Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Klątwa Rodu Grindelwaldów

Amberly w środowy poranek na prośbę Mcgonagall udała się do pokoju wspólnego Krukonów. Zajęcia zostały odwołane, więc Amberly miała dotrzymać im towarzyszystwa i przy okazji opowiedzieć co nieco o studiach za oceanem. Hasło wstępu otrzymała od nadzwyczaj uprzejmego prefekta. Kiedy weszła do środka, większość Krukonów siedziała na granatowych pufach, fotelach i sofach. Część z nich rozsiadła się na dywanie upstrzonym srebrnymi gwiazdkami. Z początku nie zauważyli gościa, więc Amberly mogła podsłuchać, o czym rozmawiali.

— Od razu wydawał mi się podejrzany.

— Dokładnie, i te jego oczy...

— Straszny typ. I on jest naszym opiekunem. Ciekawe czy McGonagall go zwolni.

— O czym wy mówicie? — przerwała im Amberly, a serce zaczęło jej bić szybciej z narastającego niepokoju.

— Nie widziała pani jeszcze? — odezwał się do niej jasnowłosy młodzieniec, podchodząc i wręczając jej złożoną w pół gazetę.

Niemal całą pierwszą stronę Proroka Codziennego zajmowało zdjęcie jakiegoś mężczyzny, który kogoś do złudzenia jej przypominał. Krzykliwy tytuł na okładce tylko potwierdził przypuszczenia. Amberly szybko przerzuciła stronę i zaczęła czytać.

Potomek Grindelwalda nauczycielem w Hogwarcie?

Od dziesięcioleci Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie rok w rok zatrudnia nowego nauczyciela obrony przed czarną magią, podobno z powodu klątwy rzuconej niegdyś przez Tego, Którego Imienia Nie Wolno Było Wymawiać. Tym razem stanowisko objął niejaki Octavian Shepherd, który, jak twierdzi nasz anonimowy informator, od kilku lat pracował w Ministerstwie Magii w Departamencie Tajnych Służb Czarodziejskiego Wywiadu i Kontrwywiadu. O ile to, że fakt ten został zatajony przez dyrekcję Hogwartu może być zrozumiałe, to juz kwestia pochodzenia profesora Shepherda powinna być wiadoma wszystkim. Okazuje się, że Octavian Shepherd (o ile jest to jego prawdziwe nazwisko) jest potomkiem Gellerta Grindelwalda, który niechlubnie zasłynął w całym czarodziejskim świecie z licznych zbrodni popełnionych na wielką skalę. Czy potomek czarnoksiężnika jest również spadkobiercą idei swojego przodka? A jeśli tak, to dlaczego został on dopuszczony do pracy w Ministerstwie Magii i co gorsza także wśród młodzieży, którą ma możliwość zarażać ideologią czystości krwi i panowania czarodziejów nad mugolami? Co ciekawe, jak informowaliśmy trzy tygodnie temu, już pierwszego dnia obecności Octaviana Shepherda w szkole miało w niej miejsce straszliwe wydarzenie, a mianowicie wieloletni profesor Filius Flitwick został zamordowany przez nieustalonego dotąd sprawcę. Czy jest to tylko zbieg okoliczności? Czy może tajemniczy Shepherd jest zamieszany w tę zbrodnię? Obecna dyrektor szkoły, Minerwa McGonagall odmówiła skomentowania tych doniesień.

Amberly miała wrażenie, jakby bryła lodu wpadła jej do żołądka. Czy to możliwe? Czy profesor Shepherd rzeczywiście był potomkiem Grindelwalda? Czy oznaczało to, że podzielał on przekonania swojego przodka? I jaką rolę pełnił w jednym z najbardziej tajnych departamentów w Ministerstwie Magii?

Amberly drgnęła, gdy drzwi do pokoju wspólnego rozsunęły się. Profesor Shepherd przesunął zniesmaczonym wzrokiem po Krukonach, a widząc ich coraz bardziej przerażone twarze uniósł brwi. Na Amberly nawet nie spojrzał.

— Sądząc po waszych minach zgaduję, że oczywiście łykacie bezkrytycznie wszystkie rewelacje tego durnego szmatławca, jak młode gumochłony zgniłą sałatę.

Nikt się nie odezwał, więc profesor kontynuował.

— Jak wiecie dyrektor McGonagall zawiesiła wszystkie zajęcia. Dopóki nie znajdziemy intruzów grasujących po szkole, dopóty lekcje nie będą się odbywać. Oznacza to, że macie mnóstwo wolnego czasu. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, żebyście napisali esej na wybrany przez siebie temat z podręcznika. Kolejna sprawa to zakaz opuszczania pokoju wspólnego. Nikt, pod żadnym pozorem nie może wyjść z tego pomieszczenia bez nadzoru nauczyciela. Mam nadzieję, że się rozumiemy.

Spojrzenia Amberly i Shepherda spotkały się, a dziewczyna próbowała wyczytać z nich jego emocje. Profesor jednak odwrócił się bez słowa i wyszedł. Wśród Krukonów zapadła cisza.

— Jak myślicie? To w końcu jest tym potomkiem Grindelwalda, czy nie? — McKenzie Brown przerwała milczenie.

— Nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Dziwny typ. Nie wiem jak wy, ale ja nadal mu nie ufam.

— Ciekawe czym się zajmował w Ministerstwie...

Dyskusja o Grindelwaldzie i Shepherdzie trwała do późnych godzin nocnych, jednak Amberly nie brała w niej udziału. Sama miała mieszane uczucia.

W nocy znów nie mogła spać. Usiadła na parapecie, a kolana objęła ramionami, podpierając na nich głowę. Odczuwała jakiś dziwny niepokój, tak jakby tej nocy miało wydarzyć się coś ważnego.

Nagle w oddali przy bramie zamku ujrzała jakieś rozbłyski. Co tam się działo? Widziała niewyraźne ciemne kształty ludzkich postaci. Promienie zaklęć rozświetlały niczym błyskawice również drogę na skraju Zakazanego Lasu. Po chwili jednak wszystko się uspokoiło. Amberly próbowała dostrzec w nikłym świetle księżyca cokolwiek. Miała wrażenie, że jakaś wysoka postać kieruje się powoli w stronę drzwi wejściowych zamku. Osoba ta musiała być ciężko ranna, bo przystawała co jakiś czas i poruszała się z trudem. Nagle mężczyzna zgiął się wpół. Bez wątpienia z wielkim wysiłkiem utrzymywał się na nogach. Czyżby to był profesor Shepherd? Tak, to musiał być on! I zapewne potrzebował pomocy. Amberly bez namysłu zerwała się z miejsca, narzuciła na siebie swój szlafrok i po cichu wyszła z pokoju. Znalazła profesora opartego o ścianę na schodach w sali wejściowej. Miał przymknięte oczy, a z jego boku sączyła się krew. Jego zazwyczaj śnieżnobiała koszula wystająca spod szaty była powalana brunatną krwią.

— Panie profesorze? Co się stało?— zapytała, podchodząc bliżej.

Uklękła przy rannym mężczyźnie, który uniósł ciężkie powieki i spojrzał na nią.

— Co ty tu robisz, Miles? Przecież zabroniłem wam wychodzić... Jesteś niemożliwa...

— Potrzebuje pan pomocy — stwierdziła, z rosnącym niepokojem obserwując powiększającą się plamę krwi.

— Idź stąd, Miles, i to już. Poradzę sobie, potrzebuję tylko chwilę odpocząć.

— Stracił pan dużo krwi, co się panu stało? Nie zostawię tu pana samego...

Zauważyła, że profesor trzyma się kurczowo za bok, więc obrażenia musiały być na tyle mocne, że sprawiały mu silny ból. Prawie całą lewą stronę szaty miał już ubroczoną krwią.

— Może pobiegnę po pomoc? — zaproponowała.

— Ani mi się waż latać samotnie nocą po zamku! —warknął. — Skoro już tu jesteś, to podaj mi ramię — syknął, wyciągając ku niej rękę.

Amberly pomogła Shepherdowi się podnieść, po czym podtrzymując chwiejącego się profesora zaprowadziła go aż do gabinetu. Zawahała się przed wejściem. Mężczyzna ledwo utrzymywał się na nogach.

— Możesz wejść, pomożesz mi z tą cholerną raną.

Wtoczyli się resztkami sił do gabinetu. Shepherd opadł na krzesło ciężko dysząc.

— Podaj mi dyptam i eliksir uzupełniający krew. Leżą w kufrze obok biurka — rzucił, rozpinając w międzyczasie pokrwawioną koszulę.

Amberly odnalazła w zasobach nauczyciela buteleczki specyfików. Shepherd odsłonił ranne miejsce, a dziewczynie na ten widok zrobiło się niedobrze. Cały bok w miejscu żeber i nieco pod nimi był rozharatany.

— Przeklęty sukinsyn... — mruknął Shepherd sam do siebie. — Na te rany nie pomogą żadne zaklęcia — poinformował ją, a po chwili wyjął zębami korek z butelki dyptamu i polał płynem krwawiące rany. Krew przestała się sączyć, jednak rany nie zabliźniły się, tak jak powinny.

— Niech to szlag... — zaklął i upił spory łyk eliksiru. Opadł na oparcie, oddychając z widocznym trudem.

— Czy jest coś, w czym mogę jeszcze panu pomóc? — zapytała ostrożnie.

— Wstyd się przyznać, ale zostałem pozbawiony różdżki... Sześciu na jednego... Nie miałem szans.

— A aurorzy?

— Byli przy lesie. Dopadłem drani pod bramą, już ich miałem... Niestety któryś mnie rozbroił, drugi rzucił się na mnie, stąd te rany. Muszę cię wobec tego poprosić o pożyczenie różdżki.

Amberly zawahała się. Nie ufała temu człowiekowi do końca, jednak był to jej nauczyciel. Nie mogła mu odmówić, uratował jej życie, i to co najmniej trzykrotnie. Z niechęcią podała mu więc swoją bordową i misternie zdobioną różdżkę.

— Z czego jest zrobiona? Nigdy takiej nie widziałem — skomentował, przyglądając się różdżce Amberly.

— Z paduka afrykańskiego*, z rdzeniem z koralowca.

— A cóż to za dziwactwo? — zaśmiał się Shepherd, jednak przyjrzał się różdżce z widocznym zainteresowaniem. — To chyba nie od Ollivandera?

— Nie, kupiłam ją u Jimmy'ego Kiddela. Mówił, że ta różdżka była eksperymentem i czekała na właściciela ponad trzydzieści lat.

— Z tego co mi wiadomo, to różdżki z rdzeniem z koralowca wybierają tylko osoby emocjonalne i wyjątkowo wrażliwe na piękno i sztukę, poetów i bardów — rzekł profesor i zerknął z ukosa na dziewczynę. Amberly mogłaby przysiąc, że w jego oczach dostrzegła błysk aprobaty. Zarumieniła się.

— Może pan ją sobie pożyczyć — powiedziała, patrząc ze współczuciem na zakrwawiony bok profesora.

— Dziękuję. Obawiam się, że tego typu różdżka może mnie nie polubić, jestem zbyt przyziemny, ale przekonajmy się... Expecto patronum.

Świetlista postać dużego zwierzęcia wybiegła przez zamknięte drzwi. Amberly domyśliła się, że zapewne wysłał wiadomość do aurorów lub McGonagall.

— Nie jest o dziwo najgorzej. Zatrzymam ją na jakiś czas. Zgadzasz się?

Amberly zawahała się, jednak nie mogła przecież odmówić swojemu wybawcy.

— Tak, proszę — wymamrotała bez przekonania.

— Za chwilę przybędą aurorzy, odprowadzą cię do pokoju wspólnego. Przymknę oko na twoją niesubordynację w ramach podziękowania za pomoc — uśmiechnął się porozumiewawczo, podnosząc do góry jej różdżkę.

Amberly zawahała się, jednak stwierdziła, że taka okazja może się już nie powtórzyć, więc zapytała wprost.

— Profesorze, czy mogę pana zapytać o ten artykuł?

Shepherd westchnął ciężko.

— Cóż... Jeśli chcesz wiedzieć to tak, jest to prawda. Jestem potomkiem Grindelwalda, a raczej potomkiem jego bękarta — przyznał bez ogródek. Spojrzał na dziewczynę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

— Ale pan nie jest... To znaczy...

— Nie, nie podzielam jego poglądów ani idei, wręcz przeciwnie. Niestety będąc potomkiem w linii prostej od Grindelwalda, spoczywa na mnie pewna klątwa. Właśnie dlatego musisz trzymać się ode mnie z daleka, Miles.

— Ale dlaczego? Co powoduje ta klątwa?

— Już i tak za dużo ci powiedziałem. Dla swojego własnego dobra musisz się ode mnie odciąć — powiedział twardo, nie patrząc jej w oczy.

— A jeśli ja nie chcę? Jeśli...

— Powiedziałem, nie. I nie pytaj mnie już o to — warknął.

W tym momencie drzwi gabinetu otworzyły się i weszło trzech aurorów.

— Odprowadźcie pannę Miles do wieży Ravenclawu.

— Ale...

— Bez dyskusji — uciął Shepherd.

Amberly rzuciła ostatnie pytające spojrzenie na profesora, który uciekł gdzieś wzrokiem. Coś przed nią ukrył, a ona z jakiegoś powodu bardzo chciała poznać całą prawdę.

* Drewno paduka ma kolor ciemnoczerwony lub rdzawy i używane jest często do produkcji luksusowych ozdobnych mebli i instrumentów muzycznych. Posiada specyficzny, przyjemny migdałowy zapach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro