Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{40} Imię dla dziecka

– O jejku, o jejku! Przestań, proszę! O Boże! – nie mogę przestać się śmiać, to najlepsze uczucie na świecie. Będę doceniać każdym uśmiech.

– Tak to jest, gdy ze mnie żartujesz – Luke daje mi głośno buziaka w policzek – Przeproś, kochanie.

– Nie przeproszę, wariacie!

Luke znowu zaczyna mnie łaskotać. Za niczym tęskniłam bardziej niż za facetem, który jest żartobliwy, pewny siebie i uwielbia po prostu przy mnie być.

– Tato! Patrz! – jesteśmy na plaży. Cole tapla się w małym basenie, żebyśmy nie musieli pilnować go w oceanie. Woda zamieniła się w jedno wielkie błoto. Zawsze tak jest.

– Czy to błotny zamek?

– Tak! – klaszcze w dłonie od błota i odpryskuje się ono na jego twarzy.

Nie mogę przestać się uśmiechać.

– Tatuś to inżynier, pokaże ci jak ulepić większy zamek.

– A tatuś rozmawiał z szefem – zaskakuje mnie. Gwałtownie obracam się w jego objęciach, żeby spojrzeć mu w oczy – Tak, aniele, wracam do pracy z dniem, w którym będę miał nogę. Zapytałem go czy moja twarz nie jest problem, a on kazał mi się iść pieprzyć. To żadne Hollywood, Luke. Dokładnie to mi powiedział.

– Zawsze wiedziałam, że to dobry facet.

– Będę cię wtedy potrzebował – mówi ciszej – Będą się gapić.. będę potrzebować twoich oczu.

– Kocham cię – pochylam się do niego, żeby skraść mu buziaka.

– Nigdy nie odwdzięczę ci się za to, że zostałaś ze mną.

– Zaraz się rozpłaczę – całuje mnie w czoło.

– Mamuś! – Cole wbiega na mnie i kompletnie nie spodziewanie jego brudna łapka ląduje na mojej twarzy – Ups?

– Cole! – zaczynam go łaskotać, póki mój mały chłopczyk nie dnieje się do rozpuku – Chcesz być błotnym potworem?

– Tatuś?

– Tatuś ma być błotnym potworem?

– O nie! Nie namówicie mnie na to! – dobrze wiem, że namówimy go na wszystko.

Wkładam dłoń do basenu, a potem odciskam mu swoją dłoń na jego czole.

– Ups?

– Za półtorej miesiąca będziecie musieli przede mną uciekać.

– Gonić? – pyta Cole.

– Tak, będę cię gonić, Cole – całuje go w czubek głowy.

Dotykam jego pokrzywdzonego policzka i bardzo delikatnie pieszczę go palcami.

– Nasze życie zawsze zmienia się tak niespodziewanie.

Luke całuje mnie we wnętrze dłoni.

– Zabierz małego do oceanu, ja popatrzę.

– Będziesz się gapił na mój tyłek.

– A, żebyś wiedziała, pani Hemmings – uśmiecha się do mnie – Kocham cię – mam dużo szczęścia.

– Dlaczego musisz być taki idealny? – naprawdę tak myślałam. Był dla mnie idealny od pierwszego dnia, gdy się poznaliśmy.

Luke

Patrzyłem jak goni fale z moim synem i widziałem jej lekko zaokrąglony brzuszek. Pilnowałem jej z jedzeniem. Mogła na mnie polegać nawet teraz. Potrzebowałem widzieć ich uśmiechniętych, a gdy uśmiechali się do mnie... nie chciałem być męczennikiem.

Cole pochyla się, żeby złapać fale, ale rzecz jasna mu się to nie udaje. Uśmiecha się do Jenny, a ona bierze go na ręce i wchodzi z nim w gleb wody.

– Jupii! – oni nigdy nie zachowywali się, jakbym coś stracił, bo uważali się za najważniejszych w moim życiu. Moja mama czasem bardziej się o mnie bała niż Jenny. Wierzyła we mnie, zawsze, nie opuściła mnie na krok, nawet jeśli mi odpuszczała.

Wiedziałem jak chcę jej za to podziękować, ale nie zamierzałem tego robić na wózku.

Miałem taką ochotę przejść się z nią na spacer po plaży. Cole na moich barkach, nasza mała księżniczka w brzuchu Jenny.. już niedługo.

– Chodźcie coś zjeść, moje nurki.

– Pójdziemy, mamusiu, po kółko? Popływamy? Kółko?

Poszedłbym, ale to jest dla mnie za trudne.

– Uważasz, że pogoda jest na tyle dobra, słońce?

– Ciepła woda!

– A masz kąpielówki?

Cole patrzy na nią ze zmarszczonymi brwiami.

– Majteczki do pływania.

– Tak, mamo! Będziemy pływać!

Nasz mądry synek.

– Zjemy i pójdę po majteczki.

– kółko. Majteczki mam, widzisz? – naciąga w nich gumę i puszcza ją w swoje małe bioderka. Najbardziej uroczy widok na świecie.

– Kiedy zrobiłeś się taki przemądrzały?

– Nakarmię cię – wciągam go na swoje kolana, a Jenny przygotowuje jego porcje.

– Sam! Potrafię sam!

Jenny i tak kroi mu jego danie i podaje mu widelec.

– Co raz więcej rzeczy będzie chciał robić sam.

– Jesteśmy fajnymi rodzicami – mówię – Najfajniejszymi, prawda, słońce?

– Kocham mamusie i ciebie, tatusiu.

– A siostrę?

Cole podchodzi do Jenny i całuje ją w brzuch, po czym przykłada główkę do jej brzucha.

– Kocham.

– Wybraliśmy już imię?

– Ja chcę! Ja chcę! – mówi podekscytowany Cole.

– Jaki masz pomysł, Cole?

Gdy mój syn się zastanawia, ma najbardziej skupiony wyraz twarzy jaki w życiu widziałem. Jenny twierdzi, że robimy z Liamem coś podobnego, ale my jej nie wierzymy.

– Maya! Jak pszczółka Maya! – i o to proszę państwa, mój genialny syn. Patrzę na Jenny, ona patrzy na mnie.

– Idealne, kochanie – Jenny całuje go w główkę.

– Cześć, Maya – całuje znowu brzuch Jenny – Jesteś Maya, Maya.

Będę miał córkę Maye.

Mam nadzieję, że zrozumie, że moje wady nie sprawiają, że nie mogę kochać tak jak najpiękniejsi ludzie na ziemi.

****

Chyba wróciłam. Przepraszam, ale opowiadanie o zdradzie mnie pochłonęło.

Zapraszam na nie, bo strasznie mało was tam. Jednak wracam już chyba na dobre i wielkimi krokami zbliżamy się do końca.

:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro