{36} Starszy brat
No więc, wszyscy jesteśmy w domu. Rano odwożę Cole'a do szkoły, a potem wracam do mojego męża do domu. Żyjemy w mydlanej bańce, która łatwo może pęknąć. Jednego dnia przyłapałam go na gapieniu się na zdjęcia, gdy jeszcze miał obie nogi. Następnego dnia poprosiłam Liama, żeby zrobił nam kilka zdjęć, a już dzień później wisiały obok tamtych. Luke się rozpłakał, a ja płakałam razem z nim.
Często płaczemy.
Jednak ostatnio, co raz częściej się śmiejemy.
Teraz jest jedna z takich sytuacji. Leżymy zawinięci na kanapie. Wkładam nogę pomiędzy jego nogi, co dalej jest nieco po za jego strefą komfortu. Dlatego wyciągam rękę do tylu i głaszczę jego udo, żeby skupić jego uwagę na czymś innym.
– Musisz odebrać Cole'a – szepcze mi do ucha.
– Zadzwońmy do Liama i niech przywiezie też coś do jedzenia, bo nie chcę mi się gotować.
– Zrobiłaś się leniwa – chichocze mi do ucha.
– Dopiero tydzień nie pracuje, daj mi odpocząć.
– Kto dzwoni do Liama? – wyciągam rękę przed siebie, żeby zabrać ze stolika telefon.
– Trzymaj, powiedz mu, że potrzebujesz trochę czasu z żoną.
– Okej – kilka minut później wszystko jest już załatwione.
– Kocham cię – mówię do niego – Tęskniłam za tobą.
– Jestem przerażony i nie wiem, czy kiedykolwiek się to zmieni – wkrada dłoń pod moją koszulkę, żeby rysować różne wzory na moim brzuchu.
– Boisz się wrócić na budowę?
– Szczerze? Nie wiem, czy dam radę, Jenny. Pamiętam odrzut i to naprawdę wiele.
– Możesz znaleźć coś innego, coś co nie będzie cię przerażać.
– Dopóki nie mam nogi, nie mam, co się nad tym zastanawiać.
– I tak cię kocham – unoszę jego dłoń z mojego brzucha i całuję jej wnętrze.
– Myślisz, że Cole będzie zazdrosny o swoją siostrę? Czy będzie dla niebo oczkiem w głowie?
– Oczkiem w głowie, zdecydowanie.
– Kiedy mu powiemy?
– Może dzisiaj? – obracam się w jego ramionach, żeby leżeć z nim twarzą w twarz. Przesuwam się tak, że nasze nosy się stykają. Trącam jego nos, a potem jego policzek z blizną. On zamyka oczy, ja mam je szeroko otwarte – Otworzysz je dla mnie, proszę?
– Hm?
– Nie chcę, żebyś je zamykał, okej?
Biorę jedną z jego dłoni i kładę na swoim tyłku.
– Co robisz? – nie podoba mi się jego brak pewności siebie, w ogóle.
– Mój tyłek jest za duży, nie sądzisz?
– Jest idealny – na dowód tego go ściska.
– To tak jak twoja twarz – całuję go, bo sądzę, że tutaj kluczem jest cielesność.
– Jesteśmy! – musimy się od siebie oderwać, bo otwierają się drzwi, a po chwili Cole wskakuje na nas.
– No ładnie, wy tutaj sobie baraszkujecie, a ja donoszę wam żarcie – stawia je na stoliku przed nami.
– Tatuś, patrz, co narysowałem! – wyjmuje z kieszeni obrazek – To ty, grający ze mną w piłkę!
Luke wyciąga do niego ręce i przyciąga go do piersi.
– To ja już pójdę.
Wstaję z Luke'a, żeby zacząć rozkładać obiad. Uśmiecham się do Liama.
– Nie wygłupiaj się! Zostajesz i jesz z nami!
– Muszę lecieć, umówiłem się na randkę.
– Na randkę, brachu?
– Starość nie radość, chyba chcę rodziny, ale nie chcę tego kosztem wszystkiego.. chcę się zakochać, tak jak wy.
– Powodzenia, a gdy będziesz gotowy przyprowadź ją na obiad.
– Nie będzie miała wątpliwości, czy wybrała tego przystojniejszego brata.
Oboje z Liamem mordujemy Luke'a wzrokiem. Biorę jego policzek w dłoń.
– Patrz, a ja kocham ciebie ─ cmokam go w usta ─ Musisz się z tym pogodzić.
─ Przepraszam, Jenny ─ mówi skruszony.
─ Idę, przestań robić z siebie idiotę, Luke ─ Liam całuje mnie w policzek, żegna się też z moimi.
─ Dobrze.
Zjadamy w spokoju obiad. Cole dzieli się przeżyciami ze swojego dnia. Nikomu z nas nie chce się sprzątać. Luke włącza jakąś bajkę dla dzieci, ale Cole nie jest nią zbyt zainteresowany, bo woli także nadrabiać zaległości z tatą.
─ Powiedzmy mu ─ mówi nagle do mnie.
─ Co? ─ odzywa się Cole ─ Co mi chcecie powiedzieć, tatusiu? ─ jest już taki duży.
─ A więc nasz mały mężczyzno ─ wciąga go na zdrową nogę i przyciąga mnie do siebie ─ Nie będziesz już jedynym dzieckiem w naszym domu.
─ Tatusiu?
─ Mama urodzi dzidziusia! ─ brzmi na takiego podekscytowanego ─ Będziesz starszym bratem! ─ Luke bierze rękę naszego syna i układa ją na moim brzuchu ─ Ty też byłeś w brzuszku mamy, a teraz jest tam twoja siostrzyczka, cieszysz się? ─ Cole przykłada główkę do mojego brzucha.
─ Cieszysz się, mały? ─ przeczesuję jego włosy.
─ Siostrzyczka?
─ Tak, kochanie ─ Cole nie odrywa głowy od mojego brzucha.
─ Ale nie oddam zabawek!
Wybuchamy z Luke'm śmiechem.
─ Jeszcze będziesz bawił się lalkami ─ to mu się nie podoba. Luke całuje mnie w skroń.
Może to tak naprawdę nasza fasolka nas uratowała? A może.. nie, tak naprawdę to jeszcze długa droga przed nami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro