{42} Prezenty
Luke
Porwałem się trochę z prowadzeniem samochodu i bardzo szybko musiałem się zatrzymać.
– To nie jest dobry pomysł – mówię. Stale mi gasł i nie chciał ruszyć, jednak wymaga to trochę precyzji – Nie chcę nas zabić.
– Lekarz mówił, że tak będzie.
– Nie będę się tym przejmował, wszystkiego się nauczę. Cholera, może od razu nie będę mógł biegać za Cole'm – ta wizja mnie zasmuciła – Chociaż wezmę go na ręce – szukałem pozytywów.
– To trochę tak jakbyś na nowo uczył się chodzić.
Kiwam głową.
– Najważniejsze, że nie straciłem pamięci, nie byłoby nic gorszego niż zapomnienie o Jenny, o Cole'u, o tobie....
– Dobrze, że w końcu wiesz, że jesteś szczęściarzem – zamieniamy się, Liam znowu zostaje kierowcą.
– Chcę tylko stanąć przed nią na dwóch nogach i móc ją przytulić, kochać się z nią, tak jak należy, tylko o tym marzę.
– Może jednak zabiorę Cole'a?
– Nie, nie, romansowaniem zajmiemy się w nocy.
– Wystarczy – może znowu zrobiłem się zbytnią gadułą.
Zaliczamy każdy punkt, który miałem na mojej małej liście, aż w końcu Liam odwozi mnie pod dom.
– Powodzenia z Mia – mówię mu.
– Kocham cię, brachu – uśmiecham się do niego.
– Kocham cię, Liam – odwzajemnia uśmiech.
– Dobra, wystarczy tych czułości braterskich, leć przytul żonę – to właśnie zamierzam zrobić.
Wychodzę z samochodu. Nie jest to jeszcze pewny krok i chyba szybko nie pobiegnę. Drzwi są otwarte, więc moja rodzina wróciła już do domu.
Zamierzałem ją zaskoczyć.
– Kochanie, wróciłem! – często to mówiłem, gdy wracałem z pracy.
– Ciii, Cole śpi.
Jenny wychodzi z kuchni.
– Luke? – odkładam na stół wszystko, co kupiłem – Luke.. – widzę łzy w jej oczach – Okłamałeś mnie! – mówi przez łzy – Okłamałeś!
Chwiejąc się na dwóch nogach podchodzę do niej.
– Kocham cię – Jenny wpada w moje ramiona – Kocham cię, Jenny.
– Okłamałeś mnie. Chciałam tam z tobą być – szturcha moją pierś, a potem mocniej się do mnie przytula – Boże, stoisz na dwóch nogach. Boże...
– Teraz nikt nie zwróci uwagi na moją twarz.
Całuje mój policzek z blizną.
– Wydrapię oczy każdemu, kto krzywo na ciebie spojrzy. Jesteś najpiękniejszym mężczyzną na świecie.
– Ale modelem już bym nie został.
– Luke! – wkurza się.
– Myślisz, że mogę obudzić Cole'a i pójdziemy na plaże? Kupiłem całą masę słodkości, cholera kwiaty, gdzie są kwiaty. Cholera. Nie chcę cię puścić, ale kwiaty...
– Pamiętasz, jak zapomniałeś ich ode mnie z domu? – moja Jenny się uśmiecha – Cieszę się, że to się nie zmieniło – ściska mnie mocno, ale nie za mocno, chyba nigdy nie będzie za mocno.
– Zapominalski Luke wrócił.
– Proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy – przechodzą mnie ciarki, gdy to słyszę.
– Co ja bym bez was zrobił? – kładę dłoń na jej brzuchu i lekko go pocieram – A tatuś będzie do ciebie w nocy wstawał i pozwalał wysypiać się mamusi.
Cieszymy się sobą jeszcze przez chwile, aż idziemy do sypialni Cole'a.
– A co to za spanie w dzień? – niepewnie pochylam się do niego. Łaskoczę mojego synka – Musimy iść na plaże, chłopie. Może zagramy w piłkę?
– Tatuś? – otwiera swoje piękne oczka.
– Tatuś! – biorę go na ręce, a Jenny tuli się do moich pleców.
– Czy mój synek ma ochotę pograć w piłkę? Może na razie nie pobiegam, ale...
– Tato? – Cole zerka w dół.
– Stoję! Widzisz? Musimy to uczcić.
– Piłka!
To jest właśnie to, co robimy. Niosę Cole'a na rękach, bo gdy opuściłem go na ziemie, wyciągnął do mnie rączki i powiedział, że mam go nieść. Jak mogłem mu odmówić? Jenny zabrała koszyk ze słodkościami. W środku był też prezent dla niej.
– A mama też może zagrać?
– Grałaś ze mną już! Teraz tata! – Jenny zrobiła wszystko, co mogła, żeby Cole nie odczuł tak mojej zmiany.
– Ty sobie posiedź, aniele – całuję ją w policzek, w końcu z powrotem to ja pochylam się do niej, a nie ona do mnie.
Stoję w miejscu i tylko kopię do Cole'a piłkę, ale to i tak go uszczęśliwia. Jenny proponuje tor przeszkód, więc staje na bramce, stworzonej z patyków.
Cole szybko się męczy, bo nie dałem mu się wyspać. Siadamy z Jenny, która wyjmuje właśnie tort.
– Nie przesadziłeś trochę?
– Mam coś jeszcze – sięgam po koszyk – Na nową, ale nie nową drogę życia.
Podaję Jenny pudełeczko.
– Proszę...
– Luke, nie musiałeś... nie mamy teraz zbyt wielu pieniędzy.. to przesada..
– Wracam do pracy, więc po prostu ciesz się tym.
– A co masz dla mnie, tatusiu?
– O cholera! Zapomniałem o moim synu! – pstrykam go w nos. Sięgam do koszyka – Co ty na nowy samochodzik? Nie.. mam coś lepszego – wyciągam pluszaka – Proszę! – to i tak zygzak mcqueen – Niespodzianka! – trącam pluszakiem jego buźkę.
– Dziękuję, tatusiu!
– A tobie się podoba? – Jenny ogląda swoją bransoletkę. Nic wymyślnego, tylko data naszego poznania.
– Ty – mówi ze łzami w oczach – Jesteś najbardziej romantycznym facetem jakiego znam.
– A ilu ich poznałaś?
Przysuwa się do mnie i przytula do mojego boku.
– Cole, myślisz, że będziesz romantyczny jak tatuś?
– Będę wyścigówką!
Dla takich chwil żyję. Całuje Jenny w skroń, a ona wskazuje palcem na swoje usta.
Chyba wyszliśmy na prostą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro