Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Nóż na gardle

Octavian Shepherd ogarnął wzrokiem pusty salon w domu przy ulicy Grimmauld Place. Jeszcze zeszłej nocy siedział na tej obdrapanej sofie razem z Amberly, po której został tylko kremowy koc. Zanim wzeszło słońce, jego żona udała się z powrotem do Nory, gdzie jak
obiecała, miała przebywać tylko jeden dzień dłużej, żeby odpowiednio podziękować za pobyt i pożegnać się z rodziną Weasleyów. Nie był tym zachwycony, ale zgodził się po jej usilnych prośbach. Nagle z tęsknych rozmyślań wyrwał go piekący i pulsujacy ból na prawym przedramieniu. Może to i dobrze, że Amberly przy nim nie było. Musiałby zostawić ją teraz samą, a tak przynajmniej mogła spędzić ten czas wśród ludzi. Lestrange dawno go nie wzywał, więc zdążył się już odzwyczaić od wizyt w siedzibie śmierciożerców. Westchnął z rezygnacją, po czym wyszedł przed dom, aby z uczuciem mieszaniny smutku oraz niepokoju okręcić się w miejscu i zniknąć.

***

— Rudolfie, wzywałeś mnie?

— Witaj Gaspardzie, o wilku mowa — zaśmiał się Lestrange, który siedział przy stole jadalnym wraz z kilkoma swoimi najbliższymi współpracownikami. — Właśnie o tobie mówiliśmy — oznajmił pogodnie, wskazując mu miejsce po swojej prawej stronie.

Grindelwald zasiadł i rozejrzał się po zgromadzonych z uniesionymi brwiami.

— Kilka dni mnie nie ma, a wy już obrabiacie mi tyłek? Banda wieprzy — zadrwił śmiejąc się, a reszta mu zawtórowała, widocznie przyzwyczajona do wzajemnych docinków.

— Dobrze cię widzieć — rzucił z rozbawieniem Lestrange, klepiąc energicznie Shepherda po plecach. — Słuchaj, mamy dla ciebie wspaniałą wiadomość! Poczekaj aż zobaczysz, kto tym razem pojawił się w moich zacnych progach! No może nie z własnej woli, ale jednak — zarechotał, a wszyscy oprócz Grindelwalda wybuchnęli śmiechem.

— O czym ty mówisz? Streszczaj się, bo robisz się trochę irytujący z tą swoją tajemniczością — zapytał Shepherd, sięgając po butelkę piwa kremowego.

— No to bierz piwo i chodź za mną — powiedział wyraźnie podekscytowany Lestrange i ruszył w stronę wyjścia na taras, gdzie jeszcze kilka tygodni temu uwięziony w klatce był Dennis Creevey.

— Zaraz zobaczysz, jaki mam dla ciebie prezencik. Już nie mogę się doczekać twojej miny — piał Lestrange, a idąc aż podskakiwał z zadowolenia.

Shepherd przywołał na twarz uśmiech i zaciekawienie, lecz tak naprawdę w środku wszystko skręcało mu się z niepokoju.

Doszli do krat, a Rudolf wskazał mu jakąś drobną postać leżącą na ziemi pod wyświechtanym kocem. Obok niej na podłodze ustawiona była metalowa miska z jedzeniem.

— Kto to? — zapytał Shepherd, nie mogąc powstrzymać grymasu zdenerwowania na twarzy.

— Twoja przepustka do bram rozkoszy, sławy i władzy, Gaspardzie, władzy! — zaśpiewał tryumfalnie Lestrange.

— Co masz na myśli? — zapytał Shepherd, bojąc się odpowiedzi, jednak starając się nie okazywać po sobie nawet cienia strachu.

— Oto, mój drogi, jest Rosalie Miles, babka naszej uprowadzonej przez Pottera Amberly. Wystarczy, że wyślemy Potterowi list z żądaniem wymiany jeńców pod groźbą zabicia niewinnej staruszki. Czyż to nie genialne? Będziesz miał swoją dziewczynkę z powrotem! — wydyszał zachwycony swoim przebiegłym planem śmierciożerca.

— No no, zaimponowałeś mi, Lestrange — odparł Shepherd siląc się na zadowolony ton.
— Tylko skąd pewność, że Potter zgodzi się na wymianę?

— Zgodzi się, zgodzi. Znam jego mięciutkie serduszko dobrze jeszcze z czasów drugiej wojny, on nienawidzi rozlewu niewinnej krwi. Będzie chciał zrobić wszystko, żeby mugolaczkę ocalić. A my odzyskamy naszą piękność, która jest przepustką do naszego zwycięstwa w wyborach. Bez partnerki jesteś jak kastrat! Nikt ci nie zaufa, czarodzieje nie wybiorą na Ministra Magii samotnego mężczyzny! Ta szlama jest nam potrzebna. Uwiarygadnia cię w oczach publiki.

Shepherd ukrył strach i wściekłość, udając, że się nad tym planem zastanawia. Zaklął w myślach przeklinając swoje okropne w skutkach niedopatrzenie. Jak mógł do tego dopuścić? Skupił się na zapewnieniu bezpieczeństwa Amberly, na tym, żeby wyrwać ją ze szponów Lestrange'a, zapominając o tak kluczowej sprawie! Niech to szlag weźmie!

— To jak? Pisać do Pottera?

— Jeśli uważasz, że ma to sens, to pisz. Chętnie w końcu zabawię się z moją młodą żonką. Sam chciałem ją odbić Potterowi, ale skoro przydarza się taka okazja, to szkoda nie skorzystać — powiedział, a Lestrange potarł ręce z zadowoleniem.

— Wiedziałem, że mój plan ci się spodoba. Co dwie głowy to nie jedna, Gaspard. Zapamiętaj to. Dzięki naszemu tandemowi zajdziemy na sam szczyt w tym pieprzonym ministerstwie, a Potter i jego banda jeszcze będą nam różdżki czyścić. Już niedługo. Potter i Schacklebolt mogą już zacząć sprzątać biurka — zaśmiał się z pogardą, a Shepherd zmusił się do równie pogardliwego uśmiechu.

***

— Czytałeś? — zapytał zamiast powitania Shepherd, wchodząc do gabinetu Szefa Aurorów.

— List od Lestrange'a? Tak — odparł Potter zmęczonym głosem.
— Chyba nie mamy wyjścia. Trzeba mu oddać dziewczynę.

— Chyba sobie kpisz. Nie ma takiej opcji — odpowiedział mu Octavian, uderzając pięścią w blat jego biurka, przez co pojemnik z piórami przewrócił się z hałasem.

— Uspokój się. Przecież będziesz miał na nią oko. Jeśli jej nie oddamy, staruszka zginie. Lestrange napisał, że nie będzie to przyjemna śmierć. Nie możemy na to pozwolić!

— Co za pieprzony bydlak! Za każdym razem mam ochotę zetrzeć mu z gęby uśmieszek Cruciatusem, ale nie mogę kiwnąć palcem, bo na każdym rogu ma gotowych do walki kilku zakamuflowanych goryli. Nie miałbym szans.

— To chyba jasne, nie musisz się tłumaczyć. Potrzebujemy wtyki, nie możesz dać się zdekonspirować — powiedział spokojnie Potter. — Słuchaj, najlepiej zapytajmy o zdanie Amberly. Niech ona zdecyduje, czy chce zamienić się miejscami z babką.

— Chyba sobie żartujesz! Na pewno będzie chciała. Nawet jeśli oznaczałoby to jej śmierć! To szlachetna dziewczyna. Dlatego nie możemy jej o niczym mówić! Napisz Lestrange'owi, że na razie się zastanawiasz i dasz mu odpowiedź za jakiś czas. Może do tej pory coś wymyślimy.

— Niech będzie. Czekam trzy dni. Potem rozpoczniemy przygotowania do wymiany Amberly za jej babkę.

— Trzy dni to za mało.

— Wystarczy. Nie możemy go drażnić. Zresztą naprawdę, ponowny pobyt Amberly u Lestrange'a nie byłby taką tragedią...

— Byłby! Rabastan prawie ją dopadł! Teraz już nie chroni ją zaklęcie przysięgi. Będzie bardziej narażona, nie rozumiesz? Pieprzony sukinsyn. Czasem mam wrażenie, że robi to wszytko, żeby mnie wodzić za nos! — warknął Shepherd.

— Rozumiem cię, ale jak na razie nie widzę innego rozwiązania — odpowiedział ze złością Potter.

Niestety Octavian również nie widział innego wyjścia. Miał nóż na gardle i jeden nieprzemyślany ruch mógł wszystko zepsuć. Rudolf Lestrange znowu był górą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro