Rozdział 1.
Hej. Witam w kolejnej historii, która wyszła spod mojego pióra. Dominuje tutaj BakuDeku, jednak bliżej końca odpłynęłam w nieco inną stronę, mniej skupiając się na tym paringu... Ale to już sami zobaczycie. Ponadto, po raz kolejny piszę perspektywami - tym razem jednak głównie z punktu widzenia Bakugo oraz Deku, rzadko kiedy pojawiają się inne. To miał być po prostu romans, ale jak zawsze mnie pociągnęło w kierunku dramatu. Módlcie się, abym przynajmniej tę historię skończyła wreszcie XD
Zanim przejdziemy do rozdziału, muszę coś wyjaśnić. Początkowo akcja miała dziać się w pierwszej klasie liceum, zaraz po walce Bakugo z Deku. Później jednak uznałam, że ich nieco "postarzę", ale treść pozostała przy tym taka, jaka była. Dlatego nie zdziwcie się, że relacja chłopców dalej jest na etapie bardziej początkowym, All Might nadal ma moce i jest nauczycielem i tak dalej. Wyjaśniam to teraz, żebym później nie musiała tłumaczyć w komentarzach, dlaczego nie ujęłam w treści ich nowych mocy, kilku śmierci i innych takich. XD
Tym bardziej, że opowiadanie to pisałam ponad pół roku temu i nie byłam wówczas na bieżąco z mangą. Także jeśli ktoś będzie mnie pytał, dlaczego tak, a nie inaczej - będę odsyłała do tego wstępu.
A teraz zapraszam do czytania~!
***
Katsuki Bakugo kierował swoje kroki w kierunku gabinetu profesora Aizawy. Był zły, że po raz kolejny przez swoją impulsywność wpadł w tarapaty. Pocieszało go jedynie to, że nie był jedyną osobą, której się oberwie za walkę bez zgody nauczycieli.
Przystanął przed gabinetem i zapukał, a słysząc ostre „wejść!" tylko przewrócił oczami. Wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi. Wcale się nie zdziwił, że Deku był już w środku. Siedział na krześle ze spuszczoną głową, nerwowo masując dłońmi kolana. Na moment ich wzrok się spotkał, jednak Deku bardzo szybko się odwrócił. Bakugo poczuł, jak po jego ciele rozlewa się irytacja.
- Usiądź, Bakugo - polecił Aizawa, wskazując dłonią krzesło tuż obok Deku.
Bez słowa zajął miejsce. Skrzyżował ręce na piersi i skierował wzrok na profesora. Nie sądził, by wyrzucono ich ze szkoły. Jakby nie patrzeć, Bakugo był numerem jeden wśród uczniów trzeciego roku, nie licząc jednego niefortunnego egzaminu w pierwszej klasie, którego nie zdał przez swoje nabrzmiałe ego. Deku zaś był ulubieńcem i dziedzicem mocy All Mighta. Byli zbyt ważni dla tej szkoły, a przynajmniej w mniemaniu Bakugo.
- Obaj wiecie, dlaczego się tutaj znaleźliście. Nie wolno wam walczyć bez nadzoru nauczyciela, a wy złamaliście ten zakaz, zresztą nie pierwszy raz. Nie możemy puścić wam tego płazem - zaczął profesor, pochylając się w ich kierunku. - Dyrektor mi pozostawił decyzję, co z wami zrobić, a ja uważam, że powinniście nauczyć się wreszcie współpracować. Pod okiem profesor Midnight będziecie codziennie po lekcjach pracować w ogrodzie. Bez użycia swoich mocy, oczywiście. Jeśli Midnight zauważy, że się kłócicie lub w ogóle do siebie nie odzywacie... cóż, nie chciałbym być w waszej skórze. WSZYSTKO macie robić razem. Wszystko.
Deku niemalże podskoczył na krześle i wlepił zszokowane spojrzenie w Aizawę. Sam Bakugo zaś aż zbladł. Nie mógł wyobrazić sobie gorszej kary. Będzie musiał... rozmawiać... z nim.
- A - ale... ogród? - Deku przygryzł wargę, lekko podenerwowany.
- Tak, Midoriya, ogród. Ten zarośnięty, pełen krzaków, pokrzyw i innych takich przyjemnych rzeczy. Myślę, że zejdzie wam na uporządkowanie go wystarczająco dużo czasu. Wiem, że potraficie współpracować, musicie to po prostu pokazać. Szczególnie ty, Bakugo. - Aizawa spojrzał na niego poważnym wzorkiem.
Katsuki tylko prychnął czując, jak początkowy szok znika pod wpływem rosnącego gniewu. Raz jedyny zgodził się na współpracę z Deku i nie sądził, że kiedykolwiek będzie zmuszony do tego ponownie.
- Zaczynacie jutro, godzinę po zajęciach. Profesor Midnight będzie na was czekać przed akademikiem. Jeśli to jasne, możecie już iść - zakończył i machnął ręką w kierunku drzwi, bezczelnie ich odprawiając.
Obaj wstali z miejsc i skierowali się do wyjścia. Bakugo przyspieszył kroku, nie zamierzając wdawać się w żadne, nawet najmniejsze interakcje z Deku, dopóki nie musiał. Sam widok tego chłopaka działał na niego jak płachta na byka i nawet nie zamierzał tego ukrywać.
- Kacchan... zaczekaj! - Głos Deku przebił się do jego świadomości, a zaraz potem zorientował się, że gnojek złapał go za nadgarstek, prawdopodobnie sądząc, że dzięki temu się zatrzyma. Nie spodziewał się jednak, że Bakugo instynktownie odbierze to jako atak. Nie dość, że wyrwał rękę z uścisku zielonowłosego, to jeszcze błyskawicznie się odwrócił, złapał go za szyję i przyszpilił do ściany.
- Na co niby mam czekać, he? - warknął, wbijając w niego spojrzenie pełne gniewu.
Nie umknęło jego uwadze, że Deku trochę się wystraszył tym „atakiem" na swoją osobę. A niby tak gadał, że już się go nie boi... Mimowolnie na usta Bakugo wypłynął dość wredny uśmiech. Za każdym razem czuł dreszcz ekscytacji, gdy widział tyle emocji kłębiących się w zielonych oczach Deku.
- E... Ja tylko... Przepraszam. Przez to, że też chciałem ci coś udowodnić, teraz obaj mamy problemy - powiedział chłopak, oddychając z ulgą, gdy Bakugo po chwili wahania zabrał dłoń z jego szyi. Gdyby Aizawa ich teraz zobaczył, wlepiłby im jeszcze większą karę, a tego lepiej uniknąć.
- Pierdol się, Deku - odparł dyplomatycznie Katsuki. - Nie podoba mi się to, do czego jestem zmuszany przez nauczycieli. Będę z tobą współpracował, mały zasrańcu, bo muszę. Nie dlatego, że chcę. I nie myśl, że wszystko między nami załatwi jakiś durny szlaban - dodał poważnie, po czym odsunął się od chłopaka na wyciągnięcie ręki.
- Wiem, Kacchan. Wiem, że jeden szlaban i wymuszona współpraca niczego nie załatwią, ale nie przestanę próbować do ciebie dotrzeć. - Bierna postawa Deku nagle gdzieś znikła. Wyprostował się, jego wzrok zaś zdradzał determinację, co nieco zaskoczyło blondyna i na chwilę jakby zapomniał języka w gębie. Szybko jednak doszedł do siebie. Prychnął jedynie i ruszył w stronę wyjścia z budynku. Wiedział, że Deku idzie za nim i nieco go to irytowało, aczkolwiek nie zamierzał znowu się z nim wdawać w zbędne dyskusje. Chciał tylko się wykąpać i położyć do łóżka. Jutro czekał go w końcu ciężki dzień.
**
Pierwszy dzień szlabanu, który Izuku odbywał z Kacchanem, był cięższy, niż to sobie początkowo wyobrażali. Midnight ścigała biednego Bakugo ze swoim batem przez połowę czasu, gdyż uznała, że w ogóle się nie stara. I nie chodziło jej tutaj oczywiście o prace ogrodowe, a o próbę współpracy z Midoriyą. A raczej jej brak.
Drugą połowę czasu spędzili we względnej ciszy, usuwając rozrośnięte, praktycznie uschnięte krzewy, a Midnight rozmawiała przez telefon, uważnie obserwując ich z oddali.
- Żesz kurwa, jebane badyle - mamrotał blondyn pod nosem, szarpiąc za podstawę krzaka. Zamierzał wyrwać go siłą swoich mięśni, które napinały się mocno z każdym szarpnięciem. Chłopak nie założył stroju odpowiedniego do prac ogrodowych, tylko koszulkę na ramiączkach, dlatego teraz był cały w mniejszych lub większych zadrapaniach.
Izuku nie mógł nic poradzić na to, że patrzenie na Kacchana w takiej sytuacji sprawiało mu przyjemność. Ten, który kopał tyłki złoczyńcom, nie mógł poradzić sobie teraz ze zwykłym krzakiem i do tego wyglądał jak ofiara przegranej walki z dzikim kotem. Było to na swój sposób urocze.
- Nareszcie! - fuknął wreszcie chłopak, odrzucając wyrwany z korzeniami krzak na kupkę znajdującą się metr za nimi. - A ty na co się gapisz? - warknął z kolei na Izuku, który aż się nieco zawstydził, że został przyłapany na gorącym uczynku.
- E... nie, nieważne. - Zaśmiał się nerwowo, łapiąc za łopatę, aby naruszyć ziemię dookoła kolejnego krzaka, zanim spróbuje go wyrwać.
- He? - Brwi Bakugo powędrowały w górę, zaś w jego czerwonych oczach można było dostrzec zaskoczenie. W końcu widok zarumienionego Deku to widok stosunkowo rzadki, jedynie przy Urarace mu się to zdarzało. - O co ci chodzi, deklu? - zapytał, sięgając teraz po butelkę wody, by się napić po dobrze wykonanej robocie.
- Nie... o nic. Po prostu stawiałem na to, że tę bitwę wygra badyl - odpowiedział, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Heeee?! - Złowieszczy ton głosu Kacchana sprawił, że Midoriya aż się wzdrygnął. Spojrzał na chłopaka z najbardziej niewinnym uśmiechem, na jaki było go stać. - Masz mnie za jakiegoś słabiaka? - Irytacja na twarzy Bakugo była aż nadto widoczna.
- Co? Nie! Nie uważam, że jesteś słaby. Tylko żartowałem. - Midoriya zamachał rękami, próbując robić dobrą minę do złej gry. - Sam bym nie dał rady wyciągnąć tego gołymi rękami. Jesteś wspaniały, Kacchan - dodał szybko, chcąc połechtać mu ego. Tak jak sądził, chłopak nieco się uspokoił, chociaż dalej był wkurzony.
- Zamknij się już, nerdzie - warknął na niego i przymierzył się do kolejnego krzaka.
Midoriya faktycznie wolał już nie prowokować lwa, więc zamilkł, postanawiając zająć się pracą w ciszy. Nie mógł jednak odmówić sobie zerkania na skupionego Kacchana, który zdawał się nie zwracać uwagi na to, że na jego rękach pojawia się coraz więcej zadrapań, a na dłoniach odciski.
- Bakugo, jutro załóż odpowiedni strój do pracy w ogrodzie. Wyglądasz jakbyś wpadł w te krzaki po pijaku. Nawet nie waż się zawracać tym głowy Ricovery Girl. - Głos Midnight oderwał ich obu od pracy. Żaden z nich nie słyszał, jak kobieta nadchodzi.
- Nawet nie zamierzałem zawracać jej głowy takimi pierdołami - odparł Kacchan i wstał z miejsca. Otarł pot z czoła wierzchem dłoni, przy okazji brudząc je ziemią. Tym też się jednak nie przejął.
- Koniec na dziś. Za godzinę będzie kolacja, więc zdążycie się wykąpać i ogarnąć. Midoriya, przemyj Bakugo te zadrapania. Znając jego, nawet by na to nie wpadł.
- Co? - Zadali to pytanie w jednym momencie, zaskoczeni słowami kobiety.
- To, co słyszycie. Oczywiście wygląda na to, że nawet to będę musiała nadzorować, choć wcale nie mam na to ochoty. - Midnight mimo wszystko wyglądała, jakby miała na to dużą ochotę. W końcu była... specyficzna.
- Sam dam sobie z tym radę - warknął Bakugo, krzyżując ręce na piersi. Zmierzył Izuku spojrzeniem w stylu „ani się waż mnie dotknąć", a sam Midoriya poczuł się, jakby to było coś zakazanego, nie odezwał się więc ani słowem.
- Oi, wiem. Ale gdzie w tym zacieśnianie ducha współpracy? - Kobieta parsknęła śmiechem godnym najgorszego złoczyńcy, po czym popchnęła chłopców w kierunku akademika.
- Nie ma sensu, żeby on mi dezynfekował te małe ranki, poza tym najpierw musiałbym się wykąpać, bo cały jestem w ziemi. - Kacchan dalej próbował się wybronić.
- Wiem, dlatego zaczekamy, aż się wykąpiesz. - Na usta Midnight wypłynął szeroki uśmiech. Ewidentnie miała radochę z wkurzania Kacchana, który teraz zrobił taką minę, jakby kazała mu co najmniej się rozebrać publicznie.
- Pani profesor, Kacchan ma rację. To trochę bez sensu czekać, aż się wykąpie, w tym samym czasie i ja mógłbym wziąć prysznic - dodał od siebie Izuku, chcąc już wesprzeć biedaka w tej skazanej na porażkę bitwie.
- O, nie, nie. Nie wywiniecie się. Ja tu rządzę, pamiętacie? Może dzięki temu Bakugo się nauczy zakładać do prac ogrodowych odpowiedni strój - odpowiedziała kobieta z rozbawieniem.
Wreszcie znaleźli się w akademiku, gdzie Midnight wysłała jednak obu chłopców do kąpieli i zapowiedziała, że będzie na nich czekać w części wspólnej za dwadzieścia minut.
Midoriya bardzo szybko wyszedł spod prysznica, zbyt podenerwowany, by przedłużać kąpiel. Nie rozumiał, co Midnight miała na celu. Kacchan był uparty i Izuku nie sądził, że kobieta zdoła go zmusić do noszenia odzieży roboczej czymś tak... bezsensownym.
Ubrał się w zwykłe dresy i koszulkę, przeczesał dłonią mokre jeszcze włosy i zszedł na dół. Część wspólna była pusta, nie licząc oczywiście pani profesor i leżącej obok niej apteczki (oraz nieodłącznego bata). Kacchana jeszcze nie było na dole.
- Siadaj, Midoriya. - Poklepała miejsce obok siebie, więc z pewnymi oporami je zajął. Skupił wzrok na apteczce, starając się nie myśleć o tym, że pierwszy raz spędził z Kacchanem pół dnia bez większych kłótni. Czy można to uznać za sukces? Pewnie nie... w końcu chłopak sam mu powiedział, że będzie z nim współpracował tylko dlatego, że musi.
Wreszcie Kacchan do nich dołączył. Nie umknęło jego uwadze, że chłopak nie miał na sobie koszulki. Wypuścił głośno powietrze z płuc, nie mogąc oderwać wzroku od jego torsu.
- Oi, Bakugo! Nie przystoi w obecności damy świecić klatą - pouczyła go Midnight, jednak nie wyglądała, jakby jej to przeszkadzało.
Stara, zboczona raszpla...
- Nie mam już czystych koszulek na ramiączkach, a te z krótkim rękawem i tak bym musiał zdjąć do tego bezsensownego działania - fuknął chłopak, zajmując miejsce obok Izuku, czym wytrącił go ze sfery marzeń.
Dlaczego reaguję tak dziwnie na klatę Kacchana? Jasne, jest dobrze zbudowany, ale sam też jestem. Nie mam czego mu zazdrościć, nie...?
- Możemy to mieć już za sobą? - Bakugo wyraźnie się zniecierpliwił, więc Izuku sięgnął po apteczkę. Wyciągnął z niej spirytus salicylowy i wacik. Zmoczył go lekko w spirytusie i po chwili wahania przyłożył wacik do zadrapania znajdującego się najwyżej, na ramieniu chłopaka.
Bakugo na początku wyglądał na znudzonego i wręcz odmawiał patrzenia na Izuku, jednak gdy ten skończył przemywać mu ranki na jednej ręce i przesiadł się na drugą stronę, zaczął uważnie się przyglądać temu jak poruszają się dłonie Deku na jego skórze. Marszczył przy tym lekko brwi, co z kolei nieco wybijało zielonowłosego z rytmu. Starał się być delikatny i nie obmacywać mu mięśni, na co o dziwo nabrał ochoty już na samym początku tych zabiegów.
Czuję się jakbym robił coś zakazanego. Kacchan zawsze był zbyt męski, więc pewnie to przez ten jego emanujący na wszystkie strony testosteron. Przy nim nigdy nie czułem się zbyt pewnie.
- I już - szepnął, muskając wacikiem ostatnie zadrapanie, znajdujące się na wierzchu dłoni Kacchana. Dopiero teraz sobie uświadomił, jaka cisza panowała w pomieszczeniu podczas całego „procederu". Midnight patrzyła na nich z nieukrywanym zadowoleniem. Zamknęła apteczkę i wstała z miejsca, przeciągając się mocno.
- Moja rola na dziś zakończona. Widzimy się jutro po obiedzie. - Puściła chłopcom oczko, zabrała bat i ruszyła do wyjścia.
Po jej wyjściu atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej. Izuku wyrzucił do kosza lekko zakrwawione waciki i spojrzał na Bakugo, który wbijał w niego nieco zamyślone spojrzenie.
- Co? - zapytał nerwowo. Przygryzł lekko wargę w tej samej chwili, w której Kacchan powoli przesunął językiem po swoich ustach. Już chyba nawet miał coś odpowiedzieć, ale wtedy do pomieszczenia wszedł Todoroki, a zaraz za nim Iida.
- No i właśnie nie wiem, co... - Iida urwał zdanie w połowie, chyba wyczuwając tę ciężką atmosferę w pomieszczeniu. - Och, Midoriya. Bakugo. Nie dziwi mnie w sumie, że po tak ciężkim dniu pierwsi czekacie na kolację - zagaił po dłuższej chwili niezręcznej ciszy.
- Ko... kolacja? Ach, tak. Czekamy. - Izuku posłał w kierunku przewodniczącego lekki uśmiech, po czym zerknął znowu na Kacchana, który jednak już wstawał z kanapy.
- Przegrałeś walkę z kotem? - zapytał go Todoroki, autentycznie zainteresowany historią zadrapań na ramionach chłopaka.
- Cię obchodzi - warknął Kacchan uprzejmie, po czym ruszył do wyjścia z pomieszczenia. Zapewne postanowił pójść się ubrać, a czy wróci na kolację...? Izuku miał nadzieję, że owszem.
- A jemu co znowu? - Iida lekko się skrzywił. Wraz z Todorokim postanowili skorzystać ze zwolnionego miejsca i usiedli na kanapie przy Izuku.
- Nic. To po prostu Kacchan. - Midoriya przeczesał włosy palcami, nieco nerwowym ruchem. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że blondyn chciał mu coś powiedzieć, zanim ci dwaj wtargnęli do pomieszczenia. Był ciekaw, czy kiedyś dowie się, o co mu chodziło.
- Nie da się ukryć - skomentował Todoroki, krzyżując ręce na piersi. - Cała szkoła huczy od plotek na temat waszego szlabanu za nielegalną walkę. Ludzie dziwią się, że was nie wyrzucono - poinformował.
- Sam się dziwię... Aizawa sensei uznał, że musimy nauczyć się współpracować... wszystko w tym ogrodzie mamy robić razem, inaczej będziemy mieć problemy - wyjaśnił przyjaciołom. To nie było coś, czego nie mógł zdradzić.
- To dlatego Bakugo był taki zadowolony - sarknął Iida.
Izuku wolał już tego nie komentować. Doskonale wiedział, że jest dla Kacchana jak cierń w oku i raczej nic tego nie zmieni. Było mu z tego powodu przykro. Zależało mu na tym chłopaku i nawet uważał go za przyjaciela, co widział chyba każdy poza samym Kacchanem. Nawet nie wiedział jak się zabrać za ocieplanie ich relacji.
Z zamyślenia wyrwały go głosy dziewczyn z klasy, które weszły do pomieszczenia. Zaraz za nimi przyszli chłopcy, ale Bakugo nigdzie nie było widać. I choć Izuku uczestniczył w rozmowach, zarówno przy kolacji jak i po niej, jego myśli krążyły wokół pytania „co on chciał mi powiedzieć?".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro