Rozdział 10
– Ana niedługo święta. Planujesz coś? – zapytała Mary, kiedy siedziałyśmy w sobotni, grudniowy wieczór popijając whisky.
– To znaczy? Co masz na myśli pytając czy coś planuje? – odpowiedziałam wymijająco wiedząc do czeka zmierza.
– Pytam się o Trevora. Spotykacie się od kilku miesięcy. Nie uważasz, że czas, by twoje córki i syn poznały Trevora? – spojrzała na mnie wyczekująco
– Mary rozmawiałyśmy już na ten temat – odparłam upijając swojego drinka.
- Owszem, dwa miesiące temu. Spotykasz się z nim w tajemnicy przed wszystkimi. Co jest nie tak, że nie chcesz, by twoi bliscy wiedzieli, że spotykasz się z tym człowiekiem? – drążyła dalej temat.
– Nie wiem Mary. Dobrze się przy nim czuje, jestem z nim szczęśliwa, ale coś jest nie tak. Odkąd go poznałam na światło wychodzą non stop jakieś nowe informacje, nowe fakty. Najpierw okazało się, że Trevor był przyjacielem Andrew, a potem sytuacja z Sarą, a ostatnio przez przypadek dowiedziałam się, że jak jestem w Bostonie to ten prywatny detektyw, którego kiedyś wynajął Trevor dalej mnie szpieguje.
– O czym ty mówisz? – zapytała zaskoczona.
– Dwa tygodnie temu spotkałam się z Trevorem na kolację. Umówiliśmy się, że podjadę do niego do pracy. Kiedy byłam na miejscu i chciałam wejść usłyszałam jak rozmawiał z kimś przez telefon. Miał lekko uchylone drzwi, więc słyszałam dokładnie co mówił.
– Co takiego słyszałaś?
– Zwracał się do kogoś po imieniu. Rozmawiał z jakimś Benem. Mówił, żeby nie przestawał dalszych obserwacji mojej osoby. Ten człowiek miał mu zdawać relacje raz na tydzień, a gdyby zadziało się coś to od razu ma do niego dzwonić. Wydało mi się to bardzo dziwne.
– Rzeczywiście podejrzane. Zapytałaś go o to?
– Podczas kolacji napomknęłam mu o tym. Zapytałam czy jak zaczęliśmy się spotykać to poinformował swojego detektywa, by przestał mnie obserwować.
– Spiął się. Nie podobało mu się, że poruszyłam ren temat. Odpowiedział, że teraz kiedy jestem jego kobietą nie ma już potrzeby, by jego człowiek nade mną czuwał, ponieważ on sam się mną opiekuje.
– Wiedziałam już, że kłamie. Nie wiem Mary o co tutaj chodzi, ale Trevor nie jest ze mną szczery tak, jak mnie o tym przekonywał na początku naszej znajomości.
– Może powiedz mu wprost, że słyszałaś rozmowę. Niech się wytłumaczy.
– Na razie nie. Poczekam. Zamierzam bacznie mu się przyglądać. On coś ukrywa przede mną, ale nie wiem co. Nie podoba mi się to.
– Nie dziwię ci się, ale musisz w końcu z nim porozmawiać.
– Wiem, ale chyba nie jestem na to gotowa.
– Ana rozumiem cię, ale spotykacie się już dość długo. Widzę jak się zaangażowałaś. Nie da się ukryć, że ten mężczyzna jest ci coraz bliższy. Co jeśli Trevor okaże się nie być tym, za kogo się podaję? Jeśli coś ukrywa? Im dłużej będziesz to ciągnęła, tym będzie ci trudniej. – przekonywała mnie Mary.
– Masz racje. Chyba się pogubiłam w tym wszystkim. Pierwszy raz od śmierci Andrew otworzyłam się na innego mężczyznę i chyba się boję, że mogłam popełnić błąd – powiedziałam w końcu na głos to, o czym myślałam od kilku dni.
– Mamusiu – stanął w salonie zaspany Aron.
– Synku co się stało? Dlaczego nie śpisz? – zapytałam z troską podchodząc do malca i biorąc go na ręce.
– Śniły mi się potwory – odpowiedział zaspany.
– Potwory?
– Wiesz, takie duże dinozaury, które są taaakie wielkie – wskazał ręką podnosząc ją wysoko w górę.
– Rozumiem. Były ogromne, a ty się ich wystraszyłeś?
– Tak. Jeden mnie gonił – zatrząsł się mój maluch.
Chyba bajki o dinozaurach pójdą w zapomnienie skoro śniły mu się przez to koszmary.
– Chcesz abym się położyła koło ciebie byś mógł zasnąć? – zapytałam głaskając Arona po głowie.
– Tak, boje się sam spać.
– W takim razie mój bohaterze chodźmy do twojego pokoju.
Mary kiwnęła mi głową i wyszłam na rękach z małym z salonu. Oparł mi głowę na ramieniu i w drodze do pokoju zaczął odpływać.
Był bardzo zmęczony, a koszmar, który mu się śnił skutecznie go wybudził.
W sypialni ostrożnie położyłam synka na łóżku kładąc się obok niego. Zaśpiewałam mu jego ulubioną kołysankę, którą zawsze śpiewał mu Andrew. To zawsze pomagało mu zasnąć. Po kilku minutach, gdy Aron spał już na dobre, po cichutku na palcach wyszłam z pomieszczenia, zastawiając zapalona małą lampkę.
– Zasnął? – zapytała Mary, która siedziała w salonie popijając swojego drinka.
– Szybko usnął. Kiedy przyniósł z przedszkola książkę o dinozaurach był bardzo podekscytowany. Jednak chyba będziemy musieli ją na razie schować głęboko do szuflady.
– Masz rację. Skoro wywołała ona u niego takie emocje, że śnią mu się koszmary to lepiej na razie ja schować poza jego zasięg. – przyznała mi rację kobieta.
– Jest taki podobny do Andrew...
– Wiem Ana. Wszyscy to widzą. Aron to wykapany ojciec. Im jest starszy, tym bardziej staje się to widoczne. Swoją drogą to jak ten czas szybko leci. Jeszcze chwile i święta, nowy rok, wakacje i Aron pójdzie do szkoły.
– Mój mały synek rozpocznie naukę w szkole. Na samą myśl się stresuje. Chyba się starzeje. Jak dziewczynki rozpoczynały szkołę to nie byłam taka pełna obaw jak teraz, a to jeszcze dobre pół roku. Jak nadejdzie ten dzień to chyba całkowicie będę spanikowana – zaśmiałam się sama z siebie.
– Człowiek im starszy tym chyba bardziej wszystko przeżywa. Czasami za bardzo bierze niektóre rzeczy do siebie. – rzekła moja rozmówczyni.
– Masz rację. Jednak sprawa Trevora nie daje mi spokoju.
– Ana mam pomysł, ale nie denerwuj się.
– Mary co ci szalonego przyszło do głowy?
– Tak sobie pomyślałam, że warto byłoby dowiedzieć się czegoś więcej o Andersonie. Skoro mu wolno, to tobie dlaczego nie. – odpowiedziała zagadkowo.
– Do czego zmierzasz?
– Sprawdź Trevora. Wynajmij prywatnego detektywa. Dowiedz się o nim jak najwięcej. Może coś ukrywa, a jeśli detektyw niczego nie znajdzie to chociaż będziesz spokojna, że Trevor jest czysty i nic nie kombinuje.
– W sumie to już mi kiedyś to przeszło przez myśl, ale stwierdziłam, że to głupie.
– Wcale nie. Skoro on nie chce nic więcej ci powiedzieć to pora byś się dowiedziała sama konkretów.
– W sumie masz rację. Nawet wiem kogo poprosić o pomoc.
****
Dwa dni później siedząc w biurze zadzwoniłam do starego przyjaciela. Początkowo się wahałam, ale w końcu wybrałam jego numer.
– Proszę, proszę, kto do mnie dzwoni. Stęskniłaś się? – odezwał się w słuchawce telefonu męski głos.
– Witaj Ben. Co u ciebie? – odpowiedziałam rozbawiona jego przywitaniem.
– U mnie nic się nie zmieniło odkąd się widzieliśmy. Ile to już minęło czasu? Trzy lata? – zastanawiał się.
– Tak, to już trzy lata od katastrofy – odpowiedziałam przypominając sobie jak poprosiłam go o pomoc w poszukiwaniach mojego męża.
– Co cię do mnie sprowadza? – zapytał wprost. Zawsze taki był. Nie owijał, tylko konkretnie zadawał pytania.
– Potrzebuje informacji. Dalej świadczysz usługi detektywistyczne? – zapytałam od razu ujawniając powód mojego telefonu. Nie było sensu odwlekać tego, po co do niego zadzwoniłam.
– Tak, a nawet gdybym zakończył działalność, to tobie zawsze bym pomógł. Jesteś dla mnie jak siostra. Nie mógłbym ci odmówić. Wiesz o tym. – dało się wyczuć jak się uśmiechał do telefonu.
– Dalej stacjonujesz w Chicago?
– Tak. Kocham to miasto. Zresztą wiesz. Znamy się od czasów studiów i już wtedy wiedziałem, że w tym mieście chce osiąść na stałe.
– Tak pamiętam. To były czasy.
– No ale przecież nie zadzwoniłaś do mnie, by rozmawiać o czasach studenckich. Co cię kochana do mnie sprowadza? – zapytał wracając do rzeczywistości.
– Chciałabym, abyś kogoś dla mnie sprawdził. Znajdziesz dla mnie czas? – zapytałam z nadzieją w głosie.
– Dla ciebie zawsze. Niedawno zakończyłem jedno śledztwo i zrobiłem sobie mały urlop, ale skoro mnie potrzebujesz to już jutro mogę być w Bostonie. – odparł bez zawahania.
– Bardzo się cieszę i z góry dziękuje. Tylko jest jedna sprawa. Jestem obserwowana przez jednego detektywa i obawiam się, że może czasami cię rozpoznać – odparłam pewnym siebie głosem.
– Czyli szykuje się cos grubszego. Rozumiem.
– To się okaże Benjaminie. Wolałabym aby tak nie było.
– Wiesz kim jest ten detektyw?
– Z tego co udało mi się podsłuchać podczas rozmowy to ma na imię Ben. Nic więcej nie wiem.
– Ok. Dam znać jak już będę w Bostonie. Do zobaczenia jutro.
– Do zobaczenia.
Siedziałam w swoim biurowym krześle zamyślona, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
– Proszę – zawołałam.
– Kwiaty dla najpiękniej kobiety w Bostonie – odezwał się mężczyzna chowając się za ogromnym bukietem frezji.
– Trevor, co za niespodzianka – odpowiedziałam wstając zza biurka.
– Tęskniłem – odparł całując mnie na powitanie.
– Ja również tęskniłam – odpowiedziałam, co było zgodne z prawdą. Zależało mi na nim coraz bardziej, ale obawy, które kłębiły się w mojej głowie powodowały, że cały czas byłam czujna, co powoli stawało się męczące.
– Jest pora lunchu. Dasz się zaprosić? – zapytał mężczyzna nie wypuszczając mnie ze swoich objęć.
– Z przyjemnością. Poza śniadaniem w domu, nic nie jadłam.
Wstawiłam kwiaty do wazonu, poinformowałam swoją asystentkę, że wychodzę i udaliśmy się z Trevorem do pobliskiej restauracji.
– Czyli wyjeżdżasz. Na długo? – zapytałam po usłyszeniu informacji, które mi przekazał.
– Nie skarbie. Jadę do Denver jutro po południu. Powinienem wrócić przed weekendem. Muszę załatwić parę spraw w firmie – odpowiedział uważnie mi się przyglądając.
– Rozumiem, obowiązki. Taki już nasz los, że krążymy między miastami mając firmy rozsiane po kraju.
– Dokładnie. Sama znasz ten ból. Czasami wolałbym mieć firmę tylko w jednym mieście i nie krążyć w kółko, ale wtedy bym nie był w życiu w tym miejscu, w którym jestem.
– Biznes by stał w miejscu, a żeby przetrwać trzeba rozwijać firmę. Stagnacja w naszym świecie nikomu nie przyniosła nic dobrego.
– Otóż to kochanie. Ale nie o interesach chciałem z tobą rozmawiać – oznajmił Anderson.
– A o czym? – zapytałam zajadając się sałatką z kruczakiem.
– Ana, spotykamy się od kilku miesięcy, traktuje cię poważnie i chciałbym, aby nasza relacja dalej się rozwijała, a mam wrażenie, że stoimy w miejscu.
– Co dokładnie masz na myśli?
– Zakochałem się w tobie. Wiem ile przeszłaś w życiu, ale dalej już nie musisz ze wszystkim radzić sobie sama. Chcę budować z tobą swoją przyszłość, naszą wspólną przyszłość.
– Trevor, ja...
– Anno Peterson, czy uczynisz ten zaszczy i zostaniesz moją żoną? – uklęknął niespodziewanie Trevor i oświadczył się.
Byłam w szoku. Nie spodziewałam się takiego ruchu z jego strony. Rozejrzałam się dookoła. Uwaga wszystkim w restauracji skupiła się na naszej dwójce. Czułam się jak w pułapce.
– Ano....
– Przepraszam, jestem w szoku, nie spodziewałam się....
– Zostaniesz moją żoną? – ponowił pytanie.
– Tak – odparłam przybierając na twarz uśmiech. – Zostanę twoją żoną – złączyłam nasze usta w pocałunku. Nie chciałam by ktokolwiek spostrzegł moje wahanie. Nie byłam pewna czy dobrze robię, ale nie mogłam odpowiedzieć inaczej. Intuicja mi podpowiadała, że Trevor celowo wybrał miejsce publiczne.
Anderson nałożył mi pierścionek na palec i wtedy w restauracji rozległy się gromkie brawa. Nawet kilka znajomych osób, których znałam ze świata biznesowego podeszło do nas z gratulacjami. Nie pozostało mi nic innego, jak się tylko uśmiechać.
Nie mogłam zrobić sceny i się nie zgodzić.
Wiadomości o odrzuconych oświadczynach rozeszłyby się w ekspresowym tempie, a ja i moja rodzina zostalibyśmy wystawieni na pożywkę dla prasy. Trevor nie był głupi. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
– Kocham cię – powiedział całując mnie w policzek.
– Zaskoczyłeś mnie. Wiesz co zrobić, by odebrać człowiekowi mowę.
– No cóż, lubię czasami zaskakiwać. – odpowiedział tuląc mnie do siebie, kiedy po wszystkim wyszliśmy z lokalu.
Trevor odprowadził mnie do biura i umówiliśmy się na świętowanie w jego mieszkaniu. Miał po mnie przyjechać o dziewiętnastej.
Czułam się przy nim szczęśliwa, ale nie byłam do końca pewna jego intencji, a dzisiejsza sytuacja z zaręczynami spowodowała, że w mojej głowie jeszcze bardziej zasiał niepokój.
Przez resztę dnia nie mogłam się na niczym skupić. Od tego całego rozmyślania rozbolała mnie głowa. Tak się zamyśliłam, że w pierwszej chwili nie usłyszałam, że dzwoni moja komórka.
– Benjamin? Coś się stało? – zapytałam zaskoczona jego telefonem.
– I tak i nie – odparł.
– Mów. Mnie już dzisiaj chyba nic nie zaskoczy – westchnęłam obawiając się tego, co ma mi do powiedzenia.
– Trochę poszperałem i jeśli detektywem jest ten Ben o którym myślę, to spotkanie w Bostonie nie jest najlepszym pomysłem.
– Dlaczego?
– Ben Carivas jest bardzo dobrze znany w środowisku detektywistycznym. Krótko mówiąc znamy się. Może niezbyt dobrze, ale widujemy się czasami na iventach. Jeśli zobaczy mnie z tobą, może zacząć coś podejrzewać. – oznajmił Benjamin.
– Cholera jasna. Co w takim razie proponujesz? – zapytałam zastanawiając się co zrobić w tej sytuacji.
– Jest taka możliwość byśmy się spotkali w Nowym Jorku? Masz tam mieszkanie, prawda?
– Tak, mam – przełknęłam głośno ślinę na myśl o tym, że po trzech latach zwlekania, mam postawić swoje stopy w mieszkaniu Andrew.
W miejscu, które kojarzyć już zawsze będzie mi się kojarzyło z Andrew. Nagle wszystko wróciło jak bumerang. Wszystkie wspomnienia związane z tym miejsce wróciły ze zdwojoną siła, a w oczach pojawiły się łzy.
– Halo, Ana jesteś tam?
– Tak Benjamin, jestem. Przepraszam, zamyśliłam się. Dobrze, spotkajmy się w moim mieszkaniu w Nowym Jorku. Pamiętasz adres? – zapytałam czując, że muszę jak najszybciej zakończyć tę rozmowę nim się rozkleję.
– Nie za bardzo – przyznał mężczyzna.
– W porządku, wyśle ci smsem, a teraz przepraszam, ale musze kończyć. Do zobaczenia w takim razie.
– Ana..
– Tak Benjamin?
– Zrobię wszystko, by ci pomóc. Tego możesz być pewna – powiedział z troską.
– Dziękuję, jesteś prawdziwym przyjacielem.
– Do jutra Ana, trzymaj się, będziemy w kontakcie.
Przed dziewiętnastą zadzwonił Trevor, że czeka na mnie w aucie na parkingu. Wyciągnęłam z szuflady pierścionek, który mi podarował i założyłam go na palec. Nie chciałam, by na razie ktokolwiek wiedział o moich zaręczynach. Na ten moment musi to pozostać tajemnicą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro