Ten
Gdy za ostatnimi gośćmi zatrzasnęły się drzwi, Ruth padła zmęczona na kanapę. Była wykończona całym dniem, a jeszcze miała przed sobą rozmowę z Aaronem. Walkę z historią już dawno przegrała, wiedziała, że nie da rady nic się nauczyć. Liczyła na łut szczęścia jutro, chociaż prawdopodobnie i to nie mogło jej pomóc.
-Ruth... — zaczęła mama dziewczyny, wchodząc do salonu z przewieszoną przez ramię ścierką. — Idź do pokoju i odpocznij. I tak już się dzisiaj wystarczająco naharowałaś, jestem ci niewyobrażalnie wdzięczna za to.
-Nie ma sprawy. W końcu sama również mieszkam w tym domu — dziewczyna westchnęła i podniosła się z wygodnej kanapy na rzecz przeniesienia się na jeszcze wygodniejsze łóżko. — Jakbyś jednak zmieniła zdanie, to krzycz. Jeśli nie przyjdę, to znaczy, że albo nie słyszałam, albo rozmawiam z Aaronem, albo, co jest najbardziej prawdopodobne, usnęłam.
Kobieta zaśmiała się i pocałowała córkę w czubek głowy.
-Nie zmienię zdania, idź na górę.
Ruth pocałowała matkę w policzek i powolnym krokiem ruszyła po schodach do swojego pokoju. Tam wzięła telefon i, po wybraniu numeru do Aarona, padła na łóżko, aż zatrzeszczało.
Jednak nastolatek nie odbierał, co było pewnego rodzaju zaskoczeniem. Nigdy mu się to nie zdarzało, wyjątkiem był trening czy lekcje. Jednak o tej porze najpewniej siedział w domu albo włóczył się po mieście.
Ruth spróbowała jeszcze raz, jednak i to nic nie dało. W końcu, zrezygnowana, westchnęła i odłożyła urządzenie na szafkę nocną, a następnie się położyła. Nim się obejrzała, usnęła, w wyjściowych ubraniach i makijażu, przez co nieopatrznie pobrudziła pościel podkładem.
Za to rano nie był w stanie obudzić jej żaden budzik. Mama dziewczyny musiała się naprawdę postarać, żeby dobudzić swoją córkę. W pewnym momencie była już na tyle wystraszona, że rozważała opcję zadzwonienia po pogotowie, mając w głowie obraz świata z powieści Stephena Kinga „Śpiące Królewny". A jedynym powodem tego wszystkiego było ogromne zmęczenie, jakie nosiła w sobie szatynka przez ostatnie kilka dni. Maturalna klasa potrafiła naprawdę dać w kość, a nauczyciele dopiero się rozkręcali.
-Obudziłaś się w końcu, dzięki Bogu — odetchnęła z ulgą pani Koffsky, widząc otwierające się oczy swojego jedynego dziecka.
-Usnęłam? — mruknęła Ruth, przecierając zaspane oczy, powodując tym samym rozmazanie tuszu i eyelinera wokół oczu. Efekt był co najmniej zabawny i uroczy.
-Usnęłaś? Kochanie, przespałaś całą noc. I właśnie trwa twoja pierwsza lekcja — ta informacja od razu rozbudziła szatynkę. Nastolatka poderwała się jak oparzona, biorąc telefon do ręki.
-Co? — gdy zobaczyła godzinę na zegarku obecnym w urządzeniu, jęknęła głośno. — Właśnie pisałabym test z historii. Facet powiedział, że kogo nie będzie, to w drugim terminie dostanie dużo trudniejszą pracę.
-Przecież sama mi mówiłaś, że nic nie umiałaś.
-No tak, ale w tym momencie moje szanse na zaliczenie tego testu spadły diametralnie.
-To dopiero początek roku, dasz radę — odparła kobieta, po czym pocałowała Ruth w skroń. — Idź, zmyj pozostałości wczorajszego makijażu i dokładniej umyj twarz. Wyglądasz jak urocza panda. Ja w tym czasie zrobię ci śniadanie.
Ruth przewróciła oczami z rozbawieniem.
-Zgoda. Za pół godziny będę na dole — oświadczyła szatynka, wstając z łóżka. Wyciągnęła z szafy ubrania, wzięła kosmetyczkę i ruszyła do łazienki. Jednak w ostatniej chwili cofnęła się po telefon, aby po raz kolejny spróbować zadzwonić do swojego chłopaka.
Cała sytuacja była dla niej niepokojąca. Nie byli ze sobą długo, to trzeba było przyznać. Nie świętowali jeszcze pierwszego miesiąca swojego związku. Ruth bała się, że to skończy się równie szybko, jak się zaczęło. Przecież wczorajsza obietnica, którą kazał jej złożyć Aaron, mogła nic nie znaczyć. Gdzieś tam po głowie chodziła jej myśl, że być może chłopak chciał sobie z niej tylko pożartować, jednak natychmiast ją odsunęła.
Wybrała numer i cierpliwie czekała, aż ktokolwiek odbierze, jednak włączyła się poczta głosowa. Ruth postanowiła nie panikować i pogadać ze swoim chłopakiem na spokojnie w szkole. Najpewniej padł mu telefon i zapomniał naładować. Zdarza się to każdemu, nawet najbardziej pilnym.
Po szybkim, lecz bardzo odświeżającym prysznicu poczuła się jak nowo narodzona. Ciepła woda zmyła z niej problemy i pytania dnia wczorajszego, a także sprawiła, że spojrzała na wszystko z innej perspektywy, a już zwłaszcza na głuchą ciszę ze strony Aarona.
Do szkoły szła już z innym nastawieniem niż takim, z jakim rano się obudziła. Miała wrażenie, że to będzie dobry dzień i nic go nie zepsuje. Jej krok był lekki, muzyka w słuchawkach wesoła, a na twarzy gościł delikatny, aczkolwiek radosny uśmiech.
Im bliżej szkoły się znajdowała, tym bardziej była pewna, że jej chłopak będzie czekał na nią przed budynkiem. Kiedy Ruth nie zauważyła zarysu jego ciała, zmarszczyła swoje brązowe, lekko podkreślone brwi i rozejrzała się jeszcze raz po dziedzińcu, dla pewności. Jednak nic to nie dało. Aarona najzwyczajniej w świecie tu nie było, co stanowiło pewnego rodzaju zaskoczenie dla szatynki. Rawley zawsze czekał na nią przed szkołą.
Jednak taka drobna sprawa nie dała rady zniszczyć nastroju siedemnastolatki. Pomyślała, że pewnie coś mu wypadło, bądź też nie dał rady się wyrwać i spotkają się w szkole.
Odkąd przekroczyła próg liceum, zaczęła rozglądać się za jakże znanym jej szatynem. Nie musiała się specjalnie wysilać, pojawił się on praktycznie znikąd. Chwycił swoją dziewczynę za nadgarstek i zaciągnął w najbardziej odosobniony kąt, jaki tylko mógł znaleźć, nie zważając na ciche protesty nastolatki.
-Aaron, co ty... — zaczęła Ruth, rozcierając rękę, jednak dość szybko jej przerwano.
-Gdzie byłaś? — naskoczył na nią chłopak. Jego czoło było gniewnie zmarszczone, a tęczówki przybrały ciemniejszy kolor niż zwykle. Był wściekły, jednak dziewczyna nie wiedziała o co.
-W domu — odparła, siląc się na spokój. — Zaspałam, mama ledwie mnie dobudziła.
-Nie kłam — syknął. — Pewnie łaziłaś gdzieś z jakimś fagasem. Zdradzasz mnie?
Ruth nie wierzyła własnym uszom. Oskarżać ją o coś takiego? To była czysta niedorzeczność.
-Co? Oczywiście, że nie, Aaron, pleciesz głupoty.
-Zatem dlaczego nie chciałaś się ze mną wczoraj spotkać? Obiecałaś mi, że będziesz zawsze, a wczoraj cię przy mnie nie było.
-Tłumaczyłam ci już wczoraj, dlaczego nie mogę się z tobą spotkać. Miałam gości i chciałam się nauczyć na test z historii. Tego drugiego nie udało mi się wykonać, bo byłam padnięta. Zawsze przy tobie będę, jednak musisz zrozumieć, że ja też mam swoje życie i czasami złoży się tak, że nie będziemy mogli się spotkać.
-Dlaczego nie może podporządkować wszystkiego pode mnie? — parsknął wściekle.
Ruth delikatnie ścisnęła dłoń szatyna.
-Bo, mimo że jesteś ważny, w moim życiu są jeszcze inni, równie ważni dla mnie ludzi.
-Myślałem, że jestem dla ciebie najważniejszy.
Nastolatka z nerwów przełknęła ślinę. Wkroczyła na śliski temat. Nie wiedziała, jak teraz wytłumaczyć swojemu chłopakowi, że pomimo bycia najważniejszym, nie może poświęcić mu całego swojego czasu.
-Oczywiście, że jesteś dla mnie najważniejszy — zaczęła, robiąc delikatne okręgi po wewnętrznej stronie dłoni szatyna. Miała cichą nadzieję, że minimalnie go to uspokoi. — Jednak musisz pamiętać, że nie jesteś jedyną osobą w moim życiu i muszę poświęcać czas również innym. Ale zawsze będę przy tobie, nieważne co by się działo.
-Na pewno? — zapytał z nutką wahania, jednak już bez agresji.
-Na pewno. Na sto procent, kochanie — odparła i pocałowała chłopaka. — Nie musisz być zazdrosny, nigdy bym cię nie zdradziła.
-Wiem. Przepraszam, że cię o to podejrzewałem — Aaron złożył delikatny pocałunek na czole swojej dziewczyny. — Zrobiłbym wszystko, dosłownie wszystko, abyś została, gdybyś postanowiła mnie zostawić dla kogoś innego.
-Ale nie mam zamiaru tego robić — ogłosiła.
Uczucie, jakim siebie darzyli, było silne, mimo naprawdę krótkiego stażu i młodego wieku. Zarówno Ruth, jak i Aaron już w tym momencie nie wyobrażali sobie być z kimkolwiek innym. Oboje nie spodziewali się tego, że tak szybko nie będą w stanie żyć przed siebie.
U nastolatki uczucie to potęgowała świadomość, że ktoś wreszcie ją pokochał, mimo wszystkich wad.
Natomiast szatyn, dzięki temu, że miał oparcie w swojej dziewczynie, nie chciał jej już nigdy zostawiać. Wiedział, że gdyby stracił ją, straciłby również swoje jedyne wsparcie.
-Idziemy na lekcje? — zadał pytanie Aaron, odsunąwszy się od szatynki, na co dziewczyna pokiwała głową i chwyciła nastolatka za rękę.
Po lekcjach Aaron tradycyjnie czekał przed budynkiem na Ruth.
-Gdzie masz zamiar mnie zabrać? — zapytała Koffsy, zapinając zamek skórzanej kurtki.
-W specjalne dla mnie miejsce, które znalazłem zaraz po przeprowadzce tutaj — odpowiedział, biorąc siedemnastolatkę za rękę. Para ruszyła powolnym spacerem w nieznaną dla Ruth stronę.
Dziewczyna z lekkim niepokojem patrzyła na mijany krajobraz. Znała tę część miasta. Mama dziewczyny milion razy mówiła jej, żeby nie wędrowała w tę dzielnicę, ponieważ spotykali się tutaj głównie narkomani i ludzie niebezpieczni dla społeczeństwa.
Coraz mniej było zamieszkanych budynków, zadbanych ogrodów i prostych dróg, a coraz więcej opustoszałych bloków i zarośniętych terenów. Od dawna nikt nie zadbał o to, by przyciąć tutaj trawę, pozamiatać piasek czy posprzątać śmieci. Była to okolica zapomniana przez większość jak nie przez wszystkich. Od momentu wybuchu gazu w tym miejscu nikt się nie interesował losem kiedyś bardzo bogatego i prestiżowego osiedla.
-Dlaczego mnie tutaj zabrałeś? — zapytała Ruth, rozglądając się z niepokojem. W jej głowie wciąż rozbrzmiewały ostrzeżenia z dzieciństwa. Szczerze bała się tego miejsca, jednak wolała to ukrywać przed swoim chłopakiem, aby nie wyjść na tchórza.
-Chciałem pokazać ci miejsce, które stało się dla mnie ważne, żebyś wiedziała, że traktuję cię bardzo poważnie — odparł, siadając na części starych, niegdyś pięknych schodów. — I mam nadzieję, że ty również uważasz mnie za kogoś równie ważnego.
Szatynka delikatnie przejechała ręką po ogolonym policzku Aarona.
-Kocham cię. A już samo to sprawia, że stajesz się dla mnie najważniejszy na świecie.
Chłopak przyciągnął dziewczynę do siebie w geście pocałunku.
-Również cię kocham. Najbardziej na świecie. I mam nadzieję, że nic nas nie rozdzieli.
-Też mam taką nadzieję — wyszeptała, zabierając jeden, samotny loczek z jego czoła.
-Naprawdę wierzyłaś w to, że wasza miłość będzie wieczna, a wy zawsze będziecie razem? — zapytał Bender, poprawiając poły fartucha.
Pokiwałam powoli głową, uśmiechając się smutno.
-Jaka ja głupia wtedy byłam, nieprawdaż?
-Nie głupia. Zakochana, Ruth. A to dwie różne rzeczy.
-Polemizowałabym. Miłość nas ogłupia. Sprawia, że nie potrafimy racjonalnie spojrzeć na pewne rzeczy, bo uczucia, które w sobie mamy, utrudniają to. Tak samo, jak przywiązanie do drugiego człowieka. Jak wiele jesteśmy w stanie zrobić, żeby zostawić go przy sobie? Niektórzy są nawet skłonni zabić. Miłość jest słabością.
-Dlaczego tak sądzisz?
Prychnęłam cicho.
-A w ilu przypadkach zrobiliśmy coś innego, niż planowaliśmy tylko po to, żeby uchować ukochaną nam osobę? Osoba, której się grozi, ugnie się pod szantażem zabicia jego, jej ukochanej, ukochanego. Zrobi wszystko, aby tylko to się nie wydarzyło. Miłość czyni nas głupcami i, choć niektórym ciężko jest to przyznać, to taka jest prawda. Zakochanie sprawiło, że straciłam czujność, którą się chwaliłam całe życie i dałam sobą pomiatać na wszystkie strony. Ogłupiałam całkowicie na jego punkcie jak tysiące innych dziewczyn. I, co najlepsze, nic nie mogłam na to poradzić. Gdy się obejrzałam, było już za późno. Zakochałam się i nie dało się tego ot tak cofnąć.
Ktoś ostatnio sypie rozdziałami jak z rękawa, więc i ja coś napisałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro