{41} Dwie nogi
To był ten dzień.
W końcu.
Dzisiaj.
Cholera.
Miałem wiele szczęśliwych dni w życiu. Mógłbym wymienić każdy z nich, ale ten dzień.. tego dnia odzyskuję pełną sprawność.
Znowu będę mógł się poczuć mężczyzną.
Może nie zdarzyło mi się to na wojnie, może nikogo nie uratowałem, może nie zrobiłem za wiele dobrego w życiu, ale czułem, że zasługuję na pełną sprawność. Miałem rodzine. Musiałem ją utrzymać, zadbać o nią i być mężczyzną. Miałem taką możliwość, dlatego nie zamierzałem tu dłużej siedzieć i się nad sobą użalać.
– Wielki dzień, brachu – mówi do mnie Liam. To ma być niespodzianka dla Jenny. Powiedziałem, że przełożyli mi wizytę do lekarza na późniejszy termin, a dzisiaj wrócę z protezą do domu.
– Pamiętasz, jak nabijałeś się, że będę miał jeszcze wiele wielkich dni? A ja ci powiedziałem, że Jenny będzie moją jedyną żoną?
– Tak.
– Wiem, że to nie powinno móc się równać, ale to się równa z narodzinami syna i uczynienie Jenny swoją. Cholera, będę mógł ją wziąć w objęcia. Przepraszam, znowu gadam o sobie.
– Brachu, możesz gadać ile chcesz, to wielki dzień.
– Co z tobą i Mia?
– To się stało niespodziewanie.. byliśmy razem w szpitalu nad twoim łóżkiem i ja musiałem trzymać Jenny, ale ktoś musiał też trzymać mnie.. Mia okazała się.. myślę, że kocham te dziewczynę.
– Bliźniaki związane z siostrami.
Liam szeroko się uśmiecha.
– Jenny jest najlepszym, co nas w życiu spotkało. Dzięki niej wszystko jest lepsze.
– Hej! Nie umniejszaj zasługą Hemmingsów.
– Niektórzy ludzie by się poddali, wiesz? Nie każda żona by z tobą została.
– Chcę tak wychować moją córkę, żeby moje blizny, udowodniły jej, że wygląd nie zmieni tego kim jesteś w środku i jak traktują cię ludzie, przynajmniej ci prawdziwi.
– Może kiedyś ja też będę miał dzieci?
– Byłbyś niesamowitym ojcem, tak jak jesteś bratem.
– Jedźmy już, bo zaraz się rozbeczymy, a już wystarczająco tego mieliśmy – był taki dzień, gdy Liam płakał ze mną. Nie rozmawiamy o tym, po prostu to się zdarzyło. Płakaliśmy razem, trzymając się w męskim uścisku. Mam szczęście, że go mam.
Noga.
Sztuczna noga.
Proteza.
Robiłem pierwsze kroki na dwóch nogach. To tak jakbym na nowo uczył się chodzić. Nie chciałem beczeć, ale uroniłem kilka łez.
– Jesteś szczęśliwy? – pyta mnie lekarz.
– To tak cholernie.. nigdy nie chcę znowu czuć się bezsilny. To było okropne.
– Dlaczego żona z panem nie przyjechała?
– Nie chcę brać jej po raz pierwszy od miesięcy w ramiona w szpitalu. Rozumie, pan?
– Dbaj o siebie, Luke.
– Dziękuję – nic więcej nie mogłem zrobić. Żadne moje słowa, nie wyraziłby jak bardzo wdzięczny jestem.
– Pojedziemy po kwiaty, muszę wstąpić do cukierni, mam do odebrania coś u jubilera.. cholera, ja prowadzę, Liam.
– Może ubrałbyś drugiego buta?
– Buty! Cholera, w końcu mogę nosić je do pary!
Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
– Prowadzę – Liam rzuca mi kluczyki – Cholera, chyba nie zapomniałem jak, prawda?
– Teraz to powiem, tęskniłem za moim bratem, który gada, co mu ślina na język przyniesie.
– Chcę być twoim świadkiem. Powinieneś oświadczyć się Mi, myślę, że sam za długo czekałem. Powinienem szybciej ożenić się z Jenny. Cholera, oświadczyć się jej siostrze!
– Spokojnie, brachu, na razie ze sobą zamieszkaliśmy.
– To duży krok dla ciebie, co?
– Wiesz, że jestem porządnicki, a ta dziewczyna to istny chaos, ona nigdy po sobie nie sprząta, nie gotuje, nie odkurza..
– Ale ją kochasz.
– Tak, brachu, kocham te wariatkę. Cholera – drapie się po karku – Jeszcze jej tego nie powiedziałem, właściwie nie byłem pewien, ale cholera.. Kocham te dziewczynę.
– Zaprośmy ją na dzisiaj.
– Nie, brachu, ja też nie zostaję. Spędźcie czas w trójkę, zabierz ich na plaże, pograj z Cole'm w piłkę. Cholera, jestem taki szczęśliwy z twojego powodu.
– A pomyśl jaki ja jestem szczęśliwy. Wezmę moją żonę na ręce! Będę mógł grać z synem w piłkę! Cholera, dlaczego płaczę? Gdy nacieszę się rodziną, idziemy na piwo. O wiem, zawieziemy Cole'a do naszej mamy i pójdziemy na podwójną randkę. Może potańczyć. Mam ochotę tańczyć!
– Cały mój brat.
– Mam dwie nogi! – dawno nie byłem tak szczęśliwy – Cholera! Wróciłem do życia!
– Po co jedziemy do jubilera?
– Bo moja żona zasługuje na błyskotki.
– Wariat – nie przestaję się uśmiechać, możliwe, że już mi tak zostanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro