Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{17} Początek wieczności

Urządzanie mieszkania to nigdy coś łatwego. W szczególności gdy cala twoja rodzina postanowiła, że każdy z nich musi przynieść jakiś prezent. Pamiętam jak się ucieszyłam gdy mama Luke'a przyniosła kwiaty i powiedziała, że to na dobry początek do naszego ogrodu. Musiała rozmawiać z moją, bo zrobiła to samo. Więc zamiast zastanawiać się, gdzie mam ustawić całą tonę beznadziejny rzeczy, spędziłam czas z naszymi rodzinami na sadzeniu kwiatów w ogrodzie. Mój ogród stawał się równie piękny, co ogród pani Hemmings, no właśnie, może dlatego, że....

Przez bardzo długi czas nie wiedziałam o czym marzyłam i kim chcę zostać. W którymś momencie przeszło mi nawet przez myśl, żeby przez całe życie być barmanką, tak bardzo byłam zdezorientowana. W końcu udało mi się wybrać coś prostego jak bycie nauczycielem. No i tak właśnie po studiach dostałam prace w szkole podstawowej, żeby uczuć dzieci jak poprawnie mówić po angielsku. Nauczycielka języka angielskiego. To naprawdę było już dorosłe życie. Nic nie mogło tego podważyć. Luke w swojej firmie budowlanej był równie zajęty, co ja. Na szczęście godziny naszych prac nie kolidowały z naszym życiem i większość popołudni mieliśmy tylko dla siebie. Dzisiaj jedno z takich wolnych popołudni mieliśmy spędzić na zaplanowanej przez niego randce. Szykowałam się do niej, robiąc makijaż oczu, na który po latach w końcu czułam się gotowa. Nie wiedziałam, gdzie mnie zabiera, dlatego tak samo jak za pierwszym razem, postawiłam na spodnie zamiast sukienki. Podstawą długoletnich związków jest to, żeby czasem potrafić zaskoczyć partnera. Dbać o niego, ale też pożądać. My na razie byliśmy na etapie ciągłego zaskakiwania.

– Gotowa! – wychodzę szczęśliwa z łazienki, a Luke nerwowo wkłada dłonie do kieszeni swoich spodni. Podchodzę do niego i biorę jego policzek w dłoń, żeby złożyć na nim mały pocałunek.

– Pięknie wyglądasz.

– Nigdy nie zapominaj, mi tego mówić – klepię go po pupie, a on w odpowiedzi całuje mnie w usta. Kocham te pocałunki, które pomimo, że mieszkamy razem, nie straciły nutki desperacji, ona zawsze nas pochłania.

Wsiadamy do samochodu i jak przystało na kolesia, który kocha mnie zaskakiwać, nie mówi mi, gdzie jedziemy. Dobrze, że nie zasłonił mi oczu przepaską na oczy. Chociaż, może to by było ekscytujące?

On też wygląda na zdenerwowanego, co niepokoi mnie jeszcze bardziej. Bierze moją dłoń do ust i składa na niej mały pocałunek.

– Co jest? – wplatam palce w jego włosy na karku, to go zawsze odpręża – Chyba nikogo nie zabiłeś i nie zabierasz mnie na miejsce swojej zbrodni, żebym pomogła ci, ukryć zwłoki? – Luke patrzy na mnie ze zmarszczonymi czołem – Nie?

– Cóż, ma to podobną skale...

– Dziecko z inną kobietą? – zanim zamorduje mnie wzrokiem – Żartowałam!

– Jesteś jedyną, z którą kiedykolwiek będę miał dzieci.

– Najpierw założysz mi pierścionek na palec – cmokam go w policzek.

– Przestałaś się bać? – pyta – Ślub, dzieci...

– Czasem myślę, jakby to było, gdyby po naszym domu biegały dzieciaki, które krzyczałyby do nas mamo, tato! Wiem, że jesteśmy jeszcze młodzi, ale.. zawsze marzyłam o dużej rodzinie.

– Spokojnie, będziemy mieli dużą rodzine – oboje wiemy, że duża rodzina będzie nas dużo kosztować. Mamy mały dom i nigdy nie byłam szczęśliwsza, niż w tym domu.

– Wiem – ściskam jego udo – Powiesz mi, gdzie jedziemy?

– Nie – wjeżdżamy do części miasta, w której mieszkałam przez osiemnaście lat, a on ledwo przez rok. Jedziemy do naszych rodziców? Tylko po co. Cholera, zapomniałam o czyiś urodzinach?

Zamiast tego zatrzymujemy się w parku, w którym się poznaliśmy.

– Co tu robimy?

– Piknik – wyjmuje z bagażnika koszyk. Nie mam pojęcia, kiedy go zapakował.

– Super! Nigdy nie jemy w plenerze – przyciąga mnie do swojego boku.

– Byłabyś zadowolona nawet, gdybyśmy zjedli w ogrodzie, prawda?

– Tak – cieszę się z małych rzeczy, a przerażają mnie te duże.

Idziemy dokładnie do tego samego miejsca, gdzie siedziałam tamtego dnia. Jest wolne, tak jakby na nas czekało. Siadamy na przeciw siebie, co jest dziwne, bo on zawsze siada obok mnie i nigdy nie chce opuścić mojego boku. Szybko wstaję i siadam na kolanach mojego chłopaka.

– Czy coś zrobiłam źle? No nie wiem, pierdnęłam, śmierdzę  czy  o co chodzi, że tu usiadłeś? – zaciska dłonie w pięści – Luke?

– Jenny...

– O Boże! Czy ty chcesz ze mną zerwać?

– Co?! Jesteś szalona? – nie wiem czy powinno mi ulżyć czy nie.

– Nigdy nie siadasz naprzeciw mnie. Cholera, ja śniadanie jem, siedząc na twoich kolanach.

– Tak, to trochę niezdrowe – pstryka mnie w nos – Ale potem nie widzę cię siedem godzin, więc to ma sens – całuje mnie w nos.

– Co tam przygotowałeś? I kiedy? – otwieram koszyk, a Luke zdejmuje mnie ze swoich kolan – No ej – trącam nosem jego szyję.

– Nie mogę dłużej – o co mu do cholery chodzi? Znowu grzebie w tych kieszeniach. Zaraz zrobi w nich dziury na wylot – Jestem tak zdenerwowany...

– Chyba nie jesteś w ciąży, prawda? – patrzy na mnie jak na wariatkę.

– Zostaniesz moją żoną?

– Co? – teraz to ja podskakuję na tej ławce.

– Tutaj się poznaliśmy, to jest miejsce, gdzie wszystko się zaczęło i miejsce gdzie wszystko się zmienia. Od początku potarzam, że chcę dać ci moje nazwisko. Czy zostaniesz moją żoną? Panią Hemmings?

Nie potrafię zareagować inaczej, niż wybuchnąć płaczem. To coś o czym mówi od lat, a i tak mnie tym zaskoczył. Wyjmuje pudełeczko z kieszeni i otwiera je przede mną. Pierścionek z diamentem. Nie jest duży, ale jest idealny.

– Luke...

– Byłem u jubilera trzy godziny, zanim udało mi się, wybrać właściwy. Podoba ci się?

– Tak, zostanę twoją żoną – chyba nie odpowiedziałam mu na jakieś pytania – O Boże, będę zamężna!

– Kochanie – bierze moją twarz w dłonie – To wszystko o czym kiedykolwiek marzyłem.

– Nie, Luke, przed nami o wiele więcej – bierze moją dłoń i wsuwa mi pierścionek na palec. Przysuwa moją dłoń do swoich ust i całuje. Pragnę więcej, więc przysuwam usta do jego ust i gorliwie całuję.

– Kocham cię – szepcze w moje usta i sięga ręką do koszyka. Nie zajrzałam tam dobrze, a on wyjmuje stamtąd kwiaty – Odkąd zarazem zamieszkaliśmy, robię to zdecydowanie za rzadko – wsuwa je pomiędzy nas – Wszystko zaczęło się na nowo gdy cię poznałem.

– Wszystko przy tobie jest prostsze.

– Taka właśnie powinna być miłość. Bezpieczne, proste miejsce, namawiające do bycia kimś lepszym.

Tylko ślepo zakochany głupiec myśli, że prawdziwa miłość to ta prosta i bezpieczna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro