{31} Szansa
– To ci naprawdę nie przeszkadza? – jakiś czas temu poszliśmy do sypialni. Trwało to dłużej niż zazwyczaj. Luke był wściekły, że nie mógł mnie wziąć na ręce i że musiałam na niego czekać.
– Mówisz o tym? – dotykam jego blizny.
– Czy ja dalej pociągam cię fizycznie?
– Czyli nie chcesz słuchać, że jesteś dobrym człowiekiem?
– Proszę, nigdy — całuję jego nagą pierś – A moja noga?
– Porozmawiajmy o tym – patrzę w jego przerażone oczy – Proteza.
– Jenny...
– Gdy tylko dostaniesz odszkodowanie sprzedamy ten dom i wraz z tamtymi pieniędzmi starczy nam na większy. Zróbmy to. Sprawmy, że będzie ci łatwiej. Proszę. Będziesz szczęśliwszy.
– A czy ty będziesz się czuć lepiej?
– Chcę tylko, żebyś nie czuł się gorszy od ludzi, którzy mają dwie nogi. Oddam wszystko, żebyś miał chociaż protezę. Proszę, Luke. Większy dom może zaczekać, ale twoje szczęście nie.
– A wasze szczęście? To, że mi się coś nie udało..
– Jesteśmy szczęśliwi tutaj – mówię pewnie – Będziemy szczęśliwi z tobą gdy znowu będziesz się do nas uśmiechał. Wien, że masz też inne blizny, ale ja kocham cię nawet z nimi, a Cole nigdy nie będzie się ich wstydził. Jesteś jego tatą, bohaterem..
– Nie czuję się dalej bohaterem, Jenny.
– Posłuchaj swojej żony – ściskam jego policzek – Spójrz w moje oczy – robi to – Jesteś moim bohaterem. Będziesz nim zawsze, ale się nie poddawaj, dobrze?
– Jenny – znowu płacze. Scałowuję każdą jego łzę.
– Proszę, dla rodziny – i dla dziecka, które za sześć miesięcy przyjdzie na świat. Powinnam mu o tym powiedzieć.
– Nie wiem kim jestem, rozumiesz? Naprawdę nie wiem, kim jestem z bliznami i bez nogi.
– Mogę pomóc ci to odkryć, proszę?
– Nie chcę, żebyście widzieli we mnie kogoś słabego.
– Nie jesteś słaby. Jesteś moim silnym mężczyzną, którego kocham nad życie. Na wózku, z protezą, bez nogi.. kocham cię tak samo.
– Boże, Jenny, czym sobie na siebie zasłużyłem? – przyciąga moją głowę do swoich ust – Czy to ci nie przeszkadza? Gdy czujesz te bliznę pod swoimi ustami?
– Luke, to mnie w żaden sposób nie obrzydza. Kocham twoje usta – cmokam je – Kocham.
– Jenny..
– Jesteś znowu gotowy, prawda? – śmieję się w jego policzek – Chciałam tego odkąd tylko wróciłeś do domu.
– Nawet bez nogi?
– Nawet bez nogi – przerzucam przez niego udo i siadam na nim okrakiem.
– Czy jestem dla ciebie kaleką? – cieszę się, że zadaje te wszystkie pytania. To znaczy, że ufa mi, że szczerze odpowiem.
– Nie. Nie ma nic złego w tym, że potrzebujesz mnie, bo ja potrzebuję ciebie.
– Chcę być na górze – zeskakuję z niego i kładę się obok – To ja.. potrzebuję chwili, żeby..
– Nigdzie mi się nie śpieszy – dotykam jego policzka gdy on stara się przenieść ciężar na zdrową nogę, żeby umościć się pomiędzy moimi nogami, widzę na twarzy jego irytację. Mam nadzieję, że na mojej widać samo podekscytowanie.
– Nie wiem czy.. – chcąc mu to ułatwić, oplatam go nogami w pasie i przesuwam się do niego. Opiera głowę o moje piersi, wplatam dłonie w jego włosy, a potem już tylko czuję jak mnie wypełnia.
Gubi rytm, wkurza się, czasem chce przestać, ale zatrzymuję go.
Rano czuję jak coś skacze po naszym łóżku. Ale szybko tym czymś, okazuje się ktoś, bo nasz syn. Mały ląduje roześmiany na moim brzuchu.
– Cześć, mamuś.
– Cześć, synku.
– Tatuś chrapie – mówi. Wyciągam dłoń, żeby wpleść ją we włosy Luke'a. Jednocześnie przyciągam Cole'a do mnie, żeby wyszeptać mu coś na ucho.
Luke
Czuję czyjeś usta na mojej bliźnie i w pierwszym odruchu mam ochotę uciec, ale chyba.. chyba nie mogę. To nie są usta Jenny, ale gdy słyszę chichot.
– Wstawaj, tatusiu! – otwieram jedno oko i zerkam na Cole'a.
– Czy ja pomyliłem łóżka? – wyciągam dłoń i łaskoczę go po żebrach – Co tu robisz?
– Przyszedłem was obudzić! – wskakuje na mnie, on w ogóle nie widzi moich uszczerbków.
– Zrobię sobie wolne od pracy, a Cole od przedszkola – proponuje Jenny – Pójdziemy do parku? – trudno byłoby iść nam na plaże gdy nie mam nogi, kurwa.
Jenny wie, że ta wycieczka wymaga wózka, którego nie użyłem od wyjścia ze szpitala. Myślę, że wie też, że czuję się wtedy słaby.
Jednak nie mogę być wiecznym tchórzem.
Nie mam nogi.
Mam blizny.
Ludzie będą się gapić.
Ale żona mnie kocha.
Syn mnie kocha.
Czy to wystarczy?
– Jeśli to za dużo..
– Chodź tu i daj mi buzi, kochanie – to nie jest już bajką i w środku trzęsę się z przerażenia, ale gdy patrzę na Cole'a, który mnie tyli czy Jenny, która bez cienia obrzydzenia mnie dotyka...
Muszę dać radę.
– Zabierzemy też Liama – proponuję – On..
– On wie, Luke.
– Dawno mu nie mówiłem, że go kocham, chyba to dziś zrobię.
– Luke.. – no tak..
– Tatuś cię kocha, Cole – całuję go w główkę – I mamusie też – mówi – Mógłbym tak leżeć całymi tygodniami i udawać, że nie potrzebuję nogi.
– A my leżelibyśmy z tobą – mój problem polega na tym, że nie chcę im tego robić, a jednocześnie pragnę, żeby to zrobili.
Wiem, że będąc z Jenny, zmuszam ją do walki, zamiast tylko bycia adorowaną.
Jednak moje odejście doprowadziłoby do jej rozpadu.
Widziałem to.
Może jeśli ja będę walczyć mocniej, ona będzie musiała walczyć mniej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro