Rozdział 14.
Jeszcze żyję. Jakoś xd
***
Bakugo zupełnie stracił poczucie czasu w tej zatęchłej piwnicy. Twice powiedział mu, że minął tydzień, ale nie wierzył mu. Czuł się, jakby był tutaj całą wieczność. Od tamtej chorej rozmowy, Dabi ani razu go nie uderzył. Powtarzał mu tylko, co będzie z nim robił, gdy Shigaraki się nim znudzi i czasami obmacywał go, nie zważając ani na bluzgi, ani na próby obrony przed niechcianym dotykiem.
Tomura przyszedł tylko raz, by ponownie zapytać o to, czy dołączy do Ligi. Odpowiedź, która dalej brzmiała „wolę umrzeć", nie spodobała się mężczyźnie, więc sprzedał mu kilka mocnych ciosów w żebra i wyszedł. Z kolei Twice przychodził kilka razy w ciągu dnia, by pomóc mu załatwić potrzebę fizjologiczną i dać kolejną dawkę leków, które były błogosławieństwem.
Dzięki tabletkom był w stanie teraz złapać trochę snu, gdyż zmniejszały ból pleców. Niestety, jego sny nie były przyjemne. Zaczynały się dobrze. Leżał z Deku na łóżku. Całowali się i dotykali, czerpiąc satysfakcję z tej bliskości. Wreszcie, gdy już mieli przejść do rzeczy, znikąd pojawiał się Dabi. Odciągał Bakugo od Deku, mimo że krzyczał i szarpał się jak tylko mógł. Dabi tylko się śmiał, obraz Midoriyi stopniowo zanikał i zostawało tylko cierpienie. Budził się w momencie, w którym Dabi łapał go za twarz, przypalając ją niebieskimi płomieniami.
Za każdym razem śniło mu się to samo, wzmacniając jego lęk przed tym psychopatą. To wszystko jednak sprawiło, że wymyślił wreszcie plan. Plan, który był głupi i szalony, a jednocześnie jawił się jako jego ostatnia nadzieja. Dlatego, gdy tylko jego kat wszedł do piwnicy, od razu uniósł się do siadu i wbił w niego zmęczony wzrok. Musiało mu się udać. Jego duma na tym ucierpi, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, nikt się o tym nie dowie.
- Chyba odzyskałeś już trochę siły, hm? - Mężczyzna podszedł bliżej i kucnął przed nim. Złapał go za szczękę, by nie mógł odwrócić głowy.
- Cię obchodzi - mruknął Bakugo, mrużąc lekko oczy. - Jak zamierzasz znowu mnie obmacywać, to miejmy to już za sobą - dodał ze znużeniem. Całe jego ciało krzyczało, że nie chce tego dotyku, jednak jego plan zakładał interakcję. Pchnął Dabiego tak, że ten z zaskoczeniem klapnął na tyłek, po czym usiadł mu na kolanach. Skubnął zębami szyję mężczyzny czując, że zaraz zwymiotuje.
To moja ostatnia szansa. Ostatnia.
- Hę? - Dabi był wyraźnie nieprzygotowany na taki obrót spraw. Pozwolił, by Bakugo pchnął go na plecy i dossał się do jego szyi, robiąc malinkę. - Co ty, kurwa, kombinujesz? - zapytał nieufnie, kładąc dłonie na biodrach chłopaka.Pozwolił mu pchnąć się na podłogę, wzmacniając jednak czujność.
- Zamknij ryj. Chcę, żebyś sobie stąd, kurwa, poszedł. Jeśli w ten sposób to przyspieszę, to się już poświęcę - warknął Katsuki, ledwo powstrzymując odruch wymiotny. Przesunął językiem po uchu Dabiego, wyobrażając sobie, że pod nim jest Deku. Tylko to sprawiało, że jeszcze się nie odsunął.
- Teraz to tym bardziej sobie nie pójdę - stwierdził Dabi, mimo wszystko pozwalając Bakugo na chwilową samowolkę. Westchnął z zadowoleniem, zsuwając dłonie na pośladki chłopaka.
Katsuki uważnie obserwował reakcje mężczyzny na swoje poczynania. Gdy uznał, że ten jest wystarczająco rozproszony, szybko wcisnął jego szyję w posadzkę rękami zakutymi w kajdany. Powietrze gwałtownie uciekło z płuc Dabiego, a on sam otworzył szeroko w oczy, wyraźnie zszokowany.
- Zdychaj. Zdychaj. Zdychaj, ty kurwo... - warknął Katsuki, desperacko przyciskając mężczyznę do ziemi. Widział, jak w jego oczach rośnie gniew, jak twarz staje się czerwona z powodu braku tlenu i miał chorą nadzieję, że skurwysyn umrze.
Dabi pokrył swoją dłoń płomieniami, a potem z rozmachu uderzył prosto w brzuch Bakugo sprawiając, że ten wręcz odleciał od niego na metr. Powietrze, które nagle dostało się do płuc mężczyzny sprawiło, że zaczął kaszleć, a z oczu poszły mu łezki. Złapał się za szyję, wlepiając groźne spojrzenie w blondyna, który zdążył już pozbierać się z ziemi.
- Nie mogłeś po prostu zdechnąć? - zapytał cicho, przyjmując pozycję obronną. Wiedział bowiem, że za chwilę dostanie koszmarny wpierdol. Nie zamierzał jednak poddać się bez walki.
- Jebana dziwka - wychrypiał Dabi, pokrywając swoje ciało płomieniami. Kaszlnął ostatni raz i odetchnął głęboko, a potem ruszył na Bakugo, wymierzając cios w jego brzuch. Chłopak zdołał uskoczyć, ale zapomniał o tym, że ma kajdanki na nogach. Zaplątał się w nie i upadł, co natychmiast wykorzystał Dabi, wymierzając mocnego kopniaka w jego bok. Katsuki jęknął z bólu, ale nie zamierzał się poddać. Nawet wtedy, gdy mężczyzna na nim usiadł, próbował wymierzyć cios w jego osłabioną po podduszaniu szyję. Dabi przewidział to jednak i szarpnął za kajdany, ściągając jego ręce w dół.
- Wiesz, co się teraz stanie? - zapytał spokojnym, a jednocześnie przerażającym głosem.
- Zdechniesz? - Do głosu Bakugo zakradł się strach, co wyraźnie ucieszyło Dabiego.
- Teraz sprawię, że będziesz błagał, żebym cię zabił - odparł, szarpiąc za dresy chłopaka i zsuwając je lekko w dół.
Katsuki od razu domyślił się, co się teraz stanie. Przerażenie wypełniło go po brzegi, a w głowie pojawił się tylko jeden pomysł na uniknięcie gwałtu.
- TOMURA! - wrzasnął ile sił w płucach, wytrącając swojego kata z równowagi. - TOMU...! - Nie było mu dane skończyć, bo Dabi zakrył mu usta i niemalże wcisnął mu głowę w posadzkę.
- A za to... przedłużę twoje męki do granic jebanych możliwości - wywarczał, szarpiąc dresy chłopaka z powrotem w górę. Gdyby Shigaraki to zobaczył, pewnie by od razu odgadł jego intencje.
Drzwi otworzyły się z impetem i stanął w nich nie kto inny, jak Shigaraki. Wyglądał na zirytowanego. Zaraz za nim weszli nieodłączni Kurogiri i Twice.
- Co tu się, kurwa, dzieje? - warknął Tomura, drapiąc się po szyi. Analizował sytuację.
- Ta dziwka chciała mnie zabić - warknął Dabi, zdejmując dłoń z ust Bakugo, który spojrzał teraz na Tomurę z ulgą.
- Psychol chciał mnie zgwałcić - wykrztusił, próbując zapanować nad drżeniem ciała.
Shigaraki podszedł do nich i uważnie przyjrzał się obojgu. Widząc ślady od kajdan na twarzy Dabiego, ale także malinkę, westchnął z rezygnacją.
- Wierzę obojgu - podsumował, sięgając do swojego paska od spodni. - Biorąc pod uwagę okoliczności, muszę niestety stwierdzić, że tym razem zasłużyłeś na karę, Katsuki. Musiałeś go sprowokować, sam sobie malinki nie zrobił. Wcale się nie dziwię, że Dabiemu puściły nerwy. - Wyciągnął pasek ze spodni i wręczył go mężczyźnie.
Do Bakugo z początku nie dotarł sens słów Shigarakiego. Nie wierzył w to, że mężczyzna stanął przeciwko niemu w tym starciu i jeszcze dał Dabiemu pas. Zadrżał mocno i szarpnął się odruchowo, chcąc uciec jak najdalej od tych psycholi.
- Nie... nie możecie... nie - szepnął, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Twice. Przytrzymaj mu ręce. - Tomura oparł się o ścianę, patrząc na Bakugo bez cienia współczucia. Dabi zaś parsknął śmiechem, prawdopodobnie nie mogąc sobie wyobrazić lepszego zakończenia tej sytuacji.
Twice złapał ręce Bakugo i przytrzymał je nad jego głową, by nie mógł nimi machać. Dabi zaś wyciągnął nóż z kieszeni i przeciął bandaże, które obejmowały również klatkę piersiową chłopaka.
- Trzydzieści uderzeń. Znasz zasady. Licz. Jak się pomylisz, zaczynamy od nowa. - Dabi włożył cios ogrom siły, napędzany wściekłością za to, co chciał zrobić Bakugo. Chłopak wrzasnął i szarpnął się, nie wierząc w to, że znowu dzieje się to samo. Serce niemalże wyskoczyło z jego piersi, tym bardziej, gdy poczuł kolejny, równie mocny cios.
- Zaczynasz, czy mam bić dopóki nie padniesz? - zapytał Dabi, czerpiąc niemałą satysfakcję z bólu i strachu, jakie odbijały się w oczach Katsukiego. Uderzył jeszcze raz, a potem kolejny i następny... Bakugo miał wrażenie, że wkładał w chłostę coraz więcej siły.
Nie mogę... nie dam rady. Oni mnie tu zabiją.
- Raz - wydusił z siebie po kolejnym uderzeniu. Shigaraki cicho się zaśmiał, pewnie ciesząc się z tego, że chłopak tak szybko pękł i posłuchał. - Dwa - jęknął, dusząc szloch w gardle. Nie chciał przy nich płakać, nie mógł...
Ciosy padały jeden po drugim. W okolicy dziesiątego Bakugo się pomylił i musiał zacząć od nowa. Jego mózg działał na pełnych obrotach, nakręcony bólem i lękiem. W pewnej chwili Dabi zaczął uderzać w jego ciało również klamrą od paska, ku uciesze Shigarakiego. Kurogiri jedynie się wszystkiemu przyglądał i nawet Twice, o dziwo, milczał jak zaklęty.
Przy dwudziestym razie z oczu Bakugo wreszcie pociekły łzy bólu i wszechogarniającej rozpaczy. Miał wrażenie, że Dabi jest wcieleniem samego Szatana. Obiecał, że zgotuje mu piekło i właśnie to robił.
Pod koniec nie miał już siły wrzeszczeć i płakać. Do jego świadomości docierał wyłącznie ból, potęgujący się przy choćby najlżejszym oddechu. Twice puścił już jego ręce, ale nie miał siły nimi ruszyć. Widział tylko pas w dłoni Dabiego i jego zadowolenie.
- Jeszcze dziesięć. - Głos Tomury przebił się do świadomości Bakugo sprawiając, że coś w nim pękło. Wiedział, że jeśli oberwie choćby raz więcej... choćby raz...
- Nie... błagam. - Słowa te wydostały się z jego ust jakby poza świadomością. - Nie... - Pokręcił głową i zacisnął powieki, nie chcąc brać już w tym wszystkim udziału.
Dabi był silny i brutalny, a każdy jego cios sprawiał dotkliwy ból. Czując, jak pas znowu uderza o jego skórę, tylko boleśnie jęknął.
- No, kochanie... licz - zamruczał, uderzając ponownie.
- R... raz - wydusił z siebie wiedząc, że nie ma żadnego wyboru. - Dwa.
Nie chcę więcej. Nie chcę. Nie wytrzymam. Kurwa...
- Chyba miałeś rację, Dabi. Wystarczyło trochę brutalności i już jest grzeczny. - Shigaraki był zadowolony z efektów, co tym bardziej ucieszyło mężczyznę.
- Trzy - szepnął Katsuki, przyjmując kolejne uderzenie.
Wszystko zawęziło się tylko do tej chwili. Dabi. Pas. Uderzenie. Cztery. Zachęcające komentarze Tomury. Dabi. Pas. Uderzenie. Ból. Pięć.
Bakugo czuł się tak, jakby tracił grunt pod nogami. Świat kurczył się i rozszerzał, a on potrafił myśleć tylko o tym przeklętym pasie, który raz po raz uderzał w jego ciało.
- Dziesięć - szepnął wreszcie, mocniej zaciskając powieki.
- Dobrze. Dość na dzisiaj, wrócimy do tego jutro. - Tomura przeciągnął się mocno i skierował kroki w kierunku wyjścia.
- Już? A gdzie cała zabawa? - Dabi przesunął pasem po twarzy Bakugo sprawiając, że ten zadrżał mocno.
- Jak chcesz to zostań, ale trzymaj jebanego fiuta przy sobie albo cię go pozbawię. - W głosie Shigarakiego pojawiła się groźba, która jednak rozbawiła Dabiego.
- Jasne - mruknął jedynie.
Zapadła cisza. Katsuki słyszał, że tamta trójka skierowała się do wyjścia. Trzaśnięcie drzwi sprawiło, że żołądek podszedł mu do gardła. Otworzył powoli oczy i spojrzał na mężczyznę, który przerażająco się uśmiechał.
- Jak widzisz, liczenie na pomoc Shigarakiego nie na wiele się tutaj zda. Nie zapominaj, że to szef Ligi - powiedział, wyciągając dłoń, by pogłaskać Bakugo po policzku. Chłopak mimowolnie zadrżał ze strachu. Poprzez kolejną chłostę ten okrutny skurwiel po części dopiął swego i to było w tym wszystkim najgorsze. - Och, jak cudnie. Gdzie twój upór, co? Widzę tylko lęk... cudowne - zamruczał, pochylając się, by go pocałować.
Bakugo odwrócił lekko głowę sprawiając, że Dabi natrafił jedynie na kącik jego warg. Nie był w stanie zrobić nic więcej, brakowało mu sił na walkę, która i tak nie miała sensu.
- Będziesz już grzecznym pieskiem? - Mężczyzna ugryzł go w policzek, po czym odsunął się tylko po to, by wymierzyć kolejny cios w klatkę piersiową Bakugo. Doczekał się cichego jęku z jego ust. - Hm? Czyżbyś za mało oberwał? - zastanowił się mężczyzna i uderzył ponownie, tym razem w jego ramiona.
To piekło się nie skończy. Nie chcę już... Nie chcę...
- Daj mi już spokój - szepnął, zaciskając powieki, żeby tylko nie dać kolejnym łzom popłynąć. Wszystko, tylko nie to.
- Dopiero jak odpowiesz mi na pytanie. Spójrz na mnie. - Dabi złapał blondyna za szczękę, zmuszając go do wykonania polecenia. Bakugo powoli otworzył oczy, patrząc prosto na tę znienawidzoną twarz. - Będziesz już grzecznym pieskiem? - zapytał ponownie. W jego oczach błyszczała chora satysfakcja.
Nie dam rady. Boję się go... Chcę się obudzić z tego koszmaru.
- Tak - wychrypiał, chowając w kieszeń resztę dumy, jaka mu została.
Dabi zaśmiał się głośno, radośnie i dość psychopatycznie, przyglądając się chłopakowi z pozycji zwycięzcy. To było coś, co chciał usłyszeć i doczekał się tego.
Bakugo zaś poczuł, że w tym momencie stracił resztki nadziei na to, że uwolni się od tego kata.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro