Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Droga do apartamentu Trevora minęła nam w milczeniu. Początkowo nie miałam ochoty na rozmowę, a kiedy przymknęłam na chwilę oczy chcąc odpocząć po ciężkim dniu nawet nie wiem kiedy przysnęłam.

- Kochanie jesteśmy na miejscu - szturchnął mnie lekko w ramię Trevor.

Zaspana otworzyłam oczy i się rozejrzałam. Byliśmy w podziemnym parkingu apartamentowca, w którym mieściło się lokum mojego mężczyzny.

- Zasnęłam, przepraszam - uśmiechnęłam się przepraszająco do Trevora.

- Nic nie szkodzi, chodź kolacja czeka. - odparł i wysiadł z auta. Obszedł je dookoła, otworzył mi drzwi i podając mi dłoń pomógł mi wysiąść.

Wjechaliśmy windą na górę i chwile później znaleźliśmy się przed drzwiami mieszkania.

- Kochanie to niespodzianka, więc pozwól, że przysłonie ci oczy - rzekł Trevor stając za mną.

Przytaknęłam, a mężczyzna zawiązał mi na oczach czarną przepaskę i pomógł wejść do środka. Poprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia i przystanęliśmy.

- Mam nadzieję, że niespodzianka ci się spodoba - powiedział i odwiązał materiał przez który nic nie widziałam.

Zanim przyzwyczaiłam się do światła kilka razy zamrugałam. Przede mną na podłodze było rozłożonych mnóstwo czerwonych płatków róż, a na środku salonu stał mały okrągły stolik, na którym paliły się czerwone świecie i postawione były nakrycia dla dwóch osób. Po chwili usłyszałam słowa piosenki All of me, którą śpiewał znany mi wokalista John Legend, a z kuchni wyszedł jakiś mężczyzna.

- Panie Anderson, wszystko gotowe - odezwał się mężczyzna w fartuchu.

- Dziękuję William, dalej sobie poradzimy.

Osobnik skinął głową, ściągnął fartuch i żegnając się wyszedł z apartamentu.

- Podoba ci się niespodzianka?

- Tak, bardzo...zaskoczyłeś mnie. Z jakiej to okazji? - zapytałam odwracając się do niego przodem.

- Z okazji naszych zaręczyn. Zależało mi na tym, byśmy je uczcili jak należy.-

- Miło, że o tym pomyślałeś, dziękuję.

- Dla ciebie wszystko skarbie, - odparł, złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie, a potem złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

- Lubię cię czuć, ale kolacja nam ostygnie - oznajmił zachrypłym głosem.

Chwycił mnie za rękę i poprowadził do stolika, a następnie odsunął mi krzesło.

- Za chwilę wracam - rzekł i zniknął w kuchni.

Wrócił po chwili z dwoma talerzami, które wyglądały apetycznie, a zapachy unoszące się w powietrzu powodowały burczenie w brzuchu. Trevor postawił jedzenie na stole, nalał nam do kieliszków szampana i zajął swoje miejsce.

- Za nas kochanie, za naszą wspólną przyszłość - wzniósł toast mężczyzna.

- Na nas - odparłam i upiłam łyk szampana.

Kolacja przebiegała w dobrych nastrojach, chociaż nie byłam pewna czy jestem gotowa na kolejny, tak odważny krok w naszym związku.

- Skoro przygotowałeś tak wspaniałą niespodziankę to dlaczego oświadczyłeś mi się podczas lunchu? - musiałam go o to zapytać. Inaczej nie dawałoby mi to spokoju.

- Znasz mnie już dość dobrze i wiesz, że cierpliwość nie moją mocną stroną. Nie mogłem wytrzymać. Czekanie mnie dobijało. Tak, wiem, to dziecinne, ale wybacz, taki już ze mnie dziwak - zaśmiał się.

- Zdecydowanie musisz popracować nad cierpliwością - uśmiechnęłam się, chociaż moja podświadomość nie za bardzo uwierzyła w słowa mężczyzny.

Zaczęłam się powoli zastanawiać czy nie popadam w jakąś paranoje, ciągle analizując jego słowa.

- O której masz jutro lot? - zapytałam chcąc zmienić temat na inny niż zaręczyny i ślub, którym mnie raczył prawie od godziny.

- Miałem zamiar lecieć po południu, ale o czternastej mam spotkanie zarządu i musiałem przebukować lot na rano - oznajmił zbierając nasze puste talerze ze stołu.

- Ja jutro przed południem lecę do Nowego Jorku - poinformowałam go, by wiedział. Nie chciałam, aby myślał, że coś przed nim ukrywam.

- Coś się stało w firmie? - zapytał przyglądając mi się.

- Nie. Szczerze mówiąc to musze podjąć decyzję co zrobić z apartamentem Andrew, a po drugie niezapowiedziana kontrola w siedzibie się przyda. Sprawdzę osobiście jak radzi sobie Marcus. - odpowiedziałam kiedy zanosił naczynia.

- Pani prezes musi mieć nad wszystkim kontrolę - rzekł, gdy wrócił z kuchni podając mi rękę, bym wstała.

- W końcu jako właścicielka musze dbać o swoje interesy - odparłam kładąc mu rękę na ramieniu kiedy zaczęliśmy się lekko kołysać w rytm muzyki.

- Zatrzymasz się w hotelu? - zapytał.

- Skoro już i tak będę w mieszkaniu po Andrew to nie ma sensu, abym nocowała w hotelu.

- No tak, masz rację - wyczułam chłód w jego słowach.

- Coś nie tak? - spytałam gładząc go rękoma po karku.

- Nie, tylko mnie dziwi, że tak nagle chcesz jechać do waszego mieszkania, w którym nie byłaś od dawna.

- A co w tym dziwnego? Czas bym się zmierzyła z resztą demonów z przeszłości. W tym mieszkaniu byłam ostatni raz krótko po śmierci Andrew. Opiekuje się nim zarządca. Wczoraj dzwonił, że jest jakiś problem i dobrze by było, gdybym się zjawiła. Miałam świadomość tego, że wcześniej czy później moje nogi będą musiały przekroczyć próg tego budynku. Jeśli mam iść do przodu, to muszę się w końcu zmierzyć z tym, co mnie blokuje. Poza tym to jest moja przeszłość Trevor. Nie pozbędę się jej i nawet gdybym mogła to nie chciałabym, bo to też część mnie.

- Masz racje kochanie, przepraszam. Jeśli chcesz to odwołam jutrzejszy lot i spotkanie i polecę z tobą - zaproponował.

- Dziękuje, ale nie trzeba. Nie możesz rzucać wszystkiego, bo narzeczona boi się, że stchórzy - odparłam głaszcząc go po policzku.

- Wiesz, że dla ciebie bym to zrobił.

- Wiem, ale są to sprawy z mojej przeszłości, z którymi musze się uporać sama. Nikt nie jest w stanie zrobić tego za mnie.

- Kocham cię Ana, pamiętaj o tym.

- Czyżby coś cię niepokoiło? Nagle straciłeś humor jak powiedziałam o Nowym Jorku.

- Nie, skądże, martwię się tylko o ciebie - odparł przyciągając mnie bliżej do siebie, tak, że nasze ciała się niemal stykały.

- Niepotrzebnie. Poza tym jutro jadę, a następnego dnia wracam. Nie zamierzam w Nowym Jorku siedzieć dłużej niż to konieczne. Może uda mi się też spotkać z Kają. Odkąd mieszka w tym mieście rzadko się widujemy.

- Czyli po moim powrocie z Denver będziesz już w Bostonie? - wypytywał dalej.

- Tak, wrócę do Bostonu szybciej niż ty. Zadowolony teraz?

- Jeszcze nie całkiem. - odpowiedział, potem pocałował wgłębienie w mojej szyi - Teraz już trochę lepiej.

- Tylko trochę? - zapytałam czując jak ściska mnie za pośladki.

- Tylko trochę, ale myślę, że możemy łatwo to zmienić - odpowiedział odpinając guziki od mojej koszuli.

Po chwili moja bluzka leżała na podłodze, a zaraz za nią wylądował biustonosz. Trevor zaczął łapczywie obsypywać mnie pocałunkami jednocześnie pieszcząc rękoma moje piersi.

- Jesteś idealna - skomlał nie zaprzestając swoich poczynań. Czułam jak jego dłonie badają każą wypukłość na moim ciele, jakby mnie oznaczał chcąc zostawić po sobie ślad.

Oderwał się po chwili od mojej szyi, by ponownie pocałować mnie w usta. Jednak ten pocałunek był inny. Całował mnie powoli, wręcz leniwie i dopiero po chwili nasze języki dołączyły do wspólnego tańca. Kiedy rozpiął mi spodnie i wsunął dłoń pod bieliznę poczułam przyjemne mrowienie w dole brzucha. Z przyjemności zamruczałam.

Jednym, gwałtownym ruchem obrócił mnie do siebie plecami i popchnął na stolik, przy którym przed chwilą jedliśmy kolację. Chcąc utrzymać równowagę chwyciłam się rękoma blatu.

Trevor uklęknął ściągając ze mnie spodnie z bielizną. Kiedy wstał, a jego dłoń zaczęła masować moją łechtaczkę odpłynęłam. Fala gorąca rozlała się po wszystkich komórkach mojego ciała, a ja wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.

- O tak kochanie - szepnął mi do ucha, by następnie językiem drażnić jego płatek.

Po chwili popchnął moje plecy do przodu tak, że moja głowa wręcz spoczywała na stoliku, z mój tyłek był mocno wypięty w jego stronę. Wymierzył mi mocnego klapsa w pośladki, a następnie mocnym ruchem swoją nogą rozszerzył mi nogi.

Przejechał palcami wzdłuż mojej kobiecości, a potem mocno we mnie wszedł.

- Trevor - jęknęłam czując jak mnie wypełnia od środka.

- Tak skarbie, wołaj moje imię - warknął ciągnąc mnie za włosy tak, że moja głowa uniosła się do góry.

Nie przerywając złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, a wolną dłonią pociągnął za obrus zrzucając wraz z nim wszystko ze stołu, powodując huk tłuczonych kieliszków na podłodze.

Wysunął się ze mnie tylko na chwilę, po to by podnieść moją nogę w górę i położyć ją na stole.

- Połóż się - rozkazał.

Zrobiłam jak chciał i po chwili poczułam pieczenia na cipce do uderzenia. Potem kolejny i kolejny raz.

- Trevor, błagam...

- Trzymaj się mocno kochanie, bo czeka cię ostra jazda - szepnął ledwie słyszalnie pochylając się nade mną, jednocześnie silnie uderzając w moje wnętrze.

Kilka sekund później dźwięk odbijających się o siebie ciał niósł się po pomieszczeniu. Moje jęki były coraz głośniejsze. Złapałam się mocno stołu z każdą chwilą zaciskając na nim coraz mocniej ręce. Każde jego pchnięcie było coraz mocniejsze, powodując, że rozkoszne uczucie spełnienia zbliżało się nieuchronnie.

- Trevor, mocniej.... - wyjąkałam, na co mężczyzna nadal swoim ruchom szaleńcze tempo mocno ściskając moje biodra.

Zaczęłam się wić pod nim, a moje krzyki wypełniły każdy zakamarek apartamentu.

- Trevor!!! - mocny orgazm przeszył moje ciało, powodując, że rozsypałam się na kawałki cała drżąc.

Po chwili poczułam jak mój mężczyzna sam zadrżał w moim środku. Wydając z siebie głośny jęk wypełnił swoim nasieniem moje gorące wnętrze.

Chwilę później Trevor obcałowywał moje plecy, a po chwili oparł swoje ciało o moje. Czułam jego przyspieszony oddech i rozgrzane ciało. Przymknęłam oczy dając sobie chwilę na ochłonięcie.

- Jesteś cudowna i moja. - odezwał się zachrypniętym głosem, a potem powoli się ze mnie wysunął.

Postawiłam obie nogi na podłodze, a Trevor nie czekając chwycił mnie pod kolanami i uniósł w górę. Złapałam się go mocno za ramiona po czym wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową.

Po chwili poczułam pod sobą miękki materac. Trevor położył mnie na łóżku i ułożył się obok mnie. Objął mnie ramieniem mocno do siebie tuląc i przykrywając nas kołdrą.

Byłam wykończona, ale było to słodkie zmęczenie. Powieki stawały się ciężkie.

- Trevor, nie mogę u ciebie dzisiaj nocować. Rano mam lot, muszę się spakować - powiedziałam ziewając.

- Spij skarbie, nastawie budzik. Za godzinę wstaniemy i cię odwiozę.

- Obiecujesz? - zapytałam czując jak zmęczenie ogarnia mnie coraz bardziej.

- Tak - ucałował mnie w czoło i odpłynęłam do krainy snu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro