Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31. W sieci podstępu

Octavian Shepherd przywołał na twarz minę wyrażającą szydercze rozbawienie i satysfakcję. Popchnął Amberly, która potykając się przekroczyła próg salonu w domu Lestrange'a. Rudolf na ich widok powstał z miejsca i rozłożył ręce w geście fałszywie serdecznego powitania.

— Ach witam, witam naszą piękną damę. Jak miło znów zobaczyć tę cudną twarzyczkę — powiedział, a jego głos ociekał słodyczą z delikatną tylko nutą trucizny. Amberly skrzywiła się, przeszywając go nienawistnym wzrokiem.

— Jak miewa się twoja babka? Mam nadzieję, że znakomicie — ciągnął Lestrange, jednak jego ton stał się teraz widocznie jadowity.
Amberly uparcie milczała, nie zwracając uwagi na mocniejszy uścisk Shepherda, który niepostrzeżenie chciał ją ostrzec.

— Widzę, że nic się nie zmieniło, nadal jesteś tak uparta i krnąbrna, co? — zaśmiał się, lecz w jego oczach nie było widać nawet śladu rozbawienia. — Nasza uciekająca panna młoda. Jak tam, Gaspard, zadowolony z odzyskanej własności?

Shepherd w odpowiedzi mocno  przyciągnął dziewczynę do siebie i uśmiechnął się drwiąco.

— Myślała, że ucieknie przed Grindelwaldem. Nie powiem, podoba mi się, twarda jest. Ale już ja ją utemperuję — zaśmiał się.

— Wiesz, Rabastan nie daje mi spokoju z tą szlamą. Chyba wpadła mu w oko. Może oddałbyś mu ją chociaż raz w tygodniu? Ręczę za dyskrecję. Nikt się nie dowie, a ten dzik się przynajmniej uspokoi — rzekł, nie zwracając w ogóle uwagi na nieme protesty Amberly.

Shepherd spojrzał na niego unosząc brwi.

— Chyba sobie kurwa żartujesz? Ja mam mu oddawać swoją żonę? Niech sobie wbije do głowy, że ona jest moja i tylko moja! A kundel niech się do niej nie zbliża! — warknął, a z jego różdżki strzeliły czerwone iskry.

— Ja wiem, jakie ty masz podejście i mówiłem mu sto razy, ale albo pożyczysz mu ją dobrowolnie, albo w końcu weźmie ją sobie sam. Znasz go!

— Po moim trupie!  — odparł Shepherd. Podszedł do Lestrange'a i zmierzył go wściekłym spojrzeniem.
— Chyba zapominasz, z kim rozmawiasz, Rudolf — powiedział cicho.

— No ale co ci tak zależy? — zapytał Rudolf, starając się nie dać się zbić z tropu. Celowo drażnił Grindelwalda wiedząc, że trudno mu będzie opanować emocje.  — Przecież to zwykła szlama, nieważne ilu ją przeleci, i tak żadnego z niej pożytku na razie nie ma, więc niech chociaż...

— Powiedziałem, nie! Nie mam w zwyczaju pieprzyć zużytych szmat, jasne? Odpierdolcie się od niej! Nikt inny ma jej nie dotykać. A jeśli Rabastan wyciągnie po nią te swoje brudne łapska, utnę mu je razem z jajami!

— No, no, no, wrócił nasz rycerzyk i od razu rzuca groźbami na prawo i lewo — rozległ się głos wchodzącego do salonu Rabastana. — Gaspard, twój słodko zdenerwowany głosik słychać w całym dworze. Tak samo jak wszędzie czuć zapach naszej piękności. Mogę się założyć, że jej jeszcze nie tknąłeś. Co, nie dała ci po dobroci? — zarechotał.

Huknęło, a Rabastan złapał się za nos, z którego buchnęła krew zalewając mu przód granatowej szaty.

— Ohoho, ktoś tu się wściekł — roześmiał się mężczyzna,  ocierając krew wierzchem dłoni.

— Ostrzegam cię, Rabastan, nie wkurwiaj mnie, bo pożałujesz — syknął Gaspard ostrzegawczo.

Rabastan zachichotał, okrążając Shepherda i zbliżając się do stojącej w bezruchu Amberly.

— Jak tam, laleczko? Gaspard nie umie się bawić z dziewczynkami? Ja się chętnie tobą zajmę. Obiecuję, że będzie milutko — mruknął, puszczając do niej oko i obrzydliwie oblizując dolną wargę.

— Dosyć tego. Rudolf, zabieram ją stąd — warknął, a obaj bracia Lestrange roześmiali się.

— Czemuś taki poważny? Nie znasz się na żartach — rzucił Rudolf, zasiadając w ogromnym, obitym perkalem krześle. Przysunął sobie butelkę z bursztynowym płynem i nalał do czterech szklanek.

— Ale braciszku, ja wcale nie żartowałem. Co więcej, mam zamiar coś sprawdzić — rzekł, a potem wycelował różdżkę w Amberly. — Virginitas revelio! — zawołał, zanim Shepherd zdążył zareagować. Wokół dziewczyny pojawiła się niebieskawa poświata, która po chwili znikła. — Tak jak myślałem, dziewica! — powiedział tryumfalnie Rabastan, patrząc z wyższością na Shepherda. — Co jest, Grindelwald? Skoro nie gustujesz w kobietach, to ja chętnie się nią zaopiekuję — zaśmiał się, ale twarz Octaviana pozostała niewzruszona. Podszedł powoli do Rabastana z wyciągnięta w jego kierunku różdżką. Rudolf niepostrzeżenie wyjął swoją.

— Tylko ją tknij, śmieciu, a pożałujesz nie tylko ty...

— Hola, hola, uspokójcie się obaj! — wtrącił się starszy z braci, posyłając każdemu z obecnych szklankę z trunkiem, nie wyłączając Amberly.

— Wypijmy na zgodę, po co te nerwy? — powiedział.

— Zapominasz chyba, że to ty rozpocząłeś tę durną awanturę, Rudolf — rzucił Shepherd, nie spuszczając oka z Rabastana, który był równie wysoki, jak Octavian i mierzył go tak samo pogardliwym spojrzeniem. Shepherd nie zwracał uwagi na unoszącą się w powietrzu szklankę.

— Ale zaraz, zaraz! Chwileczkę! Chyba należy nam się odpowiedź, dlaczego ta oto tutaj dama szlama jest nietknięta, skoro odwiedzałeś ją nie raz i nie dwa w jej sypialni. Patrzcie kurwa jaki świętoszek! — nie dawał za wygraną Rabastan, wypijając alkohol jednym chaustem.

— Nie twój zasrany interes! — odwarknął Shepherd. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw i gorączkowo szukał w głowie sposobu, jak wybrnąć z tej sytuacji.

— Ależ Gaspardzie, to jest w sumie trafne pytanie. Ja też chciałbym wiedzieć, czym ta dziewczyna zasłużyła sobie na taką łaskawość z twojej strony?

— Wiesz przecież, że nie toleruję przemocy wobec kobiet.

— No ale zawsze mogłeś użyć tego swojego zmyślnego zaklęcia uległości. Coś mi się tu nie klei. I to bardzo... — zamruczał Lestrange podejrzliwym tonem.

— No nie wierzę! Naprawdę musimy rozmawiać o takich sprawach? Nie macie lepszych tematów do rozmowy przy śniadaniu? — rzucił Shepherd, kręcąc głową z udawanym niedowierzaniem. — No ale jak już tak naciskacie, to świetnie, wyjaśnijmy sobie to raz na zawsze! — mówił coraz bardziej podniesionym głosem. — Jak wiecie, jakiś czas temu Greyback rozharatał mi cały bok, więc niby jak kurwa miałem mieć ochotę na takie sprawy?! Co się odwlecze, to nie uciecze. A ja nie znoszę jak ktoś kładzie łapy na tym, co moje! I brzydzę się przeruchanymi kurwami! Ta dziewczyna spełnia moje wymagania, bo jest nietknięta, i tak ma pozostać, jasne? Tylko ja będę ją pieprzył! A ty jej nie tkniesz ani teraz, ani nigdy, zrozumiałeś? — wysyczał wściekle z głową tuż przy głowie Rabastana.

— Dobra już, dobra, wszystko jasne — zawołał Rudolf pojednawczym tonem.

Shepherd westchnął z ulgą, czując że przynajmniej jednego z braci udało mu się przekonać. Nie patrzył na Amberly. Żałował, że musiała wysłuchiwać tego potoku wulgarnych słów. Co gorsza, te słowa padły z jego ust i dotyczyły samej Amberly. Nic nie mógł na to poradzić. Bracia Lestrange nie daliby się przekonać, gdyby wypowiadał się w zbyt szlachetny sposób o dziewczynie. Westchnął ciężko i chwycił Amberly za ramię. Rabastan znowu pokrzyżował mu szyki. Nie tak wyobrażał sobie noc poślubną. Przeklął w myślach i wyprowadził oniemiałą Amberly z pokoju. W salonie rozległ się brzęk uderzającego o siebie szkła. Bracia Lestrange uśmiechnęli się do siebie znad opróżnionych szklanek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro