Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Obudziłam się przed budzikiem. Przez chwilę przypatrywałam się śpiącemu obok mnie mężczyźnie. Miło było po kilku latach poczuć na nowo bliskość drugiej osoby, obudzić się wiedząc, że miejsce obok ciebie nie jest puste. Tylko czy nie pospieszyłam się? Trevor mi się podobał. Czułam przy nim spokój, a mimo to miałam wątpliwości oraz mnóstwo pytań, na które nie znałam odpowiedzi.

Wstałam po cichu, wyciągnęłam rzeczy z walizki i poszłam do łazienki.

Weszłam pod prysznic i już po chwili czułam ciepłą wodę spływającą z deszczownicy po moim ciele. Przymknęłam oczy i po chwili czułam jak moje ciało się rozluźnia i uchodzi z niego całe napięcie.

Po kilku minutach wyszłam z kabiny prysznicowej i osuszyłam ciało ręcznikiem. Zostawiłam przygotowane rzeczy na szafce, założyłam na siebie szlafrok i wyszłam z łazienki. Trevor nadal spał, więc poszłam do salonu, gdzie znajdował się mały ekspres. Zrobiłam sobie kawę i udałam się na balkon.

Powietrze o szóstej rano było rześkie i przyjemne. Popijałam kawę rozmyślając o tym co mi powiedział Trevor. W głowie roiło mi się od pytań, na które nie znałam odpowiedzi.

Wypiłam swój trunek, odstawiłam go na mały stolik i chwytając się rękoma poręczy wpatrywałam się w krajobraz daleko stąd.

- Dzień dobry. Zawsze tak wcześnie wstajesz? – zapytał mężczyzna stając za mną i obejmując mnie w pasie.

- Dzień dobry. Jestem rannym ptaszkiem, więc tak, zawsze wstaje wcześnie. – odpowiedziałam lekko się uśmiechając.

Trevor odgarnął z szyi na bok moje włosy i ustami musnął moją szyję co było przyjemne. Oparłam głowę o jego tors przymykając oczy na tę pieszczotę. Mężczyzna nie poprzestając na tym odnalazł pasek od szlafroka po czym go rozwiązał.

- Mmm jak miło – zamruczał mi do ucha sunąc ręką po moim nagim ciele.

- Trevor, ktoś nas może zobaczyć. Nie chcę, by ludzie widzieli mnie nagą – powiedziałam cicho poddając się przyjemnemu dotykowi.

- Masz rację – odparł po czym pociągnął mnie za rękę do środka pomieszczenia i zamknął za nami drzwi balkonowe.

- Trevor, chciałam...

Mężczyzna nie dał mi dokończyć mocno mnie całując. Zsunął ze mnie szlafrok, który opadł po chwili na podłogę. Wsunął zachłannie język do środka badając moje podniebienie. Był w samych bokserkach przez co czułam jego narastające wybrzuszenie ocierające się o moje ciało. Przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie nie przestając całować i błądząc rękoma po moim ciele.

- Nawet nie wiesz jak bardzo cię pragnę. – odpowiedział po czym skierował nas w stronę kanapy. Po chwili usiadł na niej ciągnąc mnie za sobą tak, że wylądowałam na nim okrakiem. Zaczął dłońmi pieścić moje nabrzmiałe z podniecenia sutki całując mnie po szyi. Po chwili zjechał dłonią do wewnętrznej strony moich ud przejeżdżając palcami po mojej cipce.

- Jesteś taka wilgotna, że nie muszę zanurzać w twojej szparce palców – mruknął ssąc moją lewą pierś. Gdy się nią nasycił zaczął pieścić drugą z piersi poświęcając jej tyle samo uwagi co pierwszej.  Mój oddech stawał się coraz płytszy. Odchyliłam się lekko do tyłu opierając swoje dłonie na jego nogach. Czułam jak moje soki spływają coraz bardziej na niego. Trevor oderwał swoje nabrzmiałe usta od mojego ciała, nakierował swojego kutasa na moja szparkę, po czym mocno, do samego końca wbił się we mnie wydostając z moich ust krzyk podniecenia. Czułam jak jego penis gwałtownie rozciąga ścianki mojego wnętrza, a po moim kręgosłupie przebiegł elektryczny wstrząs.

Zaczął mocno poruszać biodrami wbijając się raz po raz we mnie z każdym pchnięciem coraz mocniej. Pożądanie we mnie rosło z każdą chwilą coraz bardziej. Po kilku minutach to ja zaczęłam się na nim poruszać góra dół, a moje cycki zaczęły podskakiwać. Trevor trzymał mnie mocno za biodra nadając tempo naszemu rytmowi. Po chwili już nie wiedziałam czy to on mnie pieprzy czy ja jego. Jedyne co czułam co podniecenie, które wypełniało każdą komórkę mojego ciała.

- Chcę, abyś mnie ujeżdżała Ana. – powiedział sapiąc między oddechami. Położył dłonie na bokach wzdłuż ciała i zamglonym wzrokiem obserwował moje poczynania co jeszcze bardziej mnie podnieciło. Zaczęłam go ujeżdżać niczym zawodnik byka na rodeo. Moje ruchy były coraz szybsze powodując, że oboje jęczeliśmy w spazmach rozkoszy.

Podczas, gdy pieprzyłam Trevora siedząc na nim on obiema rękoma zaczął szczypać moje sutki naprzemiennie je ugniatając. Ból mieszał się z przyjemnością, mimo iż każde pociągniecie za sutki było mocniejsze. Po chwili oderwał prawą rękę od jednej piersi wymierzając mi siarczystego klapsa potem kolejnego i kolejnego.

- Kurwa Ana zaraz dojdę. Jesteś niezniszczalna i diabelnie namiętna – warknął przeciągle.

Po chwili oboje mocno doszliśmy. Trevor pociągnął mnie gwałtownie za włosy wpijając się mocno w moje wargi. Kiedy nie mogliśmy złapać oddechu, oderwał się od moich ust. Spojrzał się na mnie, nachylił się ponownie, oblizał swoim językiem moje nabrzmiałe od pocałunku usta i przygryzł moją wargę, aż poczułam metaliczny smak krwi, kiedy oblizałam usta.

Ten seks był nie tylko dziki i namiętny, ale cholernie ostry. Byłam tak podniecona, że czułam jak moje soki w dalszym ciągu spływają kapiąc na jego nogi.

- Mam nadzieję, że nie byłem zbyt brutalny? – zapytał przykładając swoje czoło do mojego czoła.

Byłam tak zdyszana, że nie miałam siły wydobyć z siebie ani słowa. W odpowiedzi pokiwałam mu tylko głową.

- Czułem, że waniliowy seks nie jest dla ciebie. Jesteś charakterną kobietą, która lubi ostry seks, co mi się cholernie podoba – rzekł zakreślając dłonią koła na moich nagich plecach.

- Jestem cała zgrzana, a zanim wstałeś wzięłam prysznic – odparłam przywracając swój oddech do normy.

- Czyli musimy wziąć prysznic razem skarbie – odparł zadowolony Trevor.

Podniosłam się z jego nóg, wyciągnęłam do niego rękę, którą złapał i już po chwili byliśmy razem pod prysznicem. Umyliśmy siebie nawzajem i po kilkunastu minutach ubrani weszliśmy do salonu. Chciałam porozmawiać z Trevorem, dlatego poprosiłam go o to, by zamówił śniadanie do pokoju, a ja w tym czasie zadzwoniłam do Alana Roudneya, by poinformować go, że jestem w mieście i chce wpaść do jego firmy z wizytą. Z racji tego, że ja mieszkałam w Bostonie, a on w Nowym Jorku przez co rzadko się widywaliśmy, więc zamierzałam skorzystać z okazji.

Seks z rana wyzwolił we mnie niesamowity apetyt. Pochłonęłam tyle kalorii, co zwykle przez cały dzień. Trevor patrzył na mnie co rusz z głupkowatym uśmiechem, pochłaniając swoją część śniadania, a raczej to czego nie zdążyłam zjeść.

- Widzę, że apetyt ci dopisuje – rzekł popijając swoją kawę.

- Zwykle tyle nie jem, ale chyba spaliłam za dużo energii z rana i teraz mój organizm się buntował domagając się większej dawki kalorii niż zwykle. – odparłam przełykając kolejny kęs jajecznicy.

- W takim razie muszę częściej dać ci się zdominować. Na samą myśl jak mnie ujeżdżałaś staje mi na nowo. – odpowiedział oblizując ostentacyjnie wargi.

Przełknęłam głośno ślinę czując jak po moim ciele przeszedł dreszcz od sposobu w jaki wypowiedział te słowa. Musiałam jednak skupić się na czymś innym. Moją głowę cały czas zaprzątały pytania, na które chciałam poznać odpowiedź, a jedyną osobą, która mogła mi na nie odpowiedzieć był mężczyzna siedzący teraz na przeciwko mnie.

- Dlaczego przez te wszystkie lata nie spróbowałeś się ze mną skontaktować? – zapytałam wprost patrząc na mężczyznę.

- Ana. Wiem, że to dla ciebie dziwne, ale nie chciałem mieszać ci w życiu jeszcze bardziej. Śmierć Andrew była dla każdego szokiem, a wiedząc jak bardzo się kochaliście mogłem się jedynie domyślać jaka to dla ciebie była trauma. Co miałem zrobić? Przyjść i powiedzieć ci wprost, że Andrew dzwonił do mnie z tego cholernego odrzutowca i prosił bym się tobą i waszym synem zajął, gdyby zginął? Wybacz, ale nie potrafiłem. Może uznasz, że jestem tchórzem i pewnie będziesz miała rację. Nie miałem w sobie tyle odwagi. Bałem się, że dodam żonie Andrew jeszcze więcej bólu. Nie mogłem tego zrobić i tyle – odpowiedział poirytowany patrząc mi głęboko prosto w oczy.

- Dlatego obserwowałeś nas z daleka? Bo się bałeś konfrontacji? – zapytałam ściszonym głosem.

- Nie ja cię obserwowałem, tylko mój człowiek, ale tak bałem się konfrontacji z kobietą, której życie rozsypało się na kawałki. Mi samemu ciężko było pogodzić się z jego śmiercią. Do dzisiaj mam żal sam do siebie o to, że pozwoliłem, aby praca pochłonęła mnie do takiego stopnia, że nie miałem czasu, by się widywać z przyjacielem, a teraz go już nie ma. – odparł odkładając serwetkę obok talerza i wstał od stołu idąc na balkon.

Po chwili stałam obok niego na balkonie. To był drażliwy temat dla nas obojga, ale ja musiałam znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania.

- Trevor nie zrozum mnie źle, ale ja muszę wiedzieć – powiedziałam kładąc przelotnie rękę na jego plecach.

- Co musisz wiedzieć? – zapytał ze spokojem.

- Chcę znać prawdę. Nie ważne jaka ona będzie, ale chce usłyszeć od ciebie prawdę. – odparłam zerkając z boku na niego.

- To nie jest dla mnie łatwe. Wspomnienia cały czas są we mnie jak żywe. Staram się ułożyć swoje życie na nowo, posklejać je w jeden kawałek, a to czego dowiedziałam się od ciebie, nie ukrywam, ale mnie zszokowało.

- Przepraszam, że odgrzebałem stare rany, ale musiałem być z tobą szczery.

- Nie masz za co przepraszać. Cieszę się, że od samego początku jesteśmy w stosunku do siebie szczerzy.

- Ale masz wątpliwości.

- To wszystko dzieje się tak szybko. Nie wiem czy nie za szybko. Dopiero co się poznaliśmy, a mam wrażenie, że posunęliśmy się w tak krótkim czasie bardzo mocno do przodu. Do tego to, co mi powiedziałeś o Andrew. Naprawdę kiedy spotkaliśmy się na wyspie nie wiedziałeś kim jestem? – zapytałam go o to, co nie dawało mi od wczorajszego dnia spokoju.

- Ana naprawdę nie miałem pojęcia kim jesteś. Byłem w szoku, kiedy podczas kolacji powiedziałaś mi, że miałaś męża, a był nim Andrew Peterson. Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie zszokował jak ty wtedy. Nie spodziewałem się tego.

- W porządku wierzę ci, po prostu musiałam się upewnić.

- I nie, nie zainteresowałem się tobą ze względu na to, o co mnie poprosił Andrew. Spodobałaś mi się. Poczułem między nami chemię. Kiedy opuściłaś wyspę nie mogłaś wyjść z mojej głowy i to nie dlatego, że poznałem żonę przyjaciela, ale dlatego, że wywarłaś na mnie ogromne wrażenie jako kobieta. Zawładnęłaś moim umysłem i nim też – wskazał na swoje krocze unosząc lekko brew z zawadiackim uśmiechem.

- Trevor...

- No co. Mówię prawdę. Miałem ochotę na ciebie już na wyspie, ale podczas rozmowy zorientowałem się, że nie jesteś kobietą, która z łatwością wskakuje facetowi do łóżka co mi zaimponowało i przez co zapragnąłem cię jeszcze bardziej. Bardzo mi się podobasz. Chcę cię poznawać, chcę byś dała mi szansę, chcę byś była moją dziewczyną i dała nam szansę na stworzenie czegoś pięknego.

- Ty również mi się podobasz.

- Więc?

- Chcę spróbować. Nie wiem co przyniesie los, ale chce być twoją dziewczyną i chce dać nam szansę. – odpowiedziałam pewnie patrząc w jego oczy, które zaczęły bić baskiem na moje słowa.

Trevor obrócił się w moją stronę i przywarł do mnie ustami. Ten pocałunek był delikatny, namiętny oraz był niczym obietnica. Obietnica czegoś nowego i wspaniałego. Obietnica nowego początku. Był to dla mnie ogromny krok do przodu, ale nie zamierzałam się wycofać. Chciałam zacząć żyć na nowo. Chciałam się cieszyć życiem i mieć świadomość tego, że mogę być jeszcze szczęśliwa u boku mężczyzny. Czy był nim Trevor? Miałam cichą nadzieję, że tak. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro