Rozdział 12
Trevor tak, jak obiecał obudził mnie po godzinie i odwiózł do domu. Nie dziwiło mnie to, że wiedział, gdzie mieszkałam. W końcu prywatny detektyw, który mnie śledził informował go na bieżąco o moich poczynaniach, więc wiadomo było, że znał adres mojego zamieszkania. Doceniłam fakt, że nie ściemniał wypytując mnie o niego, tylko skierował auto od razu w odpowiednim kierunku.
– O czym myślisz kochanie? – zapytał odrywając wzrok od kierownicy.
– W sumie to o niczym szczególnym. Ostatnio często krążę między Bostonem, a Nowym Jorkiem i nie za bardzo mi się to podoba. Chyba się starzeje. Kiedyś jak dziewczynki były jeszcze małe, często wyjeżdżałam i nie stanowiło to dla mnie problemu. Teraz najchętniej to bym się nie ruszała nigdzie poza Boston i jak najwięcej czasu spędzała z Aronem.
– Nie starzejesz się kochanie, tylko stałaś się domatorką – uśmiechnął się.
– Być może. Dobrze chociaż, że to będzie krótki wyjazd.
– Ja powinienem wrócić na weekend. Chciałbym abyśmy wtedy też uzgodnili pewne kwestie.
– Jakie kwestie? O czym mówisz?
– O naszym ślubie Ano. Musimy ustalić datę naszego ślubu.
– Tak szybko? Nie sądzisz, że najpierw powinieneś poznać moja rodzinę, dzieci? – zapytałam najspokojniej jak potrafiłam, chociaż w środku się gotowałam.
– Oczywiście Ano. Dlatego jak wrócę z Denver chciałbym wszystko omówić.
– Dobrze – odpowiedziałam i przymknęłam oczy opierając głowę o szybę. Nie miałam ochoty na kontynuacje tej rozmowy.
– Kochanie jesteśmy na miejscu – odezwał się Trevor wybudzając mnie, jak mu się wydawało ze snu.
Otworzyłam oczy i uniosłam głowę. Staliśmy na podjeździe przed moim domem tuż blisko samych drzwi, w których stała Lucy. Spojrzałam to na nią, to na Trevora. Pierwszy raz któreś z moich dzieci widziało mnie z innym mężczyzną, niż z Andrew. Odpięłam pas, chwyciłam torebkę i zamierzałam wysiąść, ale Trevor przytrzymał mnie za łokieć.
– Nie pożegnasz się ze mną? Nie będziemy się widzieć cały tydzień. Będę tęsknił – przeszył mnie wzrokiem.
– Wybacz kochanie. Jestem zmęczona i zaskoczyła mnie stojąca w drzwiach Lucy. – uśmiechnęłam się i nachyliłam chcąc go pocałować w policzek.
Trevorovi to nie wystarczyło. Złapał mnie ręką za kark, przyciągnął do siebie i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Miałam wrażenie jakby to było celowe. Wiedział, że moja córka nas obserwuje.
– Już tęsknie. To będzie najdłuższy tydzień w moim życiu. Kocham cię Ana. Zadzwonię jak wyląduje w Denver – cmoknął mnie w usta i wypuścił.
– Czekam na telefon – odpowiedziałam i wyszłam z auta.
Weszłam po schodach patrząc jak w progu z założonymi rękami stoi moja córka, a obok niej Mary ze współczującym wzrokiem. Znałam ten wyraz twarzy Lucy. Nie da mi tak łatwo spokoju.
– Dobry wieczór córcia. Czekasz na mnie? Coś się stało? – zapytałam całując ją w policzek na powitanie i wchodząc do środka.
– Nie mamo. Nic się nie stało. Byłam w kuchni kiedy usłyszałam warkot silnika samochodu. Myślałam, że kierowca przywiózł cię z pracy, ale sądząc po tym jak weszłaś w ślinę z tym panem to nie mógł być to kierowca. Kto to więc był? – wrzuciła z siebie z pretensją dziewczyna zmierzając za mną do kuchni.
– Lucy wyrażaj się. Jak ty się odzywasz?
– Ana to ja już pójdę do siebie. Mały zasnął parę minut temu – odezwała się opiekunka.
– Mary poczekaj. Musimy porozmawiać. Rano musze lecieć do Nowego Jorku – odparłam nalewając sobie wody z butelki do szklanki.
– W porządku. Będę w salonie – odpowiedziała, po czym się ulotniła.
– Wyjeżdżasz jutro? – zapytała mnie córka.
– Tak, ale wrócę następnego dnia.
– W porządku, a teraz mi powiedz kim jest facet z którym się całowałaś. To twój chłopak? – stała przy swoim.
– Tak Lucy, to mój chłopak.
– Jak ma na imię i jak długo się z nim spotykasz? – brnęła dalej. Cała ona. Wiedziałam, że nie skończy mi zadawać pytań, dopóki nie wyciągnie ze mnie jak najwięcej.
– Ma na imię Trevor. Poznałam go na wyjeździe.
– Jakim wyjeździe i gdzie mamo?
– Na wycieczce, na wyspie St. Ferido. Jakiś czas później spotkaliśmy się w Nowym Jorku i zaczęliśmy się spotykać.
– Kiedy nam go przedstawisz?
– W swoim czasie. Niedługo.
– Zamierzacie się pobrać? Co wtedy będzie? Dalej będziemy tutaj mieszkać? Ja nie zamierzam przeprowadzać się gdzieś indziej.
– Lucy dość! Zapędziłaś się. Nigdzie się nie przeprowadzamy. Chyba za bardzo poniosła cię wyobraźnia. Starczy na dzisiaj tego przepytywania. Jestem zmęczona, a musze się jeszcze spakować.
– W porządku, nie chciałam cię zdenerwować.
– Lucy opowiem wam wszystko po powrocie, dobrze?
– Dobrze mamo, kocham cię, dobranoc.
– Ja ciebie też – przytuliłam córkę i poszłam do salonu, w którym czekała Mary, a dziewczyna udała się do swojego pokoju.
Podeszłam do barku i nalałam sobie do szklanki whisky i dodałam dwie kostki lodu. Usiadłam na fotelu i ciężko westchnęłam.
– Ciężki dzień?
– Nawet nie wiesz jak bardzo.
– Po twojej minie i po tym jak wybuchnęłaś w stronę Lucy to chyba jednak wiem. Wyglądasz jakby wszystko w tobie buzowało, a jesteś nadzwyczaj opanowaną kobietą.
– Po dziewiątej rano mam lot. Wrócę następnego dnia pod wieczór. Mam spotkanie z dozorcą budynku mieszkania Andrew.
– Zatrzymasz się w nim?
– Tak i boje się swojej reakcji. Nie byłam w nim przez ostatnie lata. Są tam jego jak i moje ubrania, nasze wspólne zdjęcia. To nie będzie łatwe, ale w końcu muszę to uporządkować.
– Chcesz sprzedać apartament?
– Jeszcze nie wiem co z nim zrobię. Jednak za każdym razem kiedy jestem w tym mieście zatrzymuje się w hotelu, a mam mieszkanie. To brzmi irracjonalnie, ale tak jest za każdym razem. Omijam ten budynek szerokim łukiem.
– Myślę, że to dobrze, że chcesz uporządkować do końca sprawy z mieszkaniem, ale chyba teraz masz nowy problem.
– Co masz na myśli?
– Lucy nie zauważyła, ale ja tak – skierowała wzrok na pierścionek, który miałam na palcu, a którego zapomniałam schować.
– Zapomniałam go schować – odparłam wpatrując się w wielki kamień iskrzący się na moim palcu.
– Ana powiesz mi co się dzieje? Dzieci nie znają Trevora, wracasz do domu z pierścionkiem zaręczynom, którego nie zamierzasz nikomu pokazywać. O co tu chodzi? To do ciebie niepodobne.
Upiłam duży łyk drinka, by oczyścić gardło. Sama nie wiedziałam jak dałam się zaciągnąć w ślepy zaułek. Mój związek z Andersonem wszedł na kolejny etap. Zaczęło się robić poważnie, a ja nie do końca wiedziałam czego chcę.
– Trevor mi się dzisiaj oświadczył – przełknęłam gule w gardle.
– Domyślam się, że się zgodziłaś. Tylko dlaczego w takim razie nie tryskasz radością?
– Nie wiem. Nie spodziewałam się, może dlatego. Zaskoczył mnie.
– Ana wiem, że zaskoczył cię tymi zaręczynami, ale dlaczego to cię tak przybiło? Jeśli nie jesteś gotowa to dlaczego się zgodziłaś? – dopytywała Mary.
– Trevor jest cwany. Myślę, ze obawiając się, że mogę się nie zgodzić rozegrał to tak, że nie miałam wyjścia jak tylko się zgodzić.
– Teraz to mnie zaintrygowałaś. Co on odwalił?
– Przyjechał po mnie do pracy. Pojechaliśmy do znanej restauracji na obiad, gdzie o tej porze jest dużo osób ze znanego nam kręgu. W pewnym momencie uklęknął przede mną i się oświadczył. Oczy wszystkich skierowały się w naszą stronę. Gdybym się nie zgodziła, jutro cały Nowy Jork by się rozpisywał o tym jak dałam kosza znanemu biznesmenowi. Zaraz by zaczęli wyciągać jakieś fakty z przeszłości i się rozpisywać jak to wdowa po Petersonie daje kosza zalotnikowi, ponieważ nie potrafi sobie na nowo życia ułożyć.
– Chcesz powiedzieć, że zrobił to specjalnie?
– Dokładnie. Po obiedzie odwiózł mnie do pracy, a kilka godzin później zabrał do swojego mieszkania w którym była przygotowana kolacja zaręczynowa. Świece, prywatny kucharz. On zaplanował zaręczyny na wieczór, a oświadczył mi się w restauracji wiedząc, że nie będę mogła mu odmówić przy tylu ludziach.
– Zrobił to z czysta premedytacją czy rzeczywiście nie mógł wytrzymać?
– Zapytałam go o to. Stwierdził, że nie należy do osób, które cechuje cierpliwość i nie mógł dłużej czekać.
– Nie wierzysz w to.
– Nie. Mary wpadł na chwile do biura, by zjeść ze mną lunch i przez przypadek miał przy sobie pierścionek mając zamiar oświadczyć mi się podczas kolacji, którą przygotował na wieczór? To się nie klei.
– Masz rację Ana, to jest dziwne.
– Pierwszy raz od śmierci Andrew pozwoliłam jakiemuś mężczyźnie się do siebie zbliżyć i boje się, że to był błąd.
– Zakochałaś się w nim.
– Tak, ale wątpliwości nie dają mi spokoju. Czuję, że coś jest nie tak i boje się rozczarowania.
– Nie chcesz cierpieć, to normalne.
– Trevor wydaje się być dobrym i opiekuńczym mężczyzną, ale odnoszę nieustanne wrażenie, że coś przede mną ukrywa i mam wrażenie, że gdybym dowiedziała się co, to nie spodobałoby mi się.
– On widział Lucy na schodach, prawda?
– Tak, widział. Ten pocałunek był z premedytacją. Jakby chciał mi nim przekazać, że nie zamierza dłużej ukrywać naszego związku i mam powiedzieć o nas dzieciom.
– Z jednej strony to mu się nie dziwię. Widujecie się już kilka miesięcy, ma poważne zamiary wobec ciebie, chciałby wyjść z ukrycia.
– W pewnym sensie masz rację. Tylko niepokoi mnie, dlaczego tak bardzo mu się spieszy do ślubu.
– Ana zaręczyny mogą trwać nawet kilka lat. To, że ci się nie oświadczył to nie znaczy, że od razu weźmiecie ślub.
– Tak ci się tylko wydaje. Nim wysiadłam z auta raczył mi oznajmić, że w weekend jak wróci z Denver chce ustalić datę naszego ślubu i czas byśmy z dziećmi zjedli wspólna kolację.
– O cholera. To rzeczywiście jest mu spieszno do małżeństwa.
– Ale czekaj. Powiedziałaś, że leci do Denver?
– Tak. Tam mieści się siedziba jego firmy. W Bostonie otworzył filię.
– Ana nie chce cię jeszcze bardziej martwić, ale Trevor nie wspominał ci o tym, że Sara jest zamknięta w szpitalu psychiatrycznym w Denver?
– Masz rację. Zapomniałam o tym. Myślisz, że leci do niej? – zrobiło mi się gorąco na tę myśl. Wypiłam resztę drinka duszkiem i nalałam sobie kolejnego.
– Mam nadzieję, że to zwykły zbieg okoliczności, ale musisz go jakoś sprawdzić nim będzie za późno. Mam tylko nadzieję, że jego zamiary wobec ciebie są szczere.
– Ja też, ale mam coraz więcej co do tego wątpliwości. Tylko w innym wypadku to czego mógłby ode mnie chcieć?
– Nie wiem. Musisz zatrudnić detektywa. Nie masz wyboru.
– Wiem Mary. Muszę chronić dzieci. One są dla mnie najważniejsze. Dopóki nie będę pewna szczerości zamiarów Trevora, nie będę spokojna.
Pół godziny później pożegnałyśmy się Mary. Po drodze do swojej sypialni zajrzałam jeszcze do pokojów dziewczyn i do Arona. Siedziałam przez chwile na łóżku przyglądając się śpiącemu synkowi. Tak bardzo przypominał mi on Andrew. Gdyby on żył wszystko wyglądałoby inaczej. Ucałowałam malca delikatnie w czoło i opuściłam jego pokój. Spakowałam do małej walizki najpotrzebniejsze rzeczy oraz klucze do apartamentu w Nowym Jorku i poszłam się umyć. Po szybkim prysznicu upewniłam się, że wszystko na rano mam przygotowane i położyłam się do łóżka. Marzyłam tylko o tym, by zasnąć i się obudzić bez zmartwień, które zaczęły mnie powoli przygniatać swoim ciężarem.
Liczyłam na to, że rozmowa z Benjaminem przyniesie zamierzony efekt. Od tego czy podejmie się zlecenia zależało wiele, a wiedząc jakie Trevor ma parcie na rychły ślub, nie miałam za dużo czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro