Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One

W tej historii ciężko znaleźć początek — warto zacząć od tej informacji. Tak jak większości historii miłosnych ma swój początek i koniec, tak tutaj było wiele pożegnań i powrotów. Wiele początków i końców, które dzieliły to wszystko na fragmenty, etapy.

W ludzkich wyobrażeniach istnieje stereotyp miłości szczęśliwej, romantycznej, idealnej. Nie chcą dopuścić do siebie myśli, że ludzie, którzy są razem, niekoniecznie są ze sobą szczęśliwi. Bo przecież jak to tak? Razem i nieszczęśliwi? A jednak.

Nikt nie myśli o miłościach brutalnych, pełnych bólu i cierpienia. Tych, które rozrywają nas na strzępy, niszczą, są destruktywne. A mimo to w nich tkwimy. Czy to z przywiązania, czy to z miłości bądź nawet i strachu. Powody są różne, skutek ten sam — nie odchodzimy. A kolejne skutki są już różne.

Część osób w końcu kończy takie toksyczne związki, zauważają, że jest to dla  nich złe. I choć to boli i nie jest to łatwe — postanawiają to wszystko zakończyć, odciąć przeszłość grubą linią i zacząć od nowa, w nowym miejscu, z dala od pozycji, gdzie wydarzyło się tyle cierpienia dla nich.

Jednak jest to tak naprawdę niewielki procent. Bo ta większa część ludzi, mimo świadomości, że to, co się dzieje, jest złe, nie zerwą z partnerem. Są zbyt zastraszone, niepewne siebie, samotne. I z każdym dniem, miesiącem, rokiem jest coraz gorzej. Odcinają się od rodziny, najpierw nie widząc wad swojego partnera, a potem jest już za późno.

Czasami takie relacje kończą się tragicznie — pobiciem na śmierć, zabójstwem bądź samobójstwem.

Jednak los nie zawsze jest nam skłonny i samobójstwo niekoniecznie chce wyjść. Być może mamy gdzieś swojego anioła stróża, który nie chce stracić pracy?

I dochodzimy do miejsca, gdzie jestem teraz ja. Po dwóch próbach samobójczych, przed którymi uratował mnie mój osobisty anioł stróż, strasznie uparty i egoistyczny sukinsyn.

Do tak okropnego czynu przyczyniło się kilka czynników. Bo to nigdy nie jest jeden powód, ale tylko jeden jest katalizatorem.

Ale miałam tutaj opowiadać swoją historię miłosną, a nie jakże żałosną opowieść mojego życia.

Cała bajka zaczęła się w trzeciej klasie liceum. Była sobie nieśmiała siedemnastolatka, która bardzo potrzebowała mieć choć trochę czyjejś uwagi na sobie. Choćby i to miały być resztki, nawet tyle by wystarczyło, aby podtrzymać bicie jej serduszka.





A z wyglądu była zwyczajną nastolatką, nieprzyciągającą niczyjego spojrzenia. Brązowe włosy do łopatek, bladoniebieskie oczy i ciągle zarumieniona buzia. Byłą dziewczyną o szczupłej figurze, nie uprawiała sportu, za to wielce zaczytywała się w różnego rodzaju opowiadaniach i powieściach. Za dzieciństwa wyobrażała siebie jako księżniczkę w wieży, która, jak Fiona w Shreku, jest ratowana przed strasznym smokiem, dzięki czemu spotyka również miłość swojego życia, która kocha ją na dobre i na złe. Z wiekiem wyobrażenie się zmieniło, ale podłoże było to samo — szczęśliwa miłość, romantyczna, w zdrowiu i chorobie, na wieki wieków.

I choć siedemnastoletnia wtedy Ruth nigdy głośno o tym nie mówiła, takie było jej największe marzenie. Chciała być kochana, czy to tak wiele? Przecież wielu z nas o tym marzy i wielu się udaje. Szatynka nieraz się zastanawiała, patrząc w rozgwieżdżone niebo, dlaczego akurat ona jest samotna? Czy zrobiła tyle złego, że zasłużyła na karę w takiej postaci? Taka myśl często chodziła jej po głowie, nawet w najmniej spodziewanych momentach. Czasem po prostu wyłączała się z rzeczywistości i pozwalała płynąć myślom, myśleć o rzeczach, o których nigdy nikomu by się nie przyznała. Choć faktem było, że nie miała wielu przyjaciół i nawet nie miałaby się komu zwierzyć.

Im więcej dobrego robiła, tym bardziej miała nadzieję, że Bóg spełni jej wielką prośbę. Nie wątpiła w niego, nawet taka myśl nie przyszłaby jej do głowy. Niewiara  w Boga to było coś niewyobrażalnego, przynajmniej w jej przypadku. U innych ludzi tolerowała ateizm, choć się z tym nie zgadzała. Ale nie miała zamiaru nikogo nawracać, to nie była jej rola na tej planecie.

Ale zdarzały jej się chwile zwątpienia — czy to, co robi, ma sens?  Jednak starała się jak najszybciej odgonić tę myśl, mając w głowie wszystkie te motywujące cytaty, które mówiły, że wszystko, co najlepsze przychodzi na koniec, potrzebny jest czas. Jeśli na coś się długo czeka, to znaczy, że jest to tego warte.

I pewnego wiosennego dnia  coś się stało. Przyszedł do szkoły nowy chłopak, który samą swoją urodą i uśmiechem sprawił, że połowa dziewczyn na korytarzu mało nie mdlała z zachwytu. Wtedy też pierwszy raz serce Ruth, bohaterki tej opowieści, zabiło mocniej. Jednak dziewczyna wiedziała, że jej szanse nie są zbyt duże. Była świadoma swojej przeciętności, a także tego, jak małą uwagę zwracała. O takim kimś jak on, ona mogłaby jedynie śnić. Jednak gdzieś w środku tliła się iskierka nadziei. Przecież tyle czekała, modliła się i marzyła.  Może właśnie nadszedł ten czas?

Początkowo rzeczywiście Aaron nie zwracał na nią uwagi. Cieszył się ze sławy i powodzenia, jakie zyskał podczas przeniesienia do nowej w szkole. Nikt nie wiedział, dlaczego to zrobił, zwłaszcza w ostatniej klasie liceum, gdzie już tak mało było do egzaminów końcowych. Dla nikogo oprócz niego nie miało to najmniejszego sensu.

No cóż, Aaron nigdy nie był grzecznym chłopcem. Kochał kłopoty, a kłopoty kochały jego — jedyna odwzajemniona miłość, jakiej potrafił zaznać. Od małego lubił się bić, znęcać się nad słabszymi i nie miał litości do nikogo i niczego. Nie uznawał słabości, wręcz jej nienawidził. I choć w gronie kolegów budziło podziw to, jak łatwo rozrabiał i jak łatwo unikał kary, a także to, że nie bał się niczego, tak jego rodzice coraz bardziej siwieli przez syna. Był czarną owcą w rodzinie i choć bardzo go kochali, powoli tracili na niego swoje siły.

Aaron zmieniał szkołę średnio co roku, jednak zdarzyło się już, że w jednej placówce wytrzymał zaledwie pięć miesięcy. W pewnym momencie pojawił się pomysł szkoły z internatem, jednak matka, z miłość do swojego pierworodnego nie chciała go tam wysłać.

Nie było więc powodu, aby chłopak zainteresował się tak szarą myszką, jaką była Ruth. Jednak równie mocno jak kłopoty, Aaron kochał naiwność, uwodzenie i sprowadzanie na złą drogę. W każdej szkole szukał sobie ofiar, którymi mógłby się zabawić, zmienić całkowicie ich życie, po czym zostawić. Taki był schemat.

I tak samo miało być w przypadku Ruth.

Już w pierwszych dniach pobytu w kolejnej nowej szkole zawzięcie szukał nowej ofiary. Tyle dziewczyn do niego wzdychało, tyle dałoby się okręcić wokół palca, jednak żadna nie spełniała wymogów chłopaka. A jego wymagania były naprawdę wysokie i nie łatwo było im sprostać.

Jednak kiedy w pewnym momencie dostrzegł Ruth na korytarzu, nieświadomą niczego, z tą swoją jeszcze lekko dziecięcą buzią i zmieniającą się figurą wiedział, że znalazł swój idealny cel.

Zanim jednak do niej podszedł, postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o dziewczynie, żeby się nie zbłaźnić i nie zepsuć sobie całego planu. Przez kilka następnych dni obserwował szatynkę, aby dowiedzieć się, z kim trzyma się najbliżej, kogo należałoby wypytać.

Wcale nie zdziwiło go, że większość przerw spędzała w bibliotece bądź ze słuchawkami w uszach. Uwiódł już sporą ilość dziewczyn i każda z nich była podobna, żeby nie powiedzieć taka sama. Ciche, niepozorne i z małą ilością przyjaciół — takie było najłatwiej złowić w swoją sieć.

Najwięcej rozmawiała z brunetką ze swojej klasy. Nie spędzały może razem wiele czasów, bo zauważył, że wcześniej wspomniana brunetka ma swoją grupę przyjaciół, jednak i tak częstotliwość ich rozmów była większa niż kimkolwiek innym.

Aaron, choć wpadał w kłopoty, to nie był głupi, a wręcz przeciwnie — był naprawdę inteligentny. I gdyby tylko chciał, może gdyby miał inne podejście do świata i inny charakter, wiele by osiągnął — jako naukowiec, posiadając świetną głowę do nauki i umiejętność logicznego myślenia, jako sportowiec, potrafiąc układać świetne rozgrywki i plany i w wielu innych dziedzinach. Był świadomy tego wszystkiego, co zwiększało jego pychę i egoizm. Jak mówią, inteligentni ludzie są również leniwi — i tak było w jego przypadku.

Był świadomy również i tego, że marnuje czas na rzeczy nieprzynoszące żadnego pożytku. Jednak nie zamierzał z nich rezygnować, wręcz przeciwnie — skupiał się na nich jeszcze bardziej.

Pewnego dnia podszedł do owej brunetki, przybierając maskę kogoś, kim nigdy nie był —  grzecznego i poukładanego chłopca, który chciał umówić się na romantyczną randkę z dziewczyną, gdzie już samo przypadkowe dotknięcie ręki przyprawiało o rumieniec.

-Wiesz może, jak ma na imię ta szatynka, co siedzi tam, na ławce? — zadał pytanie, pokazując delikatnie palcem naszą bohaterkę, która, ze słuchawkami w uszach, była całą sobą duchowo gdzie indziej.

-Chodzi ci pewnie o Ruth — Veronica, bo tak miała na imię zagadnięta dziewczyna, uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że jej bliska koleżanka nie ma zbyt wielu wielbicieli i każdy pytający o nią chłopak był na skalę złota. Aaron odpowiedział szerokim uśmiechem na słowa brunetki.

-Tak, dokładnie tak. Co takiego ona najbardziej lubi?

Dziewczyna parsknęła śmiechem.

-Albo jesteś jakimś stalkerem, albo naprawdę wpadłeś. Ruth nie jest bardzo wymagająca, uwielbia książki, muzykę. Głównie to. Nie znamy siebie na wylot, więc super dużo rzeczy ci nie powiem. Aby dowiedzieć się więcej, musisz po prostu do niej zagadać.

-I tak zrobię, dziękuję bardzo — szatyn obdarzył towarzyszkę najbardziej wdzięcznym uśmiechem, jakim tylko potrafił i odszedł w swoim kierunku. Od następnej przerwy zamierzał powoli zacząć realizować swój plan.

Plan, który przyniósł tyle czystego zła, że obserwator z boku nie uwierzyłby w to wszystko.

Jednak to wszystko, niestety, wydarzyło się i naprawdę. I choćbyśmy tego chcieli (bądź i nie), to nic już nie cofniemy.

A przeszłość całkowicie nami zawładnęła i nie odpuszcza.

Ona nigdy nie odpuszcza.





Pisząc "soon" miałam na myśli "kiedy skończę pisać drugi rozdział" xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro