Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Dni na wyspie ku mojemu zadowoleniu mijały szybko. Byłam tak pochłonięta pracą, że z Mary i Michaelem widziałam się tylko wieczorami na kolacji czy przy drinku.

Zależało mi na tym, by w terminie dokończyć to zlecenie. Tęskniłam za domem, dziećmi i Trevorem. Chociaż wiedziałam, że Aron doskonale się bawił z dziadkami na wakacjach to dopadały mnie chwilami wyrzuty sumienia, że nie ma mnie tak długo.

Na szczęście wszystko jak dotąd szło zgodnie z planem i już niedługo będę mogła wrócić do rodziny.

Wyspa St. Ferido podobała mi się coraz bardziej. Wszechogarniająca cisza spokój, wolniejszy tryb życia. To wszystko powodowało, że człowiek jak nigdy czuł się zrelaksowany i wypoczęty. Nawet teraz, kiedy miałam ręce pełne pracy nie czułam takiego znużenia jak w Bostonie.

Wyspa ta miała swoją niepowtarzalną aurę, która powodowała, że człowiek był w stanie w pełni z nią rezonować.

Gdyby nie leżała ona w prywatnych rękach kto wie czy nie skusiłabym się o kupno działki i postawienie na niej swojego domu letniskowego. Tymczasem musiałam zadowolić się wakacjami w tym uroczym zakątku.

– No w końcu jesteś kochana – zawołała Mary z daleka kiedy szłam w ich stronę po schodach na taras, na którym jedliśmy kolację.

– Witajcie kochani. Przepraszam za małe spóźnienie. Zatwierdzaliśmy z właścicielami ostateczny projekt.

– Czyli wszystko na dobrej drodze? – zapytała przyjaciółka.

– Tak, ruszamy z jego realizacją – przytaknęłam sięgając po menu.

– Zostało jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, a całą kampanię poprowadzę już z biura w Bostonie.

– Czyli wracasz za trzy dni do domu tak, jak planowałaś?

– Tak. Trevor też już będzie. Obiecał odebrać mnie z lotniska. Za to wam został jeszcze tydzień wakacji, więc korzystajcie tyle ile się da.

– Korzystamy cały czas kochana, a Michael jest tak samo zachwycony wyspą jak my.

– To miejsce ma coś w sobie takiego, że jak raz postawisz tutaj nogi to nią przesiąkniesz – uśmiechnęłam się spoglądając na widok, który miałam przed sobą.

– Masz rację to miejsce powoduje, że człowiek rozkochuje się w życiu na nowo. Obiecałem już Mary, że będzie tutaj wracać – odezwał się Michael przytulając żonę.

– Cudownie. Za wasze przyszłe podróże.

Po kolacji udaliśmy się do mojego apartamentu, by usiąść na tarasie. Na górze widok był wspaniały, ale mimo wszystko woleliśmy miejsce w którym nikt nie zaburzał nam ciszy i spokoju. Taras przylegający do hotelowego apartamentu zapewniał nam prywatność, a to odpowiadało nam najbardziej.

Po dwóch wspólnie spędzonych godzinach goście poszli do siebie, a ja po relaksującej kąpieli położyłam się spać. Zostały mi w tym uroczym miejscu ostatnie, intensywne dni. Nie mogłam pozwolić sobie na popełnienie żadnego błędu. Wszystko musiało być perfekcyjnie dopracowane przed moim powrotem do Bostonu.

*****

To był mój ostatni wieczór na wyspie. Umówiliśmy się z Mary na spacer po plaży, a potem na drinka razem z Michaelem. Trochę było mi głupio, że zabieram Mary od męża, bo w końcu to ich wakacje, ale kobieta uspokoiła mnie wyjaśniając, że Michael umówił się z poznanymi panami na partyjkę pokera i nim wróci to my zdążymy już nawet wypić na tarasie po drinku.

– Gotowa? – kobieta weszła do pokoju po uprzednim zapukaniu do drzwi.

– Tak tylko wezmę telefon i możemy iść – odparłam rozglądając się za urządzeniem.

Chwilę później schodziłyśmy schodami na plażę. Patrzyłam przed siebie na zmącone wody oceanu i chłonęłam widok jakbym chciała go dobrze zapamiętać w obawie, że obraz zatraci swą wyrazistość w mojej głowie.

Szłyśmy brzegiem plaży zatracone w rozmowie nie orientując się jak daleko zaszłyśmy.

– Zaczyna się ściemniać, lepiej wracajmy – odezwałam się rozglądając się dookoła.

– Masz racje, straciłyśmy rachubę czasu. Tylko gdzie my jesteśmy? – zapytała Mary rozglądając się tak samo jak ja.

– Zaraz włączę aplikacje i sprawdzę jak wrócić do hotelu – odezwałam się wyciągając z kieszeni sukni smartphona.

– Cholera – mruknęłam pod nosem po chwili.

– Co jest Ana? – zapytała patrząc na mnie z niepokojem moja towarzyszka.

– Nie ma tutaj zasięgu. Może twój załapie – rzekłam z nadzieją, że nasza sytuacja nie jest aż tak beznadziejna.

Mary wystawiała telefon we wszystkie strony, ale nic z tego. Byłyśmy w czarnej dziurze.

– To nic, damy rade Ana. Przecież szłyśmy wzdłuż plaży. Wrócimy ta samą drogą, która tutaj doszłyśmy.

– Nie byłabym tego taka pewna. Idzie przypływ. Nie damy rady tedy przejść. Już się wąsko zrobiło. Jedyne co nam zostało to wejść do tego lasu.

– Żartujesz? Dobrze wiesz, że nie wolno nam się zapuszczać w te tereny – podniosła głos zaniepokojona.

– Wiem, ale obawiam się, że nie mamy wyjścia. Chyba, ze chcemy, aby nas woda pochłonęła.

– Masz rację. W takim razie chodźmy dopóki jeszcze nie zrobiło się zupełnie ciemno.

Szłyśmy już jakiejś pół godziny, ale poza tym, że zaczęło robić się coraz ciemniej nic się nie zmieniło. Las coraz bardziej się zagęszczał. Mimo iż z natury miałam dobrą orientację w terenie, w tej sytuacji nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy.

Niby szłyśmy ścieżką wzdłuż plaży, a miałam wrażenia, że coraz bardziej się od niej oddalałyśmy. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać, że groziło nam jakieś niebezpieczeństwo, już nie myśląc o tym, że Michael musiał odchodzić od zmysłów.

Szłyśmy bez słowa jakby każda z nas milczała obawiając się, że jeśli ktoś nas usłyszy to tylko ściągniemy na siebie jeszcze większe problemy. Szłyśmy tak jeszcze przez jakiś czas kiedy w oddali zobaczyłam światło.

– Ana tam jest jakaś chatka. Może ktoś nam w końcu wskaże właściwą drogę – odezwała się z nadzieją Mary.

– Mam nadzieję, ze się nie mylisz. Jeśli to jacyś dzikusy to nie chce nawet myśleć jak to się może dla nas skończyć – przełknęłam głośno ślinę ze zdenerwowania.

Nie wiedziałam dlaczego, ale zamiast się ucieszyć, że zobaczymy jakąś żywą duszę i wskaże ona nam drogę powrotną do hotelu to spięłam się bardziej niż przed paroma minutami, a niepokój całkowicie mną zawładnął.

Po kilkunastu metrach byłyśmy już prawie przy drewnianej chatce. Byłam zdenerwowana, ale również zdeterminowana, dlatego postanowiłam wejść po schodach i zapukać do drzwi z nadzieją, że nikt nas nie zamorduje w tym ciemnym lesie. Świt kulił się ku zachodowi i jeszcze trochę to latarki w naszych telefonach okażą się nam niezbędne. Całe szczęście, że nasze smartphony się nie rozładowały. Jeszcze tego by nam brakowało.

Kiedy byłam już całkiem blisko wąskich, dość niepozornych schodów, które wyglądały jakby miały się zaraz zapaść jakaś postać wyrosła przede mną.

Przestraszyłam się okropnie co dało się zauważyć, ponieważ krzyknęłam głośno i znieruchomiałam.

Przede mną stała kobieta w długich, czarnych do pasa włosach oraz długiej, ciemnej do ziemi poszarpanej sukni, która na moje już dawno nie nadawała się do noszenia. Wyglądała jak jakaś szeptucha czy czarownica.

– Kim jesteście i co tutaj robicie? – zadała pytanie ostrym jak brzytwa głosem.

Stałam chwilę oniemiała. Nie mogłam się teraz poddać. Wzięłam kilka głębokich oddechów i starając się, by głos mi nie drżał w końcu się odezwałam.

– Przepraszam, że zakłócamy pani spokój. Zgubiłyśmy się i nie możemy trafić do hotelu, który znajduje się tutaj, na wyspie.

– Kłamiesz, mów czego chcecie! – krzyknęła wymachując mi przed nosem, nożem.

Zrobiło mi się gorąco, a zimny pot spłynął mi po karku.

– Naprawdę przepraszamy, ale zabłądziłyśmy. Chcemy tylko wrócić do hotelu, ale nie wiemy jak – stanęła obok mnie Mary kładąc mi rękę na ramieniu.

– Nie wierzę wam! – warknęła dzikuska.

– Proszę posłuchać. My Naprawdę nie chcemy sprawiać problemów. Gdyby mogła nam pani powiedzieć, w którą stronę mamy iść....

– Lilif co się dzieje? Dlaczego krzyczysz? – usłyszałam męski glos na górze schodów.

– Nie widzisz? Obcy wtargnęli na nasz teren i myślą, że pozwolimy im na to, ale ja się nie dam – warknęła ponownie kobieta mierząc nożem w moją stronę.

– Kochanie uspokój się. Na pewno to da się jakoś wyjaśnić – rzekł mężczyzna schodząc ze schodów i wyciągając nóż od kobiety.

Kiedy odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy świat wokół mnie zaczął wirować. Zemdlałam.

Kiedy się ocknęłam leżałam w ramionach Mary na trawie, a mężczyzna pochylał się nade mną ze szklanką wody. Miał on długie czarne do ramion włosy oraz duży zarost. Wyglądał jakby nie golił się od bardzo dawna i zapewne tak było. Do tego był w samych spodenkach co ukazywało jego atletyczną budowę. Tylko te oczy...

– Co się stało? – zapytałam błądząc dookoła wzrokiem.

– Straciłaś przytomność – odezwała się Mary głaskając mnie po włosach.

– Dobrze się czujesz? Zapytał z troską mężczyzna o orzechowych oczach.

– Tak, już wszystko w porządku. To pewnie przez przemęczenie. Czy możesz wskazać nam drogę hotelu? Tłumaczyłyśmy twojej żonie, że się zgubiłyśmy, ale chyba wzięła nas za intruzów – odpowiedziałam nie mogąc oderwać wzroku od jego spojrzenia.

– Tak, zaprowadzę was. Lada moment zacznie się ściemniać, a las dla obcych nie jest bezpieczny.

Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i postanowiłam się podnieść, ale nogi miałam jak z waty. Nieznajomy podał mi rękę i pomógł mi wstać przez co zderzyłam się z jego klatą. Miał niesamowicie wyrzeźbione ciało i biła od niego aura, która spowodowała, że po moim kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz.

– Lilif, odprowadzę te panie pod hotel i wrócę – mężczyzna zwrócił się do rozsierdzonej kobiety.

– Nie trzeba, wystarczy, że wskaże nam pan drogę – wydukałam.

– Nie ma mowy. Dla kogoś kto nie zna tego lasu jest wręcz niebezpieczne chodzenie po nim. Ponadto możecie się natknąć na pułapki, a wtedy to już pewne, że się stąd nie wydostaniecie – oznajmił chłodno mężczyzna.

Ten facet w odróżnieniu od swojej towarzyszki wydawał się zupełnie inny, mniej dziki. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że był bardziej oswojony, chociaż wiem, jak to dziwnie zabrzmiało.

Dzikus poszedł do swojego domu po jakieś nakrycie z długim rękawem i latarkę, a my w tym czasie z Mary stałyśmy w miejscu pod bacznym okiem kobiety.

– Długo tutaj mieszkacie? – zagadnęłam chcąc przerwać niezręczną ciszę.

– Słuchaj jasnowłosa, nie wiem co tutaj robisz, ale radze ci nie wtykać nosa w nieswoje sprawy. Lepiej, abyś więcej nie zabłądziła, bo następne spotkanie może już nie być takie przyjemne i nawet Andrew wam nie pomoże – warknęła groźnie.

– Andrew? – wydusiłam z siebie czując jak znowu robi mi się słabo co zauważyła moja przyjaciółka, która momentalnie złapała mnie za łokieć, by mnie uchronić przed upadkiem.

– Tak Andrew mój mąż, a kto niby? Cieszcie się, że was odprowadzi i więcej się tutaj nie pokazujcie.

– Lilif proszę nie strasz tych pań. Zrozum, że one naprawdę się zgubiły. Odprowadzę je i szybko wrócę. W porządku skarbie? – pocałował ją w usta, na co kobieta się uśmiechnęła i kiwnęła głową. Widać było, że mąż miał na nią sposób, który powodował, że przy nim stawała się potulna i spokojna.

– Mary to, ten, on, jego oczy..... – próbowałam wydusić z siebie myśli, które kłębiły mi się w głowie, ale nie potrafiłam.

– Porozmawiamy jak będziemy w hotelu – ostrzegła mnie przyjaciółka.

Szłyśmy z nieznajomym przez las trzymając się z Mary pod boki. Przez jakiś czas wędrówki wszyscy milczeli. Dzikus nie był rozmowny, a my nie za bardzo wiedziałyśmy o czym miałyśmy ze sobą rozmawiać w jego towarzystwie.

W końcu po półgodzinnym marszu miałam dość tej ciszy. Musiałam się do niego odezwać.

– Długo mieszkasz na wyspie? – zapytałam nieśmiało naszego przewodnika.

– Praktycznie od zawsze – odparł nie odwracając wzroku od drogi.

– Nie wyglądasz jakbyś żył tutaj cały czas.

– Dlaczego? Ponieważ mój ubiór nie odbiega mocno od waszego? Dwa razy w tygodniu dostarczam owoce do hotelu i wymogiem było, abym nie odstawał wyglądem od reszty ludzi. Innymi słowy bym nie wyglądał jak dzikus, za których nas ludzi z lasu się uważa – odpowiedział oschle.

– Przepraszam nie chciałam cię urazić – odparłam. – Czyli urodziłeś się na wyspie? – brnęłam dalej z pytaniami.

– Chyba tak. Nie pamiętam za bardzo.

– Co znaczy, że nie pamiętasz? – zdziwiłam się jego odpowiedzią.

– Parę lat temu miałem wypadek. Gdyby nie moja Lilif prawdopodobnie bym już nie żył.

– Wypadek? – podniosłam głos, po czym nastała ciemność.

– Ana słyszysz? – poczułam uderzenie w policzek co mnie ocuciło.

Otworzyłam oczy i już wiedziałam, że znowu straciłam przytomność. Od śmierci Andrew mój organizm na bardzo silny stres niestety reagował w ten sposób.

– Wszystko w porządku? Coś często mdlejesz – zapytał mężczyzna.

– Tak, nic mi nie jest. Możemy iść dalej – odezwałam się ściszonym głosem i z jego pomocą stanęłam na nogach.

Przez chwilę szliśmy w milczeniu, ale nie wytrzymałam. Miałam nieodparte pragnienie, by dowiedzieć się o tym mężczyźnie jak najwięcej.

– Mam nadzieję, że wypadek o którym wspomniałeś nie był poważny – kontynuowałam temat.

– Niestety nie wyglądało to najlepiej. Nie pamiętam.za bardzo samego wypadku. Lilif mówiła, że to przez stres wyparłem się wspomnień z tamtego zdarzenia. Z tego co mi powiedziała to byliśmy na plaży i jakiś wariat na kładzie we mnie wjechał, a dokładnie po mnie przejechał i uciekł. Zapuścił się na niedozwolony teren. Było ze mną źle, ale jak widać wykaraskałem się z tego. Mam lekkie luki w swojej pamięci, jak na przykład swoje dzieciństwo, ale poza tym wszystko jest w porządku. Jeśli czegoś nie pamiętam to moja Lilif cierpliwie mi o wszystkim opowiada.

– Przykro mi, że cię to spotkało – powiedziałam drżącym głosem.

– To było dawno. Nie ma się czym przejmować. Powiedz mi dlaczego tak dziwnie zareagowałaś na moje imię? – spojrzał się na mnie podejrzliwie.

Zrobiło mi się gorąco na jego pytanie, ale nie miałam innej możliwości jak na nie odpowiedzieć.

– Mój zmarły mąż miał tak samo na imię jak ty. Kiedy usłyszałam jak twoja żona zwraca się do ciebie to powróciły wspomnienia – odpowiedziałam patrząc daleko przed siebie.

– Rozumiem przykro mi.

Chciałam już coś powiedzieć, ale usłyszałem dźwięk powiadomień w telefonie.

– Chyba mamy zasięg – ucieszyła się Mary, sprawdziła telefon i wysłała smsa do Michaela, że niedługo będziemy w hotelu i wszystko jest w porządku.

Po półtorej godzinnej wędrówce w końcu byliśmy na miejscu. Poczułam niesamowitą ulgę. Przed budynkiem czekał już na nas mąż Mary, który jak tylko nas zobaczył podbiegł i porwał w ramiona swoją żonę.

– Jak dobrze, ze jesteście. Tak się bałem, że coś wam się stało. Spojrzał na mnie, a potem ponownie przytulił do siebie kobietę.

– Michael zabierz Mary do pokoju, ja też za chwilę pójdę do siebie – odezwałam się widząc jak zaczął ją oglądać z każdej strony.

Mary chciała się odezwać zerkając w naszą stronę, ale Michael pociągnął ją za sobą do środka.

– Ja też już powinienem wracać, jest noc – usłyszałam mężczyznę stojącego za mną, a ciarki pokryły moją skórę.

– Dziękuję za pomoc. Gdyby nie ty, nie wiem jak by się skończyła ta sytuacja. Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczna.

– Nie ma za co. Następnym razem jednak radze uważać na to, w jakie zapuszczacie się tereny.

– Wiem, to nie było odpowiedzialne – przyznałam ze wstydem.

– Dobranoc.

– Dobranoc i jeszcze raz dziękuję.

Mężczyzna skinął głową i ruszył w drogę powrotną. Patrzyłam przed siebie tak długo, aż zniknął mi z pola widzenia.

Kierowana instynktem udałam się do recepcji, która działała całą dobę.  Może to co zamierzałam zrobić było głupie, ale inaczej nie potrafiłam.

– Dobry wieczór.

– Dobry wieczór pani Anderson. W czym mogę pani pomoc? – uśmiechnęła się przyjaźnie recepcjonistka.

– Chciałabym przedłużyć swój pobyt o kilka dni. Czy znajdzie się jakiś wolny pokój? Jutro powinnam zwolnić apartament. Mogę się przenieść do dowolnego pokoju, byle by było coś wolnego – poinformowałam kobietę.

– Momencik, już sprawdzam.

Czekałam z niecierpliwością na odpowiedź młodej recepcjonistki. Czas oczekiwania wydawał mi się jakby trwał wieki.

– Ma pani szczęście. Para, która miała zająć jutro apartament małżeński odwołała swój przyjazd, więc może pani zostać w nim przez kilka najbliższych dni. Poza nim wszystkie pokoje mamy zajęte. Czy to pani odpowiada? – zapytała.

– Tak, jak najbardziej – odpowiedziałam z ulgą.

– W takim razie przedłużam rezerwację. Porozmawiam rano z szefostwem i myślę, że uda nam się zaproponować pani zniżkę za pobyt na kolejne dni – oświadczyła pracownica.

– Super, bardzo pani dziękuję – rzekłam zadowolona i poszłam do swojego apartamentu.

Byłam zdecydowana na pewne kroki, które chciałam podjąć. Nie byłam tylko pewna reakcji Trevora na to, że mój powrót do domu opóźni się o kilka dni. Ja jednak podjęłam decyzje i nie zamierzałam teraz opuszczać wyspy. Musiałam rozwiać swoje wątpliwości, w przeciwnym razie nie zaznałabym spokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro