Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6


Dla lepszego klimaciku polecam włączyć pioseneczkę

„ Please Forgive Me" Bryan Adams :)


...Proszę państwa obraz został wylicytowany za zawrotną kwotę miliona złotych - rozbrzmiewał głos Mike'a.

- Gratuluje szefie. Piękny gest z twojej strony. - odezwał się Mark.

- Dziękuje Mark, to na szczytny cel – odpowiedział Andrew patrząc mi prosto w oczy.

- Dziękuje Andrew. To bardzo miłe z twojej strony. – odpowiedziałam zerkając na mężczyznę.

Wszyscy przy stole zajęliśmy zajęci rozmową, gdy rozległ się głos didżeja.

- Proszę państwa. Zapraszamy wszystkich do zabawy, a na początek zapraszam do tańca pana Andrew Petersona z panią Aną Thorman.

Przy stole nagle zrobiło się cicho. Wszystkie spojrzenia skierowały się w naszą stronę.

- Ano zapraszam – odezwał się w pewnym momencie Andrew stojąc obok mnie z wyciągniętą dłonią.

- Oczywiście. Pierwszy taniec jest twój – prychnęłam podnosząc głowę w górę na niego podając mu swoją dłoń.

Wstałam od stołu, Andrew prowadził mnie na parkiet. Splótł nasze dłonie razem trzymając mnie mocno, jakby się bał, że się wycofam. Staliśmy na parkiecie czekając aż poleci muzyka.

Po chwili z głośników rozbrzmiał utwór Please Forgive Me – Briana Adamsa. Andrew przyciągał mnie do siebie obejmując mnie rękoma w talii. Zawiesiłam ręce na jego ramionach patrząc mu w oczy. Kołysaliśmy się w rytm muzyki. To była nasza chwila, mimo, że na sali było ponad dwieście osób.

- Ta sukienka. Celowo ją założyłaś? Dla mnie? - zapytał jakby czekał na to cały wieczór.

- Nie schlebiaj sobie. Miałam w planach ją założyć jeszcze zanim się spotkaliśmy – odburknęłam mu.

Oczywiście, że założyłam ją celowo. Chciałam zrobić mu na złość i mi się udało. Nie ma jak to utrzeć nosa wielkiemu Andrew Petersonowi.

-Ta piosenka jest dla Ciebie Ana – wyszeptał mi do ucha.

- Andrew czego ty ode mnie chcesz? Zjawiasz się po czterech latach, zachowujesz się tak, jakbyś chciał mnie uwieść, potem okazuje się, że masz dziewczynę, a na koniec kupujesz za bagatela milion dolarów mój obraz. W co ty grasz? – zapytałam nie spuszczając wzroku z twarzy mężczyzny. Czułam jak moje wnętrze zaczyna się gotować.

- W nic Ana. Owszem z Chantel widujemy się od czasu do czasu, czasami gdzieś wyskoczymy razem, ale to nic poważnego. Gdyby nie to, że postanowiła zrobić mi niespodziankę wracając z sesji po Europie to byłbym dzisiaj tutaj sam. – rzekł przyciskając mnie bliżej, aż nasze ciała niemal się o siebie ocierały.

- Czyli dobrze zrobiła, że przyjechała. W innym wypadku pewnie nawet byś nie wspomniał o tym, że kogoś masz próbując dalej mnie mamić swoimi gadkami. – odpowiedziałam mu oschle.

- Please for give me... - zaczął nucić mi przy uchu.

- Co mam ci Andrew wybaczyć. To co było minęło bezpowrotnie. Nie ma już nic. Jesteśmy tylko znajomymi, którzy przez jakiś czas będą ze sobą pracować, a potem ich drogi ponownie się rozejdą. – odparłam starając się brzmieć poważnie, chociaż w środku mnie ściskało.

- Nie mała. Tak to się nie skończy. Tym razem nie zamierzam pozwolić ci odejść. - odpowiedział

But if you loved me, why did you leave me?

- Nie bądź śmieszny. Nas nie ma. To przeszłość. Ty masz swoje życie z Chantel, ja mam swoje. Daj mi spokój Andrew. Raz i na zawsze.

- To się jeszcze okaże. – rzekł mi tuż przy uchu drażniąc ustami jego płatek.

Zrobił to celowo. Moje ciało zadrżało pod wpływem tej niby niewinnej pieszczoty. Zauważył to na co się szelmowsko uśmiechnął. Tym razem bitwę wygrał on, ale to jeszcze nie koniec.

Ku mojej uldze piosenka się skończyła i didżej podziękował nam za taniec. Andrew jak na dżentelmena przystało ucałował moją dłoń w podziękowaniu. Skinęłam głową również mu dziękując, po czym udałam się do toalety. Wszyscy na nas patrzyli, więc trzeba było zgrywać pozory.

Potrzebowałam odetchnąć. Czułam jak moje policzki, a raczej moje ciało płonęło. Ciepło jego ciała, jego bliskość, tak dobrze mi znana, zapragnęłam w tamtej chwili, by ona trwała. Moje ciało mnie nie słuchało.

Wyszłam z ubikacji, myłam ręce przy umywalce, gdy weszła do toalety Chantel.

Jeszcze jej tu brakowało.

Oparła się o futrynę przyglądając mi się.

- Ostatnia kabina jest wolna, możesz skorzystać – odpowiedziałam kobiecie.

- Przyszłam porozmawiać z tobą – oświadczyła ze złością.

- Nie mogło to poczekać, aż wrócę do stołu, że fatygowałaś się tutaj? – zapytałam wycierając dłonie w papierowe ręczniki.

- Tutaj nam nikt nie będzie przeszkadzał. Tak więc słuchaj co mam ci do powiedzenia – odparła krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Może tak grzeczniej co? Nie nauczono cię rozmawiać kulturalne z ludźmi? Nie zapominaj gdzie jesteś – odpowiedziałam drwiąco.

Zaczęła mnie irytować. Nie miałam ochoty jej słuchać, ale widziałam, że nie odpuści. Wyglądała w tej chwili na niezrównoważoną i obawiałam się, że mogłaby wywołać awanturę na sali, a ona nie była nam potrzebna. Jeszcze by tego brakowało, aby prasa pisała zamiast o imprezie to o incydencie, który się wydarzył z udziałem tej wariatki.

- Widziałam jak tańczyliście. Nie wmówicie mi, że nic was kiedyś nie łączyło.

- O przeszłości Andrew powinnaś rozmawiać z nim nie ze mną Chantel, poza tym jeśli ci o nas nie powiedział to chyba miał powód. Nie uważasz?

- Chce cię tylko ostrzec, abyś trzymała się od niego z daleka. Nawet jeśli kiedyś coś między wami było to jak widać teraz jest ze mną, nie z takim starym próchnem jak ty. Więc odczep się od niego. Zresztą i tak nie masz szans. W poniedziałek będzie sześć miesięcy odkąd jesteśmy razem. I wiesz co? W komodzie w jego sypialni widziałam takie szafirowe pudełko. Wesz co w nim było? – gadała jak najęta triumfalnie unosząc głowę do góry.

Szafirowe pudełko.

- Zapewne pierścionek. – rzekłam ze znudzeniem.

- Otóż to. W środku pudełka był pierścionek w kształcie gwiazdy, co oznacza, że już niedługo będę jego narzeczoną. Więc staruszko nie masz szans. Andrew woli młodsze, zgrabniejsze, nie takie nijakie jak ty.

Mój pierścionek. Nadal go trzyma?

- To gratuluję. A powiedz mi tylko jedno. Czy ten pierścionek z oczkiem gwiazdy był duży, a w środku wysadzany małymi brylantami? - zapytałam unosząc zadziornie brew.

Obserwowałam jak twarz barbie zalewa się czerwienią. To był piękny widok.

- Skąd to wiesz? Jakim cudem opisałaś mój pierścionek? To niemożliwe, abyś zgadła. – zapytała rozdrażniona.

- Wiesz laluniu. Myślałam, że Andrew stać na więcej niż na ofiarowanie kobiecie pierścionka, który wcześniej nosiła inna. Tak nisko cię ceni? – prychnęłam patrząc na Chantel.

Kipiała ze złości. Coś jeszcze chciała dodać, ale zrezygnowana odwróciła się na piecie i wyszła z pomieszczenia. Całe szczęście, bo jeszcze chwilę, a straciłabym całe pokłady swojej cierpliwości.

- Brawo, w końcu ktoś jej utarł nosa – usłyszałam kobiecy głos za sobą.

- Synthia, przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś tutaj jest. Ta małolata działa mi na nerwy. Nie wytrzymałam. – powiedziałam czując jak uchodzi ze mnie nadmiar powietrza.

- Kochane dziecko, dobrze zrobiłaś. Ta głupia gęś panoszy się wszędzie, gdzie się znajdzie Andrew. Nie rozumiem swojego syna. Co on w niej widzi. Owszem jest młoda, ma dopiero dwadzieścia cztery lata, ale za to głupia nie do opisania. Rozumu to chyba w ogóle ona nie posiada. Odkąd się rozstaliście mój syn stał się inny. Zamknął się w sobie, rzadko nas odwiedza, chociaż mieszkamy niedaleko siebie. Teraz jeszcze umawia się z tą wariatką – mówiła Synthia ze smutkiem w głosie.

Widać było, że martwiła się o syna. Było mi jej żal, jednak to nie była moja sprawa. Wyszłyśmy z toalety rozmawiając, gdy natchnęłyśmy się na Andrew.

- Przepraszam mamo, widziałaś gdzieś Chantel? Jakiś czas temu poszła do łazienki i jeszcze nie wróciła. – zapytał zmieszany mężczyzna.

- Twoja rozwydrzona lalunia przed chwilą wychodziła z toalety. Nie wiem gdzie jest, ale może w końcu zmądrzała i pojechała do domu. - odparła kobieta oschle, po czym wyminęła syna kierując się w stronę swojego stolika.

Nie czekając dłużej, ja również ruszyłam w stronę swojego miejsca. Nie zamierzałam szukać tej dziewczyny. Nie obchodziło mnie, gdzie poszła. Peterson jeśli chce niech robi za jej niańkę, ja nie zamierzałam.

Usiadłam na swoje miejsce dołączając do toczącej się dyskusji. Wieczór był udany. Ludzie bawili się świetnie, a obserwując toczące się licytacje wiedziałam, że udało nam się zebrać pokaźną kwotę. Jutro po południu będziemy mieli szczegółowy raport. Już nie mogłam się doczekać momentu, w którym przekażemy pieniądze na leczenie dla chorych dzieci. Radość ich rodziców, ulga malująca się na twarzy to najpiękniejsze z możliwych podziękowań.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro