°72
Ten rok będzie do bani.
🌹 Dobre i złe wiadomości🌹
Zmarszczyłam brwi nie mogąc uwierzyć w słowa lekarza. Jimin był wniebowzięty. Cały czas uśmiechał się i śmiał. Bliźniaki? Dwoje dzieci naraz?
-Co? - wydusiłam z siebie pytanie nie mogąc przyjść do siebie tej informacji. - Mógłby Pan powiedzieć to jeszcze raz, ale wolniej?
Jimin stanął przede mną i położył swoje dłonie na moich ramionach.
-Skarbie, będziemy mieli bliźniaki! Albo bliźniaczki…wszystko mi jedno, ale będzie ich dwoje! Rozumiesz? To jak spełnienie moich najskytszych marzeń - wyśpiewał radośnie chłopak z wielkim uśmiechem na twarzy. Widać było, że jako ojciec cieszy się z tej wiadomości, a matka…jest w szoku.
-Czekaj…nie może to do mnie dotrzeć…dwoje dzieci, tak? - pokazałam chłopakowi dwa palce, a on przytaknął.
-Pokaże pani dzieci - rzucił lekarz i pokazał długopisem dwie plamy na ekranie. - Tu jest pierwszy płód, a tu drugi. Na szczęście są zdrowe i bardzo dobrze się rozwijają.
-To najważniejsze…- rzuciłam kładąc dłoń na brzuchu. - Przez tego lekarza najadłam się tyle stresu…szkoda gadać.
-Zwolniliście go? - zapytał Jimin już uspokojony wiadomością, że wszystko jest dobrze.
-Tak proszę pana - lekarz wstał z fotela i wyjął z szuflady chusteczki. Podał mi je posyłajac mi spokojny uśmiech. - Ten mężczyzna nie nadawał się do tego zawodu. Przez niego dwie panie straciły swoje pociechy. Z pewnością żaden z tych czynów nie ujdzie mu płaczem. Wszystko skończy się w sądzie.
-Oby gnił za kratkami…przez niego mogłem stracić moje kochane dzieci. Moich dwóch kochanych synów - chłopak klęknął przy kozetce i dotknął delikatnie miejsca, gdzie prawdopodobnie rozwijały się jego pociechy.
Nie to, że nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy. Byłam wręcz zrozpaczona, gdy dowiedziałam się o poronieniu. Bliźniaki to jednak duży obowiązek. Dwa razy więcej pieluch, dwa razy więcej płaczu, a przede wszystkim Hae…ona przecież potrzebuje ciągłej opieki.
Wygramy tą walkę. Hae musi przeżyć! Teraz liczy się tylko ona.
-Musimy się zbierać - rzuciłam wstając z fotela.
-Moment dam jeszcze pani dokumenty i zdjęcie usg - podszedł szybkim krokiem do biurka i wziął jakieś kartki. Podał mi je i wydrukowała zdjecie. Jimin szybko je chwycił i zaczął mu się przyglądać.
-Idziemy? - zapytał łapiąc mnie za dłoń.
Przytaknęłam mu i podziękowałam lekarzowi. Dzięki niemu moje nadzieję powróciły. Dzięki niemu dowiedziałam się prawdy.
-Reszta nie uwierzy w to! - pisnął chłopak i scisnal mocniej moją małą dłoń.
-Ja też nie mogę w to uwierzyć…słyszałam kiedyś od matki, że w mojej rodzinie rodziły się bliźniaki, ale nigdy nie sądziłam, że akurat trafią się mi…- rzekłam zamroczona i zdezorientowana. Chłopak zaczął prowadzić mnie z powrotem do sali Hae, a ja po prostu podazalam za nim.
Nagle stanęłam na środku korytarza i pociągnęłam go, by spojrzał na mnie.
-A co jak nie poradzę sobie z nimi? Przecież troje dzieci będzie na mojej głowie. Hae nie jest taka duża. Nie potrafi większości rzeczy - wyjąkałam przerażona i usiadłam na krześle obok sali naszej małej księżniczki.
-Jesteś cudowną mamą Y/N. Tyle czasu wychowywałaś ją samą bez mojej pomocy. Teraz też sobie poradzisz - pstryknął mnie delikatnie w nos. - Poza tym masz przecież mnie. Nigdy nie zostawię cię z tym samą. W końcu to są nasze dzieci...chce być w każdym momencie ich życia.
Te słowa bardzo mi pomogły. Nie czułam już takiej presji. Wstałam z krzesła i najczulej jak potrafiłam przytuliłam chłopaka, który z resztą zrobił to samo.
-Zobaczysz wszystko będzie dobrze. Hae wyzdrowieje, urodzisz mi śliczną parkę i weźmiemy ślub - szepnął mi do ucha chłopak i odsunął się tylko po to, by poprawić mi grzywkę. - Moja piękna prawie żono.
-Mój kochany prawie mąż - cmoknęłam go w usta i przytuliłam tak jak wcześniej. - Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że cię poznałam.
-Ja też i to bardzo…wcześniej byłem tylko cieniem człowieka. Maszyną do produkcji pieniędzy, ale ty to zmieniłaś - pogłaskał moje plecy czule.
Po tym miłosnym uścisku nabrałam ochotę na więcej takich czułości. W końcu teraz będę miała wytłumaczenie dlaczego będę go przytulać dłużej, albo będę chciała więcej buziaków. Chociaż Jimin nie będzie narzekać. On kocha mnie przytulać, albo całować. Ten człowiek jest bardzo niedopieszczony. Potrzebuję on mnóstwo uwagi i uczucia. Z resztą nie tylko on. W tych sprawach bardzo się dopełniamy. Nie wiem jak wytrzymałam bez niego te cztery lata.
-Kocham cię - wyznałam i uniosłam twarzy, by była ona naprzeciwko niego. Jimin jedynie uśmiechnął się szeroko, aż z jego oczu zrobiły się dwie małe kreski. Potem jakby nigdy nic pocałował mnie na środku korytarza…i to nie w nos czy czoło. Jego usteczka wylądowały na moich spragnionych jego uwagi wargach, które miał zamiar porządnie wypieścić. Kiedy nie mogłam oddychać odsunęłam się, a Jimin chciał znowu mnie pocałować.
-Ej daj mi buzi - mruknął smutno i znowu chciał się zbliżyć, ale za każdym razem odwróciłam twarz w inną stronę.
-Chciałam Ci tylko powiedzieć, że ja ciebie też…a ty? - zapytałam Parka.
-Przecież cię pocałowałem, a to chyba jest odpowiedź - zaczął się droczyć co sprawiło, że ciśnienie w moich żyłach wzrosło.
-Kochasz mnie? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
-Najbardziej na świecie…jesteś cudowna, piękna i taka troskliwa. Uwielbiam twoje oczy, uroczy charakter oraz miłość do zwierzaków. Kocham cię i nasze dzieci. Dziękuję, że wybaczyłaś mi mój błąd. Jesteś moim największym skarbem…chciałbym być twoim mężem - wyznał chłopak, a ja nie wiedząc co zrobić, więc znowu go pocałowałam.
Następnie odsunęłam się od niego i spojrzałam na drzwi sali Hae. Znowu cały ciężar wylądował mi na sercu.
-Wszystko będzie dobrze - stwierdził Jimin, jednak ja miałam mieszane uczucia. Mimo wiary miałam wątpliwości czy, ktoś będzie chciał oddać Hae swoje oko. Trzeba czekać na dawcę, a nie będzie to proste. Dawcą może być osoba, która ma tą samą grupę krwi co Hae i najważniejsze…musi być z nią konbatywilna. To będzie trudne.
-Boję się Jimin…- zerknęłam na niego kątem oka i stwierdziłam, że on przeżywa to gorzej ode mnie.
Otworzyłam drzwi, a Hae wyskoczyła z łóżka jak z procy i podbiegła do mnie krzycząc.
-Mamusiu! Mamusiu! - przytuliła się do mnie, a ja objęłam ją ramionami i pogłaskałam po głowie. Gdy opuściłam dłoń poczułam, że coś na niej zostało….
Krzyknęłam przerażona…to był kosmyk czarnych włosów Hae!
-Spokojnie skarbie… - przytulił mnie chłopak, gdy zauważył panikę w moich oczach. Hae spojrzała na moją dłoń z łzami w oczach. Jimin wziął ją na ręce i przytulił nas obie.
-Spokojnie dziewczyny…- pocałował nasze czoła. - To normalne…cichutko - zaczął mruczeć pod nosem Serendipity, a Hae zasnęła z wycieńczenia na jego rękach.
Chłopak położył ją w łóżku, a mnie posadził na swoich kolanach.
-Wypadają jej włosy… - szepnęłam przerażona.
Zdawałam sobie sprawę, że chemioterapia jest niszcząca dla organizmu, ale zapomniałam, że ci którzy ją przyjmują są łysi po pewnym czasie. Nie wyobrażałam sobie Hae w chuście na głowie i bez włosów. Ten widok na pewno by mnie bolał. Nie chcę, by tak było.
Nagle do sali wpadł lekarz.
-Nie mam dobrych wieści! - krzyknął do nas. - Nowotwór rozprzestrzenił się na drugie oko.
🌹🌹🌹
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro