Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9


Dziewczyny rano poleciały z Brandonem do Nowego Yorku, a ja szykowałam się na spotkanie z Andrew.

Założyłam czarną, lekko rozkloszowaną suknie do kostek, do tego kolczyki i naszyjnik z białych pereł oraz czarne czółenka. Włosy ułożyłam tak jak lubiłam w duże, luźno opadające loki. Postawiłam na lekki makijaż pociągając tylko rzęsy tuszem i do tego pomadka w lekkiej odcieni czerwieni.

Nie wiedziałam, gdzie Andrew mnie zabiera, więc postawiłam na sukienkę koktajlową, która była idealna na różne spotkania. Nie raz już taki strój uratował mnie z opresji, gdy okazało się, że umówione spotkanie okazało się być w miejscu, które wymagało nieraz bardziej lub mniej eleganckiego dres codu.

Andrew przyjechał po mnie o dziewiętnastej. Zawsze był punktualny i to się nie zmieniło.

Dojazd nie zajął nam dużo czasu. Po trzydziestu minutach byliśmy na miejscu. Hotel Heaven znajdował się w samym centrum Chicago. Z informacji, które posiadłam, wiedziałam, że należał on do Eryka Petersona. Były w nim trzy restauracje.

Zatrzymaliśmy się przed hotelem, Peterson dał kluczyki od swojego auta boyowi hotelowemu i weszliśmy do środka, udając się od razu w kierunku wind. Wjechaliśmy na dwudzieste piąte piętro, na którym mieściła się mała kameralna restauracja z tarasem na zewnątrz, umożliwiając podziwianie panoramy Chicago. 

Po paru minutach wyszliśmy z windy udając się do restauracji. Andrew objął mnie ramieniem w pasie i poprowadził prosto na taras. Widok zapierał dech w piersiach. Można było stąd podziwiać nie tylko panoramę tego cudownego miasta, ale również rzekę Chicago, nad brzegiem której mieścił się hotel, ale który również serwował widoki na jezioro Michigan i jeden z największych drapaczy chmur w Stanach Zjednoczonych Wills Tower. 

Zachwycona widokami dopiero po chwili zorientowałam się, że oprócz nas nie ma tutaj nikogo. W tle leciała z głośników muzyka nadając niesamowity klimat temu miejscu.

Stałam oparta o balustradę na tarasie podziwiając widoki i jednocześnie próbując zapanować nad stresem, który mnie nagle ogarnął, gdy za moimi plecami stanął Andrew kładąc swoje ręce na moich ramionach. Biło od niego ciepło, to które tak dobrze było mi znane.

- Denerwujesz się? – zapytał miękkim głosem gładząc rękoma mnie po ramionach.

- Trochę. – odpowiedziałam. - Dlaczego tutaj jest tak pusto? – zapytałam cały czas stojąc plecami do mężczyzny.

- Wynająłem to miejsce na dzisiejszy wieczór, nie chciałem, by ktoś nam przeszkadzał. – odpowiedział tuż przy moim uchu, na którym czułam jego oddech.

- Andrew - zaczęłam ostrożnie odwracając się tak, że stanęłam z nim twarzą w twarz. Stał tak blisko mnie. Czułam coraz większe ciepło, które emanowało z jego ciała – Mieliśmy porozmawiać, a to wygląda jak randka. Nie tak się umawialiśmy. – dodałam starając się brzmieć na poważną.

- Wiem Ana, że musimy porozmawiać, a to miejsce zapewnia nam spokój i prywatność. Jak będziesz chciała mnie zrzucić z tego tarasu to bynajmniej nikt nie zauważy – żartował próbując rozluźnić atmosferę.

- Nie kuś, bo skorzystam z propozycji – odarłam lekko się rozluźniając.

- Chodź, zamówimy naszą kolację – odpowiedział chwytając mnie za rękę.

Usiedliśmy przy małym stoliku na krzesłach na przeciwko siebie, a Andrew przywołał gestem ręki kelnera.

Po chwili namysłu oboje zdecydowaliśmy się na sałatkę z burraty, papryczki z shishito i martini z migdałów, którego jak dotąd nie miałam okazji spróbować. 

Gdy kelner odszedł z naszym zamówieniem nastała cisza, która nie była niezręczna. Chyba oboje potrzebowaliśmy chwili, aby zebrać myśli. Po chwili odezwałam się pierwsza, chcąc przełamać lody.

- Ty budowałeś ten hotel? – zapytałam zerkając na niego.

- Tak. Ojciec planował jego budowę jak byliśmy jeszcze w Las Vegas. Pamiętasz jak pytał się przed ogłoszeniem wyników przetargu projektu Alana, kiedy będę miał wolne terminy, bo chce wybudować kolejny hotel? – zapytał patrząc na mnie.

- Tak, coś wspominał, że chce postawić hotel w Bostonie – odparłam.

- To jest właśnie ten hotel. Budowa niestety trochę się przeciągnęła kiedy ojciec zachorował. Otworzyliśmy go dopiero krótko przed świętami bożego narodzenia w zeszłym roku. Zeszło nam to prawie trzy lata. – odpowiadał nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Nie wiedziałam, że Eryk miał problemy ze zdrowiem – rzekłam nie kryjąc zdziwienia.

- Dwa lata temu ojciec miał wylew. Dlatego postanowiłem się przeprowadzić do Bostonu. Objąłem kierownictwo w jego firmie, swoją przeniosłem tutaj i tak zajmowałem się dwiema firmami jednocześnie, wspierając również matkę i zapewniając jak najlepszą opiekę ojcu. Do tego ten hotel. Budowa jego była na zaawansowanym etapie, nie mogliśmy jej przerwać. – mówił Andrew, a ja miałam wrażenie, jakby mi się spowiadał z dwóch ostatnich lat swojego życia.

- To musiał być bardzo ciężki czas dla waszej rodziny, ale cieszę się, że Eryk dzisiaj jest w dobrej formie. Gdy zobaczyłam go na balu dobroczynnym nigdy bym nie przypuszczała, że był tak ciężko chory – odpowiedziałam, gdy akurat kelner przyszedł z naszym zamówieniem.

Andrew odczekał, aż kelner się ulotni i zaczął opowiadać dalej.

- Rehabilitacja ojca do takiego stanu w jakim jest dzisiaj trwała wiele miesięcy. Baliśmy się, że niedowład lewej strony ciała może być nieodwracalny. Poświęciłem się całkowicie pracy. Nie mogłem dopuścić, by to nad czym ojciec pracował całe życie runęło jak domek z kart. Tego ciosu, by nie zniósł – odpowiedział przełykając głośno ślinę.

- Rozumiem, dobrze zrobiłeś. Eryk na pewno jest Ci ogromnie wdzięczny.

- Firma to wszystko co ma. Budował to imperium latami. Gdyby to stracił to nie chce nawet myśleć w jakim stopniu by to się odbiło na jego zdrowiu, które i tak było w tamtym czasie kruche. 

- Nie dziwię się.

- Ana, chciałem się odezwać... - zaczął, ale mu przerwałam.

- Ale tego nie zrobiłeś – powiedziałam z żalem.

- Nie zrobiłem. – odparł spuszczając głowę.

- Nie zrozum mnie źle Andrew. Rozstaliśmy się, każdy z nas ma swoje życie. I to jest w porządku. Potem zjawiłeś się nagle w mojej pracy. Nie powiem, byłam w szoku, nie spodziewałam się tego. Dalej byłoby wszystko w porządku, gdy nie twoje zachowanie. Praca, interesy, ok. Pojawiasz się pracujemy przez jakiś czas razem, potem nasze drogi się rozchodzą, w porządku...

- Ana...

- Nie przerywaj mi. Oboje mieszkamy w Bostonie, każdy żyje swoim życiem, zrozumiałe. Nie miałabym żadnych pretensji o brak kontaktu z twojej strony, bo z jakiej racji miałabym tego oczekiwać. Jednak, gdy zacząłeś się do mnie przystawiać, zacząłeś mi mówić jak tęskniłeś, że nie zapomniałeś o mnie przez te wszystkie lata, do tego ten pocałunek, deklaracje sugerujące, że chcesz spróbować na nowo, to wszystko się zmieniło w moim stosunku do ciebie. Byłam i nadal jestem na ciebie zła. – mówiłam wyrzucając z siebie to co ciążyło mi na sercu.

- Bo to prawda....

- Nie skończyłam. – powiedziałam oschle. - Jak mam ci wierzyć? Wkroczyłeś na nowo do mojego życia niczym tornado, zburzyłeś mój spokój, który z trudem zbudowałam i nagle oświadczyłeś, że ci zależy. Potem okazało się, że mieszkasz w tym samym mieście co ja od dwóch lat i nie dałeś o sobie znać, a tak niby mnie kochasz. Na dodatek przez przypadek dowiedziałam się, że masz od kilku miesięcy dziewczynę, która jest święcie przekonana, że jej się wkrótce oświadczysz. Jak mam ufać twoim słowom? Skąd mam mieć pewność, że w nic nie grasz, że to nie jest manipulacja z twojej strony? Jak mam ci ufać Andrew? Jak? – wyrzuciłam w końcu wszystko z siebie czując ulgę. To było jak oczyszczenie. Słowa, które miałam na języku od ponad tygodnia w końcu zostały wypowiedziane na głos.

- Masz rację. Nawaliłem i to po raz drugi. Wiem, że jest ci ciężko uwierzyć w moje zapewnienia, ale nigdy nie przestałem cię kochać – powiedział patrząc mi głęboko w oczy. - Tak samo jak ty mnie - dodał przeszywając mnie wzrokiem.

- Czasami sama miłość nie wystarczy do tego, by być razem – odparłam patrząc mu w oczy, które stały się ciemne niczym węgiel.

- Kocham cię i nie zrezygnuje z ciebie. Zrobię wszystko, byś mi zaufała i dała nam szansę – powiedział kładąc swoją rękę na mojej dłoni.

Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, iż miałam wrażenie, że byłby wstanie roztopić lód. Jego wzrok palił, powodując przyjemne uczucie w dole mojego brzucha. Byłabym w stanie zatracić się w tym spojrzeniu.

- Przepraszam czy skończyli państwo posiłek? – zapytał kelner, którego nie zauważyłam.

- Tak skończyliśmy i proszę, by nam nie przeszkadzano – rzekł Andrew do kelnera.

- Dobrze panie Peterson – odparł chłopak zabierając nasze talerze. Wychodząc zamknął za sobą drzwi tarasowe, co spowodowało, że zostaliśmy całkowicie odgrodzeni od innych osób.

- Ana przez półtorej roku byłem tak pochłonięty pracą w dwóch firmach, że nie byłem w stanie skupić się na niczym innym. Gdy ojciec wrócił do pełni sił i zarządzania swoim przedsiębiorstwem chciałem się z tobą skontaktować, ale nie miałem odwagi. Za każdym razem gdy wybierałem do ciebie numer odkładałem telefon z powrotem. - mówił z wyrzutem.  -Nie wiedziałem co mam ci powiedzieć, czy w ogóle byś zechciała ze mną rozmawiać, czy nie rozłączyłabyś się. Dlatego kiedy zadzwonił do mnie Alan uznałem to za znak. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nasze spotkanie jest nieuniknione. Chciałem zaprosić cię na kawę, by porozmawiać, ale gdy ujrzałem cię stojącą przy oknie wszystko do mnie wróciło ze zdwojoną mocą. - kontynuował swoją wypowiedź

- Ledwie się powstrzymałem, by wziąć cię w swoje ramiona. Gdybyś wiedziała jak musiałem się przy tobie kontrolować. Czułem się jak szczeniak, który nie potrafi nad sobą zapanować. Miałem ci tyle do powiedzenia. – teraz to on wyrzucał z siebie wszystko co w nim siedziało.

- No i powiedziałeś – odparłam wzdychając.

- Niestety zacząłem od złej strony. Wyleciałem jak głupek mówiąc, że chce być z tobą, chociaż tak jest. Jednak wiem, że nie od tego powinienem zacząć. Wiem, że czujesz się skołowana i masz do tego prawo, ale proszę nie przekreślaj nas – powiedział patrząc na mnie błagalnie, jakby trzymał się ostatniej deski ratunku.

- Andrew to nie takie proste. Mam mętlik w głowie. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Czuje się zagubiona i przytłoczona jednocześnie tym wszystkim.

- Rozumiem. Wiem, że potrzebujesz czasu i ja dam ci go tyle ile będziesz trzeba. Tylko proszę, daj mi chociaż odrobine nadziei, że jest jeszcze chociażby cień szansy. – prosił tak jakby to była walka o kolejną porcje tlenu, by mógł oddychać.

- Nie wiem. Z jednej strony chciałabym powiedzieć tak, a z drugiej.....boje się. Skąd mam wiedzieć, że sytuacja się nie powtórzy. A jeśli tym razem to Chantel poprosi cię o pomoc? Też do niej polecisz? - zapytałam niepewna co mam o tym wszystkim sądzić.

- Nie. Sytuacja z Sarą dużo mnie nauczyła. Dostałem lekcję życia, za którą słono zapłaciłem. Straciłem ciebie. – powiedział łamiącym się głosem.

- Potrzebuję czasu. Nie przekreślam niczego, ale też nie zamierzam składać ci żadnych zapewnień i deklaracji. – odpowiedziałam zdając sobie sprawę z tego, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał.

Musiałam wszystko sobie na spokojnie poukładać, a przede wszystkim przekonać się czy naprawdę mu na mnie zależy i czy potrafię mu na nowo zaufać. Od tego będzie zależało czy będę w stanie związać się z nim na nowo.

- Chodź – powiedział wyciągając do mnie rękę.

Spojrzałam pytająco nie wiedząc o co chodzi.

- Zatańczysz ze mną Ana? – zapytał.

Skinęłam twierdząco głową i podałam mu rękę wstając od stołu.

W tle leciała piosenka All I Want. Tańczyliśmy ciesząc się chwilą. Po chwili Andrew przycisnął mnie bliżej siebie tak, że nasze ciała się ze sobą stykały. Owinął swoje ręce wokół moich bioder jakby nie miał zamiaru mnie wypuszczać. Otworzyłam przymknięte powieki spoglądając mu w oczy. Położyłam swoje ręce na jego ramionach czując jak mocno bije mu serce. Patrzyliśmy na siebie jak zahipnotyzowani poruszając się wolno w tańcu.

- Tęsknię za tobą. Nie ma dnia, w którym by mi ciebie nie brakowało Ana. – powiedział głaszcząc ręką mój policzek.

Czułam ciepło jego dłoni, które roznosiło się po całym moim ciele. Odruchowo wtuliłam się w jego rękę. Było mi tak dobrze. Znajomy dotyk, który rozpalał do czerwoności, ale też, który koił kiedy tego potrzebowałam. Tak jak teraz.

Gdy otwierałam oczy Andrew właśnie się nade mną pochylał. Jego usta dotknęły delikatnie moich. Nie odsunęłam się od niego co uznał za pozwolenie, bo po chwili nasze usta złączył w długim i niesłychanie czułym pocałunku. Miałam wrażenie jakbym traciła grunt pod stopami.

Smakował tak dobrze i tak znajomo. Nie było w tym pocałunku erotyzmu. Była w nim tęsknota, ból i miłość jednocześnie.

Po czasie w końcu się od siebie oderwaliśmy ciężko oddychając. Nasze czoła się ze sobą stykały, a my byliśmy wpatrzeni w swoje oczy. Ciemno jego tęczówek wywołało na moim ciele dreszcze. W jego oczach widziałam nie tylko pożądanie, ale i miłość.

Tylko czy to wystarczy, aby był mi oddany?

Czy potrafił kochać mnie całym sobą.

Tego nie wiedziałam.  

Jedyne co mogłam zrobić to przekonać się dając mu się zbliżyć do siebie, na tyle, na ile czułam się z tym bezpiecznie i komfortowo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro