Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3.

     W odczuciu Bakugo, weekend minął zbyt szybko. Celowo angażował się w wiele aktywności, żeby tylko nie myśleć o ostatnich wydarzeniach i szlabanie, do którego będzie musiał wrócić już jutro. Unikał jak tylko mógł Deku i mieszańca, za to Kirishima i Kaminari nie chcieli się od niego odczepić, zresztą jak zawsze. Tym razem jednak wyjątkowo mu to nie przeszkadzało. Potrzebował towarzystwa, choć w życiu nie przyznałby się do tego głośno.

     Teraz jednak... znowu pracował w ogrodzie z Deku. Było piekielnie gorąco i obaj męczyli się w strojach roboczych.

- Jebać - warknął wreszcie blondyn. Otarł pot z czoła i zdjął z siebie górną część kombinezonu, wraz z podkoszulkiem. Rzucił to obok kupki chwastów wyrwanych z miejsc, które były kiedyś rabatkami i teraz z powrotem miały pełnić tę funkcję.

     Sięgnął po butelkę wody i upił z niej porządny łyk. Widząc, że Deku mu się przygląda, jedynie prychnął i wyciągnął butelkę w jego kierunku. Wiedział, że kretyn nie wziął ze sobą nic do picia. Może Midnight, która cały czas ich obserwowała (skryta w cieniu drzew), odczyta to jako dobry znak i da im dziś szybciej spokój?

- Dziękuję, Kacchan. - Deku posłał mu szeroki uśmiech i przejął od niego wodę, by się jej napić.

- Zdychaj - warknął z przyzwyczajenia, po czym wrócił do pracy.

     Im szybciej skończymy z tym jebanym ogrodem, tym szybciej będę miał spokój od Deku, pomyślał, wyrywając chwasta za chwastem.

     Słysząc westchnienie Deku, zerknął na niego kątem oka. Chłopak też postanowił nie dusić się z gorąca i zdjął górną część garderoby. Bakugo musiał przyznać, że chłopak zdołał wyrobić ładne mięśnie przez te lata treningu. Patrząc na to, jakim kiedyś był chuchrem, w życiu by się po nim tego nie spodziewał.

- Pomożesz mi z tym, Kacchan? - zapytał nagle chłopak, pokazując na dość gruby korzeń.

- Jak muszę - odparł niechętnie. Podszedł do chłopaka i kucnął obok niego, przyglądając się korzeniowi z uwagą. Położył na nim dłoń, pomacał... - Zdychaj! - krzyknął i użył na korzeniu swojego wybuchu.

- Waa! - Deku aż upadł do tyłu, prosto na tyłek, ewidentnie nie spodziewając się czegoś takiego ze strony Bakugo. W końcu mieli robić wszystko bez użycia mocy. - Wybuch w ogrodzie? Midnight nas zabije - jęknął, łapiąc się za głowę.

- Boisz się, deklu? To nie ty dostaniesz tym baciorem. - Katsuki uśmiechnął się nieco psychopatycznie. Odgarnął zwęglone resztki korzenia na bok i dla pewności przysypał ziemią miejsce, które wysadził mini eksplozją. Nie chciał nic przypadkiem podpalić, bo wtedy cała ich praca poszłaby na marne.

- Nie sądzisz, że skoro mamy wszystko robić razem, to odpowiedzialność też będzie zbiorowa? - jęknął Deku, podnosząc się z miejsca. Rozejrzał się uważnie dookoła.

- Midnight chyba urwała się z dyżuru. Nie płacz już, dziewczynko, nie oberwie ci się. - Bakugo również się podniósł, przewracając oczami. - Poza tym, tak było prościej. Musielibyśmy ten korzeń porąbać, a nawet nie mamy czym, bo nie dali nam ostrych narzędzi. Poza grabiami.

- A dziwisz się, że nam nie dali? Z siekierą w ręku wyglądałbyś jak... - Deku nie dokończył, tylko wzruszył ramionami, zapewne nie chcąc go wkurzać. Niestety, nie udało się. Już go wkurzył.

- No jak, heee? - warknął, mrużąc oczy.

     Deku wyglądał na zmieszanego i zawstydzonego. Zawsze był taką ciotą, nawet gdy zyskał Indywidualność. Przez większość czasu nie umiał mu odpyskować, nie miał na tyle odwagi. Tak jak teraz. Po prostu przygryzł tę cholerną wargę, trąc niepewnie kark dłonią. W jego oczach widać było, że ma ochotę uciec lub zmienić temat. Katsuki zbliżył się o krok, by wyczytać z jego zielonych oczu więcej emocji. Teraz widział też zaskoczenie, zmieszanie. Klatka piersiowa chłopaka gwałtownie się uniosła i równie szybko opadła. Oddech stał się nierówny.

- No jak? - ponowił pytanie, niemal napastliwie. Dzielił ich jakiś metr, ale czuł się, jakby odległość była znacznie mniejsza. To było pewnie winą upału. Kropla potu spłynęła mu po twarzy, ale nie przejął się tym.

- ...Jak szalony, psychopatyczny zabójca - wydusił z siebie wreszcie chłopak, widocznie zbierając się na odwagę.

- Szalony i psychopatyczny... tu się jeszcze zgodzę. Ale zabójca? Za kogo ty mnie masz, lamusie? - syknął, mrużąc oczy. Miał ochotę przestawić mu tę śliczną buźkę za pomocą swojej eksplozji. Powstrzymał go tylko fakt, że wpakowałby się w jeszcze większe kłopoty.

- Prze... przepraszam. - Deku zamachał rękami i cofnął się o krok, zapewne wyczuwając intencje Bakugo. - Nie uważam, że mógłbyś być zabójcą, po prostu ostre przedmioty w twoich rękach wydają się być szczególnie niebezpieczne. - Zaśmiał się nerwowo.

- Szczególnie niebezpieczna to zaraz będzie moja pięść na twojej twarzy jak nie przestaniesz mnie obrażać, deklu - prychnął, celowo znowu skracając dystans między nimi. Gdy Deku się cofał, Bakugo robił krok do przodu.

- Spokojnie... to tylko takie żarty, Kacchan. Ow. - Na drodze zielonowłosego stanął wózek, którym wywozili badyle na koniec dnia pracy. Przewróciłby się, gdyby Bakugo nie wykazał się refleksem. Złapał go za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę tak, że Deku nosem uderzył o jego ramię.

- Jak się połamiesz, zanim ja cię połamię, to cię zabiję - fuknął. Wiedział, że to co powiedział nie ma najmniejszego sensu, ale nic nie mógł poradzić na to, że rozproszył go zapach kokosowego szamponu do włosów Deku zmieszanego z jego potem. Od razu stracił ochotę na obicie mu buźki. Chłopak oddychał szybko i urywanie, zaś jemu samemu zakręciło się nieco w głowie. Przymknął oczy, chwycił mocniej nadgarstek chłopaka i odetchnął głęboko. Ten gorąc działał na niego zdecydowanie źle.

- Kacchan? - szepnął Deku wprost do jego ucha, co sprawiło, że przeszedł go przyjemny dreszcz. Jednocześnie to też go nieco otrzeźwiło.

- Muszę się napić - wydusił z siebie, odsuwając się gwałtownie od chłopaka. Poszedł po wodę i na chwilę skrył się w cieniu drzew, by odpocząć. Deku zaś po dłuższej chwili stania w miejscu jak ten kołek, wrócił do uprzątania swojej rabatki.


**


     Bakugo nie miał pojęcia, czy to upał tak na niego wpłynął, czy po prostu całkiem już oszalał, ale często łapał się na tym, że przygląda się Deku. Nie, żeby wcześniej go nie obserwował. W końcu swojego wroga trzeba znać, czyż nie? Tym bardziej teraz, gdy ten lamus dostał Indywidualność, monitorował jego postępy i za każdym razem, gdy jakieś były, cholernie się wkurzał. Ten mały kamyk na jego drodze zaczynał bowiem przeradzać się w głaz. Patrząc na to, że nawet taki kretyn jak on już na pierwszym roku dostał licencję tymczasową, a Bakugo tracił czas na kolejnych próbach (zresztą razem z Todorokim, przynajmniej nie był w tym gównie sam)... Aż zagotował się ze złości na samą myśl. Oczywiście, teraz już ową licencję posiadał, ale same wspomnienia nie należały do przyjemnych.

     Do końca „zmiany" w ogrodzie nie odzywali się do siebie. Midnight wróciła akurat wtedy, kiedy Bakugo zszedł z przerwy, a Deku na nią poszedł. Pochwaliła ich za ducha współpracy, za to zostali zbesztani za zdjęcie kombinezonów. Plus był taki, że wyrywanie chwastów (w rękawiczkach) nie kończyło się tyloma zadrapaniami, więc nie musieli znowu przechodzić przez ten beznadziejny zabieg oczyszczania ran.

- Nie użyliście nawet kremu z filtrem, więc życzę wam powodzenia. Piękna noc was czeka, z piekącymi plecami. Radzę wam znaleźć kogoś, kto was calutkich wysmaruje jakimś tłustym kremem. A teraz spadać - rzuciła Midnight na koniec i sama ruszyła w kierunku wyjścia z ogrodu.

     Bakugo chwycił swój kombinezon i zarzucił go na ramię. Prychnął tylko i skierował kroki w stronę akademika. Słyszał, że Deku idzie za nim, jednak ignorował to uparcie. Już i tak dzisiaj za dużo słów do niego wypowiedział. Dzień dobroci dla zwierząt czy coś.

     Będąc już w budynku, od razu poszedł wziąć długi, letni prysznic. Czuł, jak stopniowo się odpręża. Wraz z potem i brudem znikało też zmęczenie pracą fizyczną na słońcu. Oparł czoło o chłodną ścianę kabiny i odetchnął głęboko. Jakby na to nie spojrzeć, ostatnie dni były mocno pojechane. Mieszaniec nazwał go uroczym. JEGO. Ucieleśnienie gniewu i agresji. Nikt nie darł mordy głośniej niż on, czym się szczycił (choć nie było czym). Deku zachowywał się jeszcze dziwniej, szczególnie przy kontakcie fizycznym, ale... bez przerwy się rumienił przy Urarace. Tu się coś działo czy...?

     Pieprzony Deku. Dlaczego musi być taki... frustrujący.

    Warknął cicho, po czym zakręcił wodę i wyszedł z kabiny. Wytarł się dokładnie i poczuł, że faktycznie zaczynają go piec plecy. Założył więc na siebie jedynie bokserki i dres. Znalazł jakiś krem (chyba jedyny w jego „kosmetykach" do ciała), przerzucił przez ramię pierwszą lepszą koszulkę i ruszył w kierunku pokoju wspólnego. Tak jak się spodziewał, siedzieli tam niemalże wszyscy z jego klasy.

- KIRISHIMA! - krzyknął, widząc czerwony łeb na drugim końcu sali.

- He? - Chłopak odwrócił się w jego kierunku z dość głupią miną, w zasadzie tak jak wszyscy pozostali. Nie przerwali rozmów, ale przyglądali się Bakugo tak, jakby był atrakcją w zoo. A mógł się tak nie drzeć, ma za swoje. Przewrócił oczami, wymijając dziewczyny gapiące się bezczelnie na jego umięśniony tors.

- Posmaruj mi plecy, spiekłem się - powiedział, kładąc przed Kirishimą krem.

- O, chyba śnisz! - Pokręcił głową, krzywiąc się tak, jakby Bakugo zaproponował mu coś obrzydliwego.

- Heeee? Nie zamierzasz pomóc koledze?! - Katsuki aż się oburzył na ten jawny brak współpracy. - Jakbym cię poprosił, żebyś mi dupę posmarował, to rozumiem twoje obiekcje, ale plecy? Cham i prostak - parsknął, krzyżując ręce na piersi.

- To gejowskie - jęknął Kirishima ze zbolałą miną. Kaminari parsknął śmiechem, za co dostał od Jiro w głowę.

- Sam jesteś gejowski, pacanie - warknął poirytowany całą sytuacją Bakugo. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu zastanawiając się, który z tych debili mu pomoże. Jego spojrzenie padło na Urarakę i aż się złowieszczo uśmiechnął, na co biedna dziewczyna podskoczyła w miejscu, a siedzący obok niej Deku dziwnie się zmieszał. Zanim jednak zdążył zgarnąć krem i podejść do niej, czyjaś ręka sięgnęła po maść.

- Kirishima, nieładnie tak zostawiać kolegę w potrzebie. - Todoroki otworzył słoiczek i nabrał trochę kremu na dwa palce, patrząc przy tym prowokacyjnie w oczy Bakugo. Przesunął dłonią wzdłuż linii jego kręgosłupa, delikatnie i powoli. Katsuki automatycznie się spiął.

- Smarować plecy to ja mogę dziewczynom, Todoroki! Bakugo też powinien się zwrócić o to do którejś z nich, w końcu do niego ukradkiem wzdychają! - Kirishima wybronił się z sytuacji w sposób zaskakująco inteligentny jak na niego.

- Akurat po tobie nie spodziewałem się koleżeńskości wobec mnie, mieszany dzbanie - odparł z kolei Katsuki, spokojnie jak na siebie. - A ty, Kirishima... zabiję cię. - Zmierzył go złowrogim spojrzeniem, na co chłopak tylko się zaśmiał.

- Gdybyś nie był chamem dla ludzi, to pewnie więcej osób ruszyłoby ci chętniej na pomoc - stwierdził Todoroki, nad wyraz szczerze. Coraz dynamiczniej wprowadzał maść w plecy chłopaka, co było całkiem przyjemne, choć znacznie się różniło od delikatnego dotyku Deku...

     Chwila, o czym ja myślę, do jasnej cholery?!

   Mimowolnie spojrzał w kierunku chłopaka, który uparcie wbijał teraz spojrzenie w sufit. Wyglądał, jakby bolał go brzuch. Bakugo odsunął się od Todorokiego i odwrócił przodem do niego.

- Zdychaj, dzbanie - podziękował uprzejmie za pomoc, po czym ruszył do wyjścia z pomieszczenia, odprowadzany śmiechem Kirishimy, który nabijał się teraz z zabawnej miny Shoto.

- Czego się spodziewałeś, że ci podziękuje? - zapytał go.

    Więcej Bakugo jednak już nie usłyszał, bo opuścił pomieszczenie. Przeklęte debile... nienawidził ich wszystkich.


**


     Izuku czuł, jak jego żołądek się zaciska, a w gardle tworzy się nieprzyjemna gula. Patrzenie na to, jak Todoroki wciera maść w ciało Kacchana wywoływało w nim dziwne uczucia, dlatego szybko zmusił się do tego, by przestać patrzeć.

- Todoroki ostatnio często kręci się w pobliżu Bakugo - zauważyła cicho Uraraka. Widać było, że jej ulżyło, gdy jednak ktoś pomógł chłopakowi zamiast niej. Może dla niej, tak jak i dla Kirishimy, było to czymś intymnym? A przecież to tylko smarowanie pleców, do cholery.

     Skoro to tylko smarowanie pleców, to dlaczego tak dziwnie się poczułem?

- Masz rację, też to zauważyłem - odparł powoli, wbijając uparcie spojrzenie w sufit. Słyszał jak Kirishima nabija się z Todorokiego i w sumie poczuł dziwną satysfakcję, że Kacchan mu nie podziękował za pomoc. Kątem oka zauważył, że chłopak kieruje się do wyjścia i nabrał ochoty, by wyjść za nim. Ale... co by mu powiedział? Nadal nie umieli ze sobą rozmawiać, każda interakcja między nimi kończyła się źle albo dziwnie. Lepiej chyba było przestać zawracać sobie głowę Kacchanem i tym, że Todoroki dziwnie się ostatnio zachowywał.

- Nie ciekawi cię powód? - zapytała dziewczyna. Cały czas patrzyła w kierunku Shoto, który wdał się w dyskusję z Jiro, Kaminarim i Kirishimą. Teraz jednak zachowywali się dużo ciszej, więc do uszu Izuku docierały jedynie pojedyncze słowa, wyrwane z kontekstu.

- Trochę ciekawi, jeśli mam być szczery. Todoroki jednak jest tym typem człowieka, który woli zachować wszystko dla siebie, dopóki nie uzna, że warto o tym porozmawiać. Wypytywanie go nic nie da, więc jeśli o tym myślałaś, to od razu odpuść - odpowiedział i wstał powoli z miejsca. - Rozbolała mnie głowa, więc pójdę się położyć. Widzimy się jutro. - Uśmiechnął się szeroko. Uraraka odpowiedziała szerokim uśmiechem i pokiwała głową.

     Izuku opuścił pomieszczenie, zastanawiając się nad tym, dlaczego nadal nie zaprosił Uraraki na randkę. Była urocza, godna zaufania i zabawna. Spodobała mu się już na samym początku. Był tchórzem, że wciąż zwlekał.

      Westchnął ciężko, wlekąc się noga za nogą w kierunku swojego pokoju.

- Midoriya - usłyszał nagle za sobą głos Todorokiego. Odwrócił się niechętnie w jego kierunku i zauważył, że ten trzyma coś w dłoni. Maść Kacchana. Czyli że... szedł mu ją oddać?

- Hmmm? - zapytał, wsuwając dłonie do kieszeni dresów.

- Jesteś jakiś nie w sosie. Coś się stało? - zapytał chłopak, zrównując się z nim. Teraz już we dwóch ruszyli w kierunku pokojów.

- Trochę boli mnie głowa. Za długo dziś byłem na słońcu - odpowiedział. - Uznałem, że się położę. A ty... pewnie idziesz oddać krem Kacchanowi? - zapytał, nie mogąc się powstrzymać.

- Mhm. Nie chcę później zostać oskarżony o kradzież tego bezcennego przedmiotu. - Shoto jedynie wzruszył ramionami.

- No tak... - Izuku zaśmiał się nerwowo. Zbliżali się do jego pokoju. Może użyć jakiejś wymówki i iść z Todorokim...? Nie, to bez sensu. Od razu będzie wiadomo, że blefuje.

- Dobra, idź odpoczywać. - Shoto klepnął go w ramię, gdy już znaleźli się pod drzwiami pokoju Izuku. Sam ruszył dalej.

     Chcąc nie chcąc, Midoriya wszedł do sypialni czekając, aż kroki Todorokiego ucichną. Potem cichaczem wyszedł z pokoju, zamierzając śledzić rozwój sytuacji. Miał tylko nadzieję, że nie pożałuje tej decyzji.


**


     Bakugo już przysypiał, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Jako że rzadko się zdarzało, że ktoś chciał wejść z nim w interakcję, uznał to za wydarzenie godne zapisania w kalendarzu. Chociażby dlatego, że przychodził do niego jedynie Kirishima, a on nie pukał.

     Podniósł się z łóżka, choć niechętnie. Co za debil raczył przerwać mu wypoczynek? Otworzył drzwi i od razu się skrzywił na widok gęby mieszańca.

- Czego? - warknął.

- Mam coś twojego - odparł spokojnie Shoto, pokazując krem w swojej dłoni.

- Dawaj i spadaj - prychnął blondyn, wyciągając dłoń po swoją własność.

- Ale tak za darmo? Nawet nie podziękowałeś za pomoc z plecami, ani za to, że pofatygowałem się tu, by ci to oddać. - Todoroki zabrał rękę poza zasięg dłoni Katsukiego. Uśmiechał się przy tym nieco wrednie, a to było u niego czymś zaskakującym.

     No tak... miałem zgłosić to Aizawie. Z samego rana do niego pójdę.

- A co byś chciał, he? Kopa w dupę? - Przewrócił oczami. Oparł się o framugę drzwi, dziwiąc się samemu sobie, że jeszcze nie zatrzasnął mu tych drzwi przed nosem. Tłumaczył to sobie po prostu tym, że mu się nudziło w życiu. Nie miało to zupełnie nic wspólnego z zielonym łbem Izuku, który mignął mu chwilę wcześniej za zakrętem korytarza. Wcale nie chciał go wkurzać wchodzeniem w dziwne rozmowy z dzbanem. W ogóle.

- No nie do końca. - Todoroki cicho się zaśmiał. Położył dłoń na ścianie, tuż obok głowy Bakugo. Ten tylko mocniej się skrzywił, ale nie zamierzał się odsuwać. Gdyby to zrobił, pokazałby mieszańcowi swoją niższość, a jakby to ująć... przewyższał go wszystkim. Grunt to skromność.

- Zauważyłem, że ostatnio bardzo lubisz zaburzać moją przestrzeń osobistą. Wiem, że jestem boski, seksowny i tak dalej, ale akurat po tobie bym się nie spodziewał gejowskich zachowań, Todoroki - prychnął jedynie, mrużąc oczy. - Czego chcesz?

     Chłopak pochylił się tak, że ich twarze dzieliły tylko milimetry.

- Zgadnij - wymruczał i oblizał usta w bardzo... zmysłowy sposób. I to sprawiło, że Bakugo uznał, że dość już takich wygłupów. Złapał Shoto dłonią za twarz i odepchnął go w tył, aż się biedak zachwiał.

- Muszę cię rozczarować, mieszańcu. Nie mam chęci na igraszki z tobą. Weź sobie ten krem i wsadź go sobie w dupę - warknął, po czym trzasnął drzwiami i zamknął je od środka na klucz.

     Wrócił na łóżko i odetchnął głęboko, próbując uspokoić lekko drżące z oczekiwania ciało. Jeszcze chwila i Shoto by go tam, kurwa, pocałował. Co to miało w ogóle być? Dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie akurat Todorokiego opętało i zachowywał się jak jebany samiec alfa? Wszyscy myśleli, że ten kretyn jest aseksualny, a teraz robił do niego podchody niczym napalona nimfomanka. Do tego Deku... pieprzony Deku, który ukrywał się za rogiem, byle tylko podsłuchać, o czym mówią. Na pewno już się zorientował, że Todoroki dziwnie się zachowywał. Pytanie jednak brzmi, czy tylko dlatego śledził mieszańca?

- Jabańce... - syknął do siebie. Nakrył się kołdrą po same uszy, warcząc przy tym w poduszkę. Był zły. Na siebie, na Todorokiego, na Deku i na cały pieprzony świat. W ostatnim czasie wszystko było tak dziwne, że czasami się zastanawiał, czy przypadkiem mu się to wszystko nie śni.

     Może i lepiej, gdyby to był głupi sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro