Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Czasami miałam wrażenie, że moja rodzina się sypie. Najpierw straciłam męża. Teraz kiedy moje córki są już duże mają swoje życie. Melanie jak to nastolatka mają swój świat, a Kaja? No właśnie. Z nią miałam najmniejszy kontakt. Od czasu kiedy zaczęła studia w Nowym Jorku i zaczęła się spotykać z chłopakiem kompletnie nie miała czasu. Nawet wczoraj. Tak się cieszyłam na wspólny wieczór, stęskniłam się za nią i nie mogłam doczekać się naszego spotkania.

Ku mojemu rozczarowaniu zadzwoniła, że przeprasza, ale Seth zrobił jej niespodziankę i kupił bilety do opery.

Rozumiałam to, sama kiedyś byłam młoda, ale jednocześnie było mi przykro. Tęskniłam za nią, widywałyśmy się rzadko. Owszem dzwoniłyśmy do siebie, ale to nie to samo. Poza tym była to okazja do tego, by powiedzieć jej o Trevorze.

Jadąc taksówką do firmy Gold Finance Center wysłałam smsa do Kaji, że zapraszam ją z Sethem na weekend do Bostonu. W wiadomości zawarłam tylko informacje o tym, że to ważne i zależy mi na tym, aby byli.

Czas, by Trevor poznał moja rodzinę. Nie było sensu dłużej tego odwlekać. Zapewne Lucy zdążyła się podzielić z siostrami informacją, że ich matka się z kimś spotyka.

Miałam tylko nadzieję, że Benjamin nie znajdzie nic na Trevora, co wskazywałoby na to, że jego intencje wobec mojej osoby są nieszczere.

– Dzień dobry kochanie. Jak ci mija dzień? – usłyszałam w telefonie głos Trevora.

– W porządku, a u ciebie? – zapytałam wyczuwając zdenerwowanie w głosie mężczyzny.

– Bywało lepiej. Małe problemy w pracy, ale myślę, że pozbyłem się problemu. – odpowiedział ciężko wzdychając. – Ale nie mówmy o pracy. Stęskniłem się, bardzo – dodał już nieco spokojniej.

– Ja też, a skoro zadzwoniłeś pierwszy to chciałabym coś ci powiedzieć – oznajmiłam zastanawiając się czy na pewno robię dobrze.

– Przylatujesz do Denver? – zapytał z nadzieją.

– Nie wariacie. Tak jak wcześniej planowałam, dzisiaj wieczorem wracam do domu.

– Szkoda, już myślałem, ze czeka mnie niespodzianka, ale w porządku, zamieniam się w słuch. – odparł.

– W weekend zamierzam wyprawić kolację. Chcę byś poznał moje dzieci. Zaprosiłam już Kaję, mam nadzieję, że przyleci ze swoim chłopakiem z Nowego Jorku. Wrócisz do soboty do Bostonu? – zapytałam na jednym wdechu.

– W Bostonie powinienem być w piątek wieczorem. Cieszę się Ano na to spotkanie i dziękuję, to dużo dla mnie znaczy.

– Nie wiem czy będziesz skory do podziękować jak cię dziewczyny wezmą w krzyżowy ogień pytań – zażartowałam.

– Domyślam się, że nie będą miały dla mnie litości, ale spokojnie, dam radę. Nie martw się – odpowiedział śmiejąc się wesoło.

– To widzimy się w sobotę – odparłam z ulgą, że w końcu przestane ukrywać przed dziećmi Trevora. Kamień spadł mi serca.

– Tak kochanie. Mam ci dużo do powiedzenia, ale to już jak się zobaczymy.

– To do soboty. Musze kończyć. Podjechałam taksówką pod firmę Roudneya, pa Trevor.

– Pa Ana.

Szłam korytarzem w stronę biura Alana podekscytowana. Ten budynek zawsze wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Czułam się tutaj jak w domu, jak u siebie.

Zauważyłam Alana z daleka. Rozmawiał akurat ze swoim asystentem. Słysząc stukot moich obcasów spojrzał w moją stronę.

– No proszę, kogo moje oczy widzą. Nic nie mówiłaś, że przyjedziesz. – przywitał mnie z radością przyjaciel.

– Powiedzmy, że Janson wiedział. Przed przyjazdem zrobiłam małe rozeznanie czy nie masz czasami jakiegoś spotkania – odparłam całując go w policzek na powitanie.

– No proszę, konspiracja za moimi plecami – zaśmiał się.

– Janson dwie kawy poproszę – zwrócił się do asystenta – A ciebie zabieram do swojego biura. Mamy do pogadania – oznajmił.

– Mam się bać panie Roudney? – odpowiedziałam z przekąsem.

– To zależy pani Peterson, a może pani Anderson? – spojrzał na mnie mrużąc gniewnie oczy.

– O czym ty mówisz? – zapytałam zdziwiona. Przecież nic mu nie mówiłam.

– Ana naprawdę? Jak mogłaś? Nic mi nie powiedziałaś, swojemu najlepszemu przyjacielowi – powiedział z nutką żalu mężczyzna.

– Alan do rzeczy.

– Kiedy ślub? – zapytał obserwując mnie uważnie.

– Co?

– Zaręczyłaś się z Trevorem, wiec pytam się kiedy planujecie wziąć ślub?

– Skąd wiesz o zaręczynach? – zrobiłam duże oczy.

– Ana ciągle zapominasz, że jeśli się jest osobą publiczną, to takich rzeczy nie da się ukryć? Zwłaszcza jeśli facet oświadcza ci się w restauracji pełnej ludzi – podszedł do biurka i otworzył szufladę, by po chwil wyciągnąć z niej czasopismo.

– Mogłam się spodziewać, że plotki będą krążyć – westchnęłam zrezygnowana.

– Nie tylko plotki – podał mi ostatni numer magazynu The Times.

– Co? Ale jak? Kiedy? – zapytałam zdziwiona, czytając nagłówek.

Słynna biznesmenka, Anna Peterson, wdowa po Andrew Petersonie odlazła na nowo miłość. Powiedziała tak w ekskluzywnej restauracji, swojemu wybrankowi, którym okazał się być Trevor Anderson...

Przestałam czytać, by spojrzeć niżej na zdjęcie. Byłam na nim ja z Trevorem. Staliśmy objęci przed jedną z restauracji czekając na samochód.

– Nie wiedziałaś o tym?

– Nie miałam pojęcia, że pismaki interesują się moim życiem aż do takiego stopnia.

– Na końcu artykułu podane jest, że informatorowi zależało na anonimowości. Zapewne jeden z gości restauracji sprzedał im informacje – podzielił się Alan swoimi spostrzeżeniami ze mną.

– Pewnie masz rację – odparłam tępo wpatrując się w artykuł.

– Nie wyglądasz na zachwyconą.

– Znasz mnie i wiesz, że nie lubię kiedy piszą o moim życiu w brukowcach.

– Wiem, tym bardziej mnie to zdziwiło. Niemal oplułem się wtedy whisky. Dawno mnie tak nie zamurowało.

– Chciałabym to widzieć – zażartowałam puszczając mu oczko.

– Ty się ze mnie nie nabijaj, tylko wszystko opowiadaj. Nie wypuszczę cię stąd dopóki mi się ze wszystkiego nie wyspowiadasz – pogroził mi palcem Roudney.

– Nie odpuścisz?

– Nie ma takiej opcji Ana. Mów.

Opowiedziałam Alanowi o zaręczynach, o naleganiu na ślub ze strony Trevora i o swoich obawach. Powiedziałam mu również o spotkaniu z Sarą i o tym, że wynajęłam detektywa.

Mężczyzna słuchał mnie z uwagą. Cieszyłam się, że mogłam się komuś wygadać. Czułam się tak, jakby kamień spadł mi z serca i upewniłam się w tym, że wynajęcie detektywa to dobry ruch z mojej strony.

– Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? – zapytał Alan.

– Zależy mi na Trevorze. Kocham go, ale mam obawy i musze je rozwiać. Muszę mieć stuprocentową pewności, że Trevor nie ma złych zamiarów, inaczej ciągle będę żyła w niepewności. Nie mogę związać się z mężczyzną, co do którego uczciwości mam obawy.

– Rozumiem i uważam, że dobrze robisz chcąc go sprawdzić, ale bądź ostrożna, proszę. Nie znam zbyt dobrze Trevora. Mnie jedyne co dziwi, to fakt, że tak mu spieszy się do ślubu. Poza tym nie tryskasz radością, co daje mi kolejny powód do wątpliwości czy przyjęcie oświadczyn to był dobry pomysł.

– Będę ostrożna Alan, nie martw się, a nie widać we mnie oznak radości, ponieważ się martwię. To wszystko powoduję, że nie potrafię się cieszyć i zapewne to będzie trwało tak długo, dopóki nie poznam prawdy. Musze wiedzieć czy Trevorowi naprawdę na mnie zależy czy może kryje się za tym coś innego.

– Rozumiem do czego zmierzasz, a teraz dobra, pokaż ten pierścionek – wyciągnął dłoń w moją stronę.

– O cholera. Facet widać, nie ograniczał się. Ten kamień jest wart kupę kasy – zagwizdał na widok mojego pierścionka zaręczynowego.

– Jak dla mnie za bardzo rzuca się w oczy. Wolę bardziej skromne rzeczy – odparłam wpatrując się w duży brylant na moim palcu.

– Ja to wiem, ale Trevor widocznie nie. Myślę, że chciał ci tym sposobem pokazać, jak bardzo jesteś dla niego ważna.

– Być może, ale zmieńmy temat. Jak u ciebie?

– U mnie w porządku. Firma działa bez zarzutu, Brenda spełnia się w pracy, mały rośnie jak na drożdżach. Wiesz, nigdy nie sądziłem, że tyle radości będzie mi sprawiało patrzenie na to, jak moje dziecko się rozwija, jak zmienia się z każdym dniem. Mając syna i Brendę, dopiero zrozumiałem czym jest szczęście.

– Cieszę się Alan. Zawsze powtarzałam, że znajdziesz kobietę, która pokocha cię całym sercem.

– No pamiętam. I jak widać nie myliłaś się. Dzięki tobie poznałem Brendę.

– Cieszę się, że tak ci się ułożyło. Miło się na was patrzy, tylko rzadko was razem widuję. Musicie w końcu przylecieć do Bostonu. Dom jest ogromny, jest gdzie spać. Dobrze o tym wiesz.

– Tak wiem. Obiecuję ci, że latem jak będziemy mieli oboje wolne to na pewno nie będziesz się nas mogła pozbyć ze swojego domu przez kilka dni.

– No i na to liczę – odparłam z entuzjazmem.

Po spotkaniu z Alanem pojechałam do apartamentu. Wchodząc do budynku udałam się najpierw na lunch, porozmawiałam chwilę z dozorcą, a następnie poszłam do mieszkania.

Zaparzyłam sobie kawę i zajęłam się pakowaniem rzeczy do walizki. Pół godziny później byłam gotowa do wyjścia. Obeszłam jeszcze cały apartament dookoła, uśmiechnęłam się sama do siebie i z satysfakcją zamknęłam za sobą drzwi.

Byłam dumna z siebie. Zdobyłam się na odwagę, by nocować w penthousie. Stare wspomnienia odżyły, ale one były częścią mnie. Zrozumiałam, że do końca życia będą już miejsca, które będą kojarzyły mi się z Andrew, z chwilami, które w danym miejscu przeżyliśmy, który świadczyły o naszej miłości i było to piękne. Było moje i tylko moje.

– Witaj Benjamin. Właśnie jadę na lotnisko taksówką. Jakieś wieści? – zapytałam odbierając telefon od detektywa.

– Tak, ale nie wiem czy ci się one spodobają.

– Mów Benjamin, nie trzymaj mnie w niepewności.

– Ogólnie to nic nie wzbudziło moich podejrzeń, aż do dzisiaj. Trevor pojechał do prywatnej kliniki w Denver. Zdziwiło mnie to. Postanowiłem zbadać ten trop i okazało się, że w tej klinice została umieszczona Sara, a Anderson od siedmiu lat płaci za jej leczenie.

– Chcesz mi powiedzieć, że Trevor spotyka się tam z Sarą i opłaca jej leczenie w tej klinice? – zapytałam czując jak robi mi się gorąco.

– Dokładnie Ana. Nie wiem co ich łączy, ale Trevor jest jednym z głównych sponsorów, którzy łożą na ten szpital – odparł wynajęty przeze mnie detektyw.

– Dowiedziałeś się czegoś jeszcze? – zapytałam czując jak głos mi drży.

– Na razie to wszystko. Uważam, że powinnaś porozmawiać z nim na temat tej kobiety. Nie są spokrewnieni, nie są małżeństwem, a co miesiąc ten facet przelewa na konto kliniki sporą kwotę.

– Dziękuje za informacje Benjamin. Będziemy w kontakcie – odpowiedziałam i się rozłączyłam.

Do oczu naszły mi łzy, które z całych sił powstrzymywałam przed tym, by nie spłynęły po moich policzkach. Czyżby zapewnienia Trevora, że nic go nie łączy z Sarą były wierutnym kłamstwem? Czy mój narzeczony przez cały ten czas mnie oszukiwał?

Musiałam poznać prawdę. Za wszelką cenę. Nawet, gdybym musiała przyznać się do tego, ze go śledziłam. W tej chwili nie liczyło się nic, poza tym, by dowiedzieć się prawdy. Nie istotne było to, czy ona mnie zaboli. Musiałam wiedzieć na czym stoję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro