Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

2 lata później.

Dzisiaj kalendarz wskazywał dwunastego czerwca i był to dzień drugich urodzin naszego syna Aarona. Andrew oszalał na punkcie dziecka.

Kaja tak jak planowała zamierza podjąć studia w Nowym Jorku, w którym już niebawem zamieszka, a Lucy i Kaja zostały w Bostonie z nami wybierając tutejsze uczelnie co mnie szczerze ucieszyło.

Andrew chcąc utrzymać rodzinną tradycję przekazał mi przepis jego babci na tort czekoladowy z malinami. Na roczek upiekliśmy go razem, a w tym roku zrobiłam go po raz pierwszy sama. Mój mąż był przed podpisaniem ważnego dla jego firmy kontraktu i nie chciałam go obarczać obowiązkami domowymi. Poza tym zrobienie tortu z przepisu babci mojego mężczyzny po raz pierwszy samemu powodowało we mnie ekscytacje.  Był tam jeden składnik, który decydował o całości. Łatwo można było przesadzić i sam już nie byłby ten sam. Było to dla mnie fajne, kulinarne wyzwanie.

- Mamo Kaja już jest i przywiozła ze sobą tego chłopaka o którym mówiła – trajkotała podekscytowana Lucy.

- Już idę, tylko wstawię tort do lodówki.

- Idź Ana. Przypilnuje Arona, by nam się nie dobrał do słodkiego – powiedziała Mary, która mimo upływających lat nadal była w świetnej formie.

- Cześć córeczko. Dobrze, że już jesteście. Mary zostawiła dla was obiad. – odparłam tuląc córkę w ramionach.

- Mamo, ty się nigdy nie zmienisz. – odparła Kaja kręcąc głową.

- Co ja mogę za to, że dbam o żołądek mojej córki. –odpowiedziałam  radośnie.

- Melanie w swoim pokoju? – zapytała Lucy.

- Tak. Ona po szkole wraca prosto do domu i siedzi z nosem w książkach – odparłam.

- Mamo, pozwól, że przedstawię was sobie – powiedziała dziewczyna. – To jak już wiesz jest moja mama, a to jest Steven, mój chłopak.

- Dzień dobry, miło mi cię poznać - odparłam zwracając się do młodzieńca i podając mu na powitanie dłoń.

- Dzień dobry, dziękuję za zaproszenie – rzekł chłopak witając się ze mną.

- Zanieście bagaże na górę i chodźcie na obiad.

Kaja po dosyć długich namowach w końcu odważyła się przyprowadzić swojego chłopaka do domu. Dotychczas widywali się poza domem. Cieszyłam się, że w końcu poznam młodzieńca, do którego tak wzdychała jedna z bliźniaczek.

Andrew bawił się z małym w ogrodzie, a ja z dziewczynami przygotowywałam stół na przyjazd gości. Pogoda dopisywała, więc postanowiliśmy przyjęcie urodzinowe Briana zorganizować w ogrodzie na świeżym powietrzu.

Zjechała się tradycyjnie nasza najbliższa rodzina i przyjaciele.

Siostra Andrew Magie ze swoim mężem ku naszemu zadowoleniu przyjechali wczoraj wieczorem i oznajmili, że zostają na cały tydzień. Cieszyliśmy się z mężem ogromnie z tego powodu. Magie ze swoją rodziną mieszkała daleko i rzadko się widywaliśmy.

Alan i Brenda zostali parą, a niedawno się zaręczyli. Cieszyłam się ze szczęścia przyjaciela. W końcu znalazł kobietę, którą pokochał ze wzajemnością.

Na przyjęciu oczywiście nie mogło zabraknąć rodziców Andrew, którzy podobnie jak ich syn mieli bzika na punkcie małego Petersona.

- Kochani pora na tort. – powiedziałam idąc z ciastem, na którym paliły się dwie świeczki.

Mały był takim samym łasuchem jak jego tata. Jak tylko zobaczył tort zaraz wyciągnął w jego kierunku ręce.

Aron był kopią Andrew. Ciemne, włosy, brązowe duże oczy, nawet uśmiech ten sam. Młodsza wersja mojego Petersona.

Mały otoczony mnóstwem zabawek, które dostał w prezentach tak był pochłonięty zabawą, że zasnął na kocu. Dochodziła prawie godzina siódma i była to pora o której mały przeważnie zasypiał.

- Zaraz wrócę, zaniosę solenizanta do łóżka – powiedziałam do gości wstając.

- Zostań, ja pójdę – zerwał się z krzesła jego ojciec.

- Andrew wnet wyrwał się do małego. Za każdym razem jak obserwowałam ich razem, to miałam wrażenie, że to szaleństwo chyba nigdy mu nie minie – rzekła Synthia ze śmiechem.

Popołudnie jak i wieczór minęły nam w szampańskich nastrojach. Dziewczyny wyrosły, a malutki z dnia na dzień rósł jak na drożdżach.

Zmęczeni późnym wieczorem leżeliśmy z moim mężem przytuleni oglądając w telewizji film.

Andrew następnego dnia musiał jechać w delegację i chcieliśmy nacieszyć się sobą przed jego wyjazdem. W prawdzie miało go nie być tylko trzy dni, ale ostatnio w związku z nowym kontraktem był tak zajęty, że wracał wykończony wieczorami z pracy do domu i po ucałowaniu małego kładł się spać.

*******

Rano, gdy się obudziłam Andrew był już pod prysznicem. Nie zastanawiając się długo postanowiłam do niego dołączyć. Weszłam do łazienki, ściągnęłam z siebie koszulkę nocną i wślizgnęłam się pod prysznic do męża.

- Liczyłem na to kochanie, że do mnie dołączysz – odparł mój ukochany biorąc mnie w ramiona.

Oplotłam ręce wokół jego szyi i złączyłam swoje usta z jego ustami w namiętnym pocałunku.

Po chwili Andrew wplótł dłoń w moje włosy delikatnie za nie ciągnąc.

Nasze języki zaczęły ze sobą tańczyć niczym w idealnej choreografii, jakby się tego uczyły od początku istnienia. Byliśmy jednością. Nasz pocałunek był pełen pożądania i tęsknoty.

- Już tęsknię mała – powiedział mężczyzna, gdy oderwaliśmy się od swoich ust.

- To mi to pokaż. Nie marnujmy czasu na pogaduchy – odparłam zsuwając swoją dłoń po ciele męża coraz niżej, aż dotarłam do wewnętrznej strony jego ud.

Andrew złapał mnie za pośladki po czym przyparł do ściany. Najpierw pocałował zgłębienie w mojej szyi, a potem zjeżdżał z pocałunkami coraz niżej. Ssał i przygryzał na przemian obie piersi, by po chwili składać pocałunki w okolicy mojego pępka.

Kiedy zdecydował, że już wystarczająco się ze mną drażnił zarzucił moją nogę na swoje ramię. Musiałam uważać, by nie stracić równowagi.

- Moja, tylko moja już zawsze – odparł delektując się widokiem mojej wilgotnej już cipki.

Nie czekając dłużej zanurzył swój język w mojej kobiecości. Ssał, lizał moją muszelkę kciukiem zataczając kółka na łechtaczce.

Gdy byłam już nieźle rozpalona uniósł głowę w górę i spojrzał mi w oczy przeszywającym wzrokiem, od którego niemal zapłonęłam.

Nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego, wsunął mocno we mnie dwa palce zginając je przy tym.

Z zachwytu przymknęłam oczy pojękując. Jego ruchy były bardzo powolne co doprowadzało moje ciało niemal do eksplozji niczym rozjuszona Etna.

- Ana patrz na mnie. Chcę pamiętać twój rozpalony wzrok, nim wyjadę.

- Będziesz na delegacji myślał o tym jaka byłam podniecona? – zapytałam między oddechami.

- Dokładnie tak mała, a teraz dojdź dla mnie – odparł przyspieszając mocno swoje ruchy. Przez moje ciało niemal od razu przetoczyła się fala spełnienia doprowadzając mnie do orgazmu.

Andrew zsunął ze swojego ramienia moją nogę i wstał.

Podniósł mnie w górę za pośladki i na nowo przyparł do ściany. Oplotłam swoimi nogami jego uda zaplątując ręce w jego bujnych włosach.

Po chwili nakierował swojego penisa w moje wejście i wsunął się do samego końca aż po jądra.

- Kurwa, nigdy mi się nie znudzi pieprzenie cię. Jesteś dla mnie idealna - powiedział nabijając mnie na siebie coraz mocniej.

Przylgnęłam do niego mocniej, szczytując. Z rozkoszy krzyczałam aż zabrakło mi sił. Gdybym miała teraz umrzeć poznałabym co to Eden.

Andrew doszedł chwilę po mnie. Trzymał mnie tak przez moment, nie wysuwając się ze mnie jakby chciał przedłużyć tę chwilę.

- Będę za wami tęsknić kochanie – rzekł składając pocałunek na moich ustach.

- To tylko trzy dni skarbie. – odparłam uśmiechając się do niego czule. – Też będę tęsknić. Kocham cię – dodałam.

Po prysznicu, ubrani w świeże ciuchy zeszliśmy na dół. Było wcześnie, więc pozostali jeszcze spali.

Zjedliśmy wspólne śniadanie, po czym Andrew poszedł na górę ucałować Arona przed wyjściem.

To był jego zwyczaj. Zawsze nim wyszedł do pracy całował małego w czoło, a jeśli malec nie spał to go czule tulił.

Ucałowałam ukochanego na pożegnanie i poszłam przygotować śniadanie dla reszty domowników i gości.

Jakiś czas później siedzieliśmy z Magie i jej mężem w ogródku pijąc kawę i rozmawiając. W pewnym momencie zakrztusiłam się kawą. Poczułam się dziwnie niespokojna.

Próbowałam odsunąć od siebie to uczucie niepokoju, ale ono tylko się nasilało.

Ogarnęły mnie złe przeczucia. Zawsze moje ciało reagowało tak, gdy coś miało się wydarzyć.

- Ana wszystko w porządku? Jesteś blada – zapytała z troską Magie.

- Nie wiem, coś jest nie tak. Zadzwonię do Andrew. – odparłam zaniepokojona.

Wybierałam numer męża, jednak jego telefon nie odpowiadał. Po chwili z domu zawołała mnie zdenerwowana Mary.

- Ana, możesz tutaj szybko przyjść? – wołała.

Spojrzałyśmy z Magie zdziwione na siebie, po czym skierowałam się w stronę domu.

- Weszłam do domu i ujrzałam Mary stojącą z pilotem w ręce przed wyłączonym telewizorem, a kawałek dalej stał Michael, który prosił moje córki, by poszły z Aronem na górę.

- Mary co się dzieje? – zapytałam niespokojnie.

- Ana, usiądź proszę – wydusiła kobieta.

- Mary co się dzieje? Andrew, jego telefon, nie odbierał. Andrew..... Nie głupia myśl mi przemknęła przez głowę. Co masz taką nietęga minę Mary? - zapytałam nie dopuszczając do siebie dziwnych myśli, które zaczęły mi chodzić po głowie.

- Musimy ci coś pokazać, tylko proszę uspokój się. – odpowiedział Michael podchodząc do swojej żony.

Mary włączyła telewizor i przeskakując po kanałach zatrzymała się na jednym z nich.

- Zdarzył się wypadek. Odrzutowiec, którym leciał Andrew się rozbił. Na razie nic nie wiadomo. Mówią o tym we wszystkich wiadomościach – odparła Mary starając się brzmieć na spokojną.

Podeszła do mnie i usiadła obok ściskając moją rękę. Spojrzała na mnie i pogłośniła dźwięk w telewizorze.

- Znany biznesmen Andrew Peterson lecący swoim prywatnym odrzutowcem z niewiadomych przyczyn rozbił się u wybrzeży wysypy. Trwa akcja poszukiwawcza – mówiła prezenterka w wiadomościach, a na ekranie wyświetlało się zdjęcie mojego męża.

Siedziałam wpatrzona w ekran, a łzy strumieniem leciały mi po policzkach.

- Ana, nic nie jest przesądzone. Znajdą go, na pewno nic mu nie jest. – odezwał się Michael, ale ja nie chciałam niczego słuchać.

- Wyłącz to, wyłącz. Nie chce tego słuchać, nie chce! – zaczęłam krzyczeć w niebogłosy zatykając uszy.

- Ana – odezwała się Mary.

- Nie, to niemożliwe! Andrew nie, błagam, to nie może być prawda! To nie prawda słyszycie?! Mój mąż żyje! To nie prawda!– wykrzykiwałam nie mogąc się uspokoić.

Nie wiem kiedy do salonu wbiegła Magie z mężem.

- Ana, co się dzieje? Nie krzycz proszę, dzieci cię usłyszą – próbowała mnie uspokoić Magie.

- Nie wierze, mój Andrew żyje! Żyje, słyszycie! Magie powiedz, że Andrew żyję! Proszę, błagam Magie! – darłam się zrywając się gwałtownie z kanapy.

- Mary o czym Ana mówi? - zapytała skołowana siostra Andrew, a wtedy spojrzała na ekran telewizora i wszystko stało się jasne.

- Michael dzwoń po pogotowie! – usłyszałam jak przez mgłę.

- Andrew, błagam nie zostawiaj mnie, nie możesz mi tego zrobić, błagam! Andrew! – padłam na kolana zalewając się jeszcze bardziej łzami.

- Ana musisz się uspokoić – mówiła łamiącym się głosem Magie tuląc mnie do siebie, ale ja już nic nie czułam.

- Andrew proszę, nie zostawiaj mnie...

Ból i pustka ogarnęły moją duszę, a ciemność zasłoniła mój wzrok. 

Jakiś czas później obudziłam się w swoim łóżku. Obok mnie siedziała Synthia. Rozejrzałam się po pokoju.

- Straciłaś przytomność. Lekarz z pogotowia podał ci lek uspokajający - poinformowała mnie kobieta patrząc na mnie zbolałym wzrokiem.

- Andrew, co z nim!? Synthia powiedz, że mu się nic nie stało. Powiedz, że on żyje – powiedziałam błagalnym wzrokiem przez łzy.

- Ana wszyscy robią co mogą. Eryk porusza niebo i ziemię, by go odnaleźć. Na razie odnalazł się tylko pilot. – odparła ze łzami w oczach.

- Żyje?

Synthia pokręciła przecząco głową.

- Synthia – wydusiłam i wtuliłam się mocno w ramiona teściowej.

- Ana, musisz być silna, dzieci cię potrzebują – mówiła kobieta łamiącym się głosem tuląc mnie do siebie jak małe, zagubione dziecko.

- On nie może umrzeć. Słyszysz? On nie może mnie zostawić. On wróci słyszysz, on wróci, zobaczysz. – dukałam z siebie bezsilna.

Mój świat w jednej chwili runął, a ja stałam nad jego przepaścią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro