Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27


Trevor

Wyszedłem z pokoju hotelowego wkurzony na maksa. Byłem bliski furii i wiele kosztowało mnie wysiłku to, bym czegoś nie rozpierdolił. Dawno już nic tak bardzo nie wyprowadziło mnie z równowagi. Byłem wściekły. Nie na Anę, tylko na pieprzonego Petersona. Kolejny raz stanął mi na drodze i zabierał to, na czym mi zależało.

Zakochałem się w Anie jak szczeniak. Była ona dla mnie całym światem. Dla niej się zmieniłem. Przestałem kobiety traktować jak zabawki. Liczyła się tylko ona. Byłem gotów przenosić dla niej góry, a ona wybrała jego. Jego, kurwa, nie mnie.

Nigdy w życiu nie czułem takiego bólu i rozgoryczenia jak teraz. Gdyby to ode mnie zależało to bym sprawił, że Peterson zniknąłby na dobre. Raz na dobre.

Użalałem się tak nad sobą pijąc kolejnego drinka w hotelowym barze kiedy obok mnie przysiadł się Michael.

– Przyszedłeś mnie dręczyć? Pewnie skaczesz z radości, że Peterson żyje – burknąłem już lekko wstawiony.

– Nie Trevor, nie zamierzam cię dręczyć. Co do Andrew owszem cieszę się, że żyje, co nie oznacza, że to nie jest dla mnie szok. Wierz mi lub nie, ale rozumiem co przeżywa i jak do dupy jest ta cała sytuacja.

– Nie tylko dla ciebie jest to szok.

– Dla nas wszystkich, dla Any też. – oznajmił. –Trevor posłuchaj mnie. Wiem, że czujesz się kiepsko, ale Anie też nie jest łatwo. Odkąd ją znam ciągle dostaje od świata po dupie. Wiele w swoim życiu przeszła. Kiedy związała się z tobą wszyscy się cieszyliśmy. W końcu zaczęła się na nowo uśmiechać. Przy tobie odżyła. – mówił jakby chciał mnie pocieszyć.

– I co z tego skoro wybrała jego – burknąłem.

– Trevor wiem, że to prawdopodobnie cię nie pocieszy, ale Ana naprawdę cię kocha i dla niej jest to też trudne. Nie tylko ty cierpisz, ona również. Znalazła się między wami dwoma. Nie chce zranić żadnego z was, ale to nieuniknione i masz tego świadomość. Chyba nikt z nas nie chciałby się znaleźć na jej miejscu.

– Widocznie nie kocha mnie na tyle, by ze mną zostać, skoro już zdecydowała.

– Chłopie pomyśl trochę i postaw się w jej sytuacji. Naprawdę nie widzisz jak ta sytuacją ją wykańcza?

– A kto postawi się w mojej, co? Zakochałem się w niej. Jest dla mnie wszystkim, a teraz ją tracę i nic nie mogę z tym zrobić.

– Możesz być jej wsparciem, przyjacielem. Ona cię potrzebuje.

– Nie Michael. Ja już nie jestem jej potrzebny. Nigdy mnie nie pokocha tak, jak jego. Straciłem ją – wychyliłem do końca resztę drinka i zamówiłem następnego.

– Nie pij więcej, odprowadzę cię do apartamentu Trevor, chodź – mężczyzna próbował mnie podnieść ze stołka.

– Jeszcze chwilę tutaj zostanę. Sam trafię do pokoju, do mojej jeszcze żony – odezwałem się z sarkazmem.

– W porządku. Gdybyś chciał pogadać to zawsze możesz przyjść do mnie – poklepał mnie po ramieniu i poszedł.

Chciałem zapomnieć chociaż na chwilę. Zapomnieć i nie myśleć o kobiecie, która zawładnęła moim sercem. Pierwszy raz w życiu byłem naprawdę szczęśliwy. Dzięki niej poczułem, że życie ma sens, a teraz to wszystko szlak trafił.

Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że chociażbym chciał znienawidzić Petersona to nie potrafiłem, a wręcz współczułem mu. Kto by pomyślał, że ja Trevor Anderson potrafię współczuć i to akurat jemu.

– Cześć przystojniaku, kiepski dzień? – dosiadła się do mnie wysoka blondyna, która wyglądała jakby była zrobiona z plastiku.

– Powiedzmy – odpowiedziałem niechętnie.

– Z chęcią ci poprawie humor – odpowiedziała sunąc bez skrępowania ręką ku górze po wewnętrznej stronie mojego uda.

– Jesteś aż tak ślepa, że nie zauważyłaś obrączki na moi palcu? – prychnąłem pokazując jej złoty krążek.

– Jesteś zabawny. Owszem zauważyłam, ale jakoś nie widzę tutaj twojej żony. Czyżby małżeńska kłótnia? – złapała mnie za przyrodzenie.

– Nie twój pieprzony interes – nachyliłem się nad nią groźnym wzrokiem, a ta niespodziewanie złapała mnie za kark i wpiła się w moje usta wsuwając do wnętrza swój język.

Nie oponowałem. Przyciągnąłem plastik do siebie zatracając się w głębokim i porywczym pocałunku. Nie było w tym nic z namiętności i przyjemności. Zwykła rządza, wyładowanie emocji, ale jej to się podobało, a mi było już wszystko jedno.

– Trevor? – usłyszałem znajomy głos.

Oderwałem się od laski unosząc wysoko głowę i zobaczyłem zbolałą twarz mojej żony. Cierpiała. Ten fakt mnie nie pocieszył, chociaż chciałem, by było inaczej. Nie tylko moje serce było złamane.

– To jest właśnie moja ukochana żona Ana – zwróciłem się bełkocząc do blondyny – A to kochana żooono jest.......to jest...

– Jestem Courtney – przedstawiła się dziewczyna.

– Jesteś pijany, zaprowadzę cię na gorę, chodź – Ana złapała mnie za rękę nie komentując sytuacji w której mnie zastala.

Nie wiem dlaczego, ale wstałem posłusznie i poszedłem z nią, a raczej byłem przez nią prowadzony. Moja żona zaprowadziła mnie do sypialni i położyła na łóżku. Ściągnęła mi z nóg buty, a potem wyszła z pomieszczenia bez słowa.

*******

Obudziłem się z potwornym kacem. Ból rozsadzał mi głowę. Odwróciłem się na bok, ale łózko było puste. Miałem ochotę przytulic się do swojej żony, ale jej nie było. Niechętnie wstałem i ruszyłem w poszukiwaniu Any do salonu. Byłem pewien, że musiała już wstać, jednak kiedy zjawiłem się w pomieszczeniu nie zauważyłem nigdzie kobiety.

Pewnie wyszła z pokoju, pomyślałem.

Postanowiłem wyjść na taras i się przewietrzyć i wtedy ją ujrzałem. Spała na wąskiej kanapie przykryta kocem. Stanąłem jak wryty zastanawiając się dlaczego śpi tutaj, a nie w sypialni. Usiadłem na fotelu naprzeciwko niej i patrząc na nią analizowałem wczorajszy dzień, a może dzisiejszy.

Sięgnąłem po telefon Any, który leżał na podłodze przy łóżku. Wyświetlacz wskazywał kilka minut po dwudziestej drugiej. Przespałem całe popołudnie.

Wpatrywałem się w spokojną twarz śpiącej żony i myślałem o tym jakie życie jest popieprzone.

Do tego moje dzisiejsze zachowanie, słowa, które wypowiedziałem, pocałunek z obcą kobietą, który widziała Ana. Kurwa, gorzej zawalić chyba już nie mogłem.

Uklęknąłem obok ukochanej i złożyłem lekki niczym piórko pocałunek na jej ustach. Pachniała i smakowała whisky.

Postanowiłem wziąć prysznic i zaparzyć sobie w ekspresie kawy.

Po kilkunastu minutach kąpieli wszedłem w samych bokserach do salonu, a Ana zwinięta w kłębek nadal spała. Wziąłem kobietę na ręce i zaniosłem ją do sypialni na łóżko. Nie mogłem patrzeć jak gniotła się na kanapie.

Początkowo myślałem, że się przebudzi i mnie ochrzani, ale ona ani drgnęła. Widocznie musiała wypić sporo alkoholu. Może to i lepiej. Bynajmniej się nie przebudziła i mogłem ją bez problemu ulokować na wygodnym łóżku. Przykryłem kobietę kołdrą i poszedłem po kawę.

Spędzając dobrą godzinę w fotelu zastanawiałem się co dalej. Oczywistym było, że moje małżeństwo się zakończyło. Legło w gruzach niczym pieprzony domek z kart.

Nie miałem innego wyjścia jak pogodzić się z sytuacją i zniknąć z życia Any na dobre. Im szybciej to się stanie tym lepiej. Nie było sensu tego przedłużać. Życie w zawieszeniu i niepewność nie była dla mnie. Dlatego też dbałem o to, by sytuacja zawsze być jasna i klarowna.

Może myśląc w ten sposób byłem egoistą, ale nie potrafiłem stać przy Anie jako jej przyjaciel i klepać ją pokrzepiająco po plecach kiedy będzie na nowo próbowała ułożyć sobie życie z Petersonem. Nie zniósłbym takiego widoku.

Za bardzo ją kochałem, by móc ze spokojem przyglądać się jak szczęśliwa ląduje w ramionach innego mężczyzny. To było ponad moje siły. Nie potrafiłem być ponad to.

Musiałem się ulotnić. Chociaż to była ostatnia rzecz jakiej chciałem.

Wiedziałem, że zegarbezlitośnie tykał i nasz czas się kończył. Znużony odstawiłem w końcu brudnykubek i poszedłem spać. Wśliznąłem się po cichu do łóżka i przyciągnąłem dosiebie kobietę. Chciałem, by była blisko mnie. Ten ostatni raz chciałem czućjej ciepło, jej zapach. Ten ostatni raz położyć się obok z myślą, że jest tylkomoja. Pragnąłem kochać się z ukochaną jakby jutra miało nie być. Pragnąłem, byczas się dla nas zatrzymał. Wtuliłem twarz we włosy Any i pozwoliłem, byzmorzył mnie sen

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro