Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15


Trevor

Melinda ucieszona moją wizyta w domu rodzinnym przygotowała iście świąteczne śniadanie. Działo się tak za każdym razem, kiedy przyjeżdżałem do domu rodziny Andersonów.

– Dzień dobry. Rodzice jeszcze śpią? – zapytałem naszą gosposię.

– Tak, wczoraj wrócili późno z Missouri. Pańska mama oczywiście zapowiedziała, że prosi, aby był pan obecny na obiedzie. Bardzo się ucieszyła, kiedy pan zadzwonił, że przyjeżdża do domu.

– Proszę przekazać mojej matce, że będę na obiedzie.

– Widzę, że nie jest pan zadowolony – uśmiechnęła się delikatnie kobieta.

– Melindo wiesz jak jest. Jestem czterdziestoletnim mężczyzną, a matka chciałaby abym mieszkał z nią do końca życia w tym domu. Na obiedzie oczywiście będę musiał wysłuchiwać jak to jej ciężko z powodu mojego wyjazdu. Mam dwóch braci, którzy mieszkają z rodzinami i ten fakt zaakceptowała bez problemu.

– Myślę, że gdyby pan miał żonę to byłoby inaczej, a tak pan jest sam i dlatego pani Diana tak bardzo jest wyczulona.

– To się da zrobić – puściłem kobiecie oczko.

– O czym pan mówi? Nie rozumiem.

– Mówię o tym, że moja matka będzie miała nową synową – odparłem z zadowoleniem.

– Ma pan kogoś? – przysiadła obok mnie przy stole.

– Tak, ale na razie nikomu ani słowa. Powiem rodzicom wszystko na obiedzie, a teraz przepraszam, ale musze już uciekać.

Po drodze do firmy zadzwoniłem do prywatnego detektywa.

– Dzień dobry panie Trevorze – Ben odebrał połączenie niemal natychmiast.

– Ana dzisiaj wieczorem wraca do Bostonu. Miej ją pod obserwacją – poinstruowałem go.

– Proszę się nie martwić. Mam ją cały czas pod obserwacją – rzekł zadowolony z siebie.

– Co to znaczy, że masz ją cały czas pod obserwacją? – zdziwiłem się.

– Wczoraj popołudniowym lotem udałem się do Nowego Jorku. Cały czas ma na oku panią Anę. Na razie nie wydarzyło się nic, co mogłoby pana zaniepokoić – odparł mężczyzna.

– Zwariowałeś? Wyraźnie powiedziałem, że nie masz za nią jechać. Mówiłem ci, że nie ma takiej potrzeby. Od kiedy to do cholery pozwalasz sobie na samowolkę?! Czy nie wyraziłem się jasno?! – wrzeszczałem do słuchawki, aż szofer się przestraszył.

– Myślałem, że woli mieć pan pewność, dlatego pozwoliłem sobie na obserwację tej kobiety w Nowym Jorku – tłumaczył się detektyw.

– Masz w tej chwili wracać do Bostonu. Ana nie jest głupia, szybko się połapie, że ktoś ją obserwuje.

– Dobrze panie Anderson – odpowiedział.

Wszedłem do biura swojej firmy podminowany. Miałem nadzieję, że Kelly nie będzie próbowała podchodów, bo nie miałem na to nastroju.

Kiedy byłem prawie na miejscu zorientowałem się, że kobiety nie ma na swoim stanowisku pracy. Spojrzałem na zegarek. Nie było jeszcze godziny, która by mogła świadczyć o tym, że poszła na przerwę dla pracowników. Czyżby urządziła sobie samowolkę wychodząc bez pozwolenia?

To, że była w pracy było oczywiste, chociażby na leżącą na jej krześle torebkę. Gdzie ona się u licha podziewała? Może zabawiała się z Mayronem.

Coraz bardziej sfrustrowany skierowałem się do swojego ogromnego biura. Nacisnąłem na klamkę, ale drzwi nie ustąpiły. Zrobiłem to ponownie i dalej nic.

Co u licha?

Biuro było zakluczone. Tylko po co?

Wyciągnąłem z aktówki swój komplet kluczy i otworzyłem w końcu gabinet. Wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi i mnie zamurowało. Na stoliku do kawy, w seksownej pozycji, ukazując wszystkie swoje atuty siedziała w bardzo skąpej bieliźnie Kelly. Seksowna koszulka z wycięciami na piersiach ukazywała je bez najmniejszego okrycia. Do tego pończochy i pas do przyczepiony do skąpych, przezroczystych majtek. A to wszystko w krwisto czerwonym kolorze.

Lubiłem kiedy kobieta ubierała dla mnie seksowną bieliznę, ale Kelly przesadziła. Wyglądała jak zwykła dziwka z burdelu na zamówienie.

Wszystko wewnątrz mnie aż wrzało, ale starałem się tego po sobie nie pokazać. Odłożyłem na biurko aktówkę odwróciłem głowę w stronę dziewczyny i uśmiechnąłem się promiennie. Oblizałem wygłodniale wargi, poprawiłem ręką krocze i ruszyłem powolnym krokiem w kierunku niczego nieświadomej Kelly, nie spuszczając z niej wzroku.

Dziewczyna podniosła się na kolana i sunęła ręką od swojego brzucha w dół, a następnie włożyła rękę pod materiał skąpych majtek. Wyglądała na zadowoloną z siebie.

Stanąłem przed asystentką, przejechałem koniuszkami palców po jej policzku i się uśmiechnąłem. Nachyliłem się nad dziewczyną, która przygotowała się do wyczekiwanego pocałunku. Kiedy byłem blisko ust Kelly chwyciłem ją mocno za gardło powodując tym pisk wydobywający się z jej ust. Odruchowo złapała mnie za nadgarstek patrząc na mnie przestraszonym wzrokiem.

– Co ci przyszło do tej pustej głowy, by odstawić takie przedstawienie? Nie życzę sobie takich numerów w moim biurze.

– Ale Trevor, ja chciałam tylko ci przypomnieć jak nam było razem dobrze – piszczała pod wpływem mojego uścisku.

– Myślisz, że z tobą jedyną było mi dobrze? Kim ty niby jesteś, że masz prawo podważać moje decyzje. Jesteś zwykłą asystentką, nikim więcej. Myślałem, że masz w głowie więcej oleju i godności – cedziłem wkurwiony przez zęby patrząc jak po twarzy dziewczyny lecą łzy.

– Trevor jesteś? O kurwa! Sory, już wychodzę — zawołał Mayron

– Mayron zostań!

– Może jednak nie – odpowiedział niepewnie mój przyjaciel.

– Powiedziałem zostań! – warknąłem.

– W porządku, nie denerwuj się tak.

– Zamknij drzwi i siadaj – wskazałem na miejsce przy moim biurku.

– Trevorku nie denerwuj się, przepraszam – dukała zapłakana dziewczyna.

– Mówiłem ci wczoraj, że to koniec, a ty odwalasz dzisiaj jebane przedstawienie. Wyglądasz jak zwykła dziwka. Masz mi się więcej nie pokazywać na oczy.

– Ale Trevor, jak to?

– Wylatujesz skarbie. Trzymaj się z daleka ode mnie i od firmy, a teraz zejdź mi oczu – puściłem dziewczynę, a po chwili otworzyłem szeroko drzwi od biura.

– Nie mówisz poważnie. Tak mam wyjść? W tym stroju? – zapytała drżącym głosem.

– Mogłaś w nim wejść do biura to i możesz w nim z niego wyjść – odparłem trzymając rękę na klamce.

– Ale Trevor..

– W sumie to poczekaj.

– Tak? – rozpromieniła się chwilowo dziewczyna.

– Mayron masz ochotę się zabawić? Jak widzisz Kelly jest dzisiaj bardzo chętna – uśmiechnąłem się arogancko.

Dziewczyna na moje słowa stanęła jak sparaliżowana. Tego się nie spodziewała.

– Wybacz przyjacielu, ale nie zadowalają mnie resztki – odparł Mayron.

– Widzisz, nic z tego. Nawet on nie ma ochoty na twoje żałosne zaloty.

– Jesteś zwykłym chamem – odważyła się w końcu zabrać głos.

– Wynocha!!! Won z mojego biura!!! – wrzasnąłem coraz bardziej wściekły.

– Mayron dopilnuj, by panna White dostała sześciomiesięczną odprawę. Powiadom ochronę, że od dzisiaj obowiązuje zakaz wstępu na teren firmy dla niej.

– Trevor, ja... – próbowała dalej stając przy drzwiach.

– Milcz. Jeszcze dzisiaj będziesz miała odprawę na koncie. Nie chce cię znać. Twoje zachowanie przeszło wszelkie moje pojęcie. Zbieraj się, już – wyprowadziłem dziewczynę na korytarz.

Ku mojemu niezadowoleniu zrobiło się na nim wielkie zbiegowisko. Pracownicy powychodzi z biur nadsłuchując co się dzieje.

– Koniec przedstawienia! Zabierać się do pracy, ale już! Jeśli usłyszę jakieś plotki z ust kogokolwiek, wyleci ta osoba z firmy z hukiem! Rozejść się! – wrzasnąłem na całe gardło.

Moi pracownicy w popłochu chowali się w swoich biurach, a Kelly uciekła z ubraniami do łazienki.

Trzasnąłem drzwiami do gabinetu zostając w nim z Mayronem. Mężczyzna siedział przyglądając mi się bez słowa. Złość buzowała mi w żyłach do tego stopnia, że miałem ochotę w coś przypierdolić.

– Co się właściwie stało? – zapytał po dłuższej chwili Mayron.

– Ta kretynka zakluczyła się od środka i czekała na mnie prawie naga rozkładając się na stoliku. Myślała, że w ten sposób zmienię zdanie. Nic do niej wczoraj nie dotarło – wyrzucałem z siebie.

– I to cię tak rozwścieczyło?

– Jeszcze pytasz? Wyglądała jak prostytutka. Myślała, że się na nią rzucę jak ją taką zobaczę, a gdybym tak wszedł do biura z klientem? Wiesz co by to było? Reputacja mojej firmy byłaby zagrożona. A dlaczego? Bo pieprzoną Kelly cipka swędzi.

– Dobrze już, nie denerwuje się stary.

– Dziewczyna faktycznie przesadziła. Lubię suczki w skąpej bieliźnie, ale ona wyglądała wręcz wulgarnie – pokręcił głową z niedowierzaniem kumpel.

– Sami idioci wokół – klepnąłem na kanapę.

– Czyli nie ona jedna zalazła ci dzisiaj za skórę?

– Dokładnie, najpierw detektyw, teraz Kelly, ale koniec o tym. Sorki, że odwołałem wczorajszy wypad do klubu, ale padłem zmęczony. Dzisiaj za to jak najbardziej.

– Przyda ci się relaks chłopie, a teraz spadam do siebie – rzekł Mayron.

– Załatw sprawę z Kelly i znajdź kogoś na jej stanowisko, najlepiej jakiegoś mężczyznę i powiadom Louisa – wydałem ostatnie instrukcje, po czym Mayron opuścił moje biuro.

Próbowałem się zając robotą, ale nie mogłem skupić myśli. Chciałem zadzwonić do Any, ale ostatecznie zrezygnowałem. Wyczułaby moje poddenerwowanie i zaczęłaby się zamartwiać.

Po dwóch godzinach wyszedłem z biura i pojechałem do kliniki. Miałem umówione spotkanie z lekarką Sary. Jej ucieczka dała mi w kość. Zastanawiałem się jakim w ogóle cudem dostała się do Nowego Jorku, będąc w tak fatalnym stanie.

– Dzień dobry pani doktor – wszedłem do gabinetu dyrektorki kliniki uprzednio pukając.

– Pan Trevor, zapraszam – wskazał kobieta miejsce na sofie.

– Dziękuję – odparłem.

– Chciałby pan zapewne wiedzieć jak się czuje Sara? Zwłaszcza po tym małym incydencie – zaczęła pewna siebie kobieta.

– Owszem. W jakim ona jest stanie?

– Nie jest z nią najlepiej. Musieliśmy zdecydować się na silniejsze leki. Bywają dni, kiedy trzeba Sarę unieruchomić, przywiązując ją do łóżka.

– Nie podejrzewałem, że jest z nią aż tak źle – odpowiedziałem przygaszony tą informacją.

– Niestety, przykro mi. Jedyne co możemy zrobić, to zaopiekować się nią jak tylko to możliwe

– Rozumiem.

– Trevorze, będę z tobą szczera. Sara z tego nie wyjdzie. Nie ma na to szans. Już do końca życia będzie w ośrodku. Rokowania są złe. Powinieneś mieć tego świadomość.

– Zadbajcie chociaż o to, by miała odpowiednią opiekę.

– Robimy co w naszej mocy – odpowiedziała doktor Veronica.

– Nie jestem do końca o tym przekonany. Gdyby tak było w rzeczywistości, nie uciekłaby ze szpitala. Była poza kliniką kilka dni. Nikt z was nie wiedział co się z nią dzieje, już nie mówiąc o braku telefonu do mnie.

– Masz rację, nasz błąd. Wybacz to się nie powtórzy. Mogę ci to jakoś wynagrodzić? – zapytała przygryzając dolną wargę i sunąc dłonią w górę po wewnętrznej stronie mojego uda.

– Nawet nie próbuj – chwyciłem kobietę za rękę.

Niezadowolona odsunęła się ode mnie. Miała minę niczym dziecko, które nie dostało upragnionej zabawki.

– Już ci nie raz powtarzałem, że nie jestem zainteresowany. Zajmij się lepiej zapewnieniem lepszej opieki Sarze. W końcu nie na darmo co miesiąc przelewam znaczną kwotę na konto kliniki.

– Oczywiście panie Anderson. Zrobimy co w naszej mocy – przybrała oficjalny ton.

– Do widzenia Veronico – rzekłem opuszczając gabinet.

Prosto z niego skierowałem się na oddział, gdzie przebywała Sara, ale ze względu na samopoczucie odradzano mi wizytę. Dowiedziałem się, że od czasu powrotu do kliniki z Sarą jest bardzo źle. Wpadła w obłęd, nikogo nie rozpoznaje, bywa agresywna. Będąc niezadowolony z obrotu spraw opuściłem szpital i skierowałem się autem w stronę swojego klubu. Musiałem odreagować. Nic dzisiaj nie szło po mojej myśli.

– Emma, za godzinę w klubie. Masz czekać gotowa w mojej loży.

– Dobrze proszę pana – odpowiedziała moja uległa, po czym się rozłączyłem.

Po drodze zadzwoniłem jeszcze do Mayrona, żeby się zwijał do Chateau. Chciałem sprawdzić jak się mają sprawy w klubie, ale potrzebowałem również odprężenia. Chociażby z tego powodu założyłem Chateau. Poza tym było to niezłe źródło dochodu. Swego czasu nawet bywał tutaj Andrew. Jednak szybko ta rozrywka przestała go interesować. Proponowałem mu nawet wspólny biznes, ale nie był zainteresowany.

Z czasem doszedłem do wniosku, że dobrze się stało, iż wtedy Peterson nie przyjął mojej propozycji. Nasze drogi na jakiś czas się rozeszły w niezbyt przyjemnej atmosferze i biznes mógłby ucierpieć.

Jakie to życie jest przewrotne. Ja stary, zatwardziały kawaler, skupiony na robieniu kasy i ostrym seksie zakochałem się i to w kobiecie, której zazdrościłem Petersonowi. Kilka lat wstecz nie przyszłoby mi do głowy, że będę pieprzył żonę Andrew.

Jak widać, los mi sprzyjał.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro