Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{19} Nasze małe szczęście

Wiek 23 lata

Nasz dom to istne pobojowisko. Gdziekolwiek się nie stanie, stajesz na jakiś zabawkach naszego syna.

Tak mamy syna.

Pięknego, małego Cole'a, który jest odbiciem lustrzanym swojego taty i wujka. Cole jest czasem zdezorientowany i gdy jest na rękach u Luke'a, wyciąga je do Liama. Ich to bawi, mnie także. Gdy Luke przytula go do piersi, mały od razu orientuje się, że to jest jego tata.

– Jenny! – mój mąż, cholera, dalej się do tego nie przyzwyczaiłam. Jesteśmy małżeństwem prawie dwa lata, a ja dalej nie mogę się do tego przyzwyczaić – Chodź tu szybko!

Muszę ominąć tor przeszkód.

– Patrz – patrzę na Luke'a, a potem na Cole'a – Chodzi, on chodzi.

Mały robi krok do przodu. Jest to niepewne i chwieją mu się nóżki. Wykonuje kolejny krok i uśmiech mu się poszerza. Kucam przy nim i zachęcam go do dalszej drogi.

– Dajesz, kochanie – uśmiecha się do mnie i chce przyśpieszyć, co powoduje upadek. Cole rozgląda się na boki i widzę, że zaraz zacznie płakać. Luke podchodzi do niego i siada obok. Cole obraca głowę w jego stronę.

– Następnym razem będzie lepiej – czochra mu jego krótkie włoski – Próbujemy jeszcze raz, mój mały facecie? – mały próbuje podnieść się ze swojej małej pupki, ale ponownie upada. Jego oczy robią się szkliste – Jeszcze raz – zachęca go mój mąż – Dasz radę – Cole uśmiecha się. Jego uśmiech to połączenie uśmiechów naszej dwójki. Jest wyjątkowy, z resztą jak wszystko w tym małym człowieku.

– Tatusiu – od początku mają to męskie porozumienie, któremu mogę się tylko przyglądać.

– Jenny, powstrzymaj mnie, bo nie mogę patrzeć na jego bezradność i zaraz sam postawię go na nogi, a wiem, że musi się uczyć i...

Wtedy mały próbuje się znowu podnieść. Nie są to pewne ruchy, ale to są jego pierwsze kroki.

Wstaje.

Robi krok do przodu.

– Powolutku, mały – uśmiecha się na dźwięk mojego głosu.

Robi jeszcze trzy kroki, zanim ponownie opada na pupę. Przyciągam go do siebie i całuję w czoło. Luke ociera mi łzę, ale dostrzegam też pare w jego oczach.

– Powinienem to nagrać.

– Nagrałem! – patrzy w kierunku głosu – Cześć, nie chciałem, przerwać tej chwili, więc po prostu wyjąłem telefon i to nagrałem..

– Dziękuję, Liam – jest niedziela, wszyscy mamy wolne. Liam zawsze pojawia się w naszym domu i zawsze robi dla nas coś, co sprawia, że jeszcze bardziej doceniamy to co mamy.

– Sam niemal się popłakałem – siada obok nas na dywanie. Z wiekiem zrobili się różni. Liam dalej ma kolczyk w wardze i zarost, a u Luke'a postał tylko cień, który pojawia się tylko wraz z dniami wolnymi. Liam jest tym niebezpiecznym, Luke odpowiedzialnym – Cześć, mały – Liam wyciąga do niego – Przybij piątkę, kolego – Cole uderza swoją małą rączką w jego – Ale silny – Cole dumnie się uśmiecha.

– Pamiętam jak pierwszy raz powiedział do mnie tato, rozpłakałem się. Zmienianie pieluch było rzeczywiste, ale gdy to powiedział, wiedziałem, że jestem odpowiedzialny, za to kim się stanie i jak mu w tym pomogę. To było realne.

Cole raczkuje do taty i sięga po jeden z samochodzików, żeby Luke się z nim pobawił.

– Trochę tu posprzątam. Zostawiam was, panowie Hemmingsowie.

– Pójdziemy do ogrodu porobić babki, okej?

– Niedługo dołączę.

– Chodź, kolego – Luke bierze go na ręce i idą do ogrodu.

– Pomóc ci? – pyta zatroskany Liam.

– Daj spokój, idź się pobawić z nimi. To zajmie chwile.

– Okej, pani Hemmings – kocham to słyszeć, a oni doskonale o tym wiedzą.

Bycie żoną i matką, sprawiło, że dojrzałam. Wszystko, co robiłam dzieliłam z przynajmniej dwójką ludzi, ale zawsze ciepło przyjmowałam Liama. Był nam bliższy, niż nasi rodzice i przyjaciele. Mieliśmy żywego anioła stróża i staraliśmy się być tym samym dla niego. Jednak chyba mu to wychodziło lepiej.

Lubiłam czasem stawać w drzwiach wychodzących na ogród i przyglądać się całej trójce. Czasem żartowaliśmy, że my też możemy mieć bliźniaków i przyznam, że chciałabym tego. Teraz dwóch na pozór identycznych facetów, bawi się z naszym synem. Cole, co chwila kręci głową, nie wiedząc na kim skupić uwagę. Za pierwszy razem gdy zobaczył ich dwójkę na raz, rozpłakał się. Jednak teraz gdy ma wybrać do kogo się skieruje, wybiera tatę.

Chcę tego dla Liama.
Ale przede wszystkim chcę, patrzeć jak w piaskownicy bawi się więcej rodzeństwa Cole'a.

A to może się nigdy nie wydarzyć...

**

Stoimy nad łóżeczkiem naszego syna. Mamy ma jedną rączkę nad głową i lekko rozchylone usta. Luke całuje mnie w skroń.

– Kocham cię – szepcze mi do ucha – Dziękuję, że jesteś taka wyrozumiała, co do mojego brata.

– Nie wygłupiaj się. Uwielbiam Liama.

– Bo jesteśmy identyczni? – bardzo rzadko ktokolwiek z nas o tym wspomina.

– Bo macie wielkie serca – kładę dłoń na jego piersi, w miejscu gdzie bije to wielkie serce. Całuję go w to miejsce, a Luke unosi moją głowę i złącza nasze usta.

– Chodźmy do naszej sypialni – przykrywam mocniej nasze małe szczęście i wychodzę z moim mężem z jego pokoju, w pogoni za szansą na drugie małe szczęście.

Czułam, jakbyśmy wykorzystali nasz przydział szczęścia. Przez kolejne dwa lata, starałam się zajść w ciąże. Nie udało się. Było dużo płaczu i dużo szczęścia z powodu Cole'a. A teraz? Po wypadku on nie chce, nawet słyszeć o zbliżeniu się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro