Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19.

Witajcie, moi drodzy! Przybyłam z kolejnym rozdziałem tejże historii. Możecie podziękować za to HalfBloodPrincess75, bo cały czas miałam w pamięci, że trzyma mnie za słowo odnośnie rozdziału w ten weekend xD 


***


     Przez kolejny tydzień Bakugo nie pojawiał się na zajęciach, mimo próśb i gróźb ze strony Deku. Z pokoju wychodził tylko na kontrole u Ricovery Girl, miał też już jeden zabieg usuwania blizn z uda i torsu. Ku jego niezadowoleniu, zabieg trzeba będzie powtórzyć jeszcze kilka razy, by całkowicie się ich pozbyć.

- Chodź ze mną na dół. Będziemy grać w planszówki całą klasą. Todoroki i Kaminari w kółko o ciebie pytają, tak samo jak Kirishima. Chyba nie chcesz przesiedzieć całej soboty sam, hm? - Deku przebierał się właśnie w czyste ubrania. Od dwóch dni trąbił mu o tym wspólnym wieczorze, ale on nie zamierzał w tym uczestniczyć.

- Źle się czuję - odpowiedział po prostu.

     W sumie nawet nie skłamał. Ostatnio nie miał siły zupełnie na nic i większość dnia przesypiał. Rricovery Girl mówiła, że nie ma powodu do niepokoju. W końcu nie doszedł jeszcze całkiem do siebie, no i bardzo słabo sypiał. Cały czas śnił mu się ten sam koszmar, w którym Dabi raz po raz go gwałcił. Przez to też unikał bliskości fizycznej z Deku. Nie miał problemu z całowaniem i przytulaniem się, ale gdy chłopak wsuwał mu dłoń pod koszulkę albo zaczynał go obmacywać po tyłku, Bakugo po prostu przerywał pieszczoty, wymyślając coraz to nowe wymówki. Widział, że Deku jest tym rozczarowany, jednak nie mógł nic na to poradzić. Blokada w jego głowie tak szybko nie zniknie.

- Zostać z tobą? - zapytał Deku, poprawiając swoje rozczochrane włosy. W efekcie sprawił, że na jego głowie pojawił się jeszcze większy nieład.

- Idź, baw się. Potrzebujesz tego. Nie możesz ciągle się mną przejmować, bo oszalejesz - odparł, przekręcając się na plecy. - Pójdę spać i zrobi mi się lepiej - dodał, siląc się na uśmiech.

- Obiecałem ci, że cię nie zostawię, Kacchan. Nawet na chwilę. A już i tak zostajesz tu sam, gdy idę na zajęcia. - Deku cicho westchnął, zwracając na niego zmęczone spojrzenie. Widać było, że się martwił.

- Nie możesz mnie wiecznie niańczyć. Mam telefon obok siebie, w razie czego zadzwonię. Rozerwij się trochę.

     Bakugo sam czuł, że musi nieco odpocząć od obecności nadopiekuńczego chłopaka. Doceniał jego starania, czuł się przy nim bezpiecznie, ale... co za dużo to niezdrowo. Poza tym, od rana czuł dziwny niepokój, z którym chciał rozprawić się w samotności.

- Zajrzę do ciebie niedługo. A jakbyś nabrał ochoty na towarzystwo, dołącz do nas. - Deku posłał mu lekki uśmiech, po czym wyszedł z pokoju.

   Jestem dla niego tylko ciężarem. Nie dziwię się, że ma mnie dość. Nie mam mu nic do zaoferowania.

     Poczuł, jak na tę myśl zaciska mu się żołądek. Podniósł się z łóżka i skierował kroki do łazienki, trzymając się za brzuch. Na szczęście zdążył w porę i tym razem zwymiotował do sedesu, zamiast na podłogę obok niego. Spojrzał tępo na śladowe ilości krwi w wymiocinach, po czym znowu targnęły nim torsje. Był tak już przyzwyczajony do codziennego zwracania posiłków, że krew go nawet nie dziwiła. Gdyby coś było nie tak, Ricovery Girl z pewnością by to wykryła.

     Wreszcie wyrzucił z siebie wszystko i wstał, ocierając usta wierzchem dłoni. Spuścił wodę i podszedł do umywalki, by przepłukać usta i umyć ręce. Spojrzał na odbicie swojej twarzy w lustrze i lekko się skrzywił. Był blady i miał okropne wory pod oczami. Z samego spojrzenia zaś przebijał brak chęci do życia. Westchnął cicho, odwracając wzrok. Nie mógł na siebie patrzeć.

     Skoro już tu jestem, przynajmniej się wykąpię.

    Odwrócił się tyłem do lustra i szybko zrzucił z siebie wszystkie ubrania. Wszedł pod prysznic, odkręcając od razu gorącą wodę. Oparł się o ścianę kabiny i wypuścił głośno powietrze z płuc czując, jak okropne myśli na nowo zaczynają tłoczyć się w jego głowie.

     Na miejscu Deku już dawno bym siebie zostawił. Nawet nie mogę go zaspokoić. Dwoi się i troi, a ja...

     Przesunął dłonią po napisie na swojej klatce piersiowej i znowu zrobiło mu się niedobrze.

     Moja mała dziwka...

- Wypierdalaj z mojej głowy - warknął do siebie. Wyszedł z kabiny, nie zawracając sobie nawet głowy zakręcaniem wody. Odgarnął mokre włosy z czoła i odruchowo spojrzał w lustro.

     Dziwka.

- Nie jestem żadną dziwką. A już na pewno nie twoją - szepnął, zakrywając napis przedramieniem. - Nie jestem - powtórzył, patrząc na własne odbicie z uporem, złością, ale i rozpaczą.

     Muszę się tego pozbyć. Nie mogę na to patrzeć. Jestem skażony. Gdy Deku to zobaczy... gdy się dowie... Zostawi mnie.

     Myśl była na tyle silna, że zareagował na nią instynktownie. Zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią mocno w lustro. Szkło posypało się na wszystkie strony, kalecząc jego nagie ciało, a już szczególnie dłoń. Nie zwracał jednak na to uwagi. Trzęsącą się, krwawiącą ręką złapał za jeden z większych odłamków i osunął się na kolana. Szkło wbiło mu się w nogi, ale on zdawał się tego nie czuć.

     Wytnę to. Pozbędę się tego.

    Mocniej chwycił szkło i przesunął nim po „D", mocnym i pewnym ruchem. Ból eksplodował w jego głowie i jęknął gardłowo, ale mimo tego nie przestał. Wbił odłamek zaraz obok poprzedniej, krwawiącej rany i przeciągnął go w dół. Nawet nie zorientował się, w którym momencie z jego gardła wydostał się szloch.

    Nie chcę tego. Nie chcę. Nie jestem jego psem. Muszę się tego pozbyć.

- Kacchan? - Przerażony głos Deku wdarł się do jego świadomości sprawiając, że zalała go fala lęku.

     Nie. Nie. Nie. Tylko nie on. Nie teraz. Zobaczy to... zobaczy.

- Wyjdź! - warknął, kierując na niego pełne gniewu, bólu i strachu spojrzenie. Zasłonił napis ręką, która nie ucierpiała w zderzeniu z lustrem. Chwycił mocniej odłamek i ponownie wbił go w „D", zanim Deku zdążył do niego dopaść i wytrącić mu szkło z ręki.

- Wypierdalaj! - zawył, próbując znowu chwycić odłamek. Nie myślał racjonalnie, wszystko zawężyło się tylko do chęci pozbycia się napisu za wszelką cenę. Nawet nie myślał o tym, że jest kompletnie nagi i poraniony, całą siłę wkładał z zasłonięcie napisu przed Deku.

- SPOKÓJ! - wrzasnął Deku, odciągając go na bok, mimo że mocno się szarpał.

- Nie. Zostaw mnie. Zostaw mnie, do cholery!

     Desperacja w głosie Bakugo była aż nadto słyszalna. Deku puścił go na moment, ale tylko po to, by po chwili na nim usiąść. Przycisnął ramiona Bakugo do zimnej posadzki i spojrzał mu prosto w oczy.

- Mam tego dość, Kacchan. - Spojrzenie Deku mówiło, że jest nie tylko wkurzony, ale i przeraźliwie smutny. - Naprawdę próbuję. Staram się, ale... ty się na mnie zamknąłeś. Cierpisz w samotności i w dodatku się ranisz. Nie mogę na to patrzeć. - Łzy chłopaka spadły na policzki Bakugo, mieszając się z jego własnymi. - Co tak bardzo chcesz przede mną ukryć? Dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc? Nie mogę nawet cię dotknąć, żebyś zaraz mnie nie odsunął...

- To mnie zostaw. I tak w końcu to zrobisz. - Bakugo przycisnął palce do ran, które sobie zadał. Ból fizyczny przynajmniej pozwalał się skupić na rzeczywistości.

- Nie mam takiego zamiaru. - Deku pokręcił głową. Pochylił się i musnął wargami jego usta. - Mam po prostu dość tego, że nie umiem ci pomóc. A po tym, co teraz zrobiłeś, będę się bał zostawić cię samego choćby na pięć minut - dodał, sięgając po ręcznik. Przykrył nim krocze Bakugo, co uświadomiło mu, że jest nagi i poczuł się okropnie nieswojo.

- Mogę się ubrać? - szepnął, odwracając głowę w bok. - Przynajmniej bokserki - dodał, niemalże prosząco.

     Deku drgnął, nieco wybity z rytmu takim zachowaniem. Powoli zszedł z chłopaka i podał mu bieliznę. Odwrócił wzrok, gdy ten ją zakładał, za co Bakugo był mu wdzięczny. Znowu zakrył ręką napis i spojrzał na swoje poranione kolana bez większego zainteresowania.

- Musimy ci to opatrzyć. - Deku wyciągnął apteczkę z szafki i spojrzał na niego, teraz już bardziej zrezygnowany, niż zły.

- Sam mogę - szepnął, ale nie zaprotestował, gdy chłopak pociągnął go z powrotem do sypialni.

- Siadaj - mruknął, podsuwając mu krzesło.

     Bakugo posłuchał. Patrzył jak chłopak zajmuje się ranami na jego nogach, czując, że to prawdopodobnie ostatni raz, gdy siedzi w tym pokoju razem z Deku. Nie sądził, by chłopak chciał dalej z nim być, niezależnie od tego, czy powie mu wszystko czy też nie.

- Teraz tors - powiedział stanowczo chłopak, patrząc na niego poważnie.

    Bakugo odwzajemnił to spojrzenie i powoli opuścił rękę, odsłaniając uszkodzony napis. Widząc, jak chłopak otwiera szerzej oczy z zaskoczenia, lekko zadrżał.

- Pewnie już się domyślasz, że napis to nie wszystko - powiedział, głosem zupełnie pozbawionym wyrazu. - Plan zakładał zrobienie ze mnie kurwy idealnej. Skoro i tak odmawiałem Shigarakiemu i stale powtarzałem, że prędzej umrę, niż do niego dołączę... Przynajmniej jego diabeł mógł się mną pobawić. Nie życzę tego najgorszemu wrogowi. - Miał wrażenie, jakby obserwował reakcję Deku gdzieś z oddali. Czuł się tak, jakby ta sprawa go nie dotyczyła. Nawet był w stanie się uśmiechnąć, choć z tego uśmiechu przebijała rozpacz. - Skoro chcesz wiedzieć wszystko, opowiem ci.

     A potem mnie zostawisz.

- Diabeł? - Głos Deku zadrżał, gdy zadawał pytanie. Wyglądał, jakby tak naprawdę nie chciał tego wszystkiego słuchać, ale Bakugo to zignorował. Skoro już zaczął, dokończy.

- Przekonał Shigarakiego, że przemocą da się osiągnąć wszystko i bardzo szybko przekonałem się, że jest w tym sporo racji. Z początku nawet starałem się z nim walczyć, ale to był bardzo zły pomysł. Koszmarny... - Przełknął głośno ślinę, zbierając się w sobie. - Chciał koniecznie mnie upokorzyć, więc wymyślił, że wpierdoli mi pejczem. Miałem liczyć i przy każdej pomyłce zaczynać od nowa. - Pokręcił głową, chcąc się pozbyć obrazu sadystycznego uśmiechu Dabiego sprzed oczu. Poczuł jak Deku łapie go za rękę, pewnie chcąc dodać mu otuchy. - Nie wiem, ile razy oberwałem, zanim zacząłem liczyć. Ale samo to, że zacząłem, było moją pierwszą porażką. Byłem zbyt słaby, by to znieść, a zawsze sądziłem, że mój próg bólu jest wysoki. - Wypuścił głośno powietrze z płuc. To było trudne. - Tomura się wkurwił, że tak mnie sprał i dał mu tymczasowy zakaz znęcania się, ale to i tak był dopiero początek.

    Wbił palce w swoją ranę, chcąc odciągnąć swoją uwagę od narastającego w ciele lęku. Wszystko pamiętał tak wyraźnie, jakby wydarzyło się przed chwilą. Pamiętał ten ból i to jak bardzo chciał, żeby okazało się to po prostu koszmarem.

- Chodź tu - szepnął Deku i pociągnął Bakugo na łóżko, a konkretniej na swoje kolana. Pozwolił mu na to. - Wcale nie jesteś słaby. Gdyby ktokolwiek inny był na twoim miejscu, pękłby szybciej - dodał cicho, odciągając rękę Katsukiego od rany, by jej nie pogłębiał.

- Jakoś bym przeżył, gdyby przychodził się tylko poznęcać. Ale ten kutas ciągle mnie dotykał. Chciał całować. Shigaraki chciał mnie dla siebie, więc ten zwyrol musiał zadowolić się tylko tym... A ja marzyłem tylko o tym, żeby zdechł. Nawet wymyśliłem plan... Głupi i szalony, ale to było jedyne co wpadło mi do głowy. Zacząłem się do niego dobierać, wyobrażając sobie, że... że to ty. - Zadrżał mocno i wtulił twarz w ramię Deku. Chłopak wypuścił głośno powietrze z płuc i przytulił go mocniej. Też cały drżał. Pewnie nie mógł tego słuchać.

     Zostawi mnie. Brzydzi się mną.

- Rozproszyłem go i zacząłem dusić... tymi pieprzonymi kajdanami... Tam było tak zimno, Deku... Nie mogłem nawet spróbować rozpieprzyć tych kajdan i zetrzeć tego uśmiechu z jego twarzy. Nie mogłem nic... nic... - Z jego gardła wydostał się szloch. Tak bardzo żałował, że mu się nie udało. Gdyby Dabi nie żył, nie musiałby się bać, że znowu go do czegoś zmusi.

     Jeśli to przeżyjesz i dojdziesz do siebie, lepiej uważaj, bo rozpocznę na ciebie polowanie. A gdy już będziesz z powrotem mój, dopilnuję tego, żebyś już nigdy nie zobaczył światła dziennego. Będę cię pieprzył bez wytchnienia, słuchając jak skamlesz z bólu.

- Kacchan... tak mi przykro... - Głos Deku się załamał.

     Teraz już obaj płakali. Midoriya przytulał go mocno, a on sam nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa przez dłuższy czas. Wiedział jednak, że jeżeli teraz tego nie powie, już nigdy tego nie zrobi.

- Shigaraki mnie za to ukarał. Za tę próbę... kazał mi wpierdolić. Znowu musiałem liczyć. Chciałem umrzeć, Deku. - Zacisnął powieki, czując na nowo tą okropną bezradność. - Myślałem tylko o tym... po co mi Indywidualność, skoro nie mogę się bronić w takich chwilach? - Pokręcił głową, nadal nie znajdując odpowiedzi na to pytanie. - Tak naprawdę gdyby nie Twice... już wtedy bym się poddał. Dawał mi leki przeciwbólowe i nasenne. Podnosił na duchu, opatrywał rany. Nie wiem, dlaczego to robił, ale jestem mu wdzięczny.

- Boże, Kacchan, przepraszam. Przepraszam, że bardziej nie naciskałem na nauczycieli. Tak mi przykro... - W głosie Deku słychać było żal i poczucie winy. Bakugo poczuł, że znowu robi mu się niedobrze. Nie chciał, by chłopak czuł się przez niego źle.

- To nie twoja wina, że to się stało. Myślę, że nawet jakbyście zareagowali szybciej, oni by się o tym dowiedzieli i skończyłbym tak samo w krótszym czasie - szepnął. Czuł, że z jego rany dalej sączy się krew, ale miał to gdzieś. Ten pulsujący ból sprawiał, że nie pogrążał się całkowicie w strachu i był w stanie opowiadać dalej. Trzymał się tego jak ostatniej deski ratunku. - Bicie nie było najgorsze. Najgorszy był prąd, przypalanie... i... - Odruchowo przesunął dłonią po napisie, rozmazując na nim krew. Spojrzał na swoją drżącą, zakrwawioną dłoń i ponownie przypomniał sobie tą bezradność, którą czuł, nie mogąc użyć Indywidualności.

     Słaby, wystraszony bachor. Ktoś taki jak ja nie nadaje się na bohatera.

- Nagle przestało go obchodzić, co mówił Tomura. Zgwałcił mnie. Dwa pieprzone razy pod rząd. Zrobił ze mnie swoją kurwę, mimo moich błagań. Mimo tego, że słuchałem jego poleceń i nawet go, kurwa, pocałowałem, żeby tylko tego nie zrobił. Kolejnego dnia zerżnął mnie w usta.

     Deku wciągnął głośno powietrze do płuc. Zabrał ręce z pleców Bakugo i wziął jego twarz w dłonie. Katsuki widział w jego zielonych oczach ból i przeraźliwy smutek. Sam znowu zaczął czuć się tak, jakby opowiadał o przeżyciach kogoś zupełnie innego.

- Kacchan...

- Musiałem jęczeć jego imię, żeby mnie bardziej nie skrzywdził. Wyobrażasz to sobie? Jęczeć pod swoim gwałcicielem? Jeszcze chciał, żebym powiedział mu, że go kocham. - Zaśmiał się gardłowo, ale w tym śmiechu nie było ani grama wesołości. Tylko ból i coś w rodzaju rezygnacji.

- To okrutne. - Deku zadrżał z nagromadzonych emocji. - Okrutne... - Znowu go do siebie przytulił, z jego gardła wydostał się szloch. Cierpiał razem z nim.

- Nie miałem nadziei na to, że wyjdę z tego cało, więc kolejnym razem specjalnie powiedziałem mu, że go nienawidzę, żeby go rozwścieczyć. Wiedziałem, że wtedy nie będzie się hamował i faktycznie... Nóż w brzuch... to była dla mnie pewna śmierć. Miałem nadzieję, że... że to koniec. Dlatego powiedziałem Twice'owi, by przekazał ci moje ostatnie słowa. Nie będę ukrywał, Deku. Wolałbym już nie żyć. Życie po tym wszystkim jest jedynie pasmem udręki i strachu. On... obiecał mi, że mnie znajdzie, gdy dojdę do siebie. I że znowu będę pod nim jęczał. Nie ucieknę od niego... boję się, Deku. Po prostu się boję - zakończył cicho. Cały się trząsł, a jego żołądek zaciskał się nieprzyjemnie.

     Nie chcę tego pamiętać...

    Podczas jego przemowy wyraz twarzy Deku zmieniał się jak w kalejdoskopie. Chłopak cały czas płakał, prawdopodobnie wyobrażając sobie, co Bakugo musiał czuć. To było jednak nie do wyobrażenia przez kogoś, kto tego nie przeżył.

- Kto to był? Kim jest diabeł? - zapytał po dłuższej chwili milczenia. Złapał blondyna za nieuszkodzoną rękę i ścisnął ją mocno.

- Dabi - odparł, automatycznie blednąc. Nie wypowiedział tego imienia od tamtego czasu. Było to bardzo nieprzyjemne uczucie, wywołujące nie tylko dyskomfort, ale i lęk.

     Deku ponownie ujął jego twarz w dłonie. Jego spojrzenie wyrażało naprawdę wiele uczuć, jedno teraz jednak przeważało.

     Czy to miłość...?

- Już nigdy nie pozwolę, by choćby na ciebie spojrzał. Nie dotknie cię. A jeśli spróbuje, zabiję go. Nie pozwolę mu cię zabrać, Kacchan, choćbym miał zginąć - obiecał poważnie i wpił się wargami w jego usta.

    Bakugo poczuł, jak jego serce się rozgrzewa od tego dziwnego, ciepłego i miłego uczucia. Całowali się długo i namiętnie, wręcz z desperacją. Tak, jakby nie widzieli się wiele lat. Tak, jakby mieli nie zobaczyć się już nigdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro