Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{28} Nie chcę cię

Moi faceci jeżdżą samochodzikami po macie, którą niemal zakopali pod piaskiem. Jest niedziela, powinnam nieco popracować, ale są rzeczy ważne i ważniejsze.

– Chcesz piwo? Mam ochotę na coś mocniejszego – patrzy na mnie dziwnie – Co?

– Proponujesz kalece piwo?

– Nawet nie będę tego komentować, zaraz wracam – całuję go w zdrowy policzek. Przecież to nie tak, że go upiję. Chociaż może wtedy wyznałby mi wszystkie swoje myśli, czego nie robi teraz.

Wracam z piwem dla niego i dla siebie i siadam po stronie gdzie mam idealny widok na jego blizny.

– Możesz się przesiąść? – przynajmniej już na mnie nie warczy.

– Mogę cię pocałować? Pamiętasz nasz pierwszy pocałunek?

— Jak mógłbym zapomnieć? – dotykam jego szyi, wyczuwam pod palcami jego przyśpieszony puls – Musisz przestać.

– Tatuś! – Cole macha mu przed twarzą samochodzikiem – Wyścig!

– Jaki samochód mi zaproponujesz? – Cole ogląda swoje samochodziki i podaje mu jeden z największych – No to co? Ścigamy się?

– Tak! Do startu! Start! – pomija część, ale gdy zaczyna przesuwać szybko swoją dłonią po macie, żeby jego samochód był szybszy i wydaje z siebie odgłosy silnika, wiem, że za często oglądam z nim Auta. Nie chce spać w innej piżamie niż tej z Zygzakiem McQueenem.

Luke daje mu wygrać. Chociaż to się w nim nie zmieniło. Boże, pierwszy raz dopadła mnie taka myśl.

Co jeśli nagle zacząłby pokazywać Colowi jaki świat jest nieidealny? Niszczyłby jego niewinność i marzenia.. nie, w ogóle nie mogę tak myśleć. Mimo, że to ukrywa, wiem, że kocha nas najbardziej na świecie.

– Brawo, kierowco rajdowy – w pierwszym czułym geście wyciąga dłoń i czochra mu włosy.

– Przybij mamie piątkę – wyciągam dłoń i czekam, a Cole energicznie w nią uderza – Zabierzemy go jak podrośnie na gokarty? Albo na coś.. nie znam się na tym, ale żeby było bezpiecznie

– Skończyłem z wybieganiem w przyszłość.

– Okej – biorę jego ramie i sama się nim obejmuje. Opieram głowę o jego ramie – Jesteś tutaj, więc okej.

– Nie ja o tym decyduję do cholery.

– Masz racje. Nie ty zadecydowałeś o wybuchu, nie ty zadecydowałeś o tym, że żyjesz, ale ty decydujesz o tym, co dalej.

– Powiedziałem...

– Nie chcę tego słyszeć, kochanie – ma zaciśniętą dłoń. Mimowolnie rozdzielam jego palce i splatam z jego dłonią. On chce mi ją zabrać, ale ściskam ją tak mocno, że nie jest w stanie.

– Będę jeździł na wózku, Jenny.

– Nie długo, obiecuję – to go nie przekonuje.

– Nie ruszysz pieniędzy na dom. Wybiłem już ten pomysł Liamowi z głowy. Nie zrobisz tego.

– Ale to...

– To jest na dom, Jenny – i co nam po domu, w którym byłby nieszczęśliwy? W tym jest nam dobrze. Cole podzieli się pokojem z rodzeństwem. Boże, rodzeństwo.. Luke też w nas wierzył, teraz się tym odpłacę.

– Cześć, ludzie. Wybaczycie mi, że sam sobie otworzyłem? – kocham Liama, ale przyszedł w złym momencie.

– Wujek, Liam! – Liam chce usiąść obok Cole'a, ale wtedy Luke krzyczy coś, co nas wszystkich ostudza.

– Ona nie rozumie, że już jej nie chcę, kurwa! – nie rozumiem, nic nie rozumiem. Jestem upokorzona. W jednej chwili podrywam się na równe nogi i już niemal wychodzę – Nie chcę cię!

– Straciłeś nogę, a nie pieprzone serce! – łzy zaczynają mi lecieć. Wybiegam stamtąd, bo nie wiem, co innego mogę zrobić.

– Jenny – gdyby nie ich różne głosy, udawałabym, że to Luke po mnie przybiegł. Jednak wraz z tym imieniem znika cała magia.

To mnie nie powstrzymuje wpaść w objęcia Liama i szlochać w jego koszulkę.

– On wcale tak nie myśli – nie mam siły nawet unieś na niego oczu – Kocha cię i nienawidzi tego, że nie może być twoim bohaterem.

– Nie patrzę na niego jak na faceta bez nogi czy z bliznami, ale on patrzy na mnie inaczej, nie mogę tego znieść, naprawdę nie mogę... – Liam mocniej mnie do siebie przytula. Obejmuję go ciasno i samolubnie cieszę się tym, że w końcu mogę poczuć czyjeś ciepło, że nie płaczę sama w kącie.

– Chcesz stąd wyjść, upić się?

– Nie mogę, Liam.

– Przestań. On świetnie sobie poradzi. Jest w tej chwili za dużym samolubem, żeby to widzieć. Jebana noga nie zniszczyła mu życia. Zostawmy go z Cole'm i wyjdźmy.

– Co jeśli...

– Teraz robisz to, czego on nie chce. Traktujesz go jak dziecko zamiast mężczyznę.

– Myślisz, że to mu pomoże?

– Nie wiem, co mu pomoże, ale w tej chwili ty też potrzebujesz pomocy – ociera mi łzę – To nie ty mu to zrobiłaś.

– Nie obwiniam go, tylko...

– Nie potrafisz zrozumieć. Wiem, ja też. On najpierw musi zrozumieć siebie. Czasem myślę, że sam rozetnę sobie policzek i poparzę, byleby tylko zrozumiał, że nie jestem od niego lepszy. Obciąłbym sobie nawet nogę, jeśli to by mu pomogło.

– Naprawdę?

– Wiesz, że tak – mówi z lekkim uśmiechem – Myślę jednak, że na razie nie stać nas na dwie protezy.

– On nie chce ruszyć kasy na dom.

– Wymyślimy coś innego, a on będzie musiał się z tym pogodzić.

– Zostawmy go tu. Zabierz mnie na piwo, chcę się upić – Liam całuje mnie w czoło.

– Idź i go pocałuj przed wyjściem.

– Nie musisz mi mówić takich rzeczy. Nawet zapytam go o zgodę. Na litość boską jest moim mężem! – wtedy coś mnie zatrzymuje – Ale on powiedział..

– Trudno zachowywać się obiektywnie gdy nie wiesz czy on robi to naprawdę, nie? – kiwam głową.

– Pożegnam się z Cole'm. Dzięki, Liam.

– Jeszcze nie masz za co – wiem, że to nie ja nie mam nogi. Ale tak strasznie boję się, że przestaje chodzić tylko o to.

Co jeśli teraz to kim jestem mu nie odpowiada?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro