Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Mimo iż Andrew był na nowo w naszym życiu od prawie czterech miesięcy to nadal nie odzyskał utraconej w wyniku wypadku pamięci. Co prawda w naszym domu zapanował spokój i wszyscy przywykli do nowej sytuacji, ale widziałam jak Andrew się męczył.
Nie mówił nic nie chcąc mnie martwić, ale nieraz widziałam jego udręczoną twarz. Co prawda będąc w domu mógł więcej czasu spędzać z Aronem, ale ta bezczynność dawała mu się we znaki. Dlatego też postanowiłam, że będę go zabierała do firmy.

- Gotowy? – zapytałam męża wstając od stołu po zjedzonym posiłku.

- To zależy o co pytasz – odparł niechętnie Andrew.

- Skarbie czy ty się stresujesz? – przyjrzałam się mu uważnie.

- Kochanie chcę z tobą jechać, ale co ja tam będę robił? Nic nie pamiętam  będę ci tylko przeszkadzał – rzekł odkładając serwetkę na stół.

- Chodź i nie marudź – pociągnęłam go za rękę i poprowadziłam do wyjścia.

Nic mu nie powiedziałam, ale poprosiłam o lekkie przemeblowanie mojego gabinetu, w czym pomógł mi Eryk. Dokładniej rzecz ujmując poprosiłam o dostawienie drugiego biurka obok mojego. Miałam tylko cichą nadzieję, że Andrew zgodzi się na moją propozycję.

Do firmy jechaliśmy z moim kierowcą. Byłam trochę poddenerwowana, ale również podekscytowana. Kiedy dotarliśmy na miejsce  odetchnęłam w końcu z ulgą. Kolejna godzina jazdy doprowadziłaby mnie  prawdopodobnie do torsji żołądkowych.

Wysiedliśmy z auta, chwyciłam męża za rękę i zaprowadziłam go prosto do naszego biura. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie zły.

– Oto jesteśmy – odezwałam się otwierając drzwi do gabinetu.

– Co tutaj się stało Ana? Po co drugie biurko? – zapytał mężczyzna rozglądając się po pomieszczeniu. Stał z rękoma w kieszeniach garniturowych spodni marszcząc brwi.

Po jego minie widziałam, że coś podejrzewa, ale poza przenikającym wzrokiem, którym na mnie patrzył, nic nie mówił. Czekał na to co miałam mu do powiedzenia. Chociaż na zadowolonego nie wyglądał.
Postanowiłam więc przekazać mu to najdelikatniej jak potrafiłam.

– Kochanie wiem jak siedzenie w domu ci ciąży – zaczęłam ostrożnie gładząc go delikatnie po ramionach. – Pomyślałam więc, że będziemy codziennie do firmy przyjeżdżać razem – mówiłam ciężko przełykając ślinę, a Andrew dalej stał nie reagując.

Czułam się jak na przesłuchaniu. Jakby to on mnie teraz sprawdzał. Może jego pamięć uleciała, ale charakter pozostał ten sam. Miałam czasami wręcz wrażenie, że przez te cztery lata stał się jeszcze bardziej uparty i zaborczy w stosunku do mnie. Nie miałam pojęcia z czego wynikała ta jego zazdrość. Być może czuł się niepewnie przez to, że nie pamiętał przeszłości. W każdym razie nie przekraczał zdrowej granicy swojej zazdrości.

- Chcę, aby mój mąż był szczęśliwy. Nie mogę patrzeć na to jak chodzisz ponury. Dlatego mam dla ciebie małą propozycję, nie do odrzucenia – zarzuciłam mu ręce na szyję.

- Już się boję. Co wymyśliłaś? – zapytał z kamienną twarzą.

- Andrew firma jest twoja. Ty ją zbudowałeś i zależy mi na tym, abyś był jej częścią...

- Ana nie owijaj. Do czego zmierzasz? – niecierpliwił się, w dalszym ciągu trzymając ręce w kieszeniach.

- Każe z nas ma swoje biurko. Będziemy razem pracować. Zamierzam cię wprowadzić w sprawy firmy – odpowiedziałam muskając delikatnie ustami jego wargi.

- Ana nie pogrywaj ze mną. Nie dość, że cały czas mnie kokietujesz to jeszcze nie mówisz wprost czego oczekujesz – zmrużył oczy niezadowolony.

- Od dzisiaj będziemy razem prowadzili firmę. Będę powoli ze wszystkim cię zaznajamiała. Do czasu, aż na nowo będziesz mógł pracować tak jak przed wypadkiem.

- Żartujesz prawda? – zapytał patrząc na mnie nie dowierzając w to, co usłyszał.

- Nie Andrew, nie żartuje. Chcę byś mógł na nowo zajmować się firmą. W końcu ona należy do ciebie. Ja we wszystkim ci pomogę – odpowiedziałam z uśmiechem i powagą.

- Po pierwsze przez ostatnie lata ty ją prowadziłaś i z tego co wiem, to idzie ci to świetnie, po drugie jak już to firma jest nasza, nie moja. Owszem może i ja ją zbudowałem, ale gdyby nie ty, dzisiaj nie byłoby po niej śladu.

- Ale..

- Żadne ale Ana. To już postanowione. Udziały będą rozpisane po połowie między nas dwoje. Przedyskutowałem to z ojcem i poparł mnie w stu procentach.

- Mi na tym nie zależy, ale jeśli tobie tak, to sie nad tym zastanowię. W tej sytuacji ty też chyba nie masz wyjścia i musisz się zgodzić na moją propozycję – pocałowałam go lekko w usta.

- Nie kochanie. Tutaj ci nie ustąpię. Przypomnę ci, że moja pamięć nie ma się nazbyt dobrze. Jak mam prowadzić z tobą przedsiębiorstwo skoro nic nie wiem, nic nie pamiętam, nic nie potrafię – odparł zirytowany.

- Owszem pamięć ci szwankuje, ale nie jesteś głupi. Możesz wszystkiego się przecież nauczyć. Ponadto jesteś bardzo bystry. Masz smykałkę do interesów. Jestem pewna, że świetnie sobie poradzisz – przekonywałam go.

Andrew był niezadowolony. Ściągnął moje ręce ze swojej szyi, po czym mnie wyminął i podszedł do okna.
Byłam zdeterminowana. Nie zamierzałam mu odpuścić. Jeśli teraz  bym się wycofała to później nie udałoby mi się już w ogóle go przekonać.

- Skoro nie chcesz  przystać na moją propozycję to ja na twoją również nie przystanę. Nie chce udziałów – odpowiedziałam unosząc butnie głowę.

Mój mąż zmierzył mnie wzrokiem i się cwanie uśmiechnął. Nie podobało mi się to. Oznaczało to jedno. Coś kombinował.

- Twój teść przewidział, że możesz się nie zgodzić. Dlatego się zabezpieczyłem – odparł.

- Co przez to rozumiesz? – zapytałam nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza.

- Jeśli nie zgodzisz się dobrowolnie na podział firmy i nie podpiszesz dokumentów kochanie to będę musiał załatwić to w inny sposób – rzekł śmiertelne poważnie.

- Jaki? Zmusisz mnie? – podparłam się rękoma pod boki.

- W sumie to mógłbym, ale nie. Przekażę ci udziały w formie darowizny. Powiedzmy, że w ramach naszego nowego, wspólnego życia. Jako mój wyraz miłości do ciebie – powiedział szczerząc w zadowoleniu zęby.

- Nie zrobisz tego – pokiwałam głową.

- Owszem zrobię, jeśli się nie zgodzisz. Zrozum, że ta firma jest tak samo twoja jak moja. Ona nie jest już tylko moja. Jest nasza. Pogódź się z tym. Dzięki tobie Ana, ona nadal istnieje. Nigdy nie będę w stanie ci się za to odwdzięczyć – podszedł do mnie, pocałował mnie w czoło i spojrzał głęboko w oczy.

- W porządku, skoro tak bardzo ci na tym zależy...ale ja również nie zmienię zdania – odpowiedziałam, po czym go wyminęłam kierując się w stronę drzwi.

- Kobiety – mruknął cicho pod nosem kiwając głową.

- Może to cię przekona, panie prezesie – powiedziałam odpinając guziki koszuli i rzucając ją na podłogę.

Andrew odwrócił się w moją stronę w momencie, w którym spódnica lądowała u moich stóp.
Miałam świadomość jak na niego działam. Celowo założyłam seksowną bieliznę z pasem do pończoch i pończochy. Koronkowy, czarny materiał niezbyt wiele zakrywał.

Mój mężczyzna stał i patrzył na mnie jak urzeczony. Widziałam błysk w jego oczach. Był kompletnie oczarowany.

- Jeśli pan prezes zgodzi się na moją propozycję to myślę, że pana biurko mogłoby się nam na coś przydać niż tylko do pracy – sięgnęłam po swoje rzeczy i ruszyłam powolnym krokiem ku niemu.
Po chwili stałam już naprzeciwko Andrew, który wyglądał jakby mu mowę odjęło.

- Jeśli przyjmiesz moją propozycję to nasza praca w tym biurze może być całkiem przyjemna. Nie sądzisz? – otarłam się o niego i przejechałam językiem po jego ustach.

Peterson nadal stał nic nie mówił. Albo odjęło mu mowę, albo się nad czymś zastanawiał.

- Widzę, że nie jest pan zainteresowany. Szkoda. Mogłoby być całkiem miło – wyminęłam go po chwili, rzuciłam spódnice na jego biurko i założyłam na siebie koszulę. Zaczęłam zapinać guziki kiedy poczułam jak stanął za mną.

- Nie odpuścisz? – zapytał zachrypniętym głosem chwytając mnie za talię.

- Nie mamy o czym rozmawiać. Teraz muszę wrócić do pracy, wiec daj mi się ubrać – zrzuciłam jego ręce z zamiarem ubrania się do końca.

- Bez tego też możemy miło spędzić czas w gabinecie - zanurzył głowę w moich włosach zaciągając się ich zapachem.
Zrobił to celowo chcąc mnie sprowokować. Jednak ja nie miałam zamiaru się ugiąć.

- Przykro mi panie Peterson. Nic z tych rzeczy – sięgnęłam po spódnice, ale on był szybszy.

- Zgadzam się – usłyszałam jego zrezygnowany głos.

- Co powiedziałeś? – odwróciłam się do niego twarzą nie będąc pewną czy dobrze go zrozumiałam.

- Zgadzam się na twoją propozycję, a teraz chodź tutaj, bo zaraz oszaleje – odpowiedział patrząc na mnie pożądliwym wzrokiem po czym złapał mnie za kark i mocno pocałował.

- Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Jesteś w tej bieliźnie cholernie seksowna. Wybuchnę jak zaraz nie znajdę się w tobie – odparł całując mnie po szyi jednocześnie odpinając spodnie.

Patrzyłam na niego i uświadomiłam sobie, że jest to jedyny facet na widok którego krew mi szybciej krąży. Żaden mężczyzna nigdy nie będzie miał nade mną takiej władzy jaką miał mój Andrew.

Czekałam na jego ruch. Podniecenie sięgało zenitu. Andrew był cholernie pobudzony, więc nie zdziwiło mnie to kiedy posadził mnie na biurku. Nie minęła nawet chwila jak jego dłoń wśliznęła się do bielizny i zdecydowanym ruchem zaczęła masować moją łechtaczkę. Gorąco rozniosło się po całym moim ciele, co spowodowało, że wydawałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.

- Tak kochanie, właśnie tak masz skompleć kiedy będę cię rżnął – wychrypiał mi przy uchu po czym dłońmi rozszerzył mi nogi, odsunął na bok paseczek moich majtek i wszedł we mnie mocno nie bawiąc się w żadne delikatności.

Oparłam się dłońmi na blacie jego biurka chcąc utrzymać równowagę. Po chwili dźwięk odbijających się ciał głośno niósł się po gabinecie. Całe szczęście, że ściany były wygłuszone.
Z każdym jego pchnięciem moje jęki stawały się coraz głośniejsze.
Złapał mnie na włosy zaplatając je sobie wokół ręki i nie przestając poruszać się we mnie zaczął całować mnie po szyi. Rozkoszne uczucie spełnienia zbliżało się coraz bardziej. Po chwili puścił moje włosy chwytając mnie za gardło.

- Andrew! – krzyknęłam.

Mężczyzna z satysfakcjonującym uśmiechem spojrzał się na mnie nadając szalone tempo.
Chwilę później moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a moje wrzaski niosły się echem po pomieszczeniu.

- Andrew dochodzę – dyszałam, a orgazm przeszył moje ciało. Wygięłam mocno ciało w łuk odchylając do tyłu głowę.

Przymknęłam oczy. Chwilę później poczułam jak mój mąż zadrżał we mnie, a następnie wypełnił moje wnętrze swoim ciepłym nasieniem.
Andrew nachylił się nad moją twarzą wdzierając się do środka językiem. Pocałunek był zaborczy, wręcz władczy.

Kiedy oderwaliśmy się od siebie w biurze było słychać tylko nasze przyspieszone oddechy. Trwaliśmy tak chwilę z czołami opartymi o siebie uspokajając swoje oddechy.

- Kocham cię moja słodka kusicielko – objął mnie rękoma i czule przytulił.

Byłam szczęśliwa. Cieszyłam się, że Andrew zacznie pracować w firmie. Pragnęłam dla niego wszystkiego co najlepsze. Chciałam, by czuł się potrzebny nie tylko w domu, ale również i w swoim konsorcjum.

Włożył w ten zakład swoje całe serce. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że ten pewny siebie mężczyzny będzie całe dnie siedział w domu. To nie byłby ten sam Andrew. W końcu prędzej czy później by nie wytrzymał.
Chciałam mieć męża, który będzie się spełniał. Nie tylko jako mąż i ojciec.
Jego szczęście było dla mnie najważniejsze.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro