Rozdział 9
Starając się nie kontemplować o tym co się stało w hotelowym holu poszłam do łazienki wziąć prysznic. Stojąc pod natryskiem swoje myśli kierowałam w stronę pracy próbując rozluźnić ciało, które było mocno spięte.
Po kilku minutach wyszłam spod natrysku, osuszyłam ciało ręcznikiem i założyłam na siebie dres. Domyślałam się, że Trevor może czasami zapukać do moich drzwi chcąc się wytłumaczyć z pojawienia się Sary, dlatego też postanowiłam zamiast koszuli nocnej założyć bardziej komfortowe ubranie. Wolałam nie kusić losu.
Zaparzyłam sobie herbaty i usiadłam przy stoliku odpalając laptopa. Praca bowiem zawsze była tym, co skrzętnie odwracało moje rozmyślania od innych rzeczy. Zdążyłam odpowiedzieć na jednego maila, kiedy do drzwi rozległo się pukanie.
O wilku mowa, pomyślałam. Niechętnie wstałam i poszłam otworzyć.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam zdziwiona.
– Wpuścisz mnie, czy będziemy rozmawiały na korytarzu? – zapytała wyniośle Sara.
– My nie mamy o czym rozmawiać – oznajmiłam chłodno.
– Mylisz się moja droga. – odparła i perfidnie przepchała się obok mnie trącając mnie ramieniem i weszła do mojego apartamentu.
– Zawsze wiedziałam, że jesteś bezczelna, ale teraz to już przesadziłaś – odparłam przymykając lekko drzwi. Celowo ich nie zamknęłam. Nie wiedziałam do czego ta wariatka była zdolna.
– Mów co masz do powiedzenia i wyjdź – odpowiedziałam oschle.
– Zostaw Trevora – wypaliła jakby to było coś oczywistego.
– Słucham? – zdumiałam się jej słowami.
Swoją drogą musiałam przyznać, że Sara nie owijała w bawełnę. Waliła z grubej rury.
– Trevor jest mój. Zostaw go w spokoju. – rzekła co najmniej jak zazdrosna żona, która przyłapała męża z kochanką.
– On też tak uważa? – zapytałam unosząc brew.
– Nie wiem czy wiesz, ale kiedyś z Trevorem byliśmy razem.
– O tym, że bez słów wyjaśnienia oddałaś Andrew pierścionek, bo na boku umawiałaś się z jego przyjacielem? Wiem. O tym, że kiedy któryś z nich próbuje sobie na nowo ułożyć życie to od razu sobie o nich przypominasz i wchodzisz z buciorami w ich życie? Zauważyłam.
– Zamierzam go odzyskać, a ty stoisz mi na drodze, ponownie. Powtarzam po raz kolejny, zostaw go w spokoju. On jest mój.
– Żaden facet już cię nie chce, że za każdym razem zbierasz resztki? – nie wytrzymałam. Ta kobieta powodowała, że w moim organizmie aż wrzało ze złości.
– To ty chyba zbierasz resztki po mnie. Najpierw Andrew, teraz Trevor.
– Jesteś żałosna. Każdy ma jakąś przeszłość w której to był z kimś w związku. Ja w przeciwieństwie do ciebie nie uganiam się za swoimi byłymi facetami, a przede wszystkim nie sypiam z przyjacielem swojego narzeczonego. Ja nie wskakuje innemu facetowi do łóżka będą czyjąś narzeczoną. Nie dorastasz mi do pięt. – odcięłam się starając zachować spokój, co było coraz trudniejsze.
– Trevor wróci do mnie czy ci się to podoba czy nie. Podobnie jak zrobił to Andrew. – powiedziała z uśmiechem triumfu na ustach kobieta
– Widzę, że urojenia masz niezłe. Obie wiemy, że Andrew do ciebie nie wrócił. Chciał ci pomóc, a ty wiedząc, że ma dobre serce chciałaś to wykorzystać. Gdybyś go kochała nigdy byś tak nie postąpiła. Jesteś zwykłą manipulatorką i egoistką.
– Czyżby? Gdybyś tak naprawdę kochała Andrew to on by dzisiaj tutaj był. – wyrzuciła z siebie wymachując rękoma w różne strony?
– Słucham? O czym ty mówisz? – zapytałam nie rozumiejąc do czego zmierzała.
– To przez ciebie Andrew zginął. Gdyby nie ty, na pewno nie wsiadłby do tego samolotu i by żył. To wszystko twoja wina. Nie pozwolę, byś zabiła też Trevora.
– Ty podła suko! – nie wytrzymałam, zamachnęłam się i z otwartej dłoni uderzyłam ją w policzek.
– Jesteś nienormalna, to bolało! – krzyknęła Sara chwytając się za obolałe miejsce.
– Wynoś się stąd podła żmijo, bo nie ręczę za siebie! Nie zbliżaj się do mnie nawet na kilometr, bo to nie będzie miłe spotkanie!
– Co, prawda boli? – zakpiła.
– Ty jesteś nienormalna. Ja i Andrew kochaliśmy się taką miłością jakiej ty nigdy nie zaznałaś i zapewne nie zaznasz. A wiesz dlaczego? Bo nie jesteś do tego zdolna. A teraz wynoś się stąd, nim zawołam ochronę. Nigdy więcej nie waż się mówić o Andrew. Nie masz prawa besztać jego imienia.
– To ty nie masz prawa o nim mówić. Morderczyni – splunęła mi pod nogi, a obłęd jaki miała w oczach przerażał. Ta kobieta była chora i obłąkana.
– Wnoś się psychopatko, ale już! – wrzasnęłam, ale dziewczyna nic nie robiąc sobie z tego co mówię rzuciła się na mnie z rękoma.
– Dość już! Co ty wyprawiasz?! – krzyknął Trevor wbiegając do pokoju i odciągając dziewczynę ode mnie.
– Ana zadzwoń po ochronę i policję. – skierował swój wzrok w moją stronę nie puszczając dziewczyny.
– Trevor chyba jej nie bronisz, prawda? To o mnie powinieneś się troszczyć – powiedziała słodko do mężczyzny.
– Ty jesteś chora kobieto. Jakim w ogóle cudem udało ci się opuścić zakład? – zapytał ze złością.
– Kocham cię Trevorku. Dla ciebie zrobiłabym wszystko, nawet zabiła. Byle być tylko z tobą – zrobiła maślane oczy w kierunku mężczyzny. – A ta suka jak chce żyć niech w końcu zejdzie nam z drogi! – wrzasnęła chcąc się wyrwać w moją stronę.
Chwilę później pojawiło się dwóch ochroniarzy i razem z Trevorem wyprowadzili dziewczynę z mojego pokoju i zaprowadzili ją do pomieszczenia służbowego, gdzie mieli jej pilnować.
Pół godziny później Trevor wysłał mi wiadomość, że do mojego apartamentu idzie dwóch policjantów, który chcą spisać ode mnie zeznania. Po paru minutach rozległo się kolejny raz tego późnego popołudnia pukanie do drzwi.
Dwóch umundurowanych mężczyzn po wylegitymowaniu się, zaczęło mnie przesłuchiwać. Po czterdziestu minutach w końcu skończyli mnie przepytywać i oznajmili, że spokojnie mogę opuścić miasto. Jedyne co udało mi się dowiedzieć, to informacja, że Sara prawdopodobnie wróci do szpitala psychiatrycznego, co mnie zaskoczyło, ale nie chciałam dalej się w to zagłębiać. Jedyne o czym myślałam to, aby w końcu móc się położyć, a rano wsiąść do samolotu powrotnego do Bostonu.
To było dla mnie stanowczo za dużo. Nie tak wyobrażałam sobie pobyt w Nowym Jorku. Przyleciałam tutaj do pracy. Niespodziewany przyjazd Trevora mnie ucieszył, ale teraz nie byłam już tego taka pewna.
Kiedy miałam już zamykać drzwi za policjantami usłyszałam jednego z nich. Oparłam się o futrynę i słuchałam toczącej się rozmowy.
– Panie Anderson. Możecie bez problemu z panią Peterson opuścić Nowy Jork. Panią Sarę zabieramy do szpitala w Denver z którego uciekła. Będziemy pana informować. Dobranoc.
– Dobranoc. Dziękuję panie komisarzu.
Stałam dalej patrząc jak Trevor po rozmowie z policjantami szedł w moją stronę z utkwionym we mnie wzrokiem. Jego twarz aż kipiała ze złości i smutku.
– Porozmawiamy? – zapytał łagodnym głosem.
– Wejdź, proszę – wskazałam ręką na pokój.
Wpuściłam mężczyznę do pokoju i zamknęłam drzwi. Trevor stał po środku pomieszczenia z rękoma w kieszeni obserwując mnie. Podeszłam do niego i spojrzałam się na niego wyczekująco.
– Policja zabrała Sarę. Zostanie ona przewieziona do szpitala psychiatrycznego na oddział o zaostrzonym rygorze. – oznajmił mężczyzna.
– Czy ciebie z nią coś łączy? – spytałam się wymijając go.
– Nie. Nie widziałem jej od lat. Uciekła ze szpitala. Zadzwoniła do mojego biura i dowiedziała się od sekretarki, gdzie jestem. Ona ma poważne problemy psychiczne, a odkąd dowiedziała się o śmierci Andrew pogłębiły się one jeszcze bardziej – odpowiedział idąc za mną do barku.
– Napijesz się czegoś? – spytałam nalewając sobie szkockiej.
– To samo co ty poproszę.
Przygotowałam nam drinki nie racząc go swoim spojrzeniem. Podałam mu szklankę. Wziął ja ode mnie, a wolną ręką przytrzymał mnie za nadgarstek.
– Ana spójrz na mnie. Nie unikaj mojego wzroku.
Niechętnie obróciłam się do niego twarzą i uniosłam głowę w górę, by spojrzeć mu w twarz.
– Nie twórz między nami muru Ana. Nie odsuwając się ode mnie przez ten głupi incydent.
– Trevor... – westchnęłam nie bardzo wiedząc jak mam ubrać w słowa to co czułam. W mojej głowie panował kompletny chaos.
– Nie pozwolę, by to co jest między nami runęło tylko dlatego, że ta wariatka postanowiła odegrać swoje przedstawienie.
– Nie dramatyzuj Trevor. Jesteś zdenerwowany. Myślę, że to nie jest najlepszy moment na rozmowę – rzekłam i upiłam swojego drinka.
– Nie zbywaj mnie Ana. Powinniśmy porozmawiać i dobrze o tym wiesz. Nic mnie z nią nie łączy. Nie widziałem Sary od kilku lat. Jedyne co wiedziałem, to że została umieszczona w szpitalu po śmierci Andrew i nie był to pierwszy raz. Nie interesowałem nią, ani jej życiem. Nie miałem z nią kontaktu. To co się dzisiaj wydarzyło to zwykły zbieg okoliczności.
– Trevor rozumiem, ale teraz potrzebuje spokoju. Jedyne czego w tej chwili pragnę, to się położyć i odpocząć – odpowiedziałam
– W porządku. Nie musimy o tym rozmawiać. Położymy się i zaśniesz w moich ramionach. – odparł podchodząc do mnie zupełnie blisko.
– Trevor, chce zostać sama, proszę.
– Wyrzucasz mnie? – zapytał kładąc ręce na moich ramionach.
– Nie, powiedziałam po prostu, że potrzebuje pobyć sama. Zobaczymy się rano na śniadaniu przed wyjazdem na lotnisko, dobrze? – uśmiechnęłam się lekko.
– Widzę, że cię nie przekonam. No cóż, skoro tego właśnie chcesz – odparł niezadowolony.
– Tak Trevor, tego w tej chwili mi potrzeba.
Mężczyzna pokiwał głową na znak, że rozumie, a następnie przyciągnął mnie do siebie za kark wbijając się zaborczo w moje usta. Ten pocałunek był inny niż dotychczas. Nie było w nim delikatności. Pocałunek był mocny, zachłanny, jakby chciał nim zaznaczyć, że jestem jego kobietą.
Po chwili oderwaliśmy się od siebie łapiąc oddech.
– Nie zrezygnuje z ciebie. – rzekł nadal trzymając mnie ręką za kark jednocześnie stykając nasze czoła ze sobą.
Odsunęłam delikatnie głowę od niego i pocałowałam go delikatnie w policzek.
– Dobranoc Trevor – ponagliłam go, by wyszedł.
– Dobranoc – odpowiedział, musnął moje usta swoimi i wyszedł trzaskając drzwiami.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że Trevor mógł poczuć się urażony, ale ja nie miałam zwyczajnie siły na rozmowę. W głowie ciągle przewijały mi się słowa Sary, która mówiła, że gdyby nie ja to Andrew by żył. Mimo iż to nie była prawda, to zabolało. Nazywając mnie morderczynią mojego męża wbiła mi nóż w samo serce. Ile ja bym dala, by ten wypadek nigdy nie miał miejsca, by Andrew nie leciał tym cholernym samolotem. Nikt poza bliskimi nie zdawał sobie sprawy z tego jak zawalił się mój świat. Chociaż nauczyłam się z tym żyć, to odejście ukochanego na zawsze pozostawiło ranę w moim sercu. Był miłością mojego życia i tego nic nie zmieni.
******
Z samego rana zadzwoniłam do Marcusa, by się upewnić, że w firmie na pewno wszystko jest w jak najlepszym porządku, sprawdziłam jeszcze raz bagaż i byłam gotowa, by zejść do restauracji na śniadanie.
Sen dobrze mi zrobił i dzisiaj czułam się już lepiej. Zdystansowanie się od wczorajszych wydarzeń podziałało na mnie zbawiennie.
Po wyjściu wczoraj wieczorem Andersona, położyłam się, przeanalizowałam zajście z Sarą i już spokojniejsza poszłam spać.
Szykowałam się do zejścia na śniadanie, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Założyłam na siebie marynarkę i poszłam otworzyć.
– Cześć.
– Dzień dobry Trevorze – odpowiedziałam mężczyźnie stojącemu w drzwiach.
– Schodzimy na śniadanie? – zapytał krótko, brzmiąc nieco oficjalnie.
– Ubiorę tylko szpilki i możemy iść – odparłam i wycofałam się do środka, by nałożyć na nogi obuwie.
Trevor wszedł za mną zamykając za sobą drzwi. Wzięłam z szafki telefon, ubrałam buty i byłam gotowa do wyjścia.
– Możemy iść – oznajmiłam.
– Jeszcze nie – powiedział i przyciągnął mnie do siebie mocno całując - Teraz możemy – dodał i złapał mnie za rękę prowadząc do wyjścia z apartamentu.
Mimo iż Trevor nie komentował wczorajszej sytuacji, kiedy to zwyczajnie go spławiłam to miałam wrażenie, że był dziwny. Z jednej strony był bardzo powściągliwy w swoim zachowaniu, a z drugiej strony to w jaki sposób mnie wczoraj i dzisiaj pocałował było inne niż zazwyczaj. Zawiało władczością. Czułam jakby w sposobie w jaki mnie całował przekazywał mi informacje. Nie było w naszym zbliżeniu pożądania czy czułości, a raczej dominacja. Nie podobało mi się takie zachowanie, ale na razie postanowiłam to przemilczeć.
– Proszę twoja kawa i jajecznica na boczku – postawił Trevor talerz z posiłkiem przede mną, a następnie udał się po porcję dla siebie.
Na początku przy naszym stoliku panowała niezręczna cisza. Czułam się niezręcznie. Ta zaborczość Trevora podczas pocałunku nie dawała mi spokoju. Nie wiedziałam jak podejść do tematu i się go o to spytać.
– Powiesz mi co zaprząta twoją głowę? – odezwał się jako pierwszy.
– Ty.
– To dobrze czy źle?
– Ty mi to powiedz Trevor.
– Możesz jaśniej? – odłożył widelec na talerzyk, podparł głowę o pięści i skupił na mnie całą swoja uwagę.
– Trevor, wiem, że jesteś zły o to, że cię wczoraj odprawiłam z pokoju. Chciałam, abyś wiedział, że to nie było nic personalnego. Potrzebowałam po prostu spokoju. Tak już mam, że czasami potrzebuje pobyć sama ze sobą.
– Pozwól, że ci przerwę. Byłem zły, ale nie na ciebie tylko na siebie. Mogłem się domyśleć, że Sara zapuka do twoich drzwi i pójść za nią od razu Nie doszłoby wtedy do tego incydentu. Owszem, było mi trochę przykro kiedy mnie wyprosiłaś, ale rozumiałem, że potrzebujesz spokoju i nie jestem o to zły.
– Cieszę się, ale jedna rzecz nie daje mi spokoju. – podjęłam próbę powiedzenia tego, co zaprzątało moją głowę.
– Jaka?
– Wczorajszy pocałunek i ten z przed kilkunastu minut. Trevor to w jaki sposób mnie pocałowałeś. Nie było w tym czułości, ani chociażby odrobiny namiętności. To były zaborcze pocałunki, jakbyś chciał zaznaczyć swój teren i przekazać mi tym samym, że należę do ciebie i mam sobie wbić to do głowy.
– Masz rację, to było zaborcze z mojej strony. Przestraszyłem się, że po tej akcji będziesz chciała mnie spławić, ale nie chciałem, abyś odebrała to w taki sposób. Przepraszam jeśli cię uraziłem, nie to było moim zamiarem.
– W porządku, ale na przyszłość proszę, nie rób tak.
– Masz moje słowo – uśmiechnął się kładąc swoją dłoń na mojej.
– Idziemy? Niedługo powinna być taksówka – oznajmiłam.
– Tak chodźmy.
Dwadzieścia minut później wymeldowaliśmy się z hotelu i pojechaliśmy na lotnisko. Cieszyłam się na powrót do Bostonu. Nie mogłam się doczekać kiedy przekroczę próg swojego domu i uściskam bliskich. Po śmierci Andrew stałam się bardziej sentymentalna, a kilkudniowe wyjazdy z dala od rodziny stały męczące, a najbardziej brakowało mi obecności mojego małego synka.
Podróżowanie, które tak kiedyś lubiłam stało się ciężkim obowiązkiem, zwłaszcza, że wiązało się to z lataniem samolotem. Dlatego też cieszyłam się na myśl, że dzisiaj nie będę leciała sama tylko razem z Trevorem, zwłaszcza, że w dalszym ciągu bałam się latać, chociaż starałam się jak mogłam zwalczyć swoje obawy, by móc na nowo cieszyć się z podróżowania. Jedno w tym wszystkim było pewne. Od dnia w którym zginął mój ukochany było kilka rzeczy, które napawały mnie lękiem. Nadszedł w końcu czas, bym się z nimi uporała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro