{2} Randka z matematykiem
Korepetycje z matematyki były mi niezbędne do życia, chociaż może powinnam powiedzieć, do przeżycia. Więc gdy zapytał czy chcę się spotkać. Spakowałem worek i zgodziłam się. Umówiliśmy się na tej samej ławce, na której się poznaliśmy, żeby przypadkiem nie było żadnych wątpliwości.
Byłam pewna, że chodzi o naukę matematyki. Bo z jakiego innego powodu, mielibyśmy się spotkać?
– Cześć – wyciąga do mnie rękę, w której trzyma kwiat. Jeden duży słonecznik. To chyba nie codzienny kwiat, prawda? Znaczy.. nie daje się go.. no właśnie, komu? – Jeszcze nie wiem, jakie kwiaty lubisz, proszę – przyjmuję go.
– Dziękuję – moje policzki płoną. Chyba się wygłupiłam..
– Wyglądasz na zaskoczoną – znowu zagarniam włosy za ucho i wiem, że nie powinnam tego robić z powodu ich odstawania. Dlatego szybko to poprawiam.
– Piękny słonecznik – wdycham jego zapach, próbując ukryć w kwiecie rumieniec.
– Okej, zanotowane, słoneczniki mogą być. Usiądziemy? – dlaczego się tak denerwuje? Przecież, chyba bardziej beznadziejne byłoby, gdybym musiała przed nim, pokazać moje matematyczne zdolności – Cholera, Liam się ze mnie nabijał – poprawia swoje włosy – Nie wiedziałem jakiego kwiatka ci kupić, powiedział, że bukiet to przesada i...
– Dlaczego się tak denerwowałeś?
– Mam nadzieję, że po pierwsze, nie przeceniłam moich matematycznych umiejętności, a po drugie co jeśli piękna dziewczyna nie jest mną zainteresowana? – obraca się w moją stronę – Mówię o tobie, nie o twoich koleżankach.. to nie tak, że są brzydkie, cholera, wiesz sądzę, że żaden człowiek nie jest brzydki. Brzydota to coś więcej, niż cechy zewnętrzne. Przechodząc do meritum, chodzi o to coś, wiesz? Czasem to coś pojawia się od razu, a czasem za jakiś czas. Liam powiedział, że widział po mnie, że zobaczyłem w tobie to coś.. Gadam bez ładu i składu? To zawsze odstrasza dziewczyny.. piękne dziewczyny z zewnątrz, a... – nie wiem, co innego mogłabym zrobić. Może jestem równie szalona, co on. Opuszkami palców dotykam jego zarysowanej szczęki, gładzę jego brodę kciukiem, a potem muskam jego usta swoimi. To nie tak miało wyglądać, nie tego się spodziewałam, ale to jedyne, co wydaję mi się, mieć sens – Co robisz? – muskam jego usta jeszcze raz – Och, tak – jego dłoń łapie za mój kark i przyciąga mnie bliżej swoich ust.
Chwile.
Chwile, sprawiają, że się zakochujesz, że czujesz więcej. Chwile, dają nam wieczność. Chwile, sprawiają, że walczymy, gdy coś się psuje.
Ta chwila jest piękna.
Jego usta muskają moje, smakując mnie, ciesząc się lekkim dotykiem. Smakuje miętą i czymś słodkim.. truskawki? Tak, po kolejnym muśnięciu mam pewność, że to są truskawki. Mój nowy ulubiony smak. Przenosi dłoń z karku na mój policzek i muska go opuszkami palców. Unosi oczy i nasze spojrzenia się spotykają.
– Tego się nie spodziewałem. Sądziłem, że może uda mi się musnąć kącik twoich ust, a ty będziesz, myśleć, że to przez przypadek, że tak nieudolnie całuje w policzki.. potem będziesz myśleć, jakby to było, gdybym pocałował cię naprawdę... – zaczynam chichotać – Och, bawię cię? – kiwam głową. Opiera policzek o mój policzek – Dziękuję, że nie kazałaś mi czekać – musi czuć, jak mój policzek płonie.
– Nie myśl, że całuję wszystkich korepetytorów – odsuwamy się od siebie, żeby spojrzeć w swoje oczy, a potem ponownie pochylić się do swoich ust.
– Z czym jeszcze masz problemy? – szepcze tuż przy moich wargach – Dopilnuję, żeby to były same kobiety – mój chichot, to przejaw mojego zdenerwowania.
– Tylko matematyka, ewentualnie fizyka...
– Cóż, znalazłaś właśnie swojego geniusza – muszę, przestać, śmiać się jak wariatka – Czy możemy zacząć od następnego spotkania? Pocałowałaś mnie, a ja ledwo cię znam – rumienię się i chowam twarz za włosami, które swoją drogą są chyba nierówno obcięte – Hej, to nic złego, piękna dziewczyno. Dziwnie by było, gdybym nie oddał pocałunku, ale na litość boską, kto spotyka się z dziewczyną gdy mu się nie podoba? No dobrze, przyjaciele, ale.. to nie po to tutaj jestem.. oczywiście, jeśli będziesz chciała, zaprzyjaźnię się z twoimi przyjaciółkami i...
– Czy ty wszystko już sobie zaplanowałeś?
– Bo u nas to jest tak, że Liam jest odpowiedzialny za nic i żyje z prądem, a ja wszystko planuję. Oczywiście, to wychodzi na nie moją korzyść i... tak, mama mi mówi, że za dużo gadam, przepraszam – chowa twarz w dłoniach – No i jeszcze wyjdę na maminsynka, cholera. Osiemnastoletni koleś..
– Wdech i wydech, Luke, wdech i wydech.
– Spotkasz się ze mną jeszcze?
– Nie myślałam, że to ten rodzaj spotkania.. byłam pewna, że będziemy się naprawdę uczyć..
– Ale pocałowałaś mnie...
– To był impuls, ty mówiłeś, a ja...
– Zamknęłaś mi usta pocałunkiem? Cholera, muszę więcej mówić, to nie przestaniesz mnie całować – dotyka mojego policzka – Myślałem, że nasz pierwszy pocałunek będzie czymś, co ja zainicjuję. Najlepiej w deszczu, z kwiatami.. po długich godzinach, a ty wszystko mi popsułaś! – wybucham śmiechem.
– Musisz przestać wszystko planować, ok?
– To nie działa tak, że gdy ładna dziewczyna powie... Ok? To ty to robisz – kładę dłonie na jego barkach – Cóż, ten sposób może zadziałać..
– Planowanie wszystkiego, sprawia, że nie doceniasz pięknych chwil, w tych niezaplanowanych. To może być nasza pierwsza obietnica. Będziemy cieszyć się niezaplanowanymi chwilami – od razu żałuję, że to powiedziałam. Luke dotyka mojego policzka.
– Podoba mi się – odsuwamy się od siebie, jakbyśmy oboje wiedzieli, że to połączenie, które mamy, nie powinno pojawić się tak szybko i znikąd. Jakbyśmy oboje czuli to nagle i nie potrafili przestać – A więc, Jenny.. jak masz na nazwisko?
– Jenna Spark.
– Chcąc być romantycznie banalnym powiedziałbym, że kiedyś będziesz nosić moje nazwisko. Ale nie kupuję kota w worku. Za nim będę chciał ci je dać, będę musiał się dowiedzieć o twoich zdolnościach w pracach w domu.. cóż, żona musi być zaplanowana. Kochanka nie, ale żona tak.
– Nie mów tego swojej przyszłej żonie – kiwa głową.
– Za późno? – teraz kręci głową – Nie, nie jestem aż tak szalony – ścina mnie wzrokiem – Chociaż może..
– Hej! Nawet nie wiesz, czy chciałabym, żebyś był moim mężem.
– Zastanów się nad tym, dobrze? – wybucham śmiechem – A teraz, przejdźmy do rozmów, które rzeczywiście odbywają się na pierwszych randkach.
– Jak na przykład?
– Jaki masz kolor majtek, kochanie? – wybucham jeszcze głośniejszym śmiechem, niż wcześniej – Przepraszam, Jenny, to było niewłaściwe.
– To był żart – przynajmniej mam nadzieję – Był, prawda?
– No tak, ale niektóre żarty, są zbyt prostackie, nawet na pierwsze randki, na których planuje się ślub.
– Jesteś dobrym facetem – kiwa głową, potem nią kręci.
– Ile tak właściwie masz lat?
– Niedługo szesnaście – czy to okaże się problemem?
– Cóż, więc nie dodawajmy sobie wieku. Ja mam osiemnaście, ty prawie szesnaście, jesteś dziewczyną, ja jestem chłopakiem.
– Dobry z ciebie, chłopak?
– Och, nie tak na pierwszej randce! – nigdy nie śmiałam się tak dużo. Idealnie wpasowuję się w jego poczucie humoru, a mu nie wydaje się przeszkadzać głupi dźwięk mojego śmiechu – Jesteś piękna, wiesz o tym?
– Luke – moje policzki mnie nienawidzą. Dotykam ich dłońmi – Nienawidzę tego – jęczę.
– Doceniam prawdziwość i szkoda, że tak mało ludzi robi to naprawdę – odsłania moje policzki – Piękna – cóż, pod jego spojrzeniem i słowami płoną jeszcze mocniej.
Jest idealny, bo nie stara się takim być.
Wszystko się zmienia, prawda?
****
Może coś na tt?
#butterflyeffectff 😊😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro