Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Evelyn Harrington poprawiła poły swojej czarnej marynarki i przejechała opuszkami palców po tego samego koloru materiałowych spodniach. Całość tworzyła jednolity garnitur, pod którym miała na sobie białą koszulę. Blondynka podniosła głowę, zerkając na zbierających się przed sądem ludzi i nacisnęła klamkę, tym samym otwierając drzwi od samochodu.

Postawiła czarną szpilkę na asfalcie, po czym bez wahania wysiadła, sięgając przy tym po małą torebkę, która leżała na fotelu pasażera. Zarzuciła ją na ramię, prostując się i odgarniając kosmyki włosów. Kiedy jej wzrok natrafił na dwóch policjantów, którzy właśnie wyszli z budynku, zacisnęła usta w wąską kreskę i zadarła podbródek. Na jej twarzy pojawiło się znajome opanowanie, które błysnęło również w jej błękitnych tęczówkach niczym lód.

Pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Jej szpilki stukały rytmicznie o bruk. Dłonie nawet jej nie zadrżały, gdy zamknęła auto pilotem i zlustrowała wzrokiem dwie kobiety, czekające przy ochroniarzach i spoglądające na nią niemal z błaganiem. Evelyn podejrzewała, że człowiek, którym miała się dzisiaj zająć, był już w środku. Nie pozwoliła jednak, by w jej oczach pojawiła się łagodność i wyparła się wszelkiemu poczuciu winy, obrzucając jej klientki ostrym, przeszywającym spojrzeniem. Tutaj nie mogła po sobie poznać, że miała jakąkolwiek słabość. Wtłoczyła do płuc jedynie większą dawkę powietrza.

– Dzień dobry – zwróciła się w ich stronę zachrypniętym głosem i dodała spokojnie: – Rozprawa ma się zacząć za dziesięć minut. Są panie gotowe?

Jedna z nich – starsza – kiwnęła sztywno głową i zaciągnęła nosem. Miała przekrwione oczy, jak gdyby całe dzisiejsze popołudnie spędziła na płakaniu, ale tym razem Evelyn nawet nie drgnęła. Bez znaczenia jak dużą wściekłość i współczucie czuła prywatnie, stała wyprostowana ze ściągniętymi łopatkami i z niewzruszeniem wpatrywała się w nadal zamknięte drzwi od sądu.

Jeden z ochroniarzy rzucił na nią kątem oka, po czym kiwnął zachęcająco, by podeszła. Oblizała usta i pokonała kilkanaście stopni, zatrzymując się tym samym tuż przy nim.

– Miło panią widzieć, pani Harrington – rzekł cicho, spoglądając jej prosto w oczy. – Mam nadzieję, że zrobi pani to, co do pani należy.

Spojrzał na nią porozumiewawczo, ale ona jedynie szybko mrugnęła. Na jej twarzy nie zadrgał nawet jeden mięsień, kiedy podała ochroniarzowi torebkę, by ten mógł ją sprawdzić. Była to dla niej niemal codzienność. Przy rozprawach sądowych sprawdzali każdego praktycznie tak jak na lotnisku. Tym samym była już przyzwyczajona, że obcy ludzie przeszukiwali jej rzeczy i sprawdzali ją pod każdym kątem, by upewnić się, że była czysta.

– W porządku – mruknął po chwili i skinął głową, odsuwając się na bok, by zrobić jej przejście.

Evelyn skorzystała z chwili oddechu i pospiesznie wyłączyła telefon. Przekraczając próg koryatarz, uniosła nieco wyżej głowę i omiotła spojrzeniem wnętrze. Zerknęła na starszą kobietę za ladą i lekko zmarszczyła brwi na widok czekających przy drzwiach policjantów. Zagryzła na moment wargę, po czym ruszyła w ich stronę.

– Pani Harrington. – Jeden z mężczyzn zerknął na nią i lekko się uśmiechnął, dostrzegając jej spojrzenie. Cofnął się o krok, by zrobić jej miejsce, ale ona zatrzymała się tuż przy drugim policjancie i poprawiła materiał marynarki. – Prowadzi pani dzisiejszą rozprawę?

– Bronię mojego klienta – odparła prosto i wyjrzała przez okno.

Mężczyzna przyjrzał się jej badawczo, po czym po chwili przytaknął i zerknął na korytarz, w którym pojawiły się dwie kolejne osoby. Evelyn w milczeniu przyglądała się starszemu człowiekowi, który rzucił jej wściekłe spojrzenie i skierował się do wejścia na salę sztywnym krokiem. Niemal słyszała wyzwiska, którymi obrzucał ją w myślach. Zadarła delikatnie podbródek i za pozwoleniem ruszyła za nim.

Niemal natychmiast skierowała się na lewo. Odłożyła czarną torebkę na krzesło i stanęła przed blatem, czujnie rozglądając się po pomieszczeniu. Ta rozprawa nie miała trwać długo. Evelyn miała dzisiaj jeszcze jedno spotkanie, a tutaj zamierzała spędzić niecałe pół godziny. Gdy więc na sali pojawili się już wszyscy, wbiła wzrok w oskarżonego, wiedząc, że nie zamierza odpuścić.

– Otwieram rozprawę. – Spojrzała prosto w oczy sędziego i powoli przełknęła ślinę.

Kiedy wywołano jej nazwisko, mimowolnie wypuściła powietrze z płuc.

Skinęła delikatnie głową, spoglądając na sędziego i zatrzymała się na środku, splatając obie dłonie i zadzierając podbródek. Z jej twarzy zniknęły jakiekolwiek emocje.

Napięcie zawisło w powietrzu niczym niemy krzyk. Evelyn nie drgnęła jednak nawet o milimetr, wiedząc, że oskarżony obserwował ją przez cały ten czas.

Obserwowała wszystkich w milczeniu, czekając na swoją kolej. Szybko wyłapała nerwowe drżenie rąk mężczyzny, a po chwili również wzrok, którym obdarowywał ją co kilka sekund. Może i przez ostatnie miesiące udało mu się działać bez konsekwencji, ale tym razem najwyraźniej dotarło do niego, z kim ma do czynienia. To jednocześnie sprawiło, że Evelyn odetchnęła spokojniej przez nos.

Evelyn tylko na ułamek sekundy zerknęła w kierunku dwóch, pobladłych kobiet, które z przerażeniem spoglądały na stojącego obok niej mężczyznę. Kiedy pojawiły się w jej kancelarii po raz pierwszy, blondynka zdołała się dowiedzieć, że był to mąż starszej z nich. O pogróżkach i atakach została poinformowana dopiero na końcu: – Pani Harrington.

Głos sędziego odbił się echem od ścian sali.

Evelyn wystąpiła na przód.

– Oskarżam Williama Jonhsona, o to, że w okresie od grudnia do mają dwutysięcznego dwudziestego pierwszego roku wysyłał do pokrzywdzonej, Evy Jonhson, dużą ilość wiadomości, niepokoił oraz zbliżał się do niej wbrew jej woli w miejscu pracy i zamieszkania. – Wtłoczyła do płuc większą dawkę powietrza: – Podejmował również obserwację jej osoby, czym wzbudził u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia i istotnie naruszył jej prywatność. W związku z powyższym akt oskarżenia należy uznać za konieczny. – Jej głos ciął niczym sztylet. Bez wahania spoglądała w jego oczy, wiedząc, że ma przewagę.

– Dziękuję – powiedział zachrypniętym głosem i spojrzał na posiłkowego. – Czy popiera pan wniosek?

Evelyn zacisnęła lekko usta.

– Czy zrozumiał Pan zarzuty stawiane w akcie oskarżenia?

– Tak – warknął, spoglądając na Evelyn z nienawiścią. Nawet nie drgnęła, wpatrując się w niego zimno. Była pewna, że gdyby mógł, udusiłby ją własnymi rękoma.

– Pouczam oskarżonego, że przysługuje mu prawo do składania wyjaśnień przed sądem, może też pan bez podawania przyczyny odmówić składania wyjaśnień, bądź odmówić odpowiedzi na poszczególne pytania. Czy oskarżony zrozumiał treść pouczenia? – Kolejne pytanie sędziego sprawiło, że mężczyzna napiął mięśnie i sztywno kiwnął głową. Evelyn wiedziała, że wystarczyło zadać tylko kilka pytań. Rozmawiała ze swoimi klientkami zbyt długo, by teraz przegrać. Wiedziała wszystko, co powinna, a to sprawiło, że w jej oczach pojawił się ostrzegawczy błysk.

– Tak – syknął przez zęby.

– Czy oskarżony chce składać wyjaśnienia? – Następne pytanie. Evelyn powstrzymała się od stuknięcia szpilką w posadzkę. Ciągnąca się przez moment cisza była niczym wyrok, który jeszcze nie zapadł.

– Nie – wycedził. Powstrzymała uśmiech.

– Czy są pytania do oskarżonego? – W tym momencie mężczyzna spojrzał na Evelyn, która skinęła lekko głową i zrobiła krok do przodu.

Jej klientka otworzyła szeroko oczy. Evelyn powoli nabrała powietrza do płuc, po czym odchrząknęła, spoglądając na ciemnowłosego. Jej serce na moment zamarło, jak zawsze, kiedy przymierzała się do zadania pierwszego, kluczowego pytania.

– Proszę powiedzieć dokładnie, w którym miejscu oskarżony czekał pod domem pokrzywdzonej? – Jej głos był chłodny i spokojny, tak samo jak jej spojrzenie. Mężczyzna napiął mięśnie i lekko się przygarbił.

– Przed furtką za każdym razem, gdy wracała z pracy – wypluł te słowa jak najgorsze oczernienie. Evelyn powstrzymała się od uśmiechu.

– Czy używał pan obraźliwych sformułowań w stosunku do pokrzywdzonej?

– Wstrzymuję się od odpowiedzi. – Spojrzał na nią. Delikatnie zmrużyła oczy, przygasając rozpalający się w jej żyłach ogień.

– Jak często wysyłał pan wiadomości? – zapytała, ważąc każde słowo i nie odwracając wzroku.

– Kilka razy dziennie przez ostatni miesiąc – mruknął szorstko i spojrzał na nią niemal z wyzwaniem w błyszczących, brązowych tęczówkach. Nie dała się jednak ponieść emocjom.

– Dziękuję, nie mam więcej pytań – odpowiedziała zimno i zwróciła się w kierunku pierwszego świadka, który wszedł na salę. Żona mężczyzny spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami, a Evelyn powoli wypuściła powietrze przez nos: – Proszę o doprecyzowanie jak często dostawała pani wiadomości?

– Około siedmiu dziennie – wydukała cichutko, a w jej oczach błysnęły łzy. Była przerażona. Pomimo tego spojrzenie Evelyn nie złagodniało. Nie mogła teraz okazać jej współczucia. Nie na oczach tego mężczyzny.

– Jak często oskarżony czekał na panią po pracy? – Kolejne pytanie sprawiło, że kobieta zaciągnęła nosem, a jej warga zadrżała. Evelyn obserwowała ją w skupieniu, a ciągnąca się cisza stawała się coraz bardziej napięta.

– Zazwyczaj trzy... Trzy razy w tygodniu – wyjąkała i przełknęła ślinę, niepewnie spoglądając na mężczyznę, który tylko obdarzył ją ostrym spojrzeniem.

– Dziękuję, nie mam więcej pytań – odpowiedziała i wyprostowała się, zerkając na sędzię. Gdy w drzwiach pojawiła się jej córka, Evelyn powstrzymała się przed westchnięciem i zacisnęła usta.

Kolejne pytanie z jej strony było równie chłodne i spokojne, ale tym razem pozwoliła, by ukryte w jej oczach zrozumienie delikatnie błysnęło w jej oczach. Żałowała, że nie może tak po prostu ich wesprzeć. Zrobiłaby wszystko, by tacy ludzie byli bezpieczni. I była to jednocześnie jej największa słabość.

Ponieważ zbyt wiele dobra sprawiało, że człowiek stawał się wrażliwy na cały świat i każdego człowieka, a to jednocześnie mogło zniszczyć go w najgorszy sposób. A mimo to nadal uśmiechała się do nieznajomych, nadal starała się pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebował i kochała rozmowy z samotnymi ludźmi, którym mogła poświęcić chociaż kilka minut uwagi.

– Czy była pani świadkiem agresywnego zachowania oskarżonego? – zapytała, spoglądając jej nieco łagodniej w oczy. Siedemnastolatka zawahała się, otwierając usta.

– Tak – szepnęła i przełknęła ciężko ślinę, zerkając tym samym na Evelyn błagalnie.

W oczach blondynki pojawiła się obietnica. Nie miała zamiaru odpuścić.

– Czy używał obraźliwych określeń wobec niej? – Zerknęła na jej rodzicielkę, która spuściła głowę i zaciągnęła po raz kolejny nosem.

– Tak – potwierdziła z bólem wypisanym na twarzy. Evelyn pokiwała głową i ściągnęła łopatki.

– Dziękuję, nie mam więcej pytań – powtórzyła i cofnęła się o krok, stukając szpilką. Kiedy spojrzała w oczy oskarżonego, a po chwili na sędziego, ucisk w jej piersi zelżał.

Wiedziała już, że wygrała.

***

Kancelaria w centrum Nowego Jorku była jej planem, odkąd skończyła szesnaście lat. To marzenie udało się jej spełnić dokładnie osiem lat później. Po ponad dziewięciu latach od wyznaczenia sobie tego celu zebrała wystarczająco dużo dobrych opinii, by stanąć na piedestale śmietanki towarzyskiej prawników. Lata szkoleń, wyrzeczeń i nauki nauczyły ją dyscypliny, która obecnie pozwoliła jej na tytuł jednego z najlepszych prawników stanu Nowy Jork. To jej nazwisko pojawiało się najczęściej, gdy ludzie szukali prawniczej pomocy. To ona stała za człowiekiem murem, aby wygrać sprawę.

– Zajmę się tym. – To były pierwsze słowa Evelyn Harrington, która wpadła do swojej kancelarii jak burza, a w jej dłonie zostały wciśnięte pierwsze akta. Drobna blondynka o niebieskich oczach jedynie zerknęła na stos dokumentów, które podała jej asystentka i przycisnęła je mocno do piersi, by nie spadły na ziemię. Czarny garnitur wcale nie pomagał jej w sprawnym manewrowaniu ciężarem, ale kobieta jedynie cicho sapnęła pod nosem i skierowała się do swojego gabinetu.

Jej kancelaria była przytulnym miejscem, w którym można było poczuć się jak w domu. Podczas remontu Evelyn zastąpiła brudnozielone ściany nieco przyjemniejszym, beżowym kolorem, a szare meble i białe dodatki ociepliły wizerunek tego miejsca. Choć kobieta skłaniała się ku minimalizmu, nie pozwoliła, by kancelaria chociaż przez moment wydawała się oziębła. Jej gabinet i te korytarze składały się na miejsce, w którym spędzała większość czasu. Znała je jak własną kieszeń i była dumna z tego, że doprowadziła je do takiego stanu.

– O jedenastej masz trzecie spotkanie, a na dwunastą umówiłam cię z klientem w sprawie rozwodu. – Jej przyjaciółka, a zarazem asystentka pospieszenie wymieniła wszystkie punkty dzisiejszego dnia. – I kupiłam ci kawę – dodała, wciskając jej w drugą dłoń papierowy kubek.

– Kocham cię – powiedziała Evelyn, po czym skierowała się w stronę drewnianych drzwi. Popchnęła je czarną szpilką i z westchnieniem ulgi postawiła na biurku kubek kawy. Obok z trzaskiem odłożyła dokumenty, po czym rozejrzała się po poskromionym w półmroku gabinecie. Po lewej stronie i naprzeciwko niej znajdowały się szerokie okna, dzięki którym pokój nie ginął w ciemności. Na środku znajdowało się wykonane z ciemnego drewna biurko, a za jej plecami znajdowały się dwa regały, których półki uginały się pod ciężarem książek i segregatorów.

– A tak przy okazji... – Do gabinetu wpadła ponownie Victoria, która z błyskiem w zielonych oczach przyjrzała się prawniczce. – Idziesz na dzisiejszą imprezę, prawda?

– Imprezę? – powtórzyła cicho Evelyn, zawieszając na wieszaku szary płaszcz. Odwróciła się w stronę przyjaciółki i lekko przechyliła głowę, gdy kobieta zmrużyła z irytacją oczy.

– Imprezę – potwierdziła Victoria. – Wiesz, takie miejsce, gdzie ludzie miło spędzają czas, piją alkohol i dobrze się bawią – dodała, na co Evelyn cicho prychnęła pod nosem.

– Wiem, co to impreza, Victoria – odpowiedziała, a w jej głosie pojawiła się nutka kpiny.

– Tak?

Na pełne niedowierzania pytanie przyjaciółki blondynka cicho westchnęła. Uporała się ze stosem dokumentów, który zalegał na jej biurku i ułożyła go w taki sposób, by choć trochę uporządkować konkretne papiery. Zapowiadał się intensywny dzień i mimo że był piątek, Evelyn nawet nie myślała o weekendzie. Kolejne kilkanaście godzin miała poświęcić na pracę.

– Impreza u jednego ze śledczych w domu. Mamy dobrą pogodę i zaproponował nam spotkanie dzisiaj wieczorem. Nie pamiętasz? – jęknęła Victoria, a Evelyn na moment zacisnęła usta.

– Musiało wypaść mi z głowy – odparła.

– Sztywniak.

– W taki sposób wcale nie zachęcasz mnie do pójścia tam – odpowiedziała na to Evelyn i zmierzyła swoją przyjaciółkę prowokacyjnym spojrzeniem.

– Och, Evelyn, dajże spokój – sapnęła. – Idziemy i tyle. O dziewiętnastej widzę cię pod jego domem. Jeśli nie, zwalniam się.

– Grozisz mi?

– Raczej nie, bo prawdopodobnie podciągnęłabyś pod moją groźbę każdy paragraf i jutro siedziałabym w więzieniu. – Skrzywiła się, na co kąciki ust Evelyn delikatnie zadrżały.

– Tym razem odpuszczę – powiedziała w końcu. – Wystarczy mi wrażeń po ostatnim spotkaniu.

– O rany, słynna Evelyn Harrington nadal nie potrafi zrozumieć, że prócz pracy można robić coś jeszcze! – zawołała Victoria, a Evelyn spokojnie upiła kolejny łyk kawy.

– Nie pomagasz sobie w tej sytuacji – odparła z ustami przy papierowym kubku. Spojrzała na swoją przyjaciółkę, która skwitowała to przewróceniem oczami.

– Idź ty się wyżyj na swoich klientach, a mnie zostaw w spokoju – mruknęła, machnęła na nią ręką i wyszła. Tyle było ją widać.

Mimo wszystko na ustach Evelyn pojawił się delikatny uśmiech. Kobieta odstawiła kubek parującej czarnej kawy na blat i usiadła na fotelu. Miała jeszcze kilka minut do spotkania z pierwszym klientem.

Faktycznie pogoda w Nowym Jorku od kilku dni dopisywała. Mimo że wieczorami na dworze było już nieco chłodniej, w ciągu dnia było pogodnie i świeciło słońce. Kalendarzowa jesień nastała już jakiś czas temu, ale mimo to Evelyn nadal ubierała cieńsze ubrania i cieszyła się z resztek dobrej pogody. Nie dziwiła się więc, że jeden z ich znajomych postanowił zrobić małą imprezę. Chwilowa odskocznia podobno jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Podobno, choć jeszcze kilka miesięcy temu Evelyn ciężko było się przełamać, by przy weekendzie spotkać się ze znajomymi. Pracowała przez ostatnie lata właśnie na to – na kancelarię, na tytuł prawnika i na życie, które zdobyła dzięki tej ciężkiej pracy. Nie potrafiła ot tak przestawić się na luźniejszy tryb. Praca była jej życiem. Gdyby nie ona, nigdy nie znalazłaby się w miejscu, w którym była teraz. Mimo to starała się zachować równowagę pomiędzy obowiązkami i przyjemnościami. Nie było to łatwe, ale przynajmniej się starała.

Z tą myślą wróciła do rzeczywistości. Sięgnęła po pierwsze dokumenty i przygotowała notatki. Jej kolejnym krokiem było włączenie laptopa, ale tą czynność przerwało jej pukanie do drzwi. Evelyn zmarszczyła lekko brwi, ale powiedziała proszę i wejście się otworzyło.

Gdy do gabinetu wszedł pierwszy z klientów, uśmiechnęła się lekko i wstała, by go przywitać. 

sztambuch

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro