Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Tydzień później Andrew pokazał dom Michaelowi i Mary. Kobieta była zachwycona nie tylko nowym gniazdkiem, ale też otoczeniem. Widoki rozpościerające się na okolicę zapierały dech w piersiach, a cisza panująca wokół była jak kojący balsam dla duszy po męczącym dniu.

Budowa magazynu była prawie na ukończeniu, a w siedzibie głównej Alan uporał się z problemami z działem marketingu. Wszystko zmierzało ku dobremu.

Przeglądałam umowę, która mieliśmy podpisać z nowym kontrahentem, gdy rozdzwonił się mój telefon.

- Pani Peterson zje pani dzisiaj ze mną kolację? – zapytał Andrew, gdy odebrałam połączenie.

- Dzień dobry panie Peterson, z przyjemnością, tylko nie wiem czy nie pomylił pan numerów. Żadnej pani Peterson tutaj nie ma. – odpowiedziałam śmiejąc się.

- Ale już niedługo nią będziesz kochanie, a ja się nie mogę doczekać. – odparł.

- Brzmi cudownie – rzekłam nie przestając się śmiać.

- Będę po ciebie o dziewiętnastej, pasuje ci?

- Tak. Brandon jak zawsze o siedemnastej będzie po dziewczyny, więc zdążę się wyrobić.

- To do wieczora kochanie, chociaż nie wiem jak ja przeżyje cały dzień czekając na spotkanie z tobą – odparł Andrew wzdychając z niezadowoleniem.

- Wariat z ciebie Peterson.

- To przez ciebie wariuje. Zawładnęłaś całym moim światem. Chcę, abyś każdego dnia budziła się obok mnie i rozświetlała swoja osobą każdy poranek. Nie wiem jak ja wytrzymam jeszcze te dwa miesiące – odparł.

- Ty naprawdę zwariowałeś. Czekałeś tyle lat, to jeszcze trochę wytrzymasz – odpowiedziałam drocząc się z nim.

- Owszem, ale dzisiaj i tak nocujesz u mnie.

- Wszystko zaplanowałeś?

- No chyba nie myślałaś, że cię wypuszczę. Skoro twoich córek nie będzie cały weekend to spędzisz go w moim łóżku.

- Ma pan braki panie Peterson? – zapytałam mrucząc do słuchawki.

- Ana, błagam...

- O co błagasz?

- Kurwa nie podpuszczaj mnie, bo zaraz do ciebie przyjadę i przelecę cię na tym biurku, przy którym teraz siedzisz – odparł zachrypniętym głosem.

- Brzmi zachęcająco, a jak chciałbyś to zrobić? Wziąłbyś mnie od tyłu czy od przodu? – zapytałam podnieconym głosem wyobrażając sobie jak w tej chwili ciśnienie musi rozpierać mu spodnie.

Uwielbiałam z nim pogrywać. Świadomość, że tak bardzo działałam na swojego mężczyznę była nie tylko podniecająca, ale powodowała ona, że czułam się pożądana i atrakcyjna. Każda kobieta chce się tak czuć obok ukochanego. Ja byłam tą szczęściarą, która to miała.

- Ana kurwa, jak zaraz nie przestaniesz to...

- To co? Przyjedziesz osobiście sprawdzić jak jestem mokra?

- Kurwa sama tego chciałaś.

- Andrew, halo Andrew...

Połączenie zostało zerwane. Czyżbym przesadziła?

Godzinę później weszłam do swojego gabinetu z zebrania z dyrektorami poszczególnych działów.

Do końca mojej pracy zostało jeszcze trochę. Musiałam przejrzeć sprawozdania, a już byłam zmęczona. Nie mogłam odkładać tego jutro. Większość pracowników zbierała się do domu. Piątek był dniem, gdzie dzięki temu iż przychodziliśmy do pracy o godzinę szybciej, to tez kończyliśmy godzinę wcześniej z czego pracownicy byli zadowoleni.

Odkładałam teczkę na biurko, gdy ktoś wszedł za mną.

- Dylan jeśli chodzi o te dokumenty.....

- To nie Dylan – nie zdążyłam dokończyć, gdy mi przerwano.

- Co ty tutaj robisz? – zapytałam zdziwiona widokiem mężczyzny.

- Ostrzegałem cię byś przestała – odarł surowo przekluczając zamek w drzwiach.

- Andrew co ty wyprawiasz? – zapytałam zdziwiona jego widokiem.

- Sama tego chciałaś. – rzekł zbliżając się do mnie.

Wzrok miał utkwiony we mnie, a oczy przybrały ciemny odcień. Znałam już na tyle to spojrzenie, by wiedzieć co ono oznacza.

- Mieliśmy spotkać się wieczorem – starałam się zachować zimną krew, chociaż od środka wszystko we mnie buzowało.

Podeszłam do barku, by nalać sobie wody. Nim do mnie podszedł wychyliłam całą zawartość szklanki do dna. To jednak nie ugasiło wzbierającego się we mnie pożaru.

- Andrew co zamierzasz? Nie patrz takim wzrokiem na mnie?

- Jakim wzrokiem? – zapytałam niskim głosem.

- Jakbyś, jakbyś chciał mnie pożreć – odparłam czując mrowienie w dole brzucha.

- To twoja wina. Nie trzeba było ze mną zadzierać. Musze cię dotknąć, bo zwariuję.

Próbowałam protestować, ale on nie zwracał uwagi na moje słowa. Już po chwili tonęłam w jego objęciach, a wszelki mój sprzeciw ucichł wraz z jego pocałunkiem.

- Nawet nie wiesz co ze mną zrobiłaś – odparł ściszonym głosem przegryzając mnie w szyję.

- Andrew, proszę, jesteśmy w biurze....

- Teraz prosisz? Trzeba było myśleć zanim spowodowałaś, że moje spodnie niemal rozsadziło.

Nim dokończył mówić obrócił mnie zwinnym ruchem tyłem do siebie.

Podwinął mi do pasa spódniczkę wymierzając mocnego klapsa, aż podskoczyłam. Zapiszczałam przy tym z bólu ale i uciechy jaką mi to sprawiło.

Chwycił mnie w talii unosząc lekko, po czym położył mnie na blacie stołu konferencyjnego tak, że moje nogi zwisały w powietrzu. Schylił się ściągając ze mnie majtki, a następnie założył moja lewą nogę na blat. Obserwując go przez ramie zauważyłam jak zsuwa z siebie spodnie wraz z bokserkami. Nie zwlekając wszedł we mnie od razu.

- To twoja kara – warknął mi do ucha, przyciągając mnie bliżej ku sobie.

Zaczął ugniatać moje piersi przez materiał koszuli wchodząc we mnie ostro raz za razem. W pomieszczeniu było słychać odgłos moich odbijających się pośladków o jego uda. Po chwili zrobiłam się taka ciasna, że miałam wrażenie iż dłużej nie wytrzymam. Andrew musiał to wyczuć, bo nagle przyspieszył tak, że moja głowa pod naporem doznań wygięła się do tyłu, a z gardła wydobył się głośny jęk.

Zaciskałam się na jego penisie coraz bardziej czując gorący dreszcz przebiegający wzdłuż pleców. Spomiędzy moich ust wychodziły głośne krzyki, roznoszące się po całym biurze. Czułam nagle jak jego penis zaczął pulsować wewnątrz mnie wypełniając mnie przy tym całkowicie.

- Ja pierdolę, Ana.. – dyszał między kolejnymi pchnięciami doprowadzając nas tym do spełnienia.

Nasze jęki mieszały się ze sobą do tego stopnia, że było ciężko stwierdzić, które doszło pierwsze. Po chwili wysunął się ze mnie stawiając mnie na nogach, na których z ledwością mogłam się utrzymać. Gdyby nie trzymał mnie za biodra z pewnością bym upadła. Wtulił głowę w moje włosy obejmując mnie mocno w talii.

- Za każdym razem, gdy będziesz mnie kusić przyjadę, chociaż bym był nie wiadomo jak daleko stąd. Przy tobie szaleje mała, doprowadzasz mnie do obłędu – powiedział mrucząc w moje włosy.

Oderwałam się od niego i odwróciłam przodem tak, by widzieć jego twarz. Pocałowałam go czule w usta uśmiechając się zalotnie. Nie musiałam nic mówić. Wiedział co to oznaczało. Nie zamierzałam przestać go podpuszczać. Ta gra mi się podobała z czego doskonale zdawał sobie sprawę.

- Jak tak dalej będzie to szybko zostaniesz ponownie mamą. – odparł całując mnie w czoło.

- Co?

- Kochanie to już drugi raz kiedy kochaliśmy się bez zabezpieczenia – odpowiedział patrząc mi w oczy.

- Andrew nie żartuj – odpowiedziałam trochę zdenerwowana.

- No co? Nie chciałabyś mieć ze mną dziecka? – zapytał z nadzieją w głosie.

- To nie tak, że nie chciałabym. Po prostu mnie zaskoczyłeś. – odparłam.

- To nie zmienia faktu, że przed chwilą robiliśmy to bez gumki. – rzekł uśmiechając się głupkowato.

- Zrobiłeś to celowo? – zapytałam nie wiedząc co o tym myśleć.

- Nie Ana, nie zrobiłem tego celowo. – odpowiedział z powagą patrząc mi głęboko w oczy.

- W porządku. Szczerze to trochę przestraszyła mnie wizja ciąży. Chyba za dużo się ostatnio dzieje. Kiedyś zapewne nasza rodzina się powiększy, ale nie spieszmy się. – odpowiedziałam głaszcząc go po policzku.

Chciałabym mieć dziecko z Andrew, ale jestem już w takim wieku, że najpierw powinnam się do tego odpowiednio przygotować. Badania, witaminy, poza tym teraz żyjemy w takim pędzie, że nie wyobrażałam sobie siebie ledwo chodzącej z wielkim brzuchem. Na wszystko przyjdzie odpowiedni czas.

- Masz rację kochanie, a teraz chodźmy, zabieram cię ze sobą – rzekł przytulając mnie do siebie mocno.

Uwielbiałam chować się w jego ramionach. Czułam bijące od niego ciepło, a jego dotyk działał kojąco. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, którego nie zaznałam wcześniej w poprzednim związku.

Pojechaliśmy samochodem Andrew do mojego domu. Było dość wcześnie i zdążył się przywitać jeszcze z moimi córkami przed wyjazdem. Dziewczyny ucieszyły się na jego widok i oczywiście zasypały go pytaniami o pokoje. Nie mogły się doczekać kiedy ich sypialnie zostaną pomalowane i będą mogły je urządzać.

Siedzieliśmy z dziewczynami w kuchni pijąc herbatę, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Lucy otworzyła wpuszczając ojca do środka. Dziewczyny pożegnały się z nami wstając od stołu. Brandon stał wpatrując się w Andrew jakby zobaczył ducha. Dłonie zacisnął w pięści jakby przygotowywał się do ataku. Wstałam od stołu zmierzając w jego kierunku, a Andrew szedł za mną Nie byłam pewna czego się mogę po nim spodziewać.

- Witaj Brandon – przywitałam się skupując jego uwagę na sobie.

- Cześć – odburknął.

- Andrew to Brandom mój były mąż, Brandon to jest Andrew – przedstawiłam sobie mężczyzn czując się niezręcznie, ale nie dałam tego po sobie poznać.

- Miło mi cię poznać – przywitał się Andrew podając rękę mężczyźnie.

Brandon spojrzał na jego dłoń i niechętnie podał mu swoją.

- To ty jesteś nowym facetem Any – wypalił ironicznie.

- Jestem jej narzeczonym – odparł z uśmiechem pokazując swoją postawą, że góruje nad moim byłym.

- Dziewczyny idźcie do taty samochodu – powiedziałam do córek obawiając się, że któremuś z nich puszczą hamulce.

- Szybka jesteś, widzę, że nie próżnujesz – wypalił złośliwie Spacey.

- Chyba się kolego zagalopowałeś, grzeczniej proszę – rzekł Andrew z mordem w oczach.

Widziałam jak wszystko w nim buzuje i ledwie nad sobą panuje.

- Będzie lepiej jak już pójdziesz Brandon, dzieci na ciebie czekają – odpowiedziałam udając, że nie zwróciłam uwagi na jego chamskie słowa.

- Wydawałeś się spoko, ale widzę, że ta mała suka cię omotała – wyrzucił z siebie z ironicznym uśmieszkiem.

- Coś ty kurwa powiedział?! – wybuchnął Andrew chwytając go za kurtkę i przyciskając do ściany. – Jeśli powiesz jeszcze raz coś obrzydliwego na temat Any to obiecuję ci, że ten cwany uśmieszek zejdzie z ci twarzy. – wykrzyczał Peterson mu w twarz.

- Koleś uspokój się. Po co tracisz energię na jakąś głupia babę – odparł złośliwie Brandon próbując zrzucić z siebie ręce Petersona, ale ten nie odpuszczał.

- Jesteś taki tępy, że do ciebie nie dotarło to co powiedziałem?! Mam ci to kurwa wytłumaczyć w inny sposób?! – warknął Andrew.

- Dobra, dobra, odpuść facet. Jak chcesz być z ta zdzirą to już twój problem. W sumie to jesteście siebie warci. – rzekł poprawiając kurtkę, gdy mój narzeczony go puścił.

- Spierdalaj stąd nim nie ręczę za siebie. Jedynie co mnie powstrzymuje przed obiciem ci mordy to twoje córki, które czekają w aucie, inaczej już by ci ten głupkowaty uśmieszek dawno zszedł z twarzy. – powiedział Andrew przez zaciśnięte zęby otwierając mężczyźnie drzwi, by wyszedł.

- Andrew, nie warto – powiedziałam chwytając go za łokieć.

Brandon bez słowa wyszedł z domu. Dziękowałam w duchu, że Andrew powstrzymywał swoje emocje na wodzy. Najgorsze co by mogło się stać to bijaka tej dwójki. Owszem należało się Brandonowi, ale nie chciałam, by dzieci były świadkami bijatyki. To mogłoby się źle odbić na ich psychice, a i relacje z Andrew mogłyby zostać zachwiane.

Gdy drzwi za tym dupkiem się zamknęły Petersen ruszył bez słowa do kuchni. Potrzebował czasu, by ochłonąć. Usiadłam po drugiej stronie wyspy kuchennej obserwując go w milczeniu.

Andrew nalał sobie wody do szklanki i wypił ją duszkiem. Odstawił po chwili naczynie do zlewu i przejechał ręką po włosach. Wtedy też spojrzał w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały.

- Ana przepraszam, ale jak ten gnojek zaczął cię obrażać to aż się we mnie zagotowało. Z trudem się powstrzymałem, aby mu nie przywalić. – powiedział patrząc na mnie zbolałym spojrzeniem.

- W porządku – odpowiedziałam uśmiechając się.

Wstałam z krzesła, okrążyłem wyspę, podeszłam do niego i wtuliłam się w ramiona swojego mężczyzny. 

- Nie jesteś zła? – zapytał cicho całując mnie w czoło.

- O co miałabym być? O to, że stanąłeś w mojej obronie? Nie jestem – odpowiedziałam i złożyłam lekki pocałunek na jego ustach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro