Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{27} Nasz uśmiech

Nie zdziwił mnie gdy nie pojawił się w naszym łóżku. Za to zdziwiło mnie gdy rano zobaczyłam Cole'a śpiącego na nim. Cieszyłam się, że Luke mu na to pozwolił, ale jednocześnie mu zazdrościłam. Mój mały syn miał na tyle odwagi, że po prostu go przytulił i nie pozwolił się odepchnąć, nawet jedli Luke wtedy spał, to mały i tak dostał coś czego potrzebował od dawna.

Patrząc na to..

Nie pozwolę mu nas odepchnąć. Jesteśmy rodziną. Walczymy o siebie. Zawsze widział naszą przyszłość i tryskał radością. Czasem mnie tym przerażał, ale wszystko spełnił. Teraz ja zamierzam zrobić to samo.

Radość.

Myślę, że mogę uratować nas radością.

Moim uśmiechem, uśmiechem Cole'a..

Wezmę kilka dodatkowych klas, może zacznę udzielać korepetycji, poproszę Liama o pomoc, wezmę pieniądze na nowy dom i Luke będzie miał protezę.

To wszystko o czym mogę myśleć. Uszczęśliwić go, dać mu namiastkę nogi.

Cały czas mam nadzieję, że ubezpieczalnia szybko rozwiąże problem, ale oni stale mają jakieś wątpliwości.

Potrzebujemy tych pieniędzy.

– Cześć, moi chłopcy – całuję Cole'a w czubek głowy, a potem to samo robię z Luke'm – Do twarzy ci z synem na piersi – szepczę do ucha mojego męża – Mnie też w końcu przytulisz.

– Co do licha, Jenny? – Cole się budzi.

– Mój mały chłopczyk wstał! – Cole siada na brzuchu swojego taty.

– Cześć, tatusiu! – on nawet nie zastanawia się dwa razy. Nasze małe szczęście całuje go w policzek z blizną. Widzę jak Luke zamyka oczy, nie chcąc tego czuć.

– Cześć, mój mały facecie – szepcze – Co ty na to, żebyś pomógł mamie przy śniadaniu?

– Nie! Chcę zostać z tobą, tato! Pobawić się!

– Nie mogę grać w piłkę, Cole – samo wypowiadanie tych słów go boli.

Mały zeskakuje z niego i biegnie do swojego pokoju. Nie rozpłakał się, prawda? Luke też tak chyba myśli, bo widzę wyrzuty sumienia w jego oczach. Jednak Cole wraca. Trzyma w rękach samochodziki. Rzuca je na brzuch swojego taty i znowu biegnie do pokoju. Tym razem ciągnie za sobą swoją matę z narysowaną drogą. Po raz kolejny biegnie i wraca z garażem.

– Wyścigi! To możesz robić na siedząco, tatusiu! – bierze samochodzik i zaczyna jeździć po Luke'u – Bruuuuummmm, bruuuum – wydaje swoimi małymi usteczkami najróżniejsze dźwięki.

Pochylam się jeszcze raz do Luke'a.

– My po prostu cię kochamy.

– Jenny... – całuję go w ten policzek, co Cole. Ten nieidealny, z blizną. Mam ją gdzieś, uczucie jego skory pod ustami.. tylko to się liczy, że mogę go jeszcze czuć.

– Idę zrobić śniadanie. Weź go do ogrodu, przyjdę tam. Na co masz ochotę? Kanapki z pomidorem? A może coś bardziej wymyślnego? Zaskoczę cię.

– Tato! – mały domaga się uwagi.

– Zabierz tatę do ogrodu, Cole.

– Nie powinien się najpierw ubrać? – pyta Luke.

– Zróbmy sobie dzień w piżamie. W końcu jest niedziela.

– Tak! Nie muszę być zębów? – widzę cień uśmiechu na twarzy męża.

– Cole – mówię ostrzegawczo.

– Zawsze myjemy zęby, synu.

– Ale one wypadają! Patrz, tatusiu! – otwiera swoją buzie i pokazuje mu ruszające się zęby. Tak strasznie kocham tego łobuza – Po co je myć?

– Bo lubimy gdy ładnie pachnie nam z ust, prawda? – robi to dla syna. Jednak nie podnosi się z kanapy – Biegnij do ogrodu, zaraz przyjdę.

– Dobrze, tato! – Luke czeka aż wszyscy wyjdą, żeby dopiero poradzić sobie z ciężką sztuką wstawania. Pozwalam mu na to. I tak sprawię, że znowu odzyska werwę, dlatego niech myśli, że ktokolwiek tutaj go nie zna.

Wszyscy go kochamy tak bardzo jak on kocha nas.

Gdy wchodzę ze śniadaniem do ogrodu, widzę moich facetów siedzących w piaskownicy, zamiast na macie. Budują babki. Cóż, jak się okazuje mata jest w piaskownicy, tylko, że babki to sceneria w postaci gór.

– Śniadanie w górach, mi pasuje – siadam przed piaskownicą, a tace z jedzeniem stawiam na brzegu piaskownicy – Myślicie, że możecie na chwile przerwać?

Cole od razu dobiera się do jedzenia, ale Luke go zatrzymuje.

– Kochanie, nie jemy brudnymi rączkami – Cole patrzy na swoje ręce od piasku.

– Wąż! – wyskakuje z piaskownicy i biegnie po waż ogrodowy, którym podlewamy rośliny – Umyj nam, mamo!

– Tacie też? – nasz syn energicznie kiwa głową i wystawia przed siebie łapki.

– No dalej, tato – Luke robi to o co prosu go syn. Jego oczy wyglądają na nieco weselsza. Włączam wodę i myję ich ręce od piasku. Szybko są gotowi do jedzenia.

– Możemy dzisiaj spędzić dzień w ogrodzie, tato?

– Jeśli mama się zgodzi..

– Podoba mi się ten pomysł – uśmiecham się i robię to szczerze.

Naruszając przestrzeń osobistą Luke'a , siadam za nim, obejmuję go nogami w pasie i przytulam do jego pleców. Chcę położyć dłonie na jego udach, ale on szybko zaplata je wokół własnej talii.

– Jesteś moim mężczyzną, kocham twoje śmiejące się oczy. Kocham każdy fragment twojej twarzy.

– Jenny...

– Będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, jeśli jeszcze kiedykolwiek dasz mi się pocałować. Twoje usta zawsze będą smakować dla mnie tak samo. Twoje blizny? Są moją siłą gdy twoją słabością.

– Przestań – sunę nosem po jego szyi po stronie gdzie nie jest poparzona.

– Zamierzam spędzić z tobą resztę życia, kochając cię tak samo jak przed wypadkiem. Jednak tak samo jak Cole będę czciła ziemie, po której chodzisz.

– Dlaczego? – pyta szeptem.

– Bo nas nie opuściłeś, bo mamy szanse na więcej.

– Jestem praktycznie więźniem tego domu – mówi.

– Mogę iść z tobą na cholerny spacer na koniec świata. Zawieść cię na wózku  czy samochodem gdziekolwiek zapragniesz, a jeśli ktoś krzywo na nas spojrzy albo ze współczuciem, to wtedy będę się z tobą desperacko kochać na środku chodnika i pokażę im jak bardzo dalej jesteś męski. Zrobię dla ciebie wszystko  – czuję pod uściskiem jak nabiera powierza, żeby powiedzieć to, na co pozwalają te słowa – Ale nie odejdę. Na zawsze pamiętasz? A nie podpisaliśmy jakieś klauzuli wyłączności.

– Jest ci mnie żal.

– To tobie powinno być mnie żal, że jestem tak rozpaczliwie w tobie zakochana, że nie mogę myśleć nawet o innym facecie, bo tak bardzo kocham ciebie. Przeliterować ci to? Wykrzyczeć? Nie wiem nic o żalu. Brakuje ci czegoś?

– Nie żartuj sobie do cholery.

– Cole, tatuś używa brzydkich słów.

– Niedobry tatuś – Cole wymachuje palcem w jego stronę. Staram się dostrzec reakcje Luke'a – Lepiej powiedz kocham cię.

– To ty go tego nauczyłeś – całuję go w policzek z blizną, widzę jak zamyka oczy, więc całuję też zdrowy – Kocham cię za każde brzydkie słowo.

– Ty nie rozumiesz.

– Sądzę, że to ty nie rozumiesz – puszczam go, żeby zjeść śniadanie.

Jest nieco zamyślony, ale reaguje na każde słowo syna.

Złamię go, ale tylko po to, żeby on poczuł się cały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro