Rozdział 12.
Hejka. Oto dzień drugi mini maratonu. Być może zrobię kolejny w dniach 30 grudnia - 1 stycznia, ale to się jeszcze okaże ;)
Miłego czytania!
***
Bakugo nie wiedział, ile czasu siedział już w tej cholernej piwnicy. Jakiś czas po Shigarakim przyszedł Twice i pomógł mu załatwić potrzebę fizjologiczną, co było bardzo krępujące dla obu stron. Dał mu też wody i mocne leki przeciwbólowe, co akurat nieco zaskoczyło chłopaka. Tym bardziej, że Twice zabronił mu o tym mówić głośno. Cokolwiek jednak kierowało tym dziwakiem, z jednej strony był mu wdzięczny za te leki.
Uniósł się do siadu, a potem wstał, choć sprawiło mu to dużą trudność. Cały trząsł się z zimna, więc może jeśli uda mu się chociaż trochę pochodzić po pomieszczeniu, to się nieco rozgrzeje? W takich okropnych warunkach, nawet gdyby kajdany nie były z mocnego materiału, to i tak nie byłby w stanie wytworzyć eksplozji. Nie dało się spocić w takim przenikliwym zimnie.
Uważając, by nie robić za dużych kroków (w końcu miał na nogach cholerne kajdanki), zaczął powoli przemierzać pomieszczenie. Łańcuchy były dość długie, więc zakres ruchu miał spory. Szkoda tylko, że jedyne światło wpadało przez szpary w drzwiach. Nie było tu żadnego okna, a z tego, co zdążył zaobserwować podczas wizyty Tiwce'a, mechanizm pozwalający na manewrowanie łańcuchami znajdował się w pobliżu drzwi. Powoli ruszył w tamtym kierunku, zamierzając sprawdzić, czy będzie w stanie do niego dosięgnąć.
Muszę zrobić cokolwiek. Cokolwiek... Nie mogę siedzieć bezczynnie.
Robił krok za krokiem, dopóki łańcuchy nie napięły się do granic możliwości. Był już tak blisko, wystarczyłyby dwa kroki i dotknąłby tego przełącznika. Dwa, jebane, kroki...
Ledwo zdążył o tym pomyśleć, a drzwi do pomieszczenia otworzyły się gwałtownie. Bakugo od razu cofnął się o krok, mrużąc oczy. Światło oślepiło go na moment, ale od razu domyślił się, że to Dabi zaszczycił go swoją obecnością.
- A ty co kombinujesz? - zapytał mężczyzna z rozbawieniem i sięgnął do mechanizmu, przesuwając prztyczek powoli w górę. Ciałem Bakugo szarpnęły łańcuchy, najpierw ciągnąc go do tyłu, a potem do góry.
- Ty pieprzony... - warknął, początkowo nawet próbując walczyć z mechanizmem. W końcu jednak był zmuszony się poddać, gdyż zawisł dosłownie dwa centymetry nad ziemią i szarpanie się w takiej sytuacji nie było najlepszym pomysłem.
- Oi, już się tak nie denerwuj. Myślisz, że pozwolilibyśmy, żebyś dosięgnął tego prztyczka? - Dabi uniósł brew w górę, po czym sięgnął po coś, co wcześniej zostawił za drzwiami. Ukrył to za plecami, po czym zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył powoli w kierunku wiszącego bezradnie chłopaka.
- Pieprz się, zwyrolu. - Bakugo zmrużył oczy, uważnie śledząc każdy ruch mężczyzny. Nic nie mógł poradzić na to, że jego serce zaczęło wykonywać szalone fikołki ze strachu. Tym bardziej, gdy zobaczył, że z tylnej kieszeni Dabiego wystaje pejcz.
Co do...
- Bardzo chętnie, ale tylko z tobą - odparł Dabi, parskając śmiechem. Zaszedł Bakugo od tyłu i szarpnął za materiał jego koszulki.
- O, nie, kurwa. Nie ma takiej opcji - warknął chłopak, zaczynając się bujać na wszystkie strony. Udało mu się jakimś cudem przekręcić i nawet uderzyć mężczyznę z kolanka w twarz, co sprawiło, że ten wręcz stanął w niebieskich płomieniach.
- Tak chcesz się bawić? - zapytał, z psychopatycznym uśmiechem na twarzy. W kilku krokach przemierzył pomieszczenie, zatrzymując się znowu przy mechanizmie. Katsuki mógł już stanąć na podłodze, co przyjął z niemałą ulgą. Cofnął się o krok, szykując się na atak, który faktycznie moment później nastąpił. Dabi wymierzył kopniaka w jego twarz, ale blondyn zdążył zakryć się kajdanami. Nie spodziewał się jednak, że mężczyzna wykorzysta sytuację i uderzy go dosłownie sekundę później pięścią w brzuch.
Teraz już Bakugo nie udało się utrzymać równowagi. Huknął na podłogę, a zanim zdążył się z niej pozbierać, Dabi go dopadł i siłą przekręcił na brzuch.
- Jebany sukinsyn! Puszczaj! - wrzasnął blondyn, mimo wszystko dalej próbując się szarpać. Dopiero kiedy Dabi uderzył jego twarzą o podłogę, uspokoił się. Oślepił go ból, przez który chwilowo nie był w stanie zareagować na to, że ten chory pojeb właśnie rozcinał mu koszulkę czymś ostrym. Czasem ranił przy okazji jego skórę, zapewne celowo.
- Chciałem dzisiaj być dla ciebie nawet miły, ale wygląda na to, że czystym przypadkiem mnie poniesie. - W głosie Dabiego nie było teraz ani grama rozbawienia. Przesunął językiem po jednym z rozcięć na nagich już plecach chłopaka, a to sprawiło, że ten znowu się szarpnął.
- Shigaraki cię zabije - wydusił z siebie. Bał się, że ten psychol faktycznie dobierze mu się do tyłka. Nie przeżyłby tego. Sama myśl o tym go paraliżowała.
- Jeśli cię nie zgwałcę, to nic mi nie zrobi. Podotykać mi jednak nie zabroni - mruknął mężczyzna w odpowiedzi, siadając wygodniej na nogach Bakugo, który trząsł się teraz nie tylko z powodu złości i zimna.
- Nie... - szepnął, zaciskając powieki. Czuł język Dabiego na swoich plecach i karku, a to wprawiało go w obrzydzenie. Znowu się szarpnął, choć miał świadomość, że nic mu to nie da.
- Czyżby ktoś tutaj się bał? - szepnął mu mężczyzna do ucha, po czym lekko je przygryzł. - Spokojnie... gdy tylko Shigaraki straci tobą zainteresowanie, a to w pewnym momencie nastąpi, będę mógł pójść na całość. Nie mogę ci jednak obiecać, że to przeżyjesz - zamruczał, wbijając palce w biodro chłopaka.
- W twoich snach - warknął Bakugo, zaciskając powieki. Nie chciał po sobie pokazać, że aż zrobiło mu się niedobrze ze strachu.
Boże, oby Shigaraki nie stracił mną zainteresowania. Błagam, zrobię wszystko, nawrócę się, będę milszy dla innych, tylko błagam...
- Cóż. Zaczynamy - mruknął Dabi, przywracając go do rzeczywistości. Usłyszał świst i nagły ból pleców sprawił, że aż wrzasnął. Od razu domyślił się, że mężczyzna użył pejcza.
- Oberwiesz tylko dwadzieścia razy. Licz głośno, skarbie. Jak się pomylisz albo odmówisz liczenia, będę bił dopóki sam nie uznam, że wystarczy - zapowiedział sprawiając, że serce w piersi Bakugo zacisnęło się ze strachu.
- Ty chory skurwielu... - warknął, co przypłacił kolejnym ciosem. Z trudem zdusił krzyk.
- Dalej będziesz unosił się dumą, czy zaczniesz robić wreszcie to, co ci każę? To nie ty tu rządzisz, dzieciaku. - Dabi wiedział, jak bardzo dumną osobą był Katsuki. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tym poleceniem ugodzi w jego przerośnięte ego.
- Ty też nie - wydusił z siebie, zanim zdążył pomyśleć.
Kolejny cios rozorał mu plecy, a zaraz zanim nastąpiło kilka kolejnych. Wrzeszczał, nie mogąc się powstrzymać. Dabi wkładał mnóstwo siły w tę chłostę. Nie miał nawet odrobiny litości.
- Jesteś pewien? - W głosie mężczyzny dało się usłyszeć ostrzeżenie. Bakugo milczał, nie chcąc dodatkowo pogarszać sprawy. Kolejne dwa ciosy spadły na jego plecy, ale nie miał siły już krzyczeć.
Mógłbym zemdleć. Cholernie chcę zemdleć.
- Uparty jak osioł. Wiedziałem, że to nie będzie proste zadanie, ale teraz tym bardziej chcę cię złamać. - Dabi przesunął pejczem po jego ramieniu. - Licz - polecił, wymierzając kolejny cios.
Bakugo pokręcił głową, odmawiając wykonania polecania. Wiedział, że unoszenie się dumą jest teraz zwyczajną głupotą, ale nie chciał dawać Dabiemu satysfakcji. Nienawidził tego chorego skurwiela, a strach przed jego osobą zdawał się nie mieć granic, ale... nie mógł tak po prostu odrzucić całego swojego charakteru i zacząć liczyć.
Dabi syknął pod nosem, po czym zaczął go bić niemal bez żadnej przerwy między ciosami. Bakugo czuł, jak pejcz rozrywa skórę. Czuł, jak krew ścieka po jego ciele. Wrzaski stopniowo przeszły w szloch i dopiero wtedy mężczyzna przestał. Pochylił się nad nim i przesunął językiem po policzku chłopaka, by zlizać z niego łzę.
- To miód dla moich uszu, skarbie. Czy teraz wreszcie będziesz grzeczny i zaczniesz robić, co ci każę? - zamruczał, przesuwając palcem po jego szyi.
- Przes... tań - wydusił z siebie blondyn, między spazmami szlochu. Miał wrażenie, że nie ma żadnej granicy tego przeklętego bólu. Dlaczego jeszcze nie zemdlał? Czy to...
Twice.
Ta myśl była tak oczywista i jednocześnie bolesna. Twice dał mu leki przeciwbólowe. A co, jeśli między nimi była jakaś magiczna pigułka, która miała sprawić, że będzie dłużej przytomny podczas tych... tortur? Zadrżał mocno, gdy dotarło do niego, że dał się wyrolować temu rozdwojonemu kretynowi.
- Zapytałem o coś. - Dabi odsunął się nieco i uderzył go otwartą dłonią w rozorane plecy.
- Aghh! - Bakugo nie mógł powstrzymać ani drżenia, ani łez. Czuł, że zaraz zwymiotuje. Każdy najmniejszy ruch sprawiał mu piekielny ból. - Chory skurwiel - szepnął, mimo wszystko nadal nie chcąc się poddawać. To byłoby całkowicie sprzeczne z jego charakterem.
- Dla ciebie PAN chory skurwiel, jak już. Hmm... w sumie podoba mi się. Będziesz moim pieskiem, hm? - Dabi wsunął dłoń pod jego brzuch, zaczynając go po nim głaskać. - Mam dla ciebie nawet drugą propozycję. Dam ci na dziś spokój, jeśli przyznasz, że tutaj rządzę i będziesz grzecznie mnie słuchał - zamruczał mu do ucha.
Katsuki nie miał nawet siły się szarpnąć, gdy dłoń Dabiego powędrowała niżej. Ból i strach zdominowały teraz wszystko. Walka z nim nie miała sensu. Nic go w tej chwili nie miało.
- Noo, Katsuś? Dalej. Będziesz liczył, powiesz to co chcę usłyszeć, czy mam kontynuować? - W głosie Dabiego można było wręcz usłyszeć radość. Każda z opcji była dla niego dobra, dla Bakugo zaś żadna.
Tak czy tak, wyjdę na tym chujowo.
- Będę liczył - szepnął, na co Dabi się zaśmiał, świętując swoje małe zwycięstwo.
- Proszę bardzo - odparł z zadowoleniem i wymierzył cios. Był lżejszy niż poprzednie, prawdopodobnie w ramach nagrody.
- Raz - wydusił z siebie Bakugo.
W trakcie chłosty bardzo dbał o to, żeby się nie pomylić, pod koniec zaś był tak obolały, że aż zaczął błagać, by Dabi przestał. Mężczyzna jednak za wszelką cenę chciał doprowadzić liczenie do końca, mimo że Katsuki był już bliski omdlenia. Na sam koniec pochylił się nad Bakugo i musnął wargami jego policzek.
- Trzeba było tak od razu, hm? Następnym razem po prostu bądź grzeczny, a gwarantuję, że ci się to opłaci - szepnął mu do ucha, po czym wstał z miejsca, z głośnym westchnieniem zadowolenia. - Do jutra, skarbie - rzucił na odchodne i opuścił piwnicę.
Obraz przed oczami Bakugo zamazywał się już od dłuższego czasu, ale błogosławione omdlenie nie chciało go pochłonąć. Po jego policzkach ponownie popłynęły łzy. Nigdy nikogo nie bał się tak bardzo jak Dabiego. A gdy już raz mu uległ, ten skurwysyn tym bardziej mu nie odpuści.
Proszę cię, Deku... Proszę, znajdź mnie...
**
Izuku nie był w stanie siedzieć spokojnie na lekcjach i słuchać uważnie Aizawy. Całą klasę ogarnął niepokój, a atmosfera w sali szkolnej była niemalże grobowa. Nawet sensei momentami gubił wątek, choć mało kto zwracał na to uwagę.
Midoriya siedział jak na szpilkach, myśląc gorączkowo. Skoro w szeregach U.A. był kret, prawdopodobnie był nauczycielem. Obrazy z korytarzowych i zewnętrznych kamer zostały zapętlone. W godzinach zajęć szkolnych ktoś zakradł się i dodał Kacchanowi silne środki usypiające do soku. A skoro to było w tym czasie, to cała klasa 3A była niewinna, tak samo jak profesor Aizawa i Midnight, która towarzyszyła przy ich zajęciach. Izuku z miejsca wykluczył także All Mighta (z wiadomych przyczyn - symbol pokoju i te sprawy). Wątpił, by sam dyrektor był winny, jednak jako jeden z nielicznych ma dostęp do zabezpieczeń i monitoringu. Krąg podejrzeń Izuku zawężał się do Present Mica i Cementossa, nie mógł jednak sobie wyobrazić, że któryś z nich to zrobił. Nie mieli motywu.
Czuł, jak z minuty na minutę wzrasta jego frustracja. Nie mógł nikogo oskarżyć bez dowodu, jednak sam All Might im wczoraj mówił, że znalezienie Kacchana może zależeć wyłącznie od tego, czy znajdą wtykę Ligi Złoczyńców.
Mam złe przeczucia. Cholernie złe przeczucia.
Zacisnął pięści i wbił wzrok w puste miejsce przed sobą. Kiedy on tutaj tracił czas, Kacchan mógł walczyć o życie. Sama myśl o tym sprawiła, że zadrżał czując, jak narasta w nim rozpacz.
Z samego rana poprosił Jiro i Shojiego, aby po zajęciach podsłuchali naradę nauczycieli zaangażowanych w całą sprawę. Miał nadzieję, że usłyszą tam coś, co pomoże mu dotrzeć do Kacchana. Choć nie chciał siedzieć bezczynnie, nie miał nawet żadnego punktu zaczepienia. Chwytał się więc każdego pomysłu, który wpadał mu do głowy.
- Midoriya. Poproszę Midnight, by odprowadziła cię do akademika. - Głos Aizawy wdarł się w jego umysł, wyrywając z zamyślenia.
Spojrzał na nauczyciela i dopiero teraz zorientował się, że z jego oczu ciekły łzy. Przeklęte łzy bezsilności i rozpaczy.
Gdybym cię wtedy nie wkurzył, Kacchan... gdyby nie ta kłótnia...
Pokiwał jedynie głową, nie będąc w stanie wydusić z siebie ani słowa. Ukrył twarz w dłoniach, dając się pochłonąć emocjom. Nie obchodziło go to, że ryczy jak ostatni frajer przy całej klasie. Oni się teraz nie liczyli.
- Deku... - Do jego uszu doszedł szept Uraraki, ale zignorował to.
- Midoriya, nie obwiniaj się. To nie jest twoja wina - mruknął Kirishima, który sam zapewne nie czuł się wcale lepiej od niego.
- Mylisz się - wydusił z siebie z trudem. Nikt nie zdążył jednak zadać mu żadnego pytania, gdyż wezwana telefonicznie Midnight weszła do sali.
- Chodź, Midoriya - powiedziała łagodnie. Izuku wstał z miejsca i ruszył w jej kierunku, zaś już po chwili zamknęły się za nimi drzwi.
Oboje milczeli, dopóki nie znaleźli się poza obrębem szkoły. W tym czasie Izuku zdążył się nieco uspokoić. Otarł łzy i wsunął dłonie do kieszeni spodni.
- Wiadomo już coś? - zapytał, nieco zachrypniętym od płaczu głosem.
- Niestety nie. Jest pełno miejsc, które musimy sprawdzić przy zaangażowaniu niewielkiej ilości bohaterów. Pomagają nam Endeavor, Hawks i Best Jeanist, w czynności zaangażowani są też policjanci. Robimy wszystko co w naszej mocy, ale to może potrwać - odpowiedziała poważnie kobieta. Widać było, że nie chciała go martwić.
- Gdybyście pozwolili 3A działać, mielibyście więcej ludzi. Moglibyście zmyślić, że to jakieś ćwiczenia szkolne, cokolwiek. Wszyscy mamy tymczasowe licencje i chcemy pomóc. - Spojrzał prosto w oczy Midnight, którą pewnie dziwiły jego wahania nastrojów. Od rozpaczy do determinacji.
- Nie. Dyrektor stanowczo się temu sprzeciwił, a jego decyzji nie zamierzamy podważać. Jesteście jeszcze dziećmi, które w dodatku mogłyby zadziałać pod wpływem emocji, a w tej sytuacji mogłoby to zagrozić JEGO życiu. Dlatego ty szczególnie powinieneś trzymać się do tego z daleka, Midoriya. Wszyscy inni są ślepi, ale nie ja. - Kobieta wyciągnęła dłoń i zmierzwiła mu włosy.
Izuku początkowo mocno się zdziwił ostatnimi słowami kobiety, ale zaskoczenie szybko minęło. Nie mogła przecież nie zauważyć tego jak się wobec siebie zachowywali podczas szlabanu, szczególnie pod koniec. Nie było sensu próbować zaprzeczać.
- Właśnie dlatego zależy mi na tym, żeby przy tym być. Mam złe przeczucia i ta bezczynność mnie przeraża - szepnął, wbijając wzrok w chodnik. Czuł, że znowu chce mu się płakać. Na samą myśl o tym, że nie ma pojęcia, co dzieje się z Kacchanem, żołądek ściskał mu się ze strachu.
- Chcą go po swojej stronie. Poprzednim razem go nie skrzywdzili i nie widzę powodu, by mieli to zrobić teraz - uspokoiła go Midnight.
Nie jestem tego taki pewien, pomyślał, ale nie był w stanie wypowiedzieć tych słów głośno.
Znaleźli się już pod drzwiami akademika, sensei jednak chyba nie zamierzała wracać do szkoły. Oboje weszli do środka i skierowali się do części wspólnej, która teraz została przerobiona na sypialnię całej 3A.
- Połóż się jeszcze, Midoriya. Wyglądasz, jakbyś w ogóle nie sypiał od tamtego incydentu. - Kobieta usiadła na parapecie, prawdopodobnie zamierzając go pilnować.
Pokiwał jedynie głową, zdjął krawat od mundurka i położył się na swoim miejscu. Wątpił jednak, że w obecnych okolicznościach będzie w stanie zasnąć. Musiał przecież odkryć, kto jest kretem. Dojść do tego siłą dedukcji i przedstawić swoje przemyślenia All Mightowi. Musiał zrobić COKOLWIEK.
Przysięgam, że jeśli coś ci zrobili, rozpierdolę cały świat, byle tylko ich dopaść. Przysięgam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro