeczytałam, ale tej jeszcze nie ruszyłam odkąd trafiła na półkę — spojrzała przez okno na poruszające się samochody. 

— "Niebo było szare, niskie i brzemienne deszczem, choć jeszcze nie padało. Rozłączyłam się, usłyszawszy pocztę głosową Augustusa, i położyłam telefon na ziemi obok. Gapiłam się na huśtawkę, myśląc o tym, że oddałabym wszystkie dni choroby, które mi zostały, za kilka dni zdrowia. Próbowałam sobie wmówić, że mogło być gorzej, że świat to nie instytucja do spełniania marzeń, że żyję z rakiem, a nie umieram na niego, i że nie mogę pozwolić, by mnie zabił, zanim naprawdę mnie zabije, a potem zaczęłam mruczeć durna durna durna durna durna durna bez przerwy, aż dźwięk oderwał się od znaczenia. Nadal mruczałam kiedy Augustus oddzwonił.
-Cześć - powiedziałam.
-Hazel Grace - odrzekł.
-Cześć - powtórzyłam.
-Ty płaczesz, Hazel Grace?
-Tak jakby.
-Dlaczego?
-Ponieważ...chcę jechać do Amsterdamu, żeby van Houten powiedział mi, co się stało po zakończeniu książki, i nie chcę takiego życia, poza tym przygnębia mnie niebo, no i jeszcze chodzi o tą starą huśtawkę, którą tato kupił, kiedy byłam dzieckiem.
-Muszę natychmiast zobaczyć tę starą huśtawkę płaczu - oznajmił. - Będę u ciebie za dwadzieścia minut". Całkiem dobrze się ją czyta, prawda? — zapytał Jimin, gdy skończył czytać losową stronę. — Kluseczko? 

Ocknęła się słysząc swoją ksywkę. 

— Przepraszam zamyśliłam się — odwróciła wzrok od szyby i spojrzała na starszego. Jego wzrok mówił "Bardzo martwię się o ciebie", ale widać było, że chce, żeby  wszystko mu powiedziała. 

— Na pewno wszystko w porządku? — zapytał, a Soo podciągnęła kocyk wyżej i wtuliła w niego swój policzek. — Przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. 

— Wiem po prostu…ehh — wzdychnęła cicho przerywając sobie w pół słowa. — Po prostu dziś jest taki melancholijny dzień i zebrało mi się na wspominanie dawnych, minionych chwil. Poza tym zdałam też sobie sprawę z tego, że nie mam żadnego celu w życiu i tak jakby mam trochę doła. 

— Moja kochana… — rzekł Jimin przygaszonym, współczującym głosem wstając z parapetu i pociągnął ją, by przytulić jej spięte ciało do swojego. — Nie martw się słoneczko. Na pewno odnajdziesz swoje przeznaczenie i będziesz wiedziała co robić. 

— Ale niedługo kończę szkołę! A co będzie potem? Liceum to ostatni dzwonek by móc wybrać sobie kierunek na studia, a ja ciągle nic nie mam! Policjantka odpada, bo mam bardzo słabą kondycję i nie lubię papierologii. Nauczycielka także odpada, bo musiałabym mieć zapał do nauki, a jak wiesz nie posiadam go. Księgowa także odpada, bo jestem słaba z matmy. Może zakonnica? Tak to będzie dobre wyjście i chyba jedyne w tej chorej sytuacji. 

— Ty? Zakonnicą? A kiedy byłaś ostatnio w kościele? — odsunął ją od siebie rozbawiony. 

— Nie pamiętam...chyba na moim chrzcie, ale co to ma do tego? Może dostałam nagłego objawienia Bożego i spłynęła na mnie jego łaska czy coś tam? — rzekła, a Jimin prawie udusił się ze śmiechu. — No co? 

— Nic, ale pomyśl jakich rzeczy musiałabyś się wyrzec, żeby trafić do klasztoru. Zero imprez, zero chłopaków, nie mogłabyś wychodzić tam, gdzie byś chciała, zero alkoholu tylko ciągła modlitwa, praca i skromność poza tym nie mógłbym się z tobą widywać, a to byłby dla mnie ogromny cios i mówię to szczerze — odparł Jimin stojąc nad nią. Nie mogła spojrzeć mu w oczy, więc patrzyła na spieszących się ludzi za oknem. 

— No w sumie...masz rację, ale w sumie i tak nie chodzę na imprezy, a chłopaków mam w nosie…

— Ej! — krzyknął reagując na ostatnią część zdania. 

— Ty kochaniutki jesteś moją psiapsiółą — zmusiła go, by usiadł tuż obok niej i objęła go ramieniem. — Normalnemu facetowi nie powiedziałabym o miesiączce, albo o różnych zachciewajkach, a z tobą… — dźgnęła go w środek klatki piersiowej palcem wskazującym. — Jest inaczej poza tym naprawdę cię lubię. 

— Poczułem się jak nie facet, tylko jak zmutowana kobieta…ta…dziękuję — powiedział ironicznie i splótł ręce na torsie. Odwrócił wzrok od niej. 

— Wracając nie za bardzo brałam udział w imprezach czy nie wdawałam się w rozmowy z innymi chłopakami. Wychodzić nigdzie nie wychodziłam, a miałabym tylko problem z alkoholem, bo naprawdę lubię wino czy whisky, ale nie przeżyłabym jednego… 

— Czego? — zapytał zmieniając wyraz twarzy z zirytowanej na zaciekawioną. 

— Nie przeżyłabym tego, że nie mogłabym się z tobą zadawać, bo oprócz Jeona jesteś jedyną osobą na, której mi naprawdę zależy. Nie wiem co zrobiłabym, gdybyś zniknął z mojego życia — pociągnęła go za kołnierzyk koszulki i zmusiła do przytulenia, co mężczyzna uczynił bardzo chętnie. 

— Tak ja też nie przeżyłbym tego. Nigdy tak naprawdę nie miałem przyjaciółki, więc odczułbym naprawdę ogromną stratę. No i poza tym po tym czasie zauważyłem, że naprawdę wiele nas łączy — pogłaskał ją po plecach i musnął ustami jej zasłonięte przez grzywkę czoło. — Więc nie martw się przyszłością. Na pewno znajdziesz coś w czym będziesz dobra, a teraz mam propozycję. Usiądź na kanapie i poczekaj na mnie chwilę. Pójdę wziąć prysznic i poczytamy razem tą książkę, bo sam jestem ciekawy jej akcji. 

— Okej to może ja przygotuję wszystko — przytaknęła, a Jimin puścił do niej oczko i udał się w kierunku łazienki. 

— Masz jeszcze tu gdzieś moje ubrania? — krzyknął z innego pomieszczenia. 

— Tak! W łazience w szafce koło kaloryfera, druga półka od góry tam coś powinno być! — odpowiedziała również krzykiem i przygotowała wszystko na powrót mężczyzny. Rozścieliła koc, ułożyła poduszki i przygotowała ciepłą, malinową herbatę. Kiedy Jimin wrócił rozłożyli się na kanapie. Teraz było już wszystko w porządku. Kiedy tylko mężczyzna przytulił ją do siebie poczuła, że nie może być lepiej. Wszystkie troski nie dosięgają ją, gdy jest w jego ramionach. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro