7
Na miejsce dotarli pozostali chłopcy. Han z Felixem ruszyli do domu żeby podrzucić podsłuch.Lucinda wpuściła ich przez bramę,przyszli umorusani jakimś smarem. Leonardo otworzył im drzwi główne z zapytaniem czego chcą.
F: przepraszamy,że nachodziły państwa,ale samochód nam się zepsuł i telefon się rozładował moglibyśmy zadzwonić od państwa po lawetę?
I ewentualnie skorzystać z łazienki?
Leo: jaja sob...
Nie dokończył,bo za nim stanęłam i weszłam mu w słowo
K: Leonardo nie bądź nie grzeczny , pozwól chłopcom zadzwonić,daj im telefon i pokaż gdzie jest łazienka.
Otworzyłam szerzej drzwi żeby mogli wejść do środka, na początku ich nie rozpoznałam. Leo na mnie tak spojrzał,że zrobiłam się taka malutka. Lorenzo nie odwracając wzroku od tej sytuacji zadzwonił do Mattia, poinformował o wszystkim.
Będę miała przesrane.
K: Leonardo daj spokój przecież to są dzieciaki ,ile mogą mieć lat 18-19. Zadzwonią i pójdą sobie
Leo: wiesz co zrobi Gabriele jak się dowie,że byli tutaj obcy w jego domu?
K: biorę to na siebie
Chłopcy wyszli z łazienki, grzecznie podziękowali i poprosili o nr tel po pomoc drogową. Dopiero teraz spojrzałam na ich czyste, uśmiechnięte twarze i zamarłam. Stałam gapiąc się na nich bez słowa. Nagle Han zwrócił się w moją stronę.
H: dziękujemy bardzo pani za otrzymaną uprzejmość,do usłyszenia.
F: do widzenia
K: proszę,do widzenia
I wyszli nie oglądając się za siebie.
...Hmm to było dziwne, skąd wiedzieli, że tutaj jestem. Mam nadzieję że zrobili rekonesans,mogliby podłożyć podsłuch - tak,na 99% tak zrobili,ja bym tak zrobiła. Teraz musze z Gabrielem mówić dużo o tej akcji właśnie tutaj w holu ewentualnie w salonie.Nazwiska,miejsca,ksywy,liczby, wszystko co ważne.... Ciekawe czy wiedzą o dzisiejszych planach ....pomyślałam
Mattia: co to kurwa miało być,kto ich tutaj wpuścił?!?!
Mówiąc to aż się popluł uniósł przy tym jakby to byli jacyś gangsterzy, których trzeba się bać
Karol: ja ich wpuściłam, potrzebowali pomocy
Mattia: żartujesz sobie,tu nikt nie ma wstępu, rozumiesz?!?!
Wymachiwał przed moim nosem bronią i dalej coś tam krzyczał. Nagle pojawił się Gabriele, stanął za nim i się przyglądał danej sytuacji.
Karol: jeszcze raz machnij mi tym gównem przed nosem a zajebie ci kopa w jaja , rozumiesz?!?
Chyba chciał mnie uderzyć ale Gabriele się odezwał.
G: dosyć tego! Co tu się dzieje?
M: wpuściła dwóch gówniarzy do domu
K: chcieli zadzwonić tylko po pomoc a telefon im się rozładował, i na co to całe halo !?! Weź się trochę ogarnij. Trochę empatii Leonardo , naprawdę nie zaszkodzi
G: doprawdy? Może nie wiedziałaś,ale on ma rację. Tu nie wchodzą sobie ludzie ot tak poprostu. Masz szczęście,że cię dzisiaj potrzebuje,bo inaczej byśmy porozmawiali
...o kurwa coś się musiało stać... pomyślałam
Karol: przepraszam Gabriele nie wiedziałam,że to taki problem. Dwóch gówniarzy poprosiło o pomoc,nie miałam serca im odmówić.
G: za miękka jesteś
K: tylko czasem, wieczorem będę twarda tak jak chcesz ,o której wychodzimy?
G: mówiłem ci rano,o 20.30 masz być gotowa do wyjścia.
K:a właśnie czy dostanę jakąś broń do samoobrony?
G: nie bądź śmieszna,idź się lepiej szykować. Lucinda ma dla Ciebie rzeczy.
K: a długo tam będziemy?
G: tyle ile trzeba
K:a...
G: to nie czas na pogaduszki
K: no dobra ...
Pod nosem coś tam jeszcze dodałam i poszłam się szykować.
20.30 stoję w holu pod drzwiami jak ten pies,
w końcu idzie Gabriele.
K: wow
Wymsknęło mi się,aż się zaczerwieniłam. Spuściłam głowę w dół i próbowałam się trochę uspokoić .
G: a tobie co się stało?
K: nic,ekhh tak sobie pomyślałam,jak ja mam do tego księgowego dotrzeć,jak go ogłuszyć
G: dasz radę, na pewno coś wymyślisz
Popatrzył na mnie, zmierzył góra dół, dół góra,pokiwał z aprobatą głową
G: z takim wyglądem...każdy zrobi co tylko ze chcesz .
Idziemy.
Na przyjęciu pierwsze pół godziny spędziłam u boku Gabriele jako jego dama, grzecznie się witałam i uśmiechałam do różnych osób. W końcu namierzyłam księgowego. Facet 50+ ,lekko łysawy. Podeszłam do baru,czekając na odpowiedni moment. Zamówiłam sobie delikatnego kobiecego drinka i czekałam aż podejdzie obiekt. Zamiast niego u boku pojawił się Hyunjin,ukłonił się delikatnie i przedstawił - grać trzeba umieć... pomyślałam i dołączyłam do jego gry. Zamieniliśmy 2-3 zdania i Hyunjin się oddalił do innego mężczyzny - był to Changbin.
....jak garnitur zmienia człowieka...aż miło na nich popatrzeć... pomyślałam
Poszłam w kierunku księgowego.
K: dobry wieczór,pana jeszcze nie poznałam, jestem Karolina
KS: dobry wieczór,jestem Tommy. Miło mi poznać panią ,widzę że ma pani pusty kieliszek. Da się pani zaprosić na drinka?
K: ohh nie wiem czy wypada,jestem z....( udaje że patrzę na kogoś)... zresztą nie ważne,widzę że jest bardzo zajęty kimś innym, chętnie skorzystam Tommy,ale mów mi po imieniu. Możemy wyjść na zewnątrz? Duszno tutaj jest
T: oczywiście
Wzięliśmy drinki i poszliśmy.
K: przyjechałeś samochodem?
T: oczywiście,co to za pytanie
K: wiesz mam ochotę na przejażdżkę,wybierzesz się ze mną?
T: a twój znajomy,co na to?
K: sądzę że nawet nie zauważy
T: jak tak to zapraszam.
K: wezmę jeszcze po drinku,masz ochotę?
T: nie mógłbym tobie odmówić.
Idąc do baru wpadłam "niechcący"na Changbina , grzecznie przeprosiłam łapiąc jego dłoń, delikatnie - wsunął mi tabletkę gwałtu(3-4g). Tabletkę wrzuciłam do szklanki z whisky dla Tommyego.
Ruszyliśmy do auta, wsiedliśmy wypiliśmy, kawałek odjechaliśmy i stracił przytomność. Zdążyłam złapać za kierownicę, zjechałam w pobliskie krzaki. Wyłączyłam silnik ,przy kluczykach do auta wisiał banan,który szybko podmieniłam. Za naszym autem stał już samochód z Leonardo i Mattia,do którego wsiadłam i odjechaliśmy.
M: jak go unieszkodliwiłaś tak szybko?
K:szybkie uderzenie w tył szyi,pokazać ci?
M: obejdzie się
Leo: dzwoń do szefa,że wracamy.
Hyunjin z Changbinem wrócili do bazy.
Lee: gdzie ona jest?!? Mieliście wrócić z nią, co się stało?
Ch: nie chciała,chce jeszcze zostać kilka dni
Chan: co?!? Ona ma coś z głową? Jak nie chciała,co ona kurwa odpierdala. Plan był prosty. Jechać i wrócić z nią. To była okazja.
Lee: ona zawsze tak robiła, zawsze musiała postawić na swoim. Nie da się jej przemówić,zrobi co będzie chciała
Hyunjin: chce ich od środka rozwalić, sądzi że jeden z nich może być tajniakiem
Seungim: mam dźwięk, włączam
Mattia: daj ten pendrive
K: chciałbyś,tylko i wyłącznie do rąk osobistych.
M: przestań pierdolić,daj to!
K: jak się nie boisz to weź sobie (schowałam wcześniej w stanik)
M: gdzie to schowałaś (chciał mnie dotknąć)
K: nie dotykaj mnie!Rozumiesz,precz z łapami. Przyjdzie Gabriele to mu to dam, oficjalnie to dla niego pracuję w sumie tak jak ty. I odpierdol się ode mnie.
Słychać podjeżdżający samochód.
M: przysięgam,pewnego dnia odpłacisz mi za to wszystko, wtedy już nie będzie Gabriele...
G: o czym mówisz Mattia?
M: nic szefie, takie tam między nami
G: idźcie do siebie, Karolina zostań
K: zostań?
G: nie mam nastroju na żarty, masz?
K: a jak myślisz?
G:daj
Odwróciłam się tyłem i wyjęłam ze skrytki. Spojrzał trochę zmieszany.
K: proszę,czy teraz już jestem wolna i bezpieczna,jak obiecałeś? Czy może nadal nie możesz beze mnie żyć i masz jakieś kolejne życzenie do spełnienia?
G: idź do sie.....a wiesz mógłbym mieć pewne życzenie, ale to jutro się dowiesz.
Podszedł bliżej spojrzał mi w oczy i pogładził po policzku uśmiechając się.
G:Dobranoc.
Zostałam sama, zastanawiając się nad tym co się wydarzyło, o co mu chodzi.Skierowałam się do pokoju z uśmiechem na twarzy.
Nie wiem,że chłopcy nie dali tylko samego podsłuchu ale także kamery,dosyć że byliśmy podsłuchiwani to jeszcze podglądani. Kamery były 3 tak samo pluskwy.Przy drzwiach wejściowych na zewnątrz,we wnętrzu skierowane do środka i trzecia obejmująca salon z kuchnią,pluskwy dali w przypadkowe miejsca,takie jak futryna w drzwiach do czyjejś sypialni,przy oknie, pod stolikiem z telefonem stacjonarnym.
Tak,chłopcy się postarali,udało się i przy tym nikt niczego nie podejrzewa.
IN: ale ona go kokietuje,a w tej sukni wygląda zjawiskowo
Han chwycił spojrzenie IN i minę Chana- zazdrośnika i szybko dodał całkiem poważnie.
Han: nawet pasują do siebie, ładna z nich para,nie sądzisz IN?
IN: to samo pomyślałem
Chan: dosyć tych głupot,dwoje czatuje a reszta spać po 4 godzinach zmiana
Felix: tak jest kapitanie!
Wybuchnęli śmiechem,ale po chwili się ogarnęli. Mieli ubaw z Chana,że tak nie umiejętnie ukrywa coś co czuję do dziewczyny.Nikt go jeszcze nie widział w takim stanie zauroczenia.
...co ona robi?czemu jeszcze tam jest, czemu nie chciała wrócić z chłopakami,a jeśli to prawda,co ona w nim widzi, czemu o niej tak intensywnie myślę,co się ze mną dzieje, zawładnęła mną całkowicie, czy to tylko zauroczenie czy miłość,czy myśli o mnie tak ja o niej, chciałbym ją mieć przy sobie,a ona się stroi dla tego gacha,i pozwala mu się dotykać, IN ma rację flirtuje z nim,ale dlaczego,bo musi czy dlatego że chce? a bym mu chętnie przyjebał w ryj, nienawidzę go....Chan zamiast spać to myśli, głupio myśli i nie może przestać....a noc mija....
Wzięłam kąpiel i oddałam się myślom: fajnie było zobaczyć Hyunjina i Changbina, ciekawe co u reszty,jak się trzymają jak Lee -mam nadzieję, że nie martwi się za bardzo o mnie, przecież wie że dam sobie radę. Nawet nie miałam możliwości normalnie z nimi porozmawiać i się podpytać o resztę, ciekawe czy Chan myśli o mnie,te jego oczy,te dołeczki gdy się uśmiecha...cudowny jest... Boże o czym ja myślę,nie nie nie, chłopcy to zło,nie mogę o nim tak myśleć. Przecież wszyscy są tacy sami,hamy i prostaki, myślą tylko o sobie, gnoje zasrane. Tak jak Adam,kurwa gdzie ja miałam rozum. Aaaaaa.... Teraz będę miała uraz do mężczyzn.Tak będzie lepiej.Może powinnam się leczyć psychicznie...to nie jest przecież normalne...
Po wielkiej debacie we własnej głowie poszłam spać.
Rano przy śniadaniu, zjawił się niespodziewany gość.
Mattia: cześć stary wchodź,
Karol zobacz kto przyszedł, twój stary znajomy!
Podeszłam bliżej z kawą w ręku i gdy tylko go zobaczyłam upuściłam filiżankę.
K: Ty skurwysynie pierdolony,huju jebany,kurwo,sprzedałeś nas wszystkich,za co??
Wykrzykując te słowa rzuciłam mu się do gardła ale stojący z tyłu Lorenzo złapał mnie w ostatniej chwili w pasie przytrzymując ręce i mnie całą. Z całej siły nogą nadepnęłam mu na stopę a gdy poluźnił uścisk łokciem uderzyłam go pod żebra,strzeliłam w pysk i dopadłam Michaela - mojego kolege z ekipy. Tu szły ciosy na poważnie jedno atakowało drugie,walka na śmierć i życie. On kaban 1,9m ,100 kilo żywej wagi ,dwa na dwa jak to się mówi a ja przy nim jak małe dziecko -1.6 m ,55kg . Cały żal i ból wyładowałam na nim, leżąc na podłodze dosięgłam kawałek szkła z filiżanki. Jakoś (sama nie wiem jak) wskoczyłam mu na plecy i przystawiłam mu szkło do gardła. Na ułamek sekundy znieruchomiał żeby po chwili złapać za moje ręce i przerzucić przez plecy ,w tym momencie zraniłam go w twarz. Przejechałam szkłem od szczęki do oka.
Będzie piękna blizna-pomyślałam.
Podbiegłam do stojącego Leonardo i chwyciłam za jego broń którą trzymał za pasem i strzeliłam do Michaela w kolana najpierw w jeno później w drugie.
Ależ wyzywał.
Podeszłam do niego mierząc mu prosto w głowę.
K: gdzie jest pozostała dwójka?
Ml-pierdol się
Kopnęłam go w głowę,aż krew z ucha poszła i miał czerwony ślad na pół twarzy od buta.
K: gdzie?
Michael splunął mi pod nogi,a że należę do nerwowych osób/zwłaszcza teraz, to strzeliłam mu w ramię i wcisnęłam palucha z całej siły
K: wiesz że nie lubię się powtarzać
Ml: jesteś zwykłą głupią kurwą,nic ci nie powiem
K: a to ciekawe
Przystawiłam mu lufę do penisa
K: liczę do trzech...raz...dwa...tr...
G: co wy tu kurwa odpierdalacie ?
Co to za rzeźnia? Karolina zostaw go!!
K: masz szczęście
Odsunęłam się ale cały czas mierzyłam do niego.
G: oddaj broń
K: jak dowiem się kilku rzeczy
G: nie dyskutuj ze mną. Lorenzo zajmij się nią.
Mierzyłam teraz do Lorenzo , który wyjął swoją broń i robi to samo w moim kierunku. Byłam szybsza,strzeliła mu w dłoń ,pistolet wypadł do którego szybko się zbliżyłam i go chwyciłam. Teraz mierzyłam i do leżącego Michaela i do Lorenzo.
K: Prawda,chce znać prawdę. Mów!
Ml: Adam, Adam Smith,więcej nic ci nie powiem.
K: Może ci pomóc z tym mówieniem,co?
Wymierzyłam mu w krok.
K: trzy - i strzeliłam
K: za mało informacji za dużo niepotrzebnego pierdolenia. A to jest z pozdrowieniami od chłopaków ze szpitala.Skurwysynie ,żebyś zdechł.
Odwróciłam się mierząc do Gabriele.
K: pod ścianę wszyscy i na kolana.Ty obszukaj ich i wszystkie telefony,portfele,i broń na podłogę rzuć. Na końcu sam wszystkie swoje rzeczy wyjmij, odłóż na podłogę i uklęknij tyłem do mnie z rękami na plecach.
Jakieś auta podjeżdżały pod willę. Delikatnie sięgnęłam po inną broń z podłogi ,wzięłam dwie sztuki wsunęłam za pas spodni a trzecią i czwartą trzymałam w rękach. Po mału się wycofywałam za ścianę od salonu. Delikatnie wychylałam się czekając kto wejdzie do środka.
Felix z Hyunjinem mieli wartę przy kamerach.
Hn: o kurwa!!! wołaj resztę !!
Felix pobiegł po chłopaków,mówiąc że jest akcja w willi. Wszyscy jak jeden mąż stanęli przed monitorem i z zaciekawieniem oglądali i słuchali to co się tam dzieje.Niestety nie wszystko było widoczne ponieważ akcja miała różne płaszczyzny walki.
Chan: wy dwaj zostajecie my jedziemy na dwa auta.
Felix: dobra jest. Rzuciła się na faceta trzy razy większego od niej i daje radę
Szacun
Hyunjin: mówiłem,że ma siłę,to się śmialiście ze mnie,że baby się boję.
F: ktoś podjeżdża, ale to nie nasi, dzwoń do chłopaków
H: Lee ktoś podjechał pod willę,jeszcze nie wiemy kto
F: wysiadają i zmierzają do wejścia, niech uważają na siebie
H: słyszałeś?
L:tak
I się rozłączył
Felix szybko zadzwonił do IN na drugie auto z nowinkami.
Drzwi nie mal wpadły do środka. Wpadło kilku mężczyzn z bronią krzycząc :
Agenci służb specjalnych ,nie ruszać się!!!
Nie którzy pokazali swoje odznaki. Rzuciłam broń wychodząc zza ściany, trzymając ręce w górze. Czekając aż mnie zakują w kajdany. Długo czekać nie musiałam,przygnietli mnie do podłogi, dali bransoletki i tak zostałam. Nic nie mówiłam bo nie miało to żadnego sensu.
??: Gabriele wszystko w porządku, cały jesteś??
G: tak, dziękuję Franko. Zabrać ich wszystkich oprócz niej.
I teraz dopiero weszli chłopcy. Legitymując się innym agentom. Lee pierwszy namierzył mnie leżącą na podłodze i podszedł.
Lee: wstawaj mała,to nie czas na odpoczynek -zażartował
K: daj chwilę odsapnąć. Zmęczyłam się trochę.
Lee: ciekawe czym
K: czekaniem na was, hahahha.Was to można po śmierć wysłać. Zdejmij mi to z rąk.
Lee: wszystko w porządku Karol, potrzebujesz jakiejś pomocy??
Chciał mnie właśnie podnieść.
Kiedy podszedł Gabriele, odpiął kajdanki i pomógł wstać. Wszystkiemu z boku przyglądał się Chan. Reszta pomagała ogarnąć sytuację,po tym pobojowisku.
G: wszystko w porządku, potrzebujesz pomocy specjalisty??
K: sami chyba potrzebujecie pomocy,dajcie mi spokój. Lepiej mów coś za jeden,które słóżby??
G: wiedziałaś??
K: tak, domyśliłam się. Dlatego chciałam zostać i zobaczyć jak się sytuacja rozwinie. Ale tego się nie spodziewałam.
Pokazałam ręką gdzie leżał nie dawno Michael.
G: ładna i do tego mądra
K: przestań,bo się zawstydze
G: Rozumiem nie będę ci dokuczać. Dużo przeszłaś ostatnio.Wiemy ogólnikowo co się stało w Nowym Jorku i w Tokio. Dlatego zależało nam na twojej osobie. Trochę cię wykorzystaliśmy, raczej ja cię wykorzystałem. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Napiszę o tobie w raporcie i sądzę że zostaniesz odznaczona,przez nasz kraj. Miło będzie cię gościć. A teraz przepraszam muszę iść. Do zobaczenia.
Pocałował mnie w policzek i delikatnie przytulił. Odszedł. Teraz dopiero dojrzałam Chana stojącego nie daleko i przyglądającego się mojej osobie.
Pierwszy raz od dawien dawna nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Chciałabym zniknąć.
Chan się powoli zbliżał. Praktycznie zostaliśmy sami.
Chan: hej
K: hej, gdzie byłeś?
Ch: w pobliżu
K:niespieszyłeś się za bardzo
Ch: przepraszam,to się więcej nie powtórzy, mogę....
K: ... możesz...
Ch: nie wiesz co chiał....
K:... ty możesz wszystko
Podszedł bliżej i delikatnie mnie pocałował. Ah te motyle w brzuchu.
Chan: chodź zawiozę cię do szpitala
K: myślisz że potrzebuje hospitalizacji? Aż tak źle ze mną
Chan: nie kotek, wyglądasz wspaniale,ale chcę mieć pewność , że jest wszystko ok
K: tylko tak mówisz,ale to miłe
Chan: wiesz....
Stanął i patrzył na mnie przez chwilę nie wiedząc czy coś w ogóle więcej mówić.
K: tak Chan?
Chan: cieszę się, że nic ci nie jest,że jesteś cała, że jesteś już przy mnie, nigdy cię już z oczu nie spuszcze. Chcę żebyś wiedziała, że bardzo mi na tobie zależy. Nie wiem czy nie uciekniesz teraz ...ale bardzo się martwiłem o ciebie jak nigdy o nikogo wcześniej. Rozumiesz co chce powiedzieć?
Spojrzał w moje oczy,a ja przeniosłam swój wzrok z jego ust na oczy. Były piękne, błyszczały szczęściem, widziałam w nich miłość i szczerość. Uśmiechnęłam się do niego,cmoknęłam w policzek i ruszyłam przed siebie,mówiąc : rozumiem, a motyle też masz w brzuchu?
Kiwnął tylko głową na tak.
Wyszliśmy z tego przeklętego domu.
IN: Boże Korol jak ty wyglądasz,nic ci nie jest??
Zapytał zmartwiony chłopak. Aż się przeraziłam na jego słowa, szybko podeszłam do lusterka bocznego i stanęłam jak wryta.
K: faktycznie chyba lekarz musi mnie opatrzeć, dzięki IN za uświadomienie sytuacji.
IN: sorki Karol,ale ty wyglądasz jak bogini przy tamtym wielkoludzie, nieźle go sprałaś. Jak to możliwe,że taka mała osóbka jak ty takiego konia powaliła?
Hyunjin: miała broń widziałeś? I niezawachała się jej użyć .No i ma niezłą siłę w nogach.
K: weź hahhaha dobra spadamy stąd.
K: chwila! Skąd wiesz,że to ja miałam broń. Kamerę też zostawiliście? Felix,Han? Do raportu! Hahaha
Chłopcy przytakneli i się zaśmiali.
Po szpitalu wróciliśmy do domu. Zatrzymałam się jeszcze u chłopaków w Seulu, fajnie spedziliśmy razem czas. Najfajniejsze były momenty sam na sam z Chanem,w pierwszy weekend pojechaliśmy sami do małego hoteliku na wybrzeżu, było bardzo romantycznie.
Czy to miłość czy to kochanie?!
Wkrótce się przekonamy.
Bo wszystkiego jeszcze nie odkryliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro