
2 ♦ biedronki w cieście
Prawdopodobnie nigdy nie lubiła biedronek.
Mgliste wspomnienie z dzieciństwa przedostaje się na pierwszy plan, kiedy próbuje uspokoić się i zasnąć. Co jakiś czas, gdy zielone łąki i drewniane stoły stają się zbyt realne i niemalże czuje zapach ciasta, otwiera gwałtownie oczy i zerka na okna, które jeszcze kilka minut temu sama zasłaniała tym razem zielonym i o wiele grubszym materiałem. Żadna srebrzysta poświata nie dostaje się do środka, żaden dźwięk z ulicy nie przebija się przez ściany. Obklejone plakatami najróżniejszych zespołów drzwi odcinają ją od korytarza, blokują lecące w telewizorze wiadomości i kroki matki. Tak więc w jej pokoju panuje absolutna cisza i duchota. Jest paskudnie gorąco i niemalże nie ma czym oddychać. Żeby się nie zapocić musi odrzucić — i tak bardzo cieniutką — kołdrę i nakryć kocem.
Kiedy kolejna próba zamknięcia oczu kończy się wspominaniem dziwnych urodzin i późniejszego wyplątywania tych kropkowanych paskudztw z włosów, Lila łapie poduszkę i ciska nią w najbliższą lampę, a ta — na szczęście — niemalże bezdźwięcznie opada na puchaty dywan wystający spod biurka.
Ma ochotę wrzasnąć, ale zamiast tego gryzie się w język i sięga po telefon. Albo — próbuje po niego sięgnąć, ale jej dłoń, zamiast na zimny ekran telefonu, natrafia na śliski papier. Bierze go do ręki i zapala rozwieszone nad łóżkiem światełka. Po raz kolejny widzi kolorowe, ludzkie cienie, wielką i ledwie czytelną nazwę zespołu oraz mnóstwo ozdób — kwiaty, nuty, jakieś błyskawice. I o dziwo wszystko wygląda nieźle, nie niespójnie, chociaż od patrzenia Lila ma w głowie czytane wieki temu blogi i ich szablony, na których zawsze musiał być jakiś kwiat, błyskawica i zegar. Przez chwilę nawet zaczyna żałować, że w pewnym momencie porzuciła je i myśli o tym czy dalej mają koszmarne szablony, czy może ludzie już przerzucili się na coś innego. Potem rzeczywistość uderza ją w twarz.
Szum trwa ledwie minutę, no może dwie, ale jest też niesamowicie głośny, głośniejszy niż zwykle, i zmusza ją do ponownego położenia głowy na poduszkach. Do zakończenia Lila tkwi praktycznie w bezruchu; jedynie jej palce naciskają coraz to mocniej na papier, czasami rozcinają opuszki o krawędzie i pozwalają pościeli wchłonąć kilka czerwonych kropelek. W ostatnich sekundach szum niemalże zmienia się w huk podobny do zrzucania ciężarków z piątego piętra, prosto na stos szklanych rzeczy. Chyba w tym wszystkim wyszarpuje sobie kilka włosów. Ale następująca później ulga jest już całkiem miła i ciężko przy niej powstrzymać się od ziewania czy zamykania oczu.
A śniąc w końcu trafia na to przeklęte przyjęcie i raz jeszcze walczy z biedronkami, które postanowiły przejąć jej stół, jej tort i jej włosy. Doprawdy, paskudne stworzenia.
(A może wcześniej to były mrówki?)
✿
Władca Ciem milczy także we wtorek, kiedy Lila wisi nad muszlą klozetową i pozbywa się zawartości żołądka. Na języku ma paskudny posmak wymiocin, papryki i gazowanego napoju, którym kilka godzin wcześniej popijała obiad. W pewnym momencie rzyga głównie nim, a jej głowa przekrzywia się i kafelki zalewają się czernią i żółcią.
Nie ma pojęcia skąd to się wzięło czy to zatrucie, czy coś groźniejszego, ale jest nawet szczęśliwa z takiego obrotu spraw, bo oto, na widok tych obrzydlistw, jej matka (po naprawdę długich godzinach zalegania w jej pokoju i chodzenia za nią) w końcu wycofuje się do kuchni. Oczywiście, znając życie ona wróci i przyniesie okłady (jakby Lila miała gorączkę), miliony zbędnych leków i jakieś herbatki. Ale to będzie za chwilę, za kilka minut. Może pół godziny. Później.
Teraz Lila jest sama i po prostu się tym rozkoszuje.
I może tylko trochę za mocno ściska pięści na myśl o tym, że Władca Ciem znów ją zignorował.
(Ale, może, później zmienia zdanie i stwierdza, że antybohater z bolącym żołądkiem nie byłby czymś pożytecznym...)
(...ale mieć w swoich dłoniach akumę i tak byłoby całkiem fajnie.)
✿
Wcześniej nie miała z tym aż takiego problemu, ale teraz w jej wyobraźni plakat pali jej dłonie, płomienie pełgają po palcach, są tak paskudnie gorące, że skóra natychmiast się topi i odsłania kości, a te trzaskają i czernieją. A najgorsze — oczy ciągle zachodzą jej mgłą, więc żeby przeczytać cokolwiek musi przyciskać plakat bliżej twarzy i obkręcać go na wszystkie strony, jednocześnie intensywnie mrugając oczami i co jakiś czas trąc drugą dłonią o nie.
Nie miała odwagi powiedzieć tego Adrienowi, ale tak naprawdę czas wydarzenia nie ma dla niej większego znaczenia — czy to piątek, czy sobota, czy nawet kwiecień następnego roku, jej życie aktualnie jest wypełnione pustymi dniami. Nie ma obowiązków, nie ma planów.
Problemem jest tylko to czy chce przyjść.
Z jednej strony — być może to jest właśnie ta szansa. Być może Władca Ciem zechce obdarować ją mocą, gdy coś pójdzie nie tak (zobaczy Adrien z inną dziewczyną albo nagle zjawi się Biedronka, albo Adrien jednak przestanie udawać, że nic się nie stało i nakrzyczy na nią) i zostanie zraniona na koncercie.
Z drugiej strony — Adrien. Cholerny Adrien Agreste tam będzie. Cholerny chłopak o cudownych zielonych oczach. Cholerny dzieciak, który widział już jedno jej upokorzenie i teraz miałby oglądać drugie. Miałby być częścią drugiego. Jak pierwszego. Może nawet powodem. Źleźleźleźleźleźle.
Zirytowana zwija kartkę w kulę i ciska nią w śmietnik. Nie trafia.
✿
Adrien pisze wieczorem, w środę, gdy Lila siedzi na parapecie (okno zamknięte, oczywiście) i je ciasto kupione przez matkę w drodze z pracy.
Adrien pyta ją o to czy przyjdzie, jednocześnie milion razy zahacza o notatki i zastanawia się jak jej idzie (Świetnie! W ogóle ich nie tknęłam — ma ochotę odpisać Lila). Kiedy ona próbuje się wykręcić od odpowiedzi, on wysyła uśmiechy, śmieszne gify, zdjęcie kota w pelerynie superbohatera. A potem znowu pyta i tym razem telefon ląduje na podłodze i to nie tak, że Lila nim rzuca (nie tym razem). Po prostu wypada jej z ręki, a spokój, który przez chwile odczuwała, przemienia się w zmęczenie. Autentycznie przez dobrych kilka minut czuje się, jak staruszka dźwigająca na barkach osiemdziesiąt bezsensownie długich i bolesnych lat.
Jej dłoń wisi w powietrzu; mięśnie są napięte do tego stopnia, że znów ma ochotę krzyczeć — tym razem o tym, jak to nienawidzi takich utrat kontroli i jak fajnie byłoby zastąpić je poczuciem mocy.
✿
Kartka wciąż leży zmięta gdzieś na podłodze. Dalej nie odpowiedziała Adrienowi, ale o północy zgarnia kolejne kawałki ciasta z kuchni i po raz pierwszy od — być może nawet kilku lat — bardzo dawna włącza telewizor w swoim pokoju. Jest trochę zimno, a ciało wciąż nie wróciło do odpowiedniego stanu, ale Lila ignoruje to i przeskakuje od kanału do kanału aż w końcu natrafia na wywiad z Biedronka... Albo raczej to irytujące ❝ZOSTAŃCIE Z NAMI! WRÓCIMY PO REKLAMACH!❞. Zalewają ją wiadomości o kolejnym cudownym leku na ból głowy.
Niemalże zasypia, nim w końcu uśmiechnięci i dziwnie gadający ludzie ustępują miejsca niebieskim ścianom, dwóm kanapom i Biedronce. Uśmiechniętej, cudownej Biedronce, która znów nawet się nie wystroiła. Lila nie ma pojęcia, czemu ten szczegół ją tak dręczy, ale dzisiaj jest praktycznie gotowa mordować przez niego. Ciasto po piątym kawałku zaczyna być dla niej — nie, nie za słodkie — gorzkie, a wiśnie w nim mdłe. Odstawia je obok.
— Myślę, że najważniejsze jest zaufanie. Ufam Czarnemu Kotu, on ufa mi i wszystko działa! — Biedronka na koniec wypowiedzi klaszcze w dłonie i kobieta, która zadała jej pytanie, śmieje się krótko i irytująco. (Jej śmiech brzmi, jak przejeżdżanie widelcem po talerzu.)
— I nie martwisz się, że pewnego dnia Czarny Kot może poczuć się odrzucony przez to, jak często skupiasz wszystko na sobie?
Lila prawie krztusi się śliną słysząc takie pytanie.
Wiesz, że się do tego przyczyniasz? — myśli chwilę później.
— Ja... — Biedronka zamyka i otwiera usta, a Lila przez moment wierzy, że ta w końcu poległa na jakimś polu. Nie umie odpowiedzieć. Nie umie się wybronić. Raz jeden przegrywa i wszystko robi się wyjątkowo piękne. Ale nie. Już po chwili pokój wypełnia się głosem paryskiej bohaterki: — Nie, nie martwię się o to, bo gdyby Czarny Kot chociaż raz skrzywił się, pokazał się, że mu źle, natychmiast przestałabym odbierać nagrody i sama brać udział w wywiadach! — Uśmiecha się i Lila jest pewna, że wszyscy w tym momencie robią głośne ❝aww❞. — Nie ukrywam, lubię odbierać nagrody i słuchać o tym, że jestem dla kogoś pomocna, ale dobre samopoczucie mojego partnera jest dla mnie dużo ważniejsze! Poza tym...
Lila już nie słucha. Nie ma czego. Jej palce same odnajdują pilot i wyłączają telewizor, by potem wystukiwać krótką wiadomość do Adriena.
Chyba będę.
Kiedy znów sięga po ciasto jej paznokcie uderzają o pełznące po czekoladzie biedronki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro