Rozdział 37
– Dzień dobry, zastałam Trevora? – zapytałam asystentkę mężczyzny.
– Pani Ana, dzień dobry. Powiadomię szefa, że chce się pani z nim widzieć – odparła kobieta i sięgnęła po słuchawkę od telefonu.
Chwile później przekazała mi, że jej szef czeka na mnie w gabinecie. Serce biło mi jak szalone kiedy przekraczałam próg jego biura.
– Witaj Trevorze – powiedziałam spoglądając na mężczyznę. Stał oparty o biurko w idealnie dopasowanym szarym garniturze. Rękawy białej koszuli miał podwinięte do łokcia i przyglądał mi się wnikliwie.
– Witaj Ana. Nie spodziewałem się ciebie tutaj – ruszył w moją stronę.
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko i możemy porozmawiać – odparłam podając mu dłoń na powitanie.
Anderson ujął moją dłoń w swoją, a następnie pochylił się nade mną i pocałował mnie w policzek.
– Wyglądasz pięknie – uśmiechnął się wskazując bym zajęła miejsce na kanapie.
– Napijesz się czegoś? – zapytał nim sam usiadł.
– Nie dziękuję – odparłam.
– W taki razie powiedz co cię do mnie sprowadza – jak zawsze mówił prosto z mostu.
– Wiem o waszej bójce z Andrew – zaczęłam powoli.
– Przyszłaś po to, by rozmawiać o naszej bójce? – zjeżył się mężczyzna.
– Nie Trevor. Powiem wprost. Andrew odzyskał pamięć, a jak sobie uzmysłowił, że to ty byłeś moim mężem to powiedzieć, że się wkurzył to tak jakby nic nie powiedzieć. W każdym razie nie rozumiałam jego wybuchu, a raczej jego wrogości do ciebie. Spytałam się o powód i to co mi powiedział nie za bardzo mi się spodobało.
– Co takiego niby ci powiedział Peterson? – zapytał niezadowolony.
– To prawda, że po stracie Sary robiłeś wszystko, by go pogrążyć? – zapytałam z ciężką gulą w gardle.
Trevor wstał gwałtownie z kanapy, podszedł do barku i nalał sobie whisky do szklanki. Widać było, że nie spodobała mu się ta rozmowa.
– Dlaczego o to pytasz? – spytał poirytowany.
– Chcę znać prawdę. Muszę wiedzieć – rzekłam wstając i podeszłam do okna.
– Jaką prawdę Ana? – nawet się nie zorientowałam jak stanął za mną.
Odwróciłam się przodem do niego. W prawej ręce trzymał drinka, a lewą rękę w kieszeni. Patrzył na mnie wzrokiem nie wyrażającym żadnych emocji. Zastanawiałam się czy to była maska pod którą skrywał swoje prawdziwe emocje.
– O nas. Prawda o nas Trevor.
– Co masz na myśli?
– Dlaczego się ze mną związałeś? Chodziło o to, by posiąść kobietę z którą był kiedyś Andrew? – zapytałam czując jak siła głosu mi słabnie. Te słowa z ledwością opuściły moje gardło.
– Ana....
– Chcę znać prawdę. Proszę. Kochałeś mnie czy byłam tylko celem, twoim trofeum.
– Nie mów tak, nie byłaś żadnym trofeum – oburzył się i mnie wyminął.
– Więc jak to było?
– Dlaczego ci tak na tym zależy? – zapytał.
– Zakochałam się w tobie. Po trzech latach od śmierci Andrew pozwoliłam sobie poczuć coś do mężczyzny. Dzięki tobie odżyłam na nowo. Chcę wiedzieć czy to co było między nami było prawdziwe. Z mojej strony było, a z twojej?
– W porządku odpowiem na twoje pytania – westchnął.
– Dziękuję.
– Kiedy poznałem cię na wyspie nie wiedziałem kim jesteś. Spodobałaś mi się. Liczyłem na jakiś przelotny romans, ale nasza randka uświadomiła mi, że jesteś wyjątkową kobietą. Kiedy powiedziałaś mi kim jesteś byłem zdziwiony. Owszem początkowo miałem zamiar cię w sobie rozkochać. Chciałem cię mieć dla siebie. Podobała mi się wizja, że ukochana Petersona będzie moja.
– Więc jednak? – odparłam rozczarowana.
– Tak było na początku. Jednak z każdym naszym spotkaniem, im lepiej się poznawaliśmy tym bardziej przestawałaś być mi obojętna.
– Zależało ci? – zapytałam z małą nutką nadziei, że jednak nie byłam pionkiem w jego chorobliwej obsesji.
– Ana, owszem może nie zawsze byłem do końca szczery kiedy mówiłem o Andrew, ale w jednym cię na pewno nie okłamałem. Zakochałem się w tobie. Nadałaś nowy sens mojemu życiu. Żadnej kobiety nie wielbiłem tak bardzo jak ciebie. Dzięki tobie zrozumiałem, że to co naprawdę się liczy w życiu to druga osoba i uczucie, które je łączy. Wszystko co związane z Petersonem przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyłaś się tylko ty. Dzięki tobie dotarło do mnie, że się pogubiłem. Ta pogoń za tym co ma on, za tym, by być lepszym od niego zaczęła mi się wydawać bezsensowna. Pomogłaś mi to dostrzec.
– Czyli jednak byłam tylko celem?
– Nie Ana. Pokochałem cię miłością czystą, prawdziwą. Oszalałem na twoim punkcie. Sprawiłaś, że byłem szczęśliwy jak nigdy wcześniej.
– Chciałabym ci wierzyć.
– Tak jestem skurwysynem, ale nigdy bym cię nie okłamał w tej kwestii. Jesteś miłością mojego życia. Moje serce już zawsze będzie należało do ciebie, tak jak twoje należy do niego. Wiem, że mnie kochałaś, ale uczucie, które was łączy nic nie jest w stanie przebić. Chociaż w środku moje serce krwawi to cieszę się, że jesteś szczęśliwa. To dla mnie najważniejsze.
– Naprawdę z twojej strony to było prawdziwe? Jeśli mówisz tak tylko dlatego, że nie chcesz mi sprawić przykrości to niepotrzebnie. Dla mnie najważniejsza jest prawda.
– Ana – chwycił moją twarz w swoje dłonie i oparł swoje czoło o moje. – Uczucia, które żywiłem do ciebie były szczere. Zakochałem się w tobie i nadal cię kocham – nachylił się i lekko cmoknął mnie w usta, potem się odsunął.
– Przepraszam – przejechał dłonią po włosach.
– Dziękuje ci, że zgodziłeś się ze mną porozmawiać, to dla bardzo wiele znaczy – spojrzałam w jego oczy i dostrzegłam w nich miłość, tak, jak kiedyś.
– Nigdy więcej nie miej wątpliwości co do tego, że cię szczerze pokochałem.
Pokiwałam głową, pożegnałam się i opuściłam jego gabinet. Zrobiło mi się lżej na sercu. Chyba nie zniosłabym tego, że mogłabym być dla kogoś jedynie środkiem do jego celu. Kamień spadł mi z serca, kiedy Trevor upewnił mnie w tym, że to co nas łączyło było jednak prawdziwe. Nie chciałabym żyć ze świadomością, że mogłam się tak bardzo pomylić.
– Tak kochanie? – odebrałam telefon od Andrew, który zapewne czekał już na mnie w naszym biurze.
– Gdzie się podziewa moja kochana żona? Powinnaś godzinę temu tutaj być.
– Stęskniłeś się już za mną? Nie za szybko? – roześmiałam się głośno wsiadając do auta, w którym czekał na mnie kierowca.
– Każda minuta bez ciebie jest stracona.
– Jak zwykle czarujesz. Będę za jakieś trzydzieści minut – rozłączyłam się i pomyślałam o tym, że Andrew nie spodoba się zapewne, że rozmawiałam z Trevorem. Mimo wszystko miałam nadzieję, że mnie zrozumie. Nie lubię niedopowiedzeń i niejasnych sytuacji.
Tak jak powiedziałam przez telefon pół godziny później weszłam do naszego biura, ale Andrew w nim nie było. Ściągnęłam płaszcz, odwiesiłam go na miejsce i zrobiłam sobie kawę, a następnie odpaliłam laptopa i zabrałam się do pracy.
Piętnaście minut później drzwi do gabinetu się otworzyły i wszedł Andrew.
– Kto tu na kogo czekał co? – drażniłam się z nim.
– Czyżby moja żona stęskniła się za swoim cudownym mężem? – zapytał podając mi przepiękny bukiet moich ulubionych kwiatów.
– Dziękuję skarbie, ale z jakiej to okazji? – ucałowałam go w policzek.
– Nie muszę dawać ci kwiatów tylko wtedy, kiedy jest ku temu okazja – odparł.
– Są piękne, dziękuję.
– Widziałaś się z Andersonem? – wypalił niespodziewanie.
– Tak, skąd wiesz? – zapytałam wkładając bukiet do wazonu.
– Znajomy cię widział jak wychodziłaś z biurowca w który mieści się jego firma – odparł nie ruszając się z miejsca
– Masz swoich szpiegów? – zażartowałam.
– Nie, nie mam.
– Tak, przyjechałam do pracy prosto od Trevora – odpowiedziałam podchodząc do niego.
– Po co u niego byłaś?
– Musiałam poznać prawdę.
– Jaką prawdę?
– Po tym co od ciebie usłyszałam kilka dni temu chciałam by mi wyjaśnił jedną rzecz.
– Jaką Ana? – starał się być opanowanym chociaż było widać, że zaczyna się w nim powoli gotować.
– O tym co nas łączyło. Musiałam się dowiedzieć czy to wszystko było udawane.
– Tak bardzo ci na tym zależy? Dlaczego?
– Znasz mnie na tyle, by wiedzieć, że nie znoszę niejasnych sytuacji. Nie mogłam snuć domysłów. Musiałam się dowiedzieć czy kochał mnie naprawdę czy po prostu wykorzystał. Myśl o tym, że mogłam być tylko środkiem do jego celu nie dawała mi spokoju.
– On cię kocha – wypalił nagle.
– Teraz już jestem tego pewna. Ma on też świadomość tego, że nigdy nikogo nie obdarzę tak silnym uczuciem jak ciebie.
– Naprawdę? – zapytał przyciągając mnie do siebie.
– Bawi cię to czy może nie jesteś pewien moich uczuć do ciebie? – zapytałam wyrywając się z jego objęć.
– A ty gdzie? Wracaj – złapał mnie w pasie i ponownie do siebie przycisnął.
Poczułam jak odpina suwak od mojej sukni nadal mocno mnie trzymając.
– Andrew co ty wyprawiasz? – byłam zaskoczona.
– Biorę to co moje. Poza tym dobrze ci zrobić przypomnienie do kogo należysz – zsunął suknie z moich ramion do pasa.
– Zwariowałeś? Mamy dużo pracy, ponadto ktoś może wejść. To niepoważne. Jak to będzie świadczyło o nas jako o szefach – tłumaczyłam mu kiedy podwijał moją suknie z dołu.
– Twoja obawa przed tym, że ktoś może w każdej chwili tutaj wejść będzie twoją karą za to, że nie powiedziałaś mi do kogo jedziesz.
– Zwariowałeś? To nie jest zabawne – dukałam chociaż wewnątrz czułam jak moje ciało mu się poddaje, kiedy odsunął materiał moich koronkowych majtek i zaczął kciukiem pieścić moje wejście.
– Owszem zwariowałem, na twoim punkcie kochanie, a za każdym razem kiedy będę zazdrosny będę ci przypominał kogo jesteś. Nie ważne gdzie akurat będziemy się znajdowali.
– Jesteś szalony. Zdziczałeś do reszty w tym buszu – wydusiłam przymykając oczy z odczuwanej przyjemności, aż poczułam uderzenie i pieczenie. Andrew wymierzył mi klapsa w pośladek, a po chwili w drugi.
– Niech się pani ze mną nie spiera pani Peterson – warknął mi przy uchu wkładając w moje wilgotne miejsce palec. – To dopiero początek tego co panią czeka w sekretnym pokoju w naszym domu – zaczął poruszać gwałtownie we mnie palcem na co pisnęłam.
– Ręce na szybę – zarządził rozsuwając mi szerzej nogi.
Stałam w naszym biurze na wpół roznegliżowana i podniecona patrząc przez okno na tłumy ludzi pod nami i na budynki na przeciwko nas. Pomyślałam, że ktoś z sąsiedniego wieżowca może nas dostrzec i spłonęłam burakiem.
Podniecenie z sekundy na sekundę rosło we mnie coraz bardziej doprowadzając mnie niemal na szczyt. Gdy byłam już bliska spełnienia nagle Andrew wysunął ze mnie swój palec na co zawiedziona jęknęłam.
– Andrew proszę, nie zostawiaj mnie tak – sapałam.
Mężczyzna kładąc rękę na moim karku przysunął moją głowę do siebie i pocałował. Głęboko i namiętnie.
– Sama to zrobisz – wychrypiał kiedy oderwał swoje wargi od moich.
– Co? – zapytałam nie rozumiejąc.
Andrew zabrał moją prawą rękę z okna i nakierował ją na wejście.
– Zrób to sama. Chce widzieć jak się zaspokajasz w moich ramionach – odparł między pocałunkami dalej przytrzymując mnie za gardło.
– Odbiło ci....
– Być może, ale będziemy tutaj stali tak długo, dopóki tego nie zrobisz – pocałował mnie w szyję i naparł swoją dłonią na moją. – Zrób to, teraz.
Wiedząc, ze nie odpuści wsunęłam palec do środka i zaczęłam nim powoli poruszać.
– Przyspiesz ruchy – szepnął jednocześnie wolną ręką ściskając moją pierś przez materiał biustonosza.
Chwilę później doszłam głośno pojękując. Oparłam głowę na jego torsie stabilizując oddech.
– Podoba mi się kiedy jesteś taka uległa – zamruczał łapiąc mnie za dłoń, po czym włożył sobie do ust palec, którym się przed chwilą zaspokajałam. Zassał go, a następnie oblizał patrząc mi głęboko w oczy. To było cholernie seksowne i pobudzające. Chciałam obrócić się do niego przodem, ale mnie powstrzymał, po czym przyłożył mój policzek do okna.
– Chyba nie myślałaś, że to koniec – polizał płatek mojego ucha.
Usłyszałam jak odpinał klamrę od paska i już wiedziałam co się stanie. Po chwili przyciskając mnie do szyby wszedł we mnie głęboko, a moje ciało przeszył dreszcz.
Jedną rękę położył mi na plecach, a drugą trzymał w pasie. Jego ruchy z każdym pchnięciem stawały się coraz gwałtowniejsze i szybsze. Z trudem powstrzymywałam jęki. W końcu nie wytrzymałam i z moich ust wydobyło się miłosne skomlenie.
– O kurwa! Peterson do huja! Mogliście chociaż się zakluczyć!– usłyszałam znajomy głos, ale nie mogłam się ruszyć.
Nagle się ocknęłam i zrozumiałam, że nie jesteśmy w pomieszczeniu sami.
- Andrew...
– Roudney wypierdalaj! Jesteśmy zajęci!
A więc to był Alan.
– Widzę.
– Roudney wypierdalaj i poczekaj za zewnątrz chyba, ze podnieca cię patrzenie jak inni to robią to powiedz! – odezwał się Andrew nie zaprzestając swoich ruchów.
– Już dosyć widziałem. Twój tyłek Peterson będzie śnił mi się po nocach w koszmarach – rzekł i wyszedł głośno zamykając drzwi.
– No kochanie, postarasz się, by Alan długo nie musiał czekać? – mruknął mi przy uchu.
Jego ruchy stały się szybkie. Po chwili w gabinecie było słychać już tylko nasze jęki i dźwięk obijających się o siebie ciał.
Nie mogłam już wytrzymać. Byłam coraz bliżej spełnienia. Andrew nadał szaleńcze tempo wiedząc, że nie będę potrafiła być cicho.
Wygięłam ciało w łuk palcami rąk drapiąc szybę.
– Andrew, zaraz dojdę!
– Krzycz kochanie, tak jak lubisz to robić – warknął i dłoń z pleców skierował na moją łechtaczkę.
– Jasna cholera! – moim ciałem zawładnęły spazmy rozkoszy. Rozpłynęłam się niczym w otchłani.
Byłam upojona naszym miłosnym aktem i jednocześnie wykończona. Nogi miałam jak z waty, a oddech przyspieszony.
– To było niesamowite skarbie – przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
– Jesteś szalony to mało powiedziane –- odparłam wyrównując oddech.
– Jesteś moją obsesja, moim spełnieniem, moim wszystkim kochanie, nie zapominaj o tym – pocałował mnie czule, a następnie pomógł zapiąć suwak sukni.
– Pójdę się ogarnąć – oparłam. Całe szczęście, że do gabinetu przynależała łazienka.
Kiedy po paru minutach pokazałam się w pomieszczeniu mężczyźni siedzieli w fotelach popijając whisky. Alan patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem i głupio uśmiechał.
– A tobie co tak wesoło? – zgromiłam go.
– Przypomniało mi się jak mnie kiedyś przyłapałaś na numerku w moim biurze. Tym razem punkt dla mnie. Doczekałem się przyjaciółko – wyszczerzył zęby w zadowoleniu.
– Nawet mi nie przypominaj tamtej sytuacji i nie porównuj z tym co dzisiaj zastałeś. Po pierwsze zabawiałeś się z pracownicą, po drugie miałeś narzeczoną. My w porównaniu do ciebie nie robiliśmy niczego, co by mogło nas pogrążyć – wskazałam na Andrew, który w momencie, w którym się na niego spojrzałam parsknął śmiechem.
– Słowo daję Andrew, ja nie wiem jak ty z nią wytrzymujesz jak ona taka wyszczekana jest.
– Od kiedy ty taki zarozumiały jesteś, co? – zapytałam nalewając sobie wody do szklanki.
– Dobra już nic nie mówię – odparł rozbawiony.
– Opowiadaj co cię sprowadza do nas – zmienił temat mój mąż.
Mimo iż z Alanem znałam się i przyjaźniłam od bardzo dawna to jednak czułam się trochę niezręcznie przez sytuację, w której nas zobaczył.
Jak się okazało Roudney był w Bostonie w swojej filii, w której kiedyś ja pracowałam na kontroli i postanowił nas odwiedzić. Zaprosił nas również do Nowego Jorku na bal sylwestrowy. Spodobał nam się ten pomysł i z chęcia niego przystaliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro