Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{18} Przydział szczęścia

Ślub.

Wielki dzień.

Nigdy nie wyobrażam sobie własnego ślubu. Wraz z koleżankami ze studiów i przyjaciółkami jeszcze z liceum, wybierałyśmy moją suknie ślubną. Chciałam piękny ślub, wśród dużej ilości kwiatów, dlatego zrobiliśmy go w naszym ogrodzie. Nasze mamy nie mogły przestać poprawiać mojej sukni czy upięcia włosów. Obie, co chwile szlochały. Gdy jedna przestawała, druga zaczynała. Obie miały piękne sukienki, które idealnie pasowały na dzisiejszy dzień. Suknie do ziemi, pasujące do koloru ich oczu. Gdy po raz pierwszy je zobaczyłam, sama miałam ochotę się rozpłakać. Niedawno skończyła dwadzieścia jeden lat. Od tego czasu nie tylko skończyłam szkole, zamieszkałam z facetem, ale także wychodzę za mąż.

– On wiedział, że to będziesz ty. My mu nie wierzyliśmy, gdy wpadł, któregoś dnia do domu i powiedział, że znalazł swoją przyszłą żonę, a miał racje.

– Zawsze o mnie walczy – i spełnia wszystkie moje zachcianki. Ostatnio mówiłam o pufie pod nogi, dwa dni później miałam pod co położyć nogi. Nasz budżet ostatnio jest na granicy wyczerpania, ale i tak dużo pieniędzy oszczędziliśmy, urządzając ślub w domu.

– W końcu będę miała córkę! – ściska mnie przez chwile.

– Mamo...

– Dwadzieścia jeden lat to bardzo młody wiek, żeby wziąć ślub. Jednak jesteście razem tyle, że trudno przypomnieć mi sobie ciebie gdy nie byłaś z nim. Jesteście dla siebie dobrzy, niektórzy szukają tego całe życie i nie znajdują. Trzeba pielęgnować takie relacje, a nie szukać więcej i więcej, tracąc to, co dobre.

– Wiem, mamo.

– Gotowa? – pyta stojący w drzwiach tata – Twój przyszły mąż, jest całkowicie zestresowany.

Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Pamiętam każde słowo z naszych przysiąg i łzy naszych rodziców. Pamiętam uśmiech Liama, który był jego świadkiem. Jego przyjaciół siedzących w drugim rzędzie. Każdy prezent, każdy kwiat, wszystko, ale najbardziej pamiętam moment gdy postanowiłam mu powiedzieć, że dzieliliśmy ten moment z kimś jeszcze. W wieku dwudziestu jeden lat, przeżyłam wszystkie najważniejsze wydarzenia. Tańczyliśmy nasz pierwszy taniec gdy postanowiłam mu o tym powiedzieć.

Nigdy nie myślałam, że w dniu mojego ślubu, zamiast dwóch osób, będą trzy najważniejsze osoby.

– Co? Przecież mój brat..

– Nawet nie zaczynaj, Luke – chcę mi się śmiać, ale jednocześnie trzęsę się z nerwów.

– Dlaczego wszystko, co dobre, poprzedzamy dramatyzmem? – oboje się uśmiechamy, to za piękny dzień, żeby tego nie robić.

– Jestem w ciąży – szepczę – Będziemy rodzicami.

– To szaleństwo – przykłada dłoń do mojego brzucha, a potem gwałtownie ją zabiera. Patrzy na mój brzuch i w powolnym tempie przykłada z powrotem dłoń do mojego brzucha – Będę ojcem, a ty będziesz mamą. Ile marzeń jeszcze może się spełnić? Trzeba urządzić pokój gościny.. czy to będzie chłopiec czy dziewczynka? O Boże, ale nasze dzieci będą śliczne.. a może od razu to będą bliźniaki? Już je kocham, cholera.. dałaś mi właśnie drugi najpiękniejszy prezent, a pierwszym jesteś ty... Tak strasznie was kocham – moja suknia, nie pozwala mu dobrze dotknąć mojego brzucha.

Gdyby to miał być koniec wielkich czynów na ten dzień, uznałabym, że i tak jest już o jeden za dużo. Oczywiście to nie mógł być koniec. Wiem, że zbytnio dobrze nie poznaliście jego przyjaciół, ale prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i to właśnie tam o nich opowiem, a oni będą opowiadać i przypominać kim był kiedyś.

– Patrz, co dla ciebie mam – Ashton wyskoczył przed nami z sadzonką, a raczej z drzewem do zasadzenia – Wiem, że sam nie wybudowałeś tego domu, ale to jest dom, dlatego musisz posadzić tu żonę i spłodzić syna...

– Powiemy im? – szepcze mi do ucha, pieszcząc palcami mój brzuch.

– Nie wiem czy to chłopiec – szepczę, ale Ashton i tak mnie słyszy.

– Jesteś w ciąży? O cholera! Musicie mieć kogoś kto nad wami czuwa i odgarnia wszystko, co złe zamieniając na dobre. Nigdy nie spotkałem większych szczęściarzy od was.

– Hej, ludzie! – Luke krzyczy do naszych gości – Będziecie świadkiem gdy sadzę drzewo, ale przede wszystkim w tym szczęśliwym dniu, chciałbym powiedzieć, że zostaniemy rodzicami! Ta dziewczyna, moja żona, zawsze wie jaki prezent będzie najlepszy. Najpierw dała mi siebie, a teraz da nam dziecko... – nie zastanawiam się dwa razy, przysuwam usta do jego i całuję go. Ludzie wokół biją brawa.

Ashton ma racje, jesteśmy cholernymi szczęściarzami.

Luke zdejmuje marynarkę i podwija rękawy koszuli. Znajduje idealne miejsce na posadzenie drzewa. Mike podaje mu łopatę i zaczyna kopać. Liam staje obok mnie.

– Myślisz, że to kiedyś będę ja? Czy los sobie z nasz żartował i całe bliźniacze szczęście oddał mu, dlatego spełnił wszystkie marzenia w wieku dwudziestu trzech lat?

– On nie jest nawet bliski..

– Ma ciebie, to by mu też wystarczyło – przytulam jego brata. Niektórzy dziwnie na nas patrzą. Komentarze nigdy się nie skończą.

– Wierzę w twoje szczęście, Liam. Proszę, nie wątp w to, że też je dostaniesz – cmokam go w policzek.

– Teraz oficjalnie jesteśmy rodziną – całuje mnie w czubek głowy – Cieszę się, że to ty jesteś jego żoną.

– O Boże! Ja też chcę takiego faceta! – Mia przerywa nam naszą chwil – Facet w garniturze, sadzący drzewo, Boże, to jest gorące, siostra. Mam dziewiętnaście lat, dlaczego ty w moim wieku od trzech lat miałaś już tego jedynego?!

– Jenny – Luke bierze mnie w ramiona – Oto nasze drzewo – wyglądam przez jego ramie – Jak ci się podoba? – w odpowiedzi go całuję – Mam nadzieję, że to syn – szepcze w moje usta – Będę się cieszyć z dziewczynki tak samo jak z syna, ale..

– Rozumiem – nasze usta spotykają się w kolejnym długim pocałunku. Nigdy nie myślałam, że będę miała coś, czego będzie mi można zazdrościć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro