Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18.

Witajcie. Oto ostatni rozdział z trzydniowego maratonu. Kiedy kolejny? Nie mam pojęcia. Być może w następny weekend, ale niczego nie obiecuję xd


***


    Następne dwa tygodnie były dla Izuku niczym sen. Spędzał je koczując pod gabinetem Ricovery Girl i patrząc tępo na drzwi. Miętosił w rękach list od Kacchana, czekając na jakąkolwiek dobrą informację. Jak na razie już dwa razy musieli przywracać chłopakowi funkcje życiowe i to były te dwa razy, w których Izuku sam czuł się tak, jakby umierał. Nikt nie wiedział, czy Kacchan ostatecznie wygra walkę, dlatego Midoriya nie zamierzał się stąd ruszać. On i rodzice Bakugo byli najbardziej wytrwali. Niemalże zamieszkali na tym korytarzu.

     Mimo tego, że cała klasa dostała nakaz chodzenia na lekcje, Midoriya w nich nie uczestniczył. Aizawa udawał, że nie widzi jego braku, tak samo jak pozostali uczniowie. Zważywszy na sytuację, nie chcieli go pewnie dodatkowo stresować.

     Kiedy drzwi gabinetu po raz kolejny się otworzyły, serce Izuku natychmiast przyspieszyło swój rytm. Tym razem jednak na ustach Ricovery Girl był uśmiech, co napełniło go ostrożną nadzieją.

- Myślę, że Bakugo może już przyjmować gości - powiedziała.

    Cała trójka natychmiast poderwała się z miejsca. Midoriya przepuścił rodziców Kacchana przodem, a sam wszedł za nimi, nieco zaniepokojony. Nie wiedział, czego się spodziewać, tym bardziej, że miał w pamięci to, jak chłopak wcześniej wyglądał. Wydawało się jednak, że wszystko było w porządku - miał co prawda bandaż na klatce piersiowej i plecach, ale opuchlizna i siniaki z twarzy i szyi już znikły. Chłopak miał zamknięte oczy, jego oddech był mocny i równy. Prawdopodobnie spał.

    Rodzice Kacchana usiedli po jednej stronie łóżka, a Izuku po drugiej. Zapatrzył się na spokojną, piękną twarz ukochanego i zapragnął ją ucałować. Chciał złapać go za rękę, powiedzieć mu tyle rzeczy, przytulić go, ale... nie mógł. Nie przy rodzicach Kacchana, którzy siedzieli teraz na przeciwko niego, objęci i smutni.

     Przeżyjesz, prawda? Wrócisz do mnie?

- Kacchan... - szepnął, ściskając w dłoni złożony list.

- De... ku... - Słaby szept od strony łóżka sprawił, że cała trójka wlepiła spojrzenie w blondyna. Ten uchylił powoli powieki i spojrzał zamglonym wzrokiem na Izuku, który poczuł, że jego serce wariuje w piersi.

- Kacchan, jak się czujesz? - zapytał, pochylając się bardziej w jego stronę, by lepiej go słyszeć. Mama chłopaka wypuściła głośno powietrze z płuc, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- Znikniesz, prawda? - wychrypiał Kacchan. Poruszył palcami, zapewne chcąc zacisnąć je na pościeli, jednak nie miał na tyle siły.

- Nie zniknę. Nie zostawię cię, słyszysz? - Izuku położył dłoń na jego dłoni, mając chwilowo gdzieś to, że jego rodzice patrzą. Przecież taki gest nie musiał o niczym świadczyć.

- Zawsze... znikasz w mroku. On mi cię... odbiera - szepnął blondyn. Zamknął oczy i ponownie odpłynął w sen. Prawdopodobnie nawet nie będzie pamiętał tego momentu.

- Kto? - zapytał cicho Midoriya, mimo że nie spodziewał się odpowiedzi.

- Powiem Ricovery Girl, że obudził się i majaczył - stwierdził ojciec Bakugo i wstał z krzesła. Mama chłopaka złapała go za drugą dłoń i pozwoliła łzom płynąć.

     Nie sądzę, by majaczył. Pewnie myślał, że to kolejny koszmar, w którym go zostawiam...

    Przytłoczyła go ta myśl. Patrząc na śpiącego Kacchana był w stanie myśleć tylko o tym, że cholernie go zawiódł.


**


     Przez kolejny tydzień Kacchan na przemian odzyskiwał i tracił przytomność, sytuacja była już jednak w miarę stabilna, więc mógł przyjmować gości. Klasa 3A na zmianę przy nim czuwała, podobnie nauczyciele i rodzice. Jedynym nieodłącznym elementem wyposażenia pokoju był Midoriya, który wychodził z gabinetu tylko za potrzebą i żeby się wykapać. Jedzenie przynosili mu uczniowie, więc nie padał z głodu. W końcu musiało też dojść do tego, że zaczął rozmawiać z rodzicami Kacchana, którzy dziwili się, że nie odstępował ich syna na krok, a jednocześnie bardzo to doceniali.

- Na pewno nie chcesz jabłka, Midoriya? - zapytała mama Bakugo, kiedy cisza między nimi zaczęła się przedłużać.

- Nie, dziękuję. Todoroki przyniósł mi syty obiad, więc jestem najedzony - odpowiedział, uśmiechając się do kobiety.

- Najwyżej zostawię jedno dla ciebie na później - powiedziała kobieta, po czym wstała z miejsca. - Idę po coś do picia - zakomunikowała. Dzisiaj tylko ona była na miejscu, później miał ją zmienić mąż.

- Dobrze - odpowiedział, po czym przeniósł wzrok na Kacchana. Korzystając z tego, że został z nim sam, wziął ostrożnie jego dłoń w swoją i lekko ścisnął. Z zaskoczeniem stwierdził, że chłopak odpowiedział tym samym gestem. - Kacchan? - zapytał cicho, przyglądając się jego twarzy. Chłopak uchylił powoli powieki i spojrzał na niego całkiem przytomnie.

- Deku... - szepnął, próbując unieść się do siadu. Midoriya musiał mu w tym pomóc, bo sam nie dałby rady. - Gdzie ja jestem? Czy to kolejny sen? - zapytał, z trudem przenosząc jedną dłoń na swój brzuch. Odetchnął, gdy nie wyczuł w nim noża.

- W gabinecie Ricovery Girl. Walczyła o ciebie jak lwica, wraz z innymi uzdrowicielami - odpowiedział łagodnie. Nie mógł się powstrzymać. Wyciągnął dłoń i pogłaskał chłopaka po policzku, na co ten drgnął lekko.

- U.A. miało mnie w dupie, więc dlaczego jestem tu? - zapytał, przymykając oczy. - Jak to się stało, że w ogóle żyję?

- Akcja ratunkowa trochę się przedłużyła przez brak tropów. Dopiero jak ktoś przypadkiem zobaczył Twice'a w Hosu, udało nam się do ciebie dotrzeć. W ostatniej chwili. - Midoriya posmutniał. Widział żal w oczach Kacchana i nie mógł mu się dziwić. Przeżył piekło.

- T... Twice'a, huh? - Bakugo odetchnął z dziwną ulgą, co od razu zwróciło uwagę Izuku, jednak postanowił nie poruszać na razie tego tematu.

- Jak się czujesz? Tak cholernie się o ciebie bałem... - szepnął, unosząc do ust dłoń chłopaka, by ją ucałować.

- W sumie to nie czuję nic, więc wnioskuję, że jestem na cholernie mocnych lekach uśmierzających ból - odparł Kacchan, otwierając oczy. Spojrzał na Izuku ze zmęczeniem i powagą, ale nic więcej nie powiedział. Przez dłuższą chwilę po prostu się sobie przyglądali.

- Kacchan... dostałem list. Czy ty... naprawdę wierzyłeś, że to będą twoje ostatnie słowa? - zapytał wreszcie Midoriya. Czuł, że znowu chce mu się płakać, starał się jednak zdusić w sobie tę chęć.

- Tak. I jestem zaskoczony, że tak nie było. - Wzrok chłopaka powiedział Izuku, że w tym kryje się coś więcej, niż tylko zwykłe zaskoczenie.

- Przepraszam cię. Gdybyśmy się nie pokłócili, oni by... nic by się nie stało - szepnął Midoriya, już nie panując nad sobą. Wtulił twarz w dłoń chłopaka, znacząc ją łzami.

- I tak by mnie dorwali, Deku. Byli bardzo... zdeterminowani - wykrztusił Kacchan. - Nie chcę do tego wracać, ani o tym rozmawiać. Jestem tutaj, razem z tobą. Nic innego nie ma znaczenia - dodał cicho.

     Izuku podniósł na niego wzrok. Widok łez i bólu w oczach Kacchana złamał mu serce.

- Kocham cię, Kacchan - wyznał, pod wpływem chwili. Pochylił się i musnął wargami jego usta.

     Chłopak odwzajemnił gest dopiero po dłuższej chwili, ale Izuku go za to nie winił. Był jeszcze bardzo osłabiony i pewnie trudno było mu zmusić ciało do posłuszeństwa.

     Wreszcie oderwali się od siebie. Izuku starł palcami łzy z policzków Kacchana, po czym otarł też swoje własne.

- Nie zostawię cię, Kacchan. Nie pozwolę już nikomu cię skrzywdzić - powiedział cicho, zamierzając dotrzymać danego słowa za wszelką cenę.

     Nie wiem, co przeżyłeś, ale zastąpię te złe wspomnienia miłymi. Obiecuję.


**


     Bakugo dość szybko dochodził do siebie, przynajmniej fizycznie. Ricovery Girl była zaskoczona tak szybką regeneracją, tym bardziej, że dwa razy niemalże umarł, jednak uznała, że może już zostać wypisany i wrócić do normalnego życia. Miał po prostu przychodzić raz dziennie na kontrolę, szczególnie po zajęciach praktycznych. Przez cały czas starał się zachowywać tak jak zawsze, szczególnie przy rodzicach, którzy chcieli, aby zrezygnował z nauki w U.A. Nawet nie wiedzieli, jak bardzo by chciał olać tę głupią szkołę i zaszyć się w swoim pokoju, ale...

     Jeśli to przeżyjesz i dojdziesz do siebie, lepiej uważaj, bo rozpocznę na ciebie polowanie. A gdy już będziesz z powrotem mój, dopilnuję tego, żebyś już nigdy nie zobaczył światła dziennego.

    Wspomnienie słów Dabiego sprawiało, że czuł potrzebę stania się silniejszym. Bycie bohaterem go już nie interesowało, nie w tej chwili. Chciał tylko stać się na tyle silnym, by móc mu się przeciwstawić i nie dopuścić już do tego, co przeżywał w piwnicy.

      Skoro jakimś cudem przeżyłem, muszę dać z siebie wszystko, by móc nie tylko się bronić, ale i atakować.

- Idziesz, Kacchan? - Głos Izuku wyrwał go z zamyślenia. Tak jak obiecał, przyszedł po niego, by razem mogli pójść do akademika.

- Taa - mruknął w odpowiedzi, wstając z łóżka. Mama wpadła wcześniej zabrać wszystkie naczynia i pudełka, które tutaj nanosiła. W efekcie miał do zabrania jedynie małą reklamówkę z piżamą.

     Deku wyciągnął do niego dłoń, którą po chwili wahania ujął w swoją. Przynajmniej tym razem nie wzdrygnął się na dotyk. Cały czas musiał sobie powtarzać, że tamtą piwnicę zostawił już za sobą, a Deku to nie Dabi. Chłopak w życiu by go nie skrzywdził. To pomagało.

   Nikomu nie powiedziałem, że zostałem zgwałcony. Ricovery Girl i Aizawa sensei obiecali dyskrecję. Gdyby rodzice o tym usłyszeli... albo ktokolwiek inny...

- Cieszę się, że już do nas wracasz, Kacchan. Pomogę ci nadrobić zaległości. - Deku był taki wesoły, wręcz promieniał energią. Niestety, Bakugo nie był w stanie podzielać tej radości.

- Sam masz spore - mruknął, ignorując spojrzenia mijanych ludzi.

    Cała szkoła spekulowała, dlaczego Bakugo z 3A leżał tyle czasu w szpitalu w stanie krytycznym. Wszyscy wiedzieli, że cała klasa koczowała na korytarzu, a potem odwiedzała go w gabinecie. Nikt jednak nie wygadał się, co się stało. A poza tym faktem... szedł sobie teraz, jak gdyby nigdy nic, niczym okaz zdrowia, trzymając Deku za rękę.

- To nic. Poradzimy sobie. Razem. - Deku posłał mu szeroki uśmiech. Pociągnął go za sobą w kierunku wejścia do akademika.

    Bakugo poczuł opór na myśl o wejściu do środka. Stąd go porwano, nie było tu bezpiecznie. A jego pokój... Żołądek zacisnął mu się ze strachu na myśl, że miałby tam spać.

    Będzie cholernie ciężko wrócić do rzeczywistości.

   Weszli do budynku, jednak ku zaskoczeniu Katsukiego, Deku pociągnął go do pomieszczenia wspólnego. Zanim zdążył zaprotestować, wciągnął go tam.

- NIESPODZIANKA!

     Bakugo cofnął się o krok, słysząc ten wrzask. Z szokiem patrzył, jak cała klasa uśmiecha się do niego radośnie. Kirishima trzymał w rękach duży tort, wszyscy mieli na głowach czapeczki karnawałowe, a ścianę zdobił ogromny baner z napisem „WITAMY Z POWROTEM, KACCHAN!".

     Poczuł się tak, jakby ktoś dał mu w głowę. Był takim chujem dla nich wszystkich, a oni witali go tak, jakby był dla nich kimś ważnym.

- Stary, ale masz minę. - Kaminari zaśmiał się głośno, wychodząc przed szereg. Klepnął go w ramię, ale Bakugo odruchowo odepchnął jego rękę.

     Prąd. Tylko nie prąd.

     Wyrwał dłoń z uścisku Deku i cofnął się o krok, czując, że ogarnia go przerażenie. Wcale nie był szczęśliwy z powodu niespodzianki. Ona przypomniała mu jedynie, że na nią nie zasługiwał.

- Bakugo? - Kaminari był ewidentnie zaskoczony reakcją chłopaka.

- Wszystko w porządku? - zapytał z niepokojem Kirishima.

     Wszyscy patrzyli na niego jak na dziwaka. Wypuścił głośno powietrze z płuc i zacisnął dłonie w pięści, by ukryć ich drżenie.

- Kacchan? - Deku położył mu dłoń na ramieniu, ale szybko ją zabrał.

- Nic mi nie jest - wydusił z siebie, cofając się jeszcze o krok. Był już praktycznie za progiem. - Doceniam niespodziankę. Naprawdę doceniam, ale... nie mogę. - Pokręcił głową, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem do wyjścia.

     Spieprzyłeś, głupi kretynie. Chcieli, żebyś poczuł się dobrze, a ty jak zwykle...

- Kacchan! - Głos Deku sprawił, że gwałtownie się zatrzymał. Pozwolił chłopakowi, by go dogonił i przytulił mocno od tyłu. Cały drżał od nagromadzonych emocji. - Przepraszam. To był mój pomysł. Myśleliśmy, że... że się ucieszysz. Wszyscy o tobie myśleliśmy przez cały ten czas. Chcieliśmy, żebyś poczuł się wśród nas jak w domu - wyznał chłopak, wtulając twarz w plecy Bakugo.

- Wiem, Deku. Tylko że ja... wszyscy mają prawo mnie nie znosić za to jak się zachowywałem. Nie powinni mnie tak witać. Nawet nie wiem jak połowa z nich się nazywa, bo jestem jebanym ignorantem - warknął w odpowiedzi. Był zły na samego siebie za swoją reakcję, za to jaki był i za to, że wystraszył się, kurwa, mocy Kaminariego. Której ten nawet nie użył.

- Nie mów tak. Wszyscy cię doceniają. Jesteś silny i niesamowity. Może twój charakter nie zachęca do bliższego kontaktu, ale jesteśmy jedną drużyną, jedną klasą. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - odparł stanowczo Deku, chyba nie zamierzając go puszczać. - Wróć ze mną do nich. Będzie im miło jak chociaż na chwilę tam wrócisz - poprosił po chwili ciszy.

     Nie chcę tam wracać.

- Przeproś ich ode mnie i powiedz, że źle się poczułem, ale później do was przyjdę - szepnął w odpowiedzi. Wyrwał się z uścisku Deku i ruszył do wyjścia. Musiał się przewietrzyć. Gdy tam przyjdzie, będzie normalny. Będzie bardziej sobą. Na pewno.


**


     Bakugo wrócił na zajęcia tylko dlatego, że Deku budził go co rano i kazał ruszyć tyłek z łóżka. Groził mu, że jak nie wstanie, to nie będzie mógł z nim spać, a to działało na blondyna lepiej, niż jakakolwiek inna groźba. Nie chciał wracać do swojego pokoju. Od momentu wyjścia ze szpitala był tam tylko raz i dostał takiego ataku paniki, że Deku aż wezwał na miejsce Ricovery Girl. Kobieta zaproponowała mu terapię, jednak nie zgodził się na to, uznając, że to strata czasu. Umówił się za to na zabieg usuwania blizn.

     Nie mógł patrzeć na siebie w łazienkowym lustrze, nie zdejmował też koszulki publicznie. Przy Deku też nie. W kostium bohatera przebierał się w łazience. Napis „DZIWKA" na klacie zagoił się i jedynie zbladł, zaś odbicie dłoni Dabiego na udzie było aż nadto widoczne. Nie chciał nosić na sobie żadnych śladów po tym skończonym skurwielu. Wystarczyło mu, że co noc budził się z koszmarów i wymiotował do wiadra, które już drugiej nocy nauczony doświadczeniem Deku postawił obok łóżka.

    Przy nauczycielach i uczniach starał się zachowywać w miarę normalnie, nie dało się jednak nie zauważyć, że poprzednią impulsywność zastąpiła ostrożność. Na treningach, zamiast rzucać się na przeszkodę lub osobę towarzyszącą mu w sparingu, czekał na ruch. Wygrana już go tak nie cieszyła. Czymże była walka z rówieśnikami w porównaniu z walką ze złoczyńcami?

- Dzisiejsze pary sparingowe to Aoyama i Tokoyami, Ashido i Asui... - Aizawa zabrał się za wyczytywanie kolejnych par.

    Odkąd z Deku wrócili na zajęcia, codziennie walczyli w sparingach z kimś innym, aby wzmocnić swoje mocne strony i spróbować zaradzić coś na te słabsze. Był to pomysł dyrektora.

- Midoriya i Todoroki, Bakugo i Kaminari, Kirishima i Yaoyorozu...

    Bakugo drgnął, słysząc nazwisko Kaminariego przy własnym. Zrobiło mu się niedobrze na samą myśl, że będzie musiał walczyć akurat z użytkownikiem Indywidualności, która boleśnie przypominała mu, jaki był słaby.

    Za każdym razem, jak się będziesz rzucał, popieszczę cię prądem. Lepiej dobrze się zastanów, czy chcesz mnie wkurzać.

- Kacchan? - Deku szybko znalazł się przy nim i pogłaskał go po ramieniu. - Co się stało? - zapytał. W jego oczach widać było zmartwienie, ale i troskę. Cały czas tak na niego patrzył. Jakby był słabym dzieciakiem, wymagającym uwagi. Pieprzony Deku...

- Nic się nie stało, po prostu zrobiło mi się trochę niedobrze. Chyba przegiąłem ze śniadaniem - mruknął, starając się opanować drżenie ciała.

     Pomyśl o tym inaczej. Jeśli uda ci się przezwyciężyć lęk przed walką z użytkownikiem prądu, to jest bardziej pewne, że nie stchórzysz przed Dabim. Poza tym, to tylko Kaminari. Cholerny debil. Poradzisz sobie. Poradzisz.

- Bakugo, Kaminari. Zaczniecie. - Aizawa skończył już czytać listę. Patrzył teraz na nich wyczekująco.

    Chłopcy zajęli swoje miejsca, a reszta klasy poszła w bezpieczne miejsce, z którego mogli obserwować pojedynek. Aizawa, rzecz jasna, został z walczącymi.

     Jedna mocna eksplozja. Zanim zdąży...

    W desperacji nawet nie zaczekał na znak od nauczyciela. Wyskoczył w górę i strzelił prosto w Kaminariego, któremu nie udało się odskoczyć, ale dalej trzymał się na nogach.

     Jeszcze raz. Szybko. Nie daj mu szansy.

   Gdy tylko opadł na ziemię, ponownie wybił się w górę. Strzelił na oślep wybuchowymi pociskami, myśląc tylko o pokonaniu rywala. Nie miał planu, kierowała nim desperacja i strach. Miotał się jak ślepy we mgle, jego ruchy były chaotyczne. Przez to Kaminariemu było łatwiej unikać wybuchów, zaś pył, jaki się przez nie unosił w powietrzu, utrudniał widoczność im obu. Przez to zbyt późno zauważył rywala, który wymierzył w niego swoim sprzętem.

- Idealnie na linii strzału - zatryumfował i posłał w jego stronę wiązkę prądu.

     Przerażenie sprawiło, że nie był w stanie się ruszyć. Zawył rozpaczliwie, gdy poczuł jak po jego ciele rozchodzi się tak znajome uczucie i upadł na ziemię, nie będąc w stanie nawet odpowiedzieć na atak. Przed oczami miał psychopatyczny uśmiech Dabiego, który zmuszał go do różnych rzeczy za pomocą mini paralizatora.

- Bakugo? - Kaminari szybko do niego podbiegł, nieco wystraszony. Dotknął jego ramienia, jednak Katsuki szybko szarpnął się do tyłu.

- Nie, zostaw mnie. Nie... - Pokręcił głową, odsuwając się od Kaminariego. Jego oczy były tak pełne strachu, że zszokowany chłopak aż się cofnął. Bakugo obrócił głowę w bok i zwymiotował.

    Pył już niemal opadł. Słyszał, jak kilka osób biegnie w ich stronę, a w jego mózgu od razu pojawiła się myśl, że to Shigaraki zaraz dołączy do zabawy.

     Jego tu nie ma. Żadnego z nich tu nie ma, pomyślał, po czym zwrócił resztkę śniadania.

- Bakugo? To... to nie był mocny atak, ja... nie sądziłem, że... - Kaminari sam brzmiał jak przestraszone dziecko.

- Co się tu, do cholery, stało? - Aizawa kucnął przy Bakugo, a po jego drugiej stronie znalazł się Deku.

- Ja nie wiem... Mój atak nie był mocny, a on zaczął wrzeszczeć, zwymiotował... I chciał, żebym go zostawił. Ja nie wiem. - Kaminari pokręcił głową, prawdopodobnie martwiąc się, że coś mu zrobił.

- To prąd, prawda? - zapytał cicho Deku, na co Bakugo zadrżał i znowu zwymiotował, choć nie sądził, że będzie miał czym.

    Czuł się jak mała, wystraszona dziewczynka. W uszach cały czas słyszał ten okropny śmiech Dabiego, który sprawiał, że nie potrafił myśleć racjonalnie. Wraz z porażeniem wróciło wszystko to, co wymuszał na nim mężczyzna. Łącznie z seksem.

     Ależ ty się mnie boisz. To mi pochlebia.

   Targnęły nim torsje, ale nie miał już nic, co mógłby z siebie wyrzucić. Miał wrażenie, że znajduje się daleko od U.A. i zwykłego sparingu. Czuł się tak, jakby za chwilę miał obudzić się w tej piwnicy. Jakby wszystko to, co wydarzyło się od momentu pobudki w szpitalu, było tylko snem.

- No już, Kacchan. Wyrzuć z siebie wszystko, a potem pójdziemy do Ricovery Girl i odpoczniesz. - Kojący głos Deku docierał do niego jakby z oddali.

- Myśli pan, że razili go prądem? - Kaminari skierował swoje ciche słowa do Aizawy, ale Bakugo i tak je usłyszał.

    Będę cię traktował tak, jak na to zasługujesz, skarbie. A jak na razie zasługujesz wyłącznie na to, by cierpieć.

- Zostaw mnie. Odejdź - wydusił z siebie, walcząc z zalewającymi jego głowę obrazami. W życiu by się nie spodziewał, że jedna sytuacja wyzwoli taką reakcję łańcuchową.

- Cii, Kacchan. To tylko ja. - Czyjeś ramiona pociągnęły go w górę i zamknęły w mocnym uścisku. Szarpnął się, ale po chwili dotarło do niego, że to Deku go do siebie przyciska.

    Wydał z siebie bliżej nieartykułowany dźwięk, po czym wtulił się mocno w chłopaka, który mówił coś do niego uspokajająco. Nie zwracał jednak uwagi na słowa, tylko na sam ton, który sprawiał, że powoli się wyciszał. Stopniowo docierało do niego gdzie jest, kto znajduje się w pobliżu i co się właściwie stało.

    Jestem słaby. Wolałbym, aby moja Indywidualność nigdy się nie pojawiła. Nienawidzę jej. Nienawidzę siebie.


**


     Izuku leżał na szpitalnym łóżku, przytulając do siebie Kacchana. Ricovery Girl co prawda kręciła na to nosem, ale ostatecznie nie zgoniła go na krzesło, bo blondyn uczepił się go tak mocno, jakby był jego jedyną deską ratunku.

- Naprawdę powinieneś pomyśleć o terapii, chłopcze - rzuciła poważnie, po czym poszła zająć się swoimi sprawami.

    Serce Midoriyi było wręcz w kawałkach, gdy przypominał sobie zwierzęcy lęk w oczach Kacchana po oberwaniu Indywidualnością Kaminariego. To było tak okropne, tak cholernie przykre...

     Co oni ci zrobili? Zabrali mojego nieustraszonego agresora...

    Ucałował czoło chłopaka i pogłaskał go powoli po włosach. Wydawało się, że Kacchan zasnął. Miał zamknięte oczy, oddychał spokojnie i równomiernie. I... był naprawdę piękny. Izuku kochał patrzeć na jego twarz, chłonąć wzrokiem każdy jej szczegół. Przesunął dłoń niżej, by pogłaskać go po policzku, a wtedy Kacchan uchylił powoli powieki i wtulił twarz w jego tors.

- Jak się czujesz? - zapytał cicho Midoriya. Miał ochotę trzymać go w ramionach choćby i do końca świata, jeśli miałoby to w czymś pomóc.

- Lepiej - szepnął chłopak w odpowiedzi.

- To dobrze. Kaminari się martwi. Chciałby z tobą porozmawiać - poinformował go łagodnie. Przytulił go do siebie mocniej, czując, że ten zadrżał.

     Chyba nie jest ani trochę lepiej...

    Zapadła długa cisza, której Izuku nie odważył się przerwać. Kacchan był teraz taki kruchy. Choć starał się zachowywać normalnie, w niektórych sytuacjach nie dawał rady ukrywać zdenerwowania czy strachu. Szczególnie w nocy, gdy Midoriya godzinami uspokajał go, gdy wymiotował i czasami szlochał po kolejnym koszmarze. Nie mógł patrzeć na to, jak jego ukochany się rozpada. Czuł się taki bezradny i sfrustrowany. Nie miał pojęcia, co zrobić, by mu pomóc.

- Przez ostatnie dni raził mnie czymś w rodzaju paralizatora, żeby wymusić posłuszeństwo. - Szept Kacchana zabrzmiał wyjątkowo głośno w panującej ciszy.

     Shigaraki?

   Midoriya wstrzymał oddech, nie chcąc zrobić nic, co by chłopaka spłoszyło, gdy wreszcie zaczął się otwierać.

- Moc Kaminariego... To nie była jego wina, że... że tak zareagowałem. Po prostu byłem zbyt słaby, by nad sobą zapanować i odepchnąć wspomnienia.

    Izuku pogłaskał chłopaka po plecach i wtulił twarz w jego włosy. Serce mu się krajało, gdy słyszał to wszystko. Niepewny siebie Kacchan... w życiu nie pomyślałby, że dożyje tego momentu.

- Nie lubię siebie takiego, Deku. To nie tak, że nigdy niczego się nie bałem. Bałem się, jak każdy normalny człowiek, ale... wiedziałem, że do niczego nie dojdę, jeśli nie będę walczył. To pchało mnie do przodu. To i cały ten gniew, który był we mnie. Pozwalał mi podejmować wyzwania i wygrywać. A teraz... teraz boję się gościa, który jest dużo słabszy ode mnie. A dlaczego? Bo jego Indywidualność przypomina mi, do czego byłem zmuszany i że... że powinienem być uległy. - Głos Kacchana załamał się pod wpływem silnych emocji.

- Jesteś najsilniejszym facetem, jakiego znam, Kacchan. Każdy ma prawo się bać, szczególnie po trudnych przeżyciach. Wiem, że najchętniej byś o tym wszystkim nie rozmawiał, nie dziwię ci się. Widziałem jak wyglądałeś, gdy cię znaleźliśmy i nadal jestem zszokowany tym, jak bardzo można znęcać się nad człowiekiem. Myślałem, że nie żyjesz. - Izuku zacisnął powieki i mocniej przycisnął do siebie blondyna. - Musiałeś przeżyć prawdziwe piekło. Tak bardzo cię przepraszam... Nie byłem w stanie niczego przyspieszyć, a teraz nie potrafię nawet sprawić, byś się uśmiechnął - szepnął. Zalała go fala smutku i bezradności.

- Widziałeś... - Kacchan zadrżał mocno, a z jego gardła wyrwał się bolesny jęk. Odepchnął od siebie Izuku i poderwał się do siadu, zakrywając twarz drżącymi dłońmi. Midoriya natychmiast wstał z łóżka, zaniepokojony.

- Co się stało? - zapytał, zastanawiając się, czy nie zawołać Ricovery Girl.

- A więc pewnie wiesz... nikt miał nie wiedzieć. - Kacchan podniósł się gwałtownie. Założył buty i wyszedł zza parawanów, mocno czymś zdenerwowany.

- Powiedziałem coś nie tak? - Midoriya sam założył buty i ruszył za nim, niemal biegiem.

     Nie umiałem sobie z nim radzić, gdy był chodzącą eksplozją, a teraz tym bardziej... jest bardziej nieprzewidywalny, niż przed porwaniem.

- Mówiła pani, że nikt o tym nie wie - warknął Kacchan do Ricovery Girl, która wyglądała na zaskoczoną tym nagłym wybuchem agresji.

- Wyłącznie ja i Eraser Head znamy szczegóły, zgodnie z twoją wolą. Jest jakiś powód, dla którego zarzucasz mi kłamstwo? - zapytała, stukając niecierpliwie palcami w blat.

- O co chodzi? Nie rozumiem. - Izuku przygryzł lekko dolną wargę, zupełnie skołowany. O czym miał nie wiedzieć? O co tu chodziło?

- Nieważne. Chyba coś źle zrozumiałem. - Kacchan odsunął się od staruszki i przesunął dłonią po swoim torsie, nagle zamyślony. Po chwili zaś odwrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu, odprowadzany westchnieniem Ricovery Girl.

- Kacchan, zaczekaj! - Izuku wybiegł za nim, niemal od razu go doganiając. - Co zrobiłem nie tak? - zapytał, nawet nie próbując go teraz dotykać, by nie pogorszyć sprawy.

- Nic. Chcę być sam - mruknął Kacchan, przyspieszając kroku.

     Poddaję się. Kompletnie nie rozumiem, co tu się stało.

    Zatrzymał się w miejscu, pozwalając Bakugo odejść. Wolał nie robić nic na siłę, bo to i tak by do niczego nie doprowadziło. Teraz był jednak pewien, że zdarzyło się coś, co Kacchan chciał zachować w tajemnicy. A to sprawiało, że niepokój o chłopaka jeszcze wzrósł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro