Rozdział 20
Wyglądasz przepięknie mamo – usłyszałam głos Kathy, która weszła do sypialni, w której szykowałam się do ślubu.
– Dziękuję – odpowiedziałam wzruszona patrząc na swoje odbicie w lustrze.
– Gotowa? Mary z Michaelem, Aronem i Lucy już pojechali, a Melanie czeka na dole.
– Tak możemy iść – odpowiedziałam łamiącym się głosem.
– Mamo co się dzieje? Tylko mi tutaj nie płacz – przytuliła mnie córka.
– Nic Kathy. Po prostu się wzruszyłam i...i
– Mamuś co chcesz powiedzieć? – zapytała dziewczyna.
– Przypomniał mi się ślub z Andrew. Ja wiem, że nie powinnam myśleć o tym w tej chwili, kiedy wychodzę za mąż za innego mężczyznę, ale czasami wspomnienia mnie dopadają i to w najmniej oczekiwanym momencie. Kocham Trevora, ale ciężko nie myśleć o tym co było.
– Mamo wspomnienia zostaną z tobą na zawsze. To normalne i piękne, że je mamy. Miłość, którą było ci dane przeżyć z Andrew zdarza się rzadko i to normalne, że czasami wracasz myślami do waszych wspólnych chwil. Przeżyłaś coś pięknego i niezapomnianego. Wiem, że kochasz Trevora i jestem pewna, że będziesz z nim szczęśliwa. Dostałaś nową szansę od losu i wykorzystaj to jak najlepiej. My wspierać cię będziemy zawsze.
– Wyrosłaś na bardzo mądrą i dojrzałą osobę, a niedawno byłyście takie małe.
– Oj mamo, zaraz to i ja zacznę płakać.
– Ktoś tu zamierza płakać czy mi się wydaje? – zjawiła się w pokoju Melanie.
– Wszystko w porządku Melanie.
– To dobrze, bo samochód czeka. Już czas. Wyglądasz pięknie mamuś – powiedziała z uśmiechem Melanie.
– Dziękuję wam, jesteście kochane – odparłam przytulając córki do siebie.
Na drżących nogach zeszłam po schodach do holu i wsiadłam wraz z dziewczynami do podstawionej limuzyny. Oczywiście pomysł z samochodem należał do mojego przyszłego męża.
Podczas jazdy każda z nas milczała tonąc w swoich własnych rozmyślaniach.
Myślałam o życiu, które przez ostatnie długie lata wystawiało mnie ciągle na próbę. Kiedy poślubiłam Andrew byłam niemal pewna, że od teraz będzie tylko lepiej. Nie byłam w żaden sposób przygotowana na to, co jeszcze przyszykował mi los.
Niespodziewana śmierć Andrew była dla mnie ciosem poniżej pasa. Gdyby nie bliscy i terapia, nie wiem czy zdołałabym się podnieść i byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz.
Dzisiaj ponownie miałam powiedzieć mężczyźnie „tak" i miałam nadzieję, że tym razem w moim życiu w końcu zagości spokój.
Nikomu o tym nie mówiłam, ale bałam się okropnie. W mojej głowie pojawiały się czarne scenariusze przedstawiające obrazy, które wcale mi się nie podobały. Starałam się myśleć pozytywnie i wierzyć, że mnie i Trevora czeka długa, szczęśliwa przyszłość. Zapragnęłam, aby ten mężczyzna stał się tym, z którym doczekam starości. Dość już miałam na swojej drodze ciągłych, niespodziewanych przeszkód.
Wiem, może to dziwne, ponieważ tego chciałam z Andrew, ale go już nie ma wśród żywych. Nie dane nam było zestarzeć się razem. Ja jednak żyłam i pragnęłam, by moja samotność stała się przeszłością.
Trevor
Goście powoli się schodzili, chociaż nie było ich wielu. Zaprosiliśmy tylko najbliższych i przyjaciół. Wśród nich niestety zabrakło moich rodziców. Mojej matce nie odpowiadało, że żenię się z wdową i to po przyjacielu. Miałem czasami wrażenie, że ta kobieta żyła złudzeniami. Nie byłem już młodzieniaszkiem i powinna liczyć się z tym, że nie poślubię jakiejś dwudziestoparolatki i dam jej wnuki. Ten etap życia jest już za mną. Mój tata wbrew sprzeciwu matki zamierzał był na moim ślubie, niestety rano dostałem telefon, że samolot z Indii ze względu na pogodę nie wyleciał. Od wczoraj ojciec ugrzązł na lotnisku i łudził się, że jednak przyleci.
Nie powiem, byłem zły, ale to nie jego wina. Natomiast zachowanie matki było skandaliczne.
Moje rozmyślania przerwały oklaski. Pośród starych drzew w parku, po białym dywanie obsypanym płatkami frezji szła w moim kierunku najpiękniejsza kobieta na świecie. Wyglądała zjawiskowo. Bił od niej niesamowity blask. Świeciła niczym najjaśniejsza gwiazda powrót wszystkich pozostałych gwiazd.
Patrzyłem na nią jak urzeczony nie dowierzając, że ta kobieta za parę minut zostanie moją żoną.
– Hej – odezwała się, kiedy stanęła już na podeście obok mnie.
– Hej – odparłem chwytając ją za ręce.
Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Stałem jak zahipnotyzowany.
– Panie Anderson możemy zaczynać? – zapytał urzędnik.
– Tak, tak oczywiście – odparłem zamyślony na co Ana cicho zachichotała.
Po uroczystości zaślubin przeszliśmy wszyscy do pobliskiej restauracji. Sam park jak i lokal znajdowały się na obrzeżach miasta, z dala od hałasu i tłumów.
Od teraz Ana oficjalnie była moja i nic już tego nie mogło zmienić. Moja obsesja na punkcie posiadania tego, co należało kiedyś do Petersona zamieniło się w niewyobrażalną miłość do tej kobiety. Z każdym dniem kochałem ją coraz bardziej.
Nigdy nie przypuszczałem, że jakakolwiek kobieta będzie w stanie zmienić mnie aż tak bardzo. Dzięki Anie zrozumiałem co w życiu jest tak naprawdę ważne. Nie zazdrość, zawiść, chęć zemsty czy seks z lasami, które były na każde moje skinienie, tylko miłość do ukochanej i niepochamowana potrzeba otoczenia jej opieką i sprawienia, by przy tobie była szczęśliwa jak nigdy dotąd.
Jednego byłem pewien. Etap podążania za tym co miał Peterson był za mną. Teraz liczyło się tylko to, bym mógł każdego dnia widzieć uśmiech szczęścia na twarzy mojej żony.
– O czym rozmyśla mój mąż – zapytała mnie Ana siadając obok.
– O tym jakim jestem szczęściarzem, że ciebie mam – uśmiechnąłem się do niej całując ją lekko w usta, by po chwili pogłębić pocałunek.
– Wszyscy na nas patrzą, a ty zachowujesz się jak byś chciał mnie tutaj pożreć – powiedziała cicho prosto w moje usta.
– Bo tak jest. Uwierz mi kochanie. Gdyby to było możliwe wziąłbym cię na tym stole – szepnął mi do ucha jednocześnie wsuwając dłoń pod moją suknię.
– Lepiej chodźmy zatańczyć. Muszę ostudzić pana zapędy panie Anderson – zaśmiała się wstając i ciągnąc mnie za rękę.
– Wszystko co pani każe, pani Anderson.
Jak to cudownie brzmiało. Ana Anderson, moja żona. Byłem w siódmym niebie.
Kołysaliśmy się w rytm wolnej melodii dochodzącej z głośników ciesząc się chwilą. To był nasz dzień.
– Odbijamy – usłyszałem męski głos po jakimś czasie.
– Teraz ja porywam pannę młodą – uśmiechnął się Alan Roudney, który akurat tańczył z córką Any.
– Trevor pozwolisz... – spojrzała niepewnie na mnie Ana, mając świadomość, że będę teraz musiał zatańczyć z Lucy.
– Oczywiście – odpowiedziałem całując żonę w czoło.
– Zatańczysz ze mną Lucy? – wyciągnąłem dłoń do nastolatki.
Niepewnie, ale podała mi rękę. Nim to zrobiła najpierw spojrzała w stronę swojej matki. Zdawałem sobie sprawę z tego, że zgodziła się na taniec tylko dlatego, aby nie sprawić przykrości swojej rodzicielce.
– Dalej mi nie ufasz Lucy? – zapytałem patrząc na dziewczynę.
– To nie tak – odezwała się ledwie słyszalnie.
– Więc jak? Wytłumacz mi proszę - rzekłem.
– Ja po prostu...ja...nieważne.
– Lucy to bardzo ważne. Proszę powiedz, co cię niepokoi – zachęcałem dziewczynę do zwierzeń.
– A mogę o coś najpierw zapytać?
– Śmiało pytaj.
– Jak ja mam teraz się do pana zwracać, tato? Ja mam tatę.
– Myślę, że Trevor wystarczy – uśmiechnąłem się lekko.
Skinęła lekko głową na znak, że to jej odpowiada.
– Odpowiesz teraz moje pytanie? – nie odpuszczałem.
– Wiem, że mama cię kocha i chcę, aby była szczęśliwa, ale nie chce żeby mama cierpiała, ja też nie chce cierpieć.
– Chcesz powiedzieć, że mogę skrzywdzić waszą mamę? – zapytałem zaskoczony.
– Nie, to nie tak. Byliśmy szczęśliwi, potem zdarzył się ten wypadek i zginął Andrew. Wszyscy to bardzo przeżyliśmy. Mama znosiła to najgorzej. Minęło sporo czasu, nim wszystko wróciło do normy.
– Rozumiem Lucy, ale co to ma wspólnego z tym, że Ana i ja się pobraliśmy?
– Bo widzisz....bo..., a jeśli taka sytuacja znowu się powtórzy? Mama drugi raz tego nie zniesie, my też.
– Lucy posłuchaj mnie uważnie. Takie sytuacje jak ta, która miała miejsce lata temu zdarzają się bardzo rzadko. W życiu różnie bywa. Pójdziesz ulicą i może cię rozjechać samochód. Jednak to nie znaczy, że tak się stanie. Wypadki po prostu czasami się przytrafiają. Twoja mama lata samolotami całe życie. Czy kiedyś coś się wydarzyło?
– No nie, nigdy
– Właśnie. Posłuchaj. Nie mogę ci obiecać, że nic nigdy się nie wydarzy. Jedyne co jestem w stanie przyrzec, to to, że zrobię wszystko, aby wasza mama była szczęśliwa i aby wy byliście szczęśliwi.
– Ja się boję.
– Wiem, ale pamiętaj, że życie toczy się dalej. Jesteś młoda, tobie dopiero na świat, ciesz się nim. Nie rozpamiętuj tego, co było. Nie patrz w przeszłość, bo to do niczego nie prowadzi. Skup się na tym co teraz, co może ci przynieść przyszłość. Uwierz, że może być pięknie. Niedługo zaczynasz studia, zamieszkasz sama. Przed tobą samodzielne, dorosłe życie. Ciesz się tym.
– Masz rację, chyba niepotrzebnie rozdrapuje stare rany – odetchnęła z ulgą jakby kamień spadł jej z serca.
Lucy ze wszystkich córek Any była najbardziej wrażliwa i wszystko przeżywała bardziej niż reszta. Obserwując ją, bywając ostatnio często w ich domu, miałem czasami wrażenie, że jest krucha niczym porcelanowa lalka. Było mi jej szkoda. Zastanawiałem się, czy po tym co się stało córki Any chodziły na terapię. Lucy ewidentnie przydałaby się pomóc, by mogła uporać się z demonami przeszłości. Musiałem z Aną w niedalekim czasie na ten temat porozmawiać.
****
Rozglądałem się po sypialni czekając, aż moja żona wyjdzie z łazienki. Siedziałem na łóżku nalewając nam szampana do kieliszków.
W końcu zniecierpliwiony usłyszałem otwieranie się drzwi od łazienki. Powolnym krokiem w białym, satynowym szlafroku zmierzała w moją stronę Ana.
Myślałem, że ukaże mi się w seksownej bieliźnie, ale nie. Celowo założyła na siebie szlafrok i szczelnie się nim zakryła. Moja diablica. Zrobiła to z premedytacją. Uśmiechnąłem się na to lekko. Uwielbiałem tę jej zadziorność i władczość. Wiedziała, że to nakręci mnie jeszcze bardziej.
Obserwowałem jak powoli zbliżała się do mnie, aż w końcu przystanęła obok mnie przy łóżku. Chciałem wstać, ale dała mi znak ręką, bym tęgo nie robił.
Nie miałem innego wyboru, jak tylko czekać na jej kolejny ruch.
Sięgnęła po kieliszek z szampanem, upiła łyk i odstawiła go na stolik, po czym oblizała seksownie usta patrząc mi prosto w oczy. Moje bokserki momentalnie zrobiły się za ciasne.
– Dotknij mnie Trevor, tam – wskazała ręką na wewnętrzną stronę swojego uda.
– Nie mogę się doczekać, by to zrobić, tylko ściągnij ten szlafrok kochanie, nie jest nam potrzebny – odpowiedziałem sunąc ręką coraz wyżej po jej nodze.
– Nie tak szybko. Jest mi zimno, rozpal mnie, abym mogła go ściągnąć.
Przyciągnąłem ją bliżej siebie tak, że jednym kolanem opadła na łóżku obok mnie.
Zamierzałem zagrać w jej grę, wielbiąc ją w taki sposób, jakiego oczekiwała.
Wsunąłem rękę między jej nogi gładząc jej skórę aż dotarłem do koronkowych majtek. Zacząłem pocierać jej kobiecość przez cieniutki materiał obserwując jej reakcje. Kiedy poczułem, że materiał jej bielizny jest przesiąknięty jej własnymi sokami zerwałem z niej stringi po czym zanurzyłem palec w jej wnętrzu, na co głośno jęknęła.
– Wybacz kochanie, odkupię ci – powiedziałem z cwanym uśmieszkiem.
Chciała dojść na moich palcach i zamierzałem jej to dać, ale na moich warunkach.
Dołożyłem drugi palec i poruszałem nimi w jej ciepłym wnętrzu bardzo powoli. Ana położyła swoją rękę na moim ramieniu podtrzymując się, by nie upaść, a biodra wypchnęła w moją stronę oczekując na więcej. Stopniowo zacząłem zwiększać szybkość ruchów doprowadzając swoją żonę na szczyt.
Kiedy ścianki jej wnętrza zaczęły się zaciskać na moich palcach, złapałem drugą ręką za jej biodro przez satynowy materiał, zwiększając nacisk na jej rozpaloną cipkę, aż po kilku pchnięciach doszła głośno jęcząc.
Trzymałem ją jeszcze przez chwilę za biodra czekając, aż ustabilizuje swój oddech.
– Czy teraz już nie jest pani zimno, pani Anderson?
– Zdecydowanie zrobiło się za gorąco – odparła podnosząc się z łóżka.
Byłem pewien, że teraz zrzuci z siebie ten cholerny szlafrok, ale ona zamiast tego sięgnęła po szampana i wychyliła cały kieliszek.
Byłem już lekko zniecierpliwiony, ale czekałem.
– Czy ten szampan kochanie nie sprawi, że zapłoniesz jeszcze bardziej? – zapytałem patrząc jak sięga po mój kieliszek z trunkiem.
Upiła łyk i spojrzała się na mnie przygryzając dolną wargę.
– Nie, jeśli się nim ostudzę – odpowiedziała, by po chwili wylać jego zawartość na swoje osłonięte piersi.
Jęknąłem na ten widok, a bokserki miałem wrażenie, że mi rozsadzi. Przez mokre, cienkie poły szlafroka widziałem koronkowy materiał jej stanika i sterczące sutki.
Tego było już za wiele. Nie wytrzymałem.
– Doprowadzasz mnie do szaleństwa – wychrypiałem ciągnąc ją na łóżko.
Zawisłem nad nią i zacząłem obsypywać jej szyję pocałunkami w pośpiechu pozbywając ją szlafroka.
– Taka piękna i tylko moja – rzekłem przysuwając głowę do jej mokrych od szampana piersi.
Zassałam jej sutek przez materiał na co Ana jęknęła odchylając do tyłu głowę. Zrobiłem to samo z drugim, po czym odpiąłem stanik pozbywając się go.
Pieściłem jej piersi na przemian, na co Ana zaczęła coraz szybciej oddychać.
Uniosłem głowę, by złożyć pocałunek na jej słodkich ustach, a następnie pozbyłem się bokserek.
Przez chwilę drażniłem jej mokre wejście swoim penisem potęgując tym podniecenie swojej żony, a następnie wsunąłem się powoli do jej gorącego środka.
Tym razem nie zamierzałem się spieszyć. Chciałem kochać się ze swoją żona powoli, pokazując jej swoje oddanie i uwielbienie.
Ana była niesamowitą kobietą. Dzięki niej zrozumiałem co to miłość i jak ona może zawładnąć człowiekiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro