20.
Obudził mnie głośny huk czegoś o podłogę. Otworzyłam powoli oczy i zaczęłam nasłuchiwać czy aby to nie było we śnie. Wtem usłyszałam tylko głuche jękniecie.
-Babcia.. -wyskoczyłam z łóżka i wybiegłam z pokoju. -BABCIU -kobieta leżała na podłodze i nie mogła złapać tchu. -Nie, nie, nie, nie, nie... -wróciłam po telefon do pokoju i jak najszybciej wykręciłam numer na pogotowie. Gdy znalazłam się przy babci ta leżała już nieprzytomna. Dałam na głośnomówiący jednocześnie sprawdzając czy babcia nadal oddycha. Moje ręce trzęsły się niesamowicie.
-Halo? -powiedziałam wszystkie najważniejsze informacje i ze łzami w oczach przystąpiłam do reanimacji kobiety. -Proszę czekać, karetka powinna być za kilka minut.
-Szybko!! -naciskałam na klatkę piersiową kobiety płacząc i krzycząc by do mnie wróciła, jednak oddech nie wracał. Adrenalina w moich żyłach spowodowała że nawet próby odzyskania babci nie powodowały zmęczenia. Cały czas wmawiałam sobie że babcia nie umiera i próbowałam z nią rozmawiać, jednak nie otrzymywałam od niej odpowiedzi.
-Proszę się odsunąć. -nawet nie słyszałam kiedy przyszli ratownicy. Jeden z nich odepchnął mnie, a ja z przerażenia poleciałam pod samą ścianę próbując się jakoś uspokoić.
-Pomóżcie jej, proszę!
-Proszę się odsunąć. -ratownicy zachowywali się bardzo spokojnie.
-Defibrylator. -pierwszy strzał.. drugi.. -Mamy ją. -oznajmił jeden z ratowników medycznych, a ja mogłam w końcu wypuścić powietrze.
-Zabieramy ją do szpitala. Wciąż jest nieprzytomna. -dodał drugi układając ciało kobiety do przełożenia na nosze.
-Czy mogę pojechać z wami? -zapytałam wycierając łzy.
-Przykro mi ale nie możemy zabrać pani ze sobą. Proszę się uspokoić i przyjechać pod ten adres. -jeden z nich dał mi karteczkę z pieczątką placówki szpitalnej.
-A-ale...-jeden z nich położył mi dłoń na ramieniu.
-Świetnie sobie pani poradziła. Gdyby nie pani to niewiadomo jakby się to skończyło. -i zabrali starszą kobietę na sygnale.
Nie wiem ile czasu już minęło ale zorientowałam się właśnie że siedzę w samej koszulce na zimnych panelach. Moje ciało było blade. Cała się trzęsłam i nie mogłam zapanować nad oddechem.
-Babcia.. -wydałam z siebie ochrypły dźwięk i powlokłam nogami do swojego pokoju. Gdy odzyskałam siły i zaczęłam trzeźwo myśleć ubrałam pierwsze lepsze rzeczy i wybiegłam z domu. Gps w telefonie wskazywał, że owy szpital jest niedaleko więc czekanie na jakikolwiek transport byłoby nielogiczne. Spięłam się w sobie i pobiegłam wzdłuż ulicy. Im bliżej szpitala byłam tym bardziej zaczynałam płakać na myśl że mojej babci może się coś stać. Widziałam ją.. ona patrzyła na mnie przerażona.. potem nie oddychała..
Ciemność...
Zerwałam się na łóżku próbując złapać oddech. Wtem czyjaś dłoń złapała moją rękę.
-Hej hej.. spokojnie.. to był zły sen.
-Jimin.. Uh.. jejku, tak się bałam. -wtuliłam się w rozpalone ciało chłopaka i zaczęłam płakać.
-Wszystko okej, jestem z tobą. -ujął mój podbródek w dwa palce i uniósł go tak żeby nasze spojrzenia złapały kontakt.
-Chim..
-Ciiii.. -uciszył mnie i spojrzał na moje usta. Wiedziałam do czego zaraz dojdzie i nie chciałam tego przerywać. Jimin złączył nasze usta w jedność. To było niesamowicie przyjemne doznanie. Pocałunek stawał się głębszy i coraz bardziej ukazywał nasze pożądanie. Usiadłam Jiminowi na kolanach i nie zaprzestając owej, przyjemnej czynności oplotłam dłonie na jego karku. Na miejscu, w którym siedziałam doskonale wiedziałam co się znajduje i dotarło do mnie także że Jimin jest w gotowości na wszelkie konieczności. Zaczęłam powoli poruszać biodrami. Chim jęknął mi w usta, a dłońmi pieścił moją skórę. Oboje podkręciliśmy siebie nawzajem, aż w końcu odsunęłam się od niego by złapać dech. Popatrzyłam na niego i...
Znów ciemność i.. ból?
Otworzyłam oczy na całą szerokość i poczułam niezłą migrenę. Światłowstręt był silny ale nie na tyle żebym nie wiedziała gdzie teraz jestem. To szpital. Pewnie ten sam w którym jest moja babcia. Zerwałam się do siadu i zauważyłam że mam przypięte jakieś rurki. Zerwałam je zaciskając zęby i maszyna zaczęła piszczeć. Wybiegłam z sali wprost na korytarz. Biegłam dopóki nie spotkałam kogoś z personelu. Znalazłam pielęgniarkę.
-Gdzie leży teraz Yoona Lee?
-W tej sali. Właśnie od niej wyszłam, a pani kim jest? -była przerażona na mój widok. Gdy spojrzała na moją rękę na której został tylko jeden wenflon próbowała mnie zatrzymać, jednak musiałam wejść i zobaczyć co z babcią. Otworzyłam raptownie drzwi i weszłam do środka mimo próśb pielęgniarki. W środku był lekarz i stał nad kobietą zapisując coś na kartce. Mężczyzna odwrócił się i popatrzył mnie z dziwnym spokojem.
-Proszę stąd wyjść! -pielęgniarka wciąż nie ustępowała.
-Już dobrze. Ona jest moją pacjentką. -lekarz uspokoił tą namolną pielęgniarkę. Gdy ta opuściła pomieszczenie zaczęłam spokojniej myśleć.
-Czy...
-Z pacjentką wszystko w porządku... -podeszłam bliżej żeby zobaczyć babcię. Spała.. wyglądała tak spokojnie.
-Co jej się stało? -zapytałam wprost oczekując nawet najgorszej odpowiedzi. Tak jak myślałam lekarz zaczął uciekać oczami. -Panie doktorze, proszę mi powiedzieć co się dzieje. Jestem jej wnuczką i ma tylko mnie.
—————————————————
Przyznam szczerze, że ostatnio byłam świadkiem zdarzeń gdzie trzeba było wykazać się wiedzą na temat pierwszej pomocy i stąd ten rozdział 🤔
Macie jeszcze jeden! Zaraz biorę się za kolejny i mam zamiar go wstawić jeszcze dzisiaj!!
ALE AKCJA CO?! CIEKAWE CO SIĘ STAŁO BABCI NASZEJ GŁÓWNEJ BOHATERKI? Piszcie swoje przemyślenia na ten temat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro