Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Is it true?

♡♡ Dla kochanej princesse_delespoir jako spóźniony prezent urodzinowy ♡♡

I dla ninjacrystal oraz Qnisia


Is it true?“- Butterfly


— Yoongi, dlaczego?— zapytał Taehyung samego siebie. Już przestał liczyć, ile razy zadał to pytanie. Jego ciało zaczęło drżeć, podczas gdy policzki zalały się łzami.

Jego ręcę trzymające kopertę, już nie tyle drżały, co dygotały. Musiał się bardzo starać, żeby list z głośnym plaskiem, nie opadł na drewniane panele. Podszedł do biurka, na którym położył ostrożnie kopertę, niczym najdroższy skarb. Była nim. Do starego biurka, wykonanego z hebanowego drewna...

Przy tym biurku dwójka chłopców; jednego jedenastoletniego, drugiego dziewięcioletniego odkrywała, jak zabawne i zarazem fascynujące może być sklejanie słów w zdania oraz tworzenie pięknych zdań, a z nich opowieści.

— Hyung— zaczął młodszy, podnosząc głowę, ponieważ podczas pisania, jego nos prawie opierał się na kartce— Co to znaczy „onamatopedała"?

Yoongi wybuchł śmiechem, a Taehyung zmarszczył brwi. W końcu kto by lubił, jakby się z niego śmiano, kiedy on nawet nie wiedział dlaczego?

Masz na myśli onomatopeję?— zapytał retorycznie Min, kiedy udało mu się opanować śmiech. Tae skinął głową— Wyraz dźwiękonaśladowczy.

Czyli?— starszy miał go wyprowadzić z niewiedzy, a tymczasem Kim czuł się bardziej zagubiony, niż na początku Hyung, mów konkretniej. Nie każdy jest tak mądry jak ty, a ja to w ogóle jestem głupi.

Skąd taki pomysł, Tae?— zapytał Yoongi zmartwiony— Wcale nie jesteś głupi, jesteś mądrzejszy ode mnie.

Ale Jungkook powiedział mi, że jestem głupi— starał się bronić młodszy.

Znowu opowiadałeś w szkole, o różowej krainie, pełnej różowych jednorożców, na której mieszkają kosmici bez twarzy, którzy noszą maski?— zapytał starszy, na co drugi skinął głową— Tae, nie jesteś głupi, tylko Jungkook ma małą wyobraźnię, o ile oczywiście ją ma.

Taehyung bardzo cieszyło to, że nie jest głupi, bo w końcu kto chciałby być głupim, jednak nie wiedział, czemu słowa przyjaciela go zawstydziły. Chciał szybko zmienić temat.

Co to ta „onomawtopę"?

Onomatopeja— Min westchnął— na przykład miałczeć.

Koty miałczął— Kim zamyślił się— Ty, hyung, jesteś kotem, masz takie kocie oczy.

Chyba zaczynam mieć cię dość— Yoongi miał wrażenie, że młodszy testuje jego cierpliwość.

Przykro mi— Tae wydął dolną wargę— Ja nigdy nie będę miał cię dosć, hyung.

Tak, to było bardzo miłe wspomnienie, w innych okolicznościach na twarz Kima wypłynąłby uśmiech, ale nie teraz. Tae miał więcej takich wspomnień, ale nie chciał ich sobie przypominać. Bał się, że mógłby zaplątać się w ich pozornie pięknych szponach, z których nie miałby siły się wydostać i w których powoli stracił by oddech.

Skierował się powoli w stronę okna, aby je otworzyć. Spojrzał przez nie, co było złym pomysłem. Niebo zrobiło się szarę, a wszystkie chmury pouciekały do swoich kryjówek. Zwrócił swój wzrok na drewnianą huśtawkę, którą lekko bujał wiatr, trawa pod nią była zadeptana i wtedy tworzyło się pod nią błoto. To zmusiło Kima do wpomnień.

Yoongi-hyung, co znaczy kogoś kochać?— zapytał Tae, podczas huśtania się Yoongiego.

Zawsze huśtali się na zmianę, po umownych czterech minutach, zamieniali się i ten, który się wcześniej huśtał pomagał drugiemu rozbujać się.

Ostatnio zadajesz wiele pytań, Tae— Yoongi uśmiechnął się delikatnie, odchylając głowę do tyłu, w stronę młodszego.

Po prostu jedna z dziewczyn z klasy mi to powiedziała, a ja nie wiedziałem, co ma na myśli— zdradził Taehyung— To, co to znaczy?— co, jak co, ale Kim nie należał do najbardziej cierpliwych osób.

Kiedy kogoś kochasz, chcesz każdą chwilę spędzać z tą osobą, wywoływać na jej twarzy uśmiech, jednak najważniejsze dla ciebie jest, żeby ta osoba była szczęśliwa, nawet jeżeli bez ciebie i nawet, jeżeli z kimś innym— odparł Min, schodząc z huśtawki- jego kolej już się skończyła.

W takim razie jej nie kocham- jest mi zupełnie obojętna— Yoongi popchnął plecy młodszego, żeby go rozhuśtać— Ale kocham ciebie, Yoongi-hyung.

Yoongi zakrztusił się własną śliną.

N-Nie o to chodzi, głupku— policzki starszego zalały się czerwienią. Dobrze, że młodszy był odwrócony tyłem.

Mówiłeś, że nie jestem głupi!— oburzył się Kim.

Siedź cicho— rozkawał Yoongi.

Zapadła niezręczna cisza, a atmosfera zrobiła się gęstrza od ich ostatniego, nieudanego ciasta, a ta masa czekoladowa było tak gęsta, że nie dało się w nią włożyć łyżki.

A ja i tak kocham cię, Yoongi-hyung- powtórzył Kim i dodał— Czy tego chcesz, czy nie.

Och, ja ciebie też, dzieciaku— Min zaczął się śmiać, a po chwili dołączył do niego również Tae.

Wzrok chłopaka zrobił się zamglony, położył się na łóżku i zaczął wpatrywać się w sufit.

— Yoongi, dlaczego?

Piętnastolatek i osiemnastolatek, chyba po raz pierwszy się pokłócili. Oczywiście zdarzały im się drobne sprzeczki, ale to nie było nic poważnego. Na przykład, kiedy Yoongi szedł do toalety, zostawiając ostatnią frytkę, a podczas jego nieobecności ta w magiczny sposób znikała z talerza, z czym Tae oczywiście nie miał nic wspólnego albo kiedy śnieżka sama się ulepiła i rzuciła w twarz Kima. A mówią, że magia nie istnieje.

Taehyung, proszę wysłuchaj mnie do końca.

Yoongi, ona nie jest taka, za jaką ją masz! Kocham mnie i jej na mnie zależy, o wiele bardziej, niż tobie— Taehyung ignorował próby Yoongiego, w dotarciu do niego— Powinieneś chcieć mojego szczęścia.

Chce go! Jesteś dla niej, tylko jedną z opcji. Wszystkich zostawiła po maksymalnie kilku miesiącach, dlaczego z tobą ma być inaczej? Proszę, wysłuchaj mnie, Tae...

Może mnie kocha naprawdę?! Może jestem wyjątkowy?! Może jestem wyjątkowy dla niej?! Yoongi, wyjdź, mam cię dość. Jak mogłeś nazywać się moim przyjacielem, przez cały ten czas?!

Yoongi wyszedł, chociaż chciał zostać i przytulić Kima z całej siły. Starszy poczuł się okropnie zraniony przez kogoś, kogo szczęścia pragnął najbardziej na świecie. Z kolei wyższy czuł się obrażony przez kogoś, kogo uważał za najlepszego przyjaciela. W dodatku obrażono jego piękną, wspaniałą i kochaną dziewczynę- Lisę, którą przecież kochał od tak dawna, a starszy doskonale o tym wiedział. Podobno chciał jego szczęścia. W końcu nie będzie dla Lisy tylko zabawką, którą zostawi, jak tylko się nią znudzi, prawda?

Kim wstał i skierował się do kuchni. Nie uważał na to, jak stawia kroki, przez co, nogi mu się plątały i kilka razy prawie się przewrócił. Gdy doszedł do kuchni, wyjął szklankę z górnej szafki oraz nalał do niej wodę i przechylił ją do ust.

Yoongi siedział sam w domu, czytając książkę, której tytułu nawet nie pamiętał, podczas gdy za oknem lało, jak z cebra. Kiedy usłyszał dzwonek do drzwi, wstał i zbiegł po stromych schodach, do drzwi. Otworzył je i przed jego oczami pojawiły się zmaltretowane przez deszcz niezapominajki. Za nimi dostrzegł przemoczonego do suchej nitki, trochę od niego wyższego chłopaka, którego mokra grzywka przykrywała oczy, a nos i policzki były czerwone, jak po długim płaczu.

Mogę wejść?— zapytał niski głos.

Min przysunął się w drzwiach, wpuszczając gościa do domu i zaprowadził drugiego do swojego pokoju. Pochylił się nad szafą, aby wyciągnąć z niej ręcznik oraz jakieś za duże, na niego ubrania. Podał je brunetowi i zabrał od niego niebieskie kwiaty. Ten udał się do toalety, do której drogę znał na pamięć. W tym samym czasie Yoongi nalał wodę do wazonu i włożył do niego niego niezapominajki. Na jego twarz wylał się blady uśmiech. Niezapominajki były jego ulubionymi kwiatami, a Taehyung o tym pamiętał. Wrócił do swojego pokoju z naczyniem, które ustawił na komodzie. W tym samym momencie wszedł Kim z ręcznikiem przewieszonym przez ramię, a z jego włosów skapywały kropelki wody, które opadały bezdźwięcznie na podłogę. Yoongi przełknął głośno ślinę.

— Yoongi, proszę wybacz mi— wyszeptał Taehyung, po czym wybuchł płaczem.

Przez pierwsze kilka sekund Min stał w miejscu, nie rozumiejąc, co właściwie się stało. Kiedy w końcu zrozumiał, podszedł do wyższego i go objął, na co drugiego przeszedł dreszcz, ale również wtulił się w niego, jak w wielkiego pluszaka, a to podobno on był Zimowym Misiem.

— Nie masz za co przeprać, Tae.

Grzmot zadudnił w uszach chłopaka. Tae podskoczył, upuszczając szklankę, która z trzaskiem spadła na ziemię, rozsypując się przy tym na miliony drobnych kawałeczków, a woda, która się w niej znajdowała, zmoczyła Kimowi skarpetki. I co z tego? Postanowił, że posprząta później. Teraz chciał zapomnieć- miał wrażenie, że dłużej nie wytrzyma wspomnień o Nim. Myślenie o Nim było dla niego za okrutnie cudowne, jednak bał się, że zacznie żyć tylko tymi wspomnieniami. Co również wydawało się cudowne. Pieprzyć. Chciał już tylko zatracić się we wspomnieniach o Yoongim.

Taehyung opierał głowę na ramieniu swojego hyunga, jedząc przyniesione przez starszego lody czekoladowe, łyżką, prosto z pudełka. Policzki młodszego były cały czas zalewane przez potok łez, jednak był wtedy szczęśliwy. Yoongi okrył ich ciała pastelowo-różowym kocem. Kimowi było ciepło i miło oraz przyjemnie. Czuł na sobię ciepło najważniejszej osoby na świecie, która cały czas przy nim była, pomimo jego okrutnych słów, no i miał lody.

— Przepraszam, Yoongi— powtórzył, chyba po raz piąty tego wieczoru Taehyung.

— Już przestań. Serio przestań, bo się naprawdę obrażę.

Młodszy przysunął się jeszcze bliżej Mina. Jego zdaniem o wiele za blisko. Niższy przełknął głośno ślinę.

— Następnym razem posłucham cię, Yoongi— obiecał Taehyung zamykając oczy i zaciągając się zapachem przyjaciela, a pachniał pięknie, o wiele lepiej, niż kiedykolwiek Lisa.

Nie pachniał żadną wodą kolońską, perfumami, czy żelem pod prysznic. To był poprostu zapach jego skóry; delikatny, ale wyrażny dla nozdrzy Kima. Nie potrafił porównać tej woni, do niczego innego na świecie. Od zawsze czuł ten zapach, roztaczający się od Yoongiego, jednak dopiero jakiś czas temu, odkrył, jak go uzalażnia.

— Myślałem, że już nie będzie następnego razu— wyrwało się złośliwie Minowi— Znaczy... Ja chce tylko, żebyś był szczęśliwy, Tae.

— A ja chce, żebyś ty był szczęśliwy— Taehyung otworzył oczy i przesunął się tak, aby móc spojrzeć starszemu w oczy. Gdy drugi unikał jego spojrzenia, dodał— Yoongi— i złapał podbródek starszego, zmuszając go tym samym do spojrzenia na siebie.

Gdy ich wzrok się skrzyżował, Taehyung poczuł, jak coś przewróciło mu się w żołądku. Trzeba było nie jeść tylu lodów. Wzrok niższego zniżył się kawałek od czekoladowych oczu drugiego i gwałtownie wstał, biegnąc w stronę toalety. Tae doskonale wiedział, że nie był taki brzydki, żeby od samego patrzenia na niego zwymiotować, przez co był ciekawy, czemu Min tak się zerwał z miejsca.

Już dawno zaszło słońce i ten dzień umarł, mając już nigdy się nie powtórzyć. Taehyung czuł, że zaraz oszaleje. Jak w transie, nie zwracając specjalnej uwagi na otoczenie, poszedł wziąć przysznic. Nie chciał zmyć z siebie wspomnień, chciał zimną wodą schować je głęboko pod swoją skórą, aby nie mogły uciec. Nie chciał być samotny. Miał wtedy wspomnienia i siebie. Siebie oraz wspomnienia. Gdy opadł ciężko na pościel, prawie natychmiast jego powieki zamknęły się. I oddał się do krainy snów, która pragnęła zachować go w tym cudownym, jednak obłudnym świecie na zawsze. Na zawsze i kilka dni dłużej.

Kim dostał chyba po raz pierwszy w życiu od rodziców szlaban, poważniejszy od wyłączenia internetu. Nie wolno było mu wychodzić z domu po szkole, ani szwędać się ze znajomymi. Tae nie rozumiał, dlaczego dostał ten szlaban, skoro jego rodzice, kiedy byli w jego wieku, na pewno też chodzili na imprezy bez zgody opiekunów.

Na tej pamiętnej imprezie był alkohol, którego chłopak zasmakował pierwszy raz- upił się tak, że wszedł na stół i zaczął robić striptiz, krzycząc: „Min Yoongi zostanie moją żoną! Urodzę mu gromadkę bachorów i nadamy im imiona dla przeciwnej płci!“. Na szczęście na imprezie był również Jimin, który w przeciwieństwie do Kima miał mocną głowę albo może więcej doświadczenia? Pewnie, to i to. W każdym razie znalazł w telefonie Taehyunga numer do Yoongiego i zadzwonił, prosząc, żeby po niego przyjechał. Podczas jego rozmowy, akurat Kim zdejmował koszulkę, pod którą nie było nic szczególnie ważnego do zapamiętania. Po chwili Min już przenosił, przerzuconego przez ramię Tae, który bardzo chciał dokończyć swój striptiz, do samochodu.

Tae na pewno nie miał zamiaru, siedzieć przez cały ten czas w domu. Zszedł na parter, kierując się powoli do kuchni. Chłopak wyszedł oknem z pokoju, przy okazji zadrapując swój łokieć i stawiając dumnie krok, za krokiem w stronę śnieżnego płotu, tnącego się wysoko w górę. Kim spojrzał wyzywająco na kawałki drewna. Mur, dzielący go od przyjaciela, był zarośnięty winoroślą. Rodziła ona białe winogrona, ale o tym kiedy indziej. Tae postawił niepewnie stopę na najniższym, delikatnym pędzie i w tamtym momencie całe jego nie zdecydowanie zniknęło, zostawiając po sobie tylko zdesperowanie. Szybko wspiął się po gałęziach rośliny i już niedługo stał na szczycie, oglądając widok, czyli trawę, swój mały biały domek oraz identyczny Yoongiego. Miejsce, które kochał najbardziej na świecie. Jego dom. Kim nie zatanawiał się nad tym, jak oraz dlaczego delikatne pnącza winorośli go utrzymują, chociaż ostatnio dodatkowo przytył. Może dzięki temu jeszcze nie spadł, w końcu głupi zawsze ma szczęście. Taehyungowi udało się zeskoczyć z płotu, zadrapując tylko kolana. Czuł się bardzo zwinne, niczym prawdziwy kaskader oraz bohatersko, łamiąc zakaz rodziców. Zasady są po to, żeby je łamać, tak? Czarnowłosy chciał znaleźć się już szybko w cieplutkim mieszkanku starszego, więc przebiegł kawałek do drzwi, po czym zapukał w nie może trochę za energicznie. W końcu jednego zadrapania państwo Min by nie zauważyli. Gorzej, jeżeli było ich pięć. Po chwili drzwi otworzył ociężale Yoongi, którego źrenice powiększyły się, widząc Tae. Tego Tae, który miał szlaban na wszystko, ale stał w wejściu do jego domu uśmiechając się głupkowato.

— Tae, co tu robisz?— zapytał głupio starszy. W końcu drugi stał— Wracaj do domu.

— Ja się staram, przechodzę przez płot, a ty mi każesz wracać?— zapytał retorycznie Kim, przepychając się w drzwiach— Masz coś do jedzenia? Umieram z głodu.

Yoongi westchnął i spojrzał na młodszego. Tae ostatnio wyglądał bardzo dobrze. Nawet wtedy, kiedy był w dresach, jego kształtne uda były dobrze widoczne, a symetryczna twarz przypominała obrazek, namalowany przez najlepszego na świecie malarza, którego wybujała wyobraźnia pozwalała mu połączyć twarze; anioła i demona w jedno, tworząc ten ideał. Min pragnął podziękować temu artyście...

Kiedy starszy przyniósł ciastka czekoladowe drugiemu, Taehyung już zdążył wygodnie się położyć w jego w jego łóżku, kładąc stopy na poduszce, a w miejscu przeznaczonym dla nich położył głowę. Kim wyrobił się również z przeszukaniem szafki niższego. Znalazł w niej jeden niepokokąco-ciekawy przedmiot.

— Yoongi, znowu palisz?— zapytał, wyciągając zza siebie paczkę papierosów.

Yoongi mruknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi.

— Proszę, skończ z tym na stałe— podczas jego słów, materac ugiął się pod ciężarem Mina.

— To nie takie proste— burknął Yoongi.

— Wiem, ale mam zamiar ci pomóc— Taehyung uśmiechnął się w swój charakterystyczny, kwadratowy sposób, co drugi uważał za bardzo ładne— Może znajdziesz sobie chłopaka?

Po jego słowach Min nieomal zadławił się soczkiem ananasowym, który pił.

— J-jakiego chłopaka?!

— Yoonie, jesteś za ładny na dziewczynę— Tae przysunął się nieco bliżej starszego— nie uważasz?

— Jestem bi— Min założył ręcę na piersi.

— Tak, jak myślałem— uśmiech wyższego zrobił się jeszcze szerszy i położył głowę na kolanach drugiego, którego policzki przybrały buraczkową barwę.

— Tae...— chciał zacząć Yoongi.

— Wygodnie tu— Kim zamknął oczy i wgłębił się w uda Mina.

Ręka starszego, nawet nie zauważył kiedy, zanurzyła się w czarnych włosach wyższego. Ta błoga chwila trwała by dłużej, gdyby nie gołąb, który postanowił, że w ramach urozmaicenia dnia, zderzy się z szybą, na co obaj podskoczyli, a Tae zdał sobię sprawę, z tego co zrobił. Jego policzki, również pokrył wyraźny rumieniec, który nie umknął przed wzrokiem Yoongiego.

— To chyba znak, że muszę już iść— Kim zerwał się z miejsca i w ułamku sekundy stał już przy drzwiach.

— Zostań— głos Mina go zatrzymał, ale jego oddech przyspieszył.

Yoongi wstał, a jego nogi, praktycznie wbrew jego woli, powłóczyły się w stronę drugiego. Zatrzymał się dopiero bardzo blisko Tae. Stanął na palcach i odruchowo musnął jego wargi, tymi swoimi. Drugi oddał pocałunek. Był bardzo delikatny i niewinny. Kiedy ich wargi ostatecznie rozłączyły się, a usta złapały głęboki oddech, ich spojrzechnia spotkały się dosłownie, na ułamek sekundy. Następnie Kim z prędkością światła, a może nawet szybciej, wybiegł z domu starszego i nawet nie pomyślał, o tym, że wbięgnięcie do domu drzwiami wejściowymi, może nie być najlepszem pomysłem. Z kolei Yoongi cofnął się, aż trafił plecami na ścianę, po której zjechał na podłogę. Na jego twarzy pojawił się blady uśmiech. Obaj zadawali sobię pytanie; „dlaczego czuli takie strasznie miłe uczucie?“.

Tae miał dość, chciał już zatracić się we wspomnieniach. Pomimo drżących dłoni, wyjął z szafki biurka, swój najdroższy skarb, sięgnął po nożyk do listów, który leżał na meblu. Kim od zawsze lubił kolekcjonować takie przedmioty.

„Witaj Tae,
Zjadłeś? Mam nadzieję, że tak i pamiętaj o piciu- dni robią się coraz cieplejsze. Idzie lato. I byłoby źle gdybyś się odwodnił. Naprawdę nie znoszę lata, ale wiem, że Ty je lubisz i to mi wystarczyło, żeby wytrzymać te wszystkie coroczne piekła na Ziemii.

Przepraszam, że nigdy więcej nie zobaczę Twojej uśmiechniętej twarzy oraz nie wywołam tego, że kąciki Twoich słodkich ust podniosą się w górę. Mam nadzieję, że będą się podnosić jeszcze miliardy razy. Za to, że już nigdy nie będziemy oglądać razem pierwszych kwiatów, cieszyć oczy kolorem świata, oświetlanego przez sierpniowe słońce, oglądać spadających, kolorowych liści jesienią oraz przyglądać się białemu i zimnemu puchowi, wylatującemu z chmur zimą.

Przepraszam za to, że tyle razy byłem na Ciebie zły z błahych powodów oraz za to, że  nigdy nie zetrę już łez z Twoich policzków oraz już nigdy Cię nie pocieszę i nie rozbawię. Masz naprawdę piękny uśmiech, a kiedy się śmiejesz, Twoje policzki cudownie się podnoszą.

Przepraszam za to, że już mnie z Tobą nie ma i już nigdy mnie z Tobą nie będzie.

Zdecydowanie należą Ci się wyjaśnienia. Nie mogę ze sobą wytrzymać. Jestem osobą, której towarzystwa nie mogę znieść. Z osobami, których nienawidzimy można się unikać, jednak z sobą samym się nie da. Uwierz mi, bardzo się starałem. Starałem się zniszczyć się zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Przez kilka dni nic nie jadłem, a potem obżerałem się, ponieważ nie mogę znieść uczucia obojętności. Obojętność mnie zabija. Nie robiłem tego z powodu jakichś kompleksów, robiłem to, żeby zadać sobie ból. Nie znoszę uczucia obojętności. Obojętność mnie dobija. Wszystko mi jedno, czy czuję ból, czy przyjemność. Właściwie gdzie jest różnica? Widziałeś od czasu, gdy skończyłem trzymaście lat, moje uda? Właśnie, są całe w bliznach. Żeby nikt nie zauważył. Żeby coś poczuć. Żeby inni nie okazywali litości. Żeby inni nie współczuli. Żebyś Ty nie cierpiał. Przypomina mi to o tym, że żyję. A to nie tak, że nie chce żyć. Pragnę żyć bez siebie. Bez osoby, której tak okropnie nienawidzę. Podobno nienawidzi się tylko osób, z które mają z nami coś wspólnego? W takim razie to ja mogę być osobą, której najbardziej nienawidzę i tak zreszą jest, a Ty musisz ze mną mieć tak mało wspólnego, że jeden z nas nie jest nawet człowiekiem. Nie chce umrzeć. Chce żyć. Chce żyć będąc kimś innym. Kimkolwiek. Mogę mieć mnóstwo problemów, ale żaden problem nie jest taki wielki, jak nie wytrzymywanie ze sobą. Czuję wielkie obrzydzenie do każdej mojej cechy. Dziwi mnie, że inni ludzie i Ty, są w stanie ze mną wytrzymać. Nigdy tego nie pokazywałem, ponieważ nienawidzę okazywanej mi litości. Co ona ma zmieniać? Tylko mnie irytuję. Jestem tylko durnym śmieciem, który nie potrafi wytrzymać nawet ze sobą i zabiera wartościowym ludziom powietrze do oddychania, gdzie tu miejsce na litość?! Matka natura była okrutna, wydając na ten świat, na którym i tak jest za dużo ludzi, kogoś, kto urodził się, aby cierpieć.

Tae,
Proszę nie płacz. Jesteś zbyt piękny, żeby płakać, po takim śmieciu, jak ja. Nie marnuj swojego życia na żałobę. Wierzę w to, że w następnym życiu nasze przeznaczenie znowu się splecie. Tylko dzięki Tobie oraz dla Ciebie przeżyłem tyle.

Proszę Tae,
Żyj. Żyj szczęśliwie i znajdź kogoś, kto Cię pokocha i da Ci to, czego ja nie mogłem Ci dać. Zakochaj się. Dobrze się ucz, żeby znaleźć dobrą pracę. Zwiąż się z kimś, z kim będziesz szczęśliwy. Uśmiechaj się. Śmiej się. Dobrze się odżywiaj. I wiem, że to samolubne, ale pamiętaj o mnie, ja o Tobie nigdy nie zapomnę. Jesteś jedynym sensem mojego istnienia. Jesteś piękną, nie w sensie zewnętrzym, chociaż w tym też, osobą, masz cudowne serce i błyszczysz wśród milionów zwykłych, szarych ludzi. Nigdy nie waż się wąpnić w to, że jesteś bardziej wartościowy, niż wszyscy ludzie na świecie razem wzięci. Jesteś moim światełkiem, które oświetlało drogę, dając mi nadzieję oraz chęć walki. Chęć walki z moim problemem- ze sobą. I teraz, kiedy to czytasz, jestem szczęśliwy, ponieważ nie jestem już tym mną.

Kocham Cię, Taesiu. Nie miłością braterską, ani nie przyjacielską. Kocham Cię, pomimo że nie powinienem, w końcu ja jestem śmieciem, a Ty ideałem. Takim ideałem, że gdyby ktoś mi o Tobie opowiadał, nie uwierzył bym, że istniejesz. Jesteś moim wszystkim.

Twój Yoongi

PS: W pudełku z tym listem, podpisanym „rzeczy Taechuja“, są książki, o które mnie prosiłeś i prezenty na każde Twoje urodziny do trzydziestki. Możesz już je otworzyć. Mam nadzieję, że Ci się spodobają. Starałem się wybrać coś idealnego dla Ciebie, ale nie otwieraj jeszcze listów z życzeniami.“

Policzki Tae były, jak brzeg morza podczas kolejnego przypływu. Były zalewane już wiele razy, ale teraz, kiedy wydawało się, że już się to nie stanie, woda znowu zalała, cały czas wilgotny brzeg. To było jak zasada. W tym przypadku łzy. Małe, słone kropelki spływały po policzkach chłopaka, a ścieranie ich, wcale nie pomagało. W miejscu jednej pojawiały się kolejne trzy. W tym samym czasie w jego głowie panowała zupełna pustka. Jej środek byłby zupełnie nijaki, gdyby nie smutek, rozlewający się w niej, jak śmiercionośny gaz. Wypełniał powoli każdy fragment jego ciała, od głowy, aż po opuszki palców. Zatonął w nim, zatracił się w nim. Kim odsunął krzesło tak gwałtownie do tyłu, szurając po podłodze, że opadło ono na drewniane panele, z trzaskiem. Tae pokonał odległość, od biurka, do drzwi prowadzących do ogrodu, szybciej, niż łzy spływały po jego policzkach, szybciej niż łzy spływały z jego karmelowych policzków. W wielkim pośpiechu, zdążył tylko złapać list.

Trawa pod każdym jego krokiem ugniatała się. Była jak on. Kim rzucił się bezmyślnie na zimną ziemię. Był bezsilny. Stracił sens, znaczenie, wszystko. Jego wszystko zabiło się. Nie wytrzymało z nim. Chmury bezczelnie odsłaniały piękne, błękitne niebo, świerszcze skakały wesoło, a ptaki ćwierkały. To było bez znaczenia. Miało znaczenie, jak był Yoongi. Taehyung trząsł się, przyciągając kolana do piersi i obejmując je ramionami. Był obrzydliwy.

Zjawiskowo piękny motyl przeleciał nad jego ciałem i wydawało się, że zawrócił. Usiadł na nosie chłopaka. Miał cudowne skrzydła w kolorze zmieszanych ze sobą nieba i morza. Czarnowłosy widział takiego po raz pierwszy. Przypominał mu coś, nie kogoś. Koreańczyk wybuchł śmiechem, którego echo jeszcze długo dudniło w jego uszach.

Taehyung zamknął oczy.

----------------------------------------------
Napiszcie, czy wam się podoba oraz proszę krytykujcie!

Miłego ranka/południa/popołudnia/wieczora/nocy! ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro