Rozdział 14
Wylądowałam w Nowym Jorku planowo. Pierwszy raz od kilku lat nie stresowałam się lotem. Moją głowę za to zaprzątało co innego. Siedziałam w taksówce, przemierzając ulice miasta zbliżając się nieuchronnie do celu jakim był apartament Andrew. O moim przyjeździe wcześniej powiadomiłam dozorcę, by nie był zaskoczony i nie czekały mnie już od wejścia żadne niespodzianki, zwłaszcza te niechciane.
Wysiadłam z taksówki stanęłam przed gmachem ogromnego budynku wpatrując się w niego zamglonym wzrokiem. Miałam masę wspomnień z nim związanych, począwszy od organizowania eleganckich, wystawnych obiadów dla klientów firmy Alana, jak i po te związane z Andrew.
Na samo wspomnienie naszego spotkania na holu moje policzki się zaczerwieniły, a lekki uśmiech rozjaśnił mi twarz.
Wspomnienia.
Czasami bolesne, ale ich mi nie odbierze nikt.
Do końca swojego życia będę wdzięczna za to, że na mojej drodze stanął Andrew Peterson. Chciałabym, aby moje dzieci w przyszłości zaznały takiej miłości, jaka nam była dana.
Wzięłam głębszy oddech i ruszyłam schodami w stronę wejścia. Z wielką gulą w gardle przekroczyłam próg budynku.
– Pani Peterson, jak miło panią widzieć – przywitał mnie rozentuzjazmowany dozorca budynku i osoba, której powierzyłam piecze nad mieszkaniem.
– Witaj Mike, miło cię widzieć po długim czasie – przytuliłam mężczyznę.
– Nic się pani nie zmieniła, dalej tak samo piękna – komplementował mnie mężczyzna.
– Mike, ty to musisz zawsze – pokiwałam głową z rozbawieniem. – Powiedz lepiej co u ciebie – dodałam.
– Pani Ano u mnie po staremu, jeszcze trochę i emerytura, co wcale mnie nie cieszy. Do czego mam wracać? Do pustego mieszkania?
– Może czas najwyższy zrobić coś dla siebie, wyjechać, pozwiedzać, odpocząć. Pomyśl Mike. Poza murami tego budynku jest świat, który może ci wiele zaoferować.
– Może ma pani rację. Mądra z pani kobieta. Dobrze, panią widzieć.
– Ciebie również – uśmiechnęłam się serdecznie do mężczyzny.
– Pani Ano prywatna winda otwarta, wszystko sprawdzone, lodówka zaopatrzona, kawa i herbata też się znajdzie.
– Jesteś wielki, dziękuje. Pieniądze przeleje ci na konto, jak zawsze, a teraz uciekam na górę. Do zobaczenia później.
– Do zobaczenia pani Peterson.
– A zapomniałabym. Będę później miała gościa.
– Dobrze pani Ano. Poinformuje panią, gdy się zjawi.
Skierowałam swoje kroki do prywatnej windy prowadzącej prosto do mieszkania i wjechałam na samą górę, a czas przejazdu wydawał się jakby trwał wieczność.
Wyszłam z wyciągu i drżącą ręką włożyłam klucz do głównych drzwi prowadzących do apartamentu. Po chwili nacisnęłam klamkę i znalazłam się w wielkim korytarzu, na końcu którego znajdowały się ogromne, podwójne drzwi. Za nimi znajdowała się prywatna restauracja do której przyprowadził mnie Andrew. Ruszyłam powolnym krokiem w ich stronę, przystanęłam przed nimi na chwilę, a potem ruszyłam korytarzem dalej. To nie był czas, by wchodzić do tego pomieszczenia.
Kawałek dalej znajdowały się kolejne drzwi prowadzące do penthousu. Przekluczyłam zamek w drzwiach i po chwili znalazłam się w środku. Moim oczom ukazał się wielki salon z widokiem na Manhattan, który tak bardzo uwielbiałam. Andrew czasami się śmiał, że wole ten widok od niego. Rozejrzałam się po wnętrzu. Zapamiętam je dokładnie tak, jak wygadało. Moją uwagę przykuły zdjęcia stojące na komodzie. Oprócz tych, na których był Andrew, były też nasze wspólne zdjęcia. Byliśmy tacy uśmiechnięci, szczęśliwi, świata poza sobą nie widzieliśmy.
Następnie wolnym krokiem skierowałam się w stronę sypialni. Ostatni raz nocowałam tutaj krótko po śmierci Andrew. Weszłam do pomieszczenia i usiadłam na łóżku. Zerknęłam na szafkę. Stało na niej zdjęcie z naszego ślubu, a obok zdjęcie na którym byliśmy razem z Aronem, który miał wtedy zaledwie kilka tygodni.
Wpatrywałam się w fotografię, a łzy same zaczęły spływać po moich policzkach. Wzruszenie ogarnęło moje serce powodując w nim niesamowitą pustkę.
Tym razem nie starałam się powstrzymać łez. Był to pierwszy raz od dawna, kiedy pozwoliłam moim łzom płynąć. Mimo iż moje serce było złamane starałam się wierzyć, że mogę być jeszcze chociaż trochę szczęśliwa. Andrew by tego chciał.
Po kilku minutach odłożyłam zdjęcie na miejsce i zaczęłam się przechadzać po kolejnych pomieszczeniach, jakbym je zwiedzała.
Ku mojemu zaskoczeniu nie odczuwałam niepokoju, a wręcz spokój. Miałam wrażenie jakby jakaś niewidzialna siła roztaczała nade mną opiekę. Czułam się jakby Andrew tutaj był. Ciepło rozlewało się po moim sercu dając mi otuchy.
Chodząc po apartamencie moją uwagę przykuły kolejne zdjęcia. Kiedy byliśmy jeszcze małżeństwem nie zwracałam na to uwagi. Teraz było inaczej. Gdzie spojrzałam, tam wszędzie były nasze wspólne fotografie.
W pewnym momencie poczułam ulgę. Cieszyłam się, że zdecydowałam się przyjechać do tego mieszkania. Bałam się swojej reakcji i towarzyszących jej emocji.
Niepotrzebnie.
Mimo iż czułam wzruszenie to poczułam się jak w domu. W moim drugim domu poza Bostonem. Wiedziałam już, że odtąd za każdym razem kiedy przyjadę do Nowego Jorku nie będę już nocowała w hotelu tylko w tym mieszkaniu.
Godzinę później zadzwonił dozorca, że na górę jedzie Benjamin.
– Dzień dobry Ana, miło cię widzieć.
– Dzień dobry Benjaminie, dziękuję, że znalazłeś czas, by się ze mną spotkać.
– Wiesz, że tobie nigdy nie odmówię.
– Jak zawsze czarujący. Nic się nie zmieniło.
– Za to ty, jak zawsze błyskotliwa.
– Zawstydzasz mnie Benjaminie – rzekłam podchodząc do barku, który jak prosiłam był uzupełniony. – Czego się napijesz? – zapytałam zerkając na siedzącego w fotelu mężczyznę.
– Szkocką z lodem poproszę – odparł przyglądając mi się w skupieniu.
– Proszę – podałam mu drinka podchodząc bliżej.
– Nic się nie zmieniłaś. Dalej tak samo pociągająca.
– Benjamin proszę, daj spokój.
– I dalej tak samo niedostępna. – rzekł z uśmiechem.
– Ty za to w dalszym ciągu czarujesz – odpowiedziałam upajając łyka szkockiej.
Zawsze mi się podobałaś i to się nie zmieniło, ale przejdźmy do konkretów.
– Tu masz wszystkie informacje, które posiadam na temat Trevora Andersona. Łącznie z adresem jego firmy w Denver. Adresu zamieszkania w tamtym mieście nie posiadam.
– Ustalę to bez problemu. Co cię niepokoi i co mam sprawdzić Ano?
– Szczerze to nie wiem. Intuicja mi podpowiada, że Trevor coś przede mną ukrywa. Może się mylę, jeśli tak, to chce mieć pewność.
– Rozumiem. Ile mam czasu? Kiedy ślub? – zapytał wprost.
– Nie wiem. Trevor wyjechał teraz na kilka dni do Denver. Ma wrócić w weekend. Zapewne będzie chciał wtedy ustalić termin ślubu.
– Jako twój stary przyjaciel muszę zapytać. Kochasz go? – spojrzał na mnie przenikliwie.
– Nigdy nie pokocham nikogo tak jak Andrew. Taka miłość przydarza się człowiekowi w życiu tylko raz, ale tak, kocham Andersona. Niestety mam obawy co do jego prawdziwych intencji. Dlatego proszę cię o małe rozpoznanie.
– Rozumiem, oczywiście podejmę się zlecenia. Dla ciebie wszystko. Jednak z góry musze cię uprzedzić, że większą część obserwacji będzie prowadził mój zaufany człowiek. Nie możemy ryzykować, że detektyw, którego zatrudnił twój narzeczony mnie rozpozna. Jeszcze dzisiaj zarezerwuje lot do Denver. Tam mogę obserwować go bez problemu. Natomiast w Bostonie zajmie się tym mój najlepszy pracownik – poinformował mnie detektyw.
– Dziękuję ci i oczywiście rozumiem. Mimo wszystko mam nadzieję, że niczego się nie doszukasz.
Ja również. Ze względu na ciebie.
– Benjamin jeszcze raz dziękuję. To bardzo dużo dla mnie znaczy – powiedziałam kładąc swoją dłoń na ręce przyjaciela.
– Nie mógłbym ci odmówić. Dobrze wiesz – odparł, po czym pocałował mnie w dłoń. – Na mnie już czas. Będę informował cię na bieżąco. – dodał i wstał kierując się do wyjścia. – Swoją drogą to mam nadzieję, że ten cały Anderson nic nie spieprzy. W przeciwnym razie, nie wie co traci. – dodał na odchodne.
– Jesteśmy w kontakcie. Do usłyszenia – powiedziałam żegnając się z mężczyzną.
Chwilę później dostałam smsa od Trevora, że jest w drodze na lotnisko. Odpisałam życząc mu udanej podróży i zjechałam windą do restauracji na obiad. Mimo iż obowiązywała stała rezerwacja to jeden stolik zawsze pozostał wolny. Był to stolik dla dwóch osób dawno temu wykupiony przez Andrew. Nikt poza nim, a potem poza nami nie mógł z niego korzystać.
W sumie to nawet o nim zapomniałam. Przypomniałam sobie o tym kiedy przekroczyłam próg restauracji zamierzając zamówić sobie lunch.
– Dzień dobry pani Peterson. Długo pani u nas nie było. Cieszymy się, że pani do nas zawitała – przywitał mnie menedżer restauracji. – Pani stolik oczywiście jest gotowy.
– Dzień dobry Peter. Rzeczywiście dawno mnie tutaj nie było, ale mam nadzieję, że to się zmieni. – odpowiedziałam zadowolona.
– Czy mogę w czymś pomóc?
– Poproszę specjalność dnia oraz kawę i tiramisu.
– Oczywiście, nasz kelner zajmie się pani zamówieniem. Mogę w czymś jeszcze pomóc? – zapytał uprzejmie.
– Właściwie to tak. Możemy porozmawiać? – wskazałam miejsce na przeciwko siebie, by usiadł.
– Dawno mnie tutaj nie było Peter i doszłam do pewnych wniosków – zaczęłam rozmowę.
– Chcę pani zrezygnować z rezerwacji? – zapytał zdziwiony menedżer.
– Nie, jednak chciałabym zmienić jej warunki – odpowiedziałam.
Oczywiście. Jeśli coś pani nie odpowiada postaramy się to naprawić.
– Peter od ilu lat ten stolik jest zarezerwowany przez mojego nieżyjącego już męża?
– Pan Andrew zarezerwował go osobiście piętnaście lat temu.
– Dokładnie. Przez ten cały czas nikt z niego nie korzystał oprócz mojego męża, a później mnie. Oboje wiemy jak bardzo ta restauracja jest oblegana.
– Tak, to prawda – przytaknął mężczyzna.
– Mam propozycję.
– Zamieniam się w słuch pani Ano. Zaintrygowała mnie pani – uśmiechnął się Peter.
– Chciałabym zmienić warunki umowy. Na czas mojej nieobecności stolik może być udostępniany innym klientom. Jak będę przyjeżdżała do Nowego Jorku dam znać. Wtedy stolik oczywiście pozostaje do mojej dyspozycji.
– Nie powiem, zaskoczyła mnie pani. Jest to jak najbardziej interesująca propozycja dla naszego obiektu. Oczywiście przygotuje nową wersję umowy.
– Cieszę się, że jest pan zadowolony.
– Jest to duży ukłon z pani strony w naszym kierunku i jestem za to bardzo wdzięczny, a teraz przepraszam, ale obowiązki czekają i zbliża się pani posiłek. Smacznego pani Peterson – ucałował mnie w rękę i odszedł, a kelner postawił przede mną cudownie pachnące i wyglądające danie.
Byłam zadowolona. Kolejna rzecz spędzająca mi sen z powiek została załatwiona. Pozostałe formalności mieliśmy dopiąć mailowo.
Po lunchu zawitałam na chwilę do apartamentu i zamówiłam taksówkę. Godzinę później kroczyłam korytarzem do swojego biura. Lubiłam to miejsce, jego klimat. Czasami miałam wrażenie jakby duch Andrew był tutaj obecny, a wspomnienia wydawały się żywe, niczym wyjęte z obrazka.
– Dzień dobry, poproszę klucze do swojego biura – stanęłam przed biurkiem sekretarki.
– Dzień dobry pani Ano.
– Marcus u siebie?
– Tak, czeka na panią.
Wzięłam od asystentki klucze do biura i poszłam do Marcusa.
– Nie przeszkadzam panu? – zapytałam wesoło wchodząc do gabinetu swojego zastępcy.
– Szefowo, ciebie zawsze jest miło widzieć – odpowiedział Marcus ściskając mnie w objęciach na powitanie.
– Widziałam, że Klara już na dobre została na stanowisku asystentki.
– Tak, jest świetna w swojej pracy, a problem ze stanowiskiem w rejestracji sam się rozwiązał. Monica, która tam wcześniej pracowała, wróciła z urlopu macierzyńskiego
– Czyli wszystko w najlepszym porządku. Cieszy mnie to.
– Mnie również. Napijesz się czegoś? Kawy, whisky? – zapytał podnosząc słuchawkę od telefonu.
– Kawę poproszę.
– Klara poproszę kawę do biura dla pani prezes – poinformował asystentkę i usiadł w fotelu obok.
Po chwili w biurze zjawiła się Klara z kawą. Przyłapałam Marcusa, na tym, że się intensywnie przygląda dziewczynie, a ona się czerwieni.
– Dziękuję Klaro, możesz wrócić do swoich obowiązków – rzekłam do dziewczyny.
– Oczywiście pani prezes – odpowiedziała asystentka i opuściła gabinet.
– Chcesz mi coś powiedzieć Marcus? – zapytałam przyglądając się mu uważnie.
– Nie, dlaczego pytasz? – odpowiedział wymijająco.
– Widziałam jak na nią patrzysz.
– Na kogo niby?
– Marcus nie zgrywaj się. Dobrze wiesz, że mówię o Klarze. Coś jest między wami? – zapytałam.
– Klara mi się podoba. Jest ciepła, inteligentna. Zaprosiłem ją na sobotę na drinka. Zgodziła się. Mam nadzieję, że to będzie początek naszej znajomości – odparł – A co u ciebie? Kiedy ślub? – odbił piłeczkę.
– Widzę, ze wieści się roznoszą – westchnęłam niezbyt zadowolona z takiego obrotu sprawy.
– Zaręczyny w publicznym miejscu, kiedy jest się rozpoznawalnym nigdy nie przechodzą bez echa – oznajmił to, czego się obawiałam. Pocieszającym był fakt że był to Nowy Jork, a nie Boston.
– Nie będę zaprzeczać. Na razie nie ustaliliśmy daty ślubu. Wszystko w swoim czasie.
– Oczywiście, ale szczerze, to mnie zaskoczyłaś. Nie przypuszczałem, że wasza relacja jest na takim etapie – drążył Marcus próbując wydobyć ze mnie więcej informacji, jak to miał w zwyczaju.
– Teraz już wiesz. Co do Klary. Nie musze ci chyba mówić, żebyś trzymał w pracy ręce przy sobie. Nie chce plotek. Zaszkodziłoby to zarówno tobie, jak i jej – upomniałam go.
Nie tolerowałam w firmie bzykania się po kontach. Plotki roznoszą się szybko. Nikomu to nie wyszłoby na dobre, a jeszcze reputacja przedsiębiorstwa mogłaby na tym również ucierpieć.
– Nie musisz. Potrafię go trzymać w spodniach. Nie jestem podlotkiem – odparł udając urażonego.
Dwie godziny później kończyłam przeglądać raport za ostatni miesiąc. Robiło się późno. Wyłączyłam laptopa i opuściłam gabinet. Zamówiona taksówka już na mnie czekała.
Nie wiem dlaczego, ale miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie śledził, a może to było moje przewrażliwienie. W każdym bądź razie, nie zamierzałam sobie zaprzątać tym głowy.
Umówiłam się na wieczór z Kają. Lodówkę na szczęście miałam zapełnioną, więc nie musiałam wstępować do sklepu, co mnie ucieszyło, ponieważ byłam zmęczona i liczyłam chociaż na półgodzinna drzemkę, nim przyjedzie moja córka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro