Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 45


Kilka dni później postanowiliśmy wybrać się na spacer do pobliskiego lasu. Podobno cechowały go bardzo wyraźne ścieżki i mały stopień trudności. Nie miałem póki co ochoty piąć się pod górę, więc odetchnąłem z ulgą, kiedy na własne oczy zobaczyłem w miarę płaski teren. Udaliśmy się szlakiem wcześniej przetartym przez tysiące innych stóp. Być może w tym właśnie momencie moje idealnie wpasowywały się w niewidoczne ślady kogoś, kto szedł tędy z podobnymi problemami i myślami, targany równie silną radością i niepewnością. 

- Myślałeś już o tym, co chciałbyś studiować? - zapytał Sebastian, przerywając ciszę, w której chrzęst śniegu pod naszymi butami zdawał się niewyobrażalnie głośny. 

Rzecz jasna pogoda się nie zmieniła. Wiało mniej niż w nocy, lecz biały puch nieprzerwanie zdobił cały pobliski teren. Otulił dosłownie wszystko, wraz z kłującymi igiełkami na drzewach. Mimo to niezwykle wyraźnie czułem zapach sosny. 

- Nie mam pojęcia, nie zastanawiałem się nad tym. - przyznałem. - Sprawę utrudnia fakt, że nie mam żadnego konkretnego hobby, ani specjalnych zdolności. 

- Ale jeśli już, to przemawia do ciebie bardziej coś humanistycznego, czy ścisłego?

- Chyba ścisłego, to dla mnie prostszy rodzaj wysiłku umysłowego. Może w ostateczności pójdę studiować matematykę, chociaż wtedy Alois pewnie przestałby się do mnie odzywać.

- Ja też bym przestał. 

- No cholernie śmieszne. - prychnąłem, szturchając go w bok. - Co ci się tak zebrało na rozmowę o przyszłości? Dotychczas sądziłem, że to wśród nas prawie że temat tabu. 

- Jakoś tak mi przyszło do głowy. - wzruszył lekko ramionami. - Towarzyszyłem ci przez te wszystkie lata, widząc jak dorastasz, jakich wyborów dokonujesz i jak kształtuje się twój charakter. Ciekaw jestem, gdzie cię to zaprowadziło. Czy zdecydowanie dalej od tego, co pisali ci rodzice, czy może mimo wszystko obierzesz drogę, jaka była ci ''pisana''. 

- Naprawdę nie mam pojęcia. Przez ten czas zapomniałem, że istnieje coś takiego jak studia. Nie przejrzałem na dobre wszystkich ulotek informacyjnych, możliwych kierunków. Może w ogóle nie będę studiował? 

- Nie?

- Zawsze mogę wyjechać do Holandii zbierać truskawki, czy coś. 

- Ambitnie. - tym razem to on mnie szturchnął. 

- Może kiedyś spotkalibyśmy się przy jednym z krzaków. - pociągnąłem go zaczepnie za zarumieniony z zimna policzek. - A ty?

- Wolałbym chyba zostać w Anglii, ewentualnie wyjechać do Norwegii. - burknął, masując policzek, który dość szybko puściłem. 

- Nie, idioto. Chodzi mi o to, czy po zakończeniu naszej współpracy zamierzasz studiować, a jeśli tak, to co. 

- Ach... Nie wiem, czy będę. - podrapał się po karku. - Ale jakbym już miał studiować, to chyba coś niezwiązanego z naukami ścisłymi ani siedzeniem za biurkiem. Praca u twoich rodziców była świetna, chciałbym w przyszłości robić coś podobnego, chociaż wątpię, że konkretnie to. Tak... No nie wiem, ciężko znaleźć pracę o podobnych właściwościach, a jednak inną. 

- Może nauczyciel? 

- Myślisz, że bym się nadawał? 

- Mhm. Może w szkolnych tematach nie nauczyłeś mnie zbyt dużo, ale życiowych owszem. Poza tym jesteś cierpliwy i masz podejście.

- Zastanowię się. - przyrzekł, po czym dodał: - Myślę, że masz przed sobą znacznie lepszą przyszłość niż zbiory truskawek, Ciel. Bez względu na studia, które wybierzesz, a nawet ich brak. 

- Nie mów tak, proszę. Zawsze brzmisz wtedy jak jakiś stary dziad, który ma swoje wielkie mądrości wyniesione z podeszłego wieku. 

- Mam już swoje lata. 

- Nie masz swoich lat! - prychnąłem, następnie o mało nie wpadając w zaspę śnieżną. Powstrzymała mnie przed tym dłoń Sebastiana, która w odpowiedniej chwili chwyciła moje ramię. - Jesteś młody. Może nie tak młody jak ja, ale wciąż masz jeszcze szmat czasu. 

- Co się tak przy tym upierasz, co? - ustawił mnie przed sobą i zaczął strzepywać z moich włosów drobinki śniegu. 

- Irytuje mnie to. 

- Zapomniałem już, ile rzeczy cię irytuje, gówniarzu. - potargał moje policzki, przez co poirytowany strzepnąłem z nich jego dłonie. Nie protestowałem jednak, gdy po chwili znów objęły one moją twarz, tym razem znacznie delikatniej i w celu przekazania czegoś więcej. - Zapamiętaj moje słowa, dobrze? Nawet jeśli brzmią ''staro''. Bez względu na to, jakie wybory podejmiesz po powrocie do domu, czekają cię naprawdę dobre rzeczy. Na pewno jeszcze wiele razy będzie ci trudno, ale naprawdę w ciebie wierzę i będę dumny z tego, jak postąpisz, nawet jeśli nie będę mógł tego zobaczyć. 

Skinąłem głową, czując w gardle nieznośny ścisk. Jego wsparcie już od dawna nie było tak jawne. Gdy byłem młodszy, częściej dzielił się ze mną takimi słowami, pewnie z powodu chęci sklejenia mojego rozbitego poczucia własnej wartości. Jako pierwszy postanowił tak otwarcie mnie chwalić i stać po mojej stronie, nawet jeśli wszystko i wszyscy inni (może poza Aloisem) byli przeciwko mnie. Teraz, kiedy postąpił tak po raz kolejny, poczułem się jak tamten mały chłopiec, którego ktoś pierwszy raz poklepał po głowie, mówiąc, że to, co robi jest wystarczające.  

- Dziękuję. - wyszeptałem, czując że robi coś, co z wiekiem również stało się u nas rzadsze. Otulił mnie ramionami i mocno objął, a ja oddałem gest, zaciskając palce na jego płaszczu pachnącym podróżą i wilgocią. - Będę się starał być coraz lepszy. 

- Bądź szczęśliwy, Ciel. Tyle wystarczy. 

***

Peron nie był zbyt zatłoczony. Większość ludzi wchodzących do pociągu była ubrana naprawdę ładnie, w gustowne okrycie wierzchnie i drogie, skórzane buty. Stacja znajdująca się jakieś pół godziny marszu od naszego ośrodka nie służyła typowej kolei. Odjeżdżał stąd pociąg wycieczkowy, którym niegdyś jechałem z rodzicami. Zrobił na mnie takie samo wrażenie jak wtedy, mimo że patrzyłem na niego doroślejszym okiem. Wydawało mi się, że wymieniono obicie siedzeń i wykładzinę, ponieważ nieprawdopodobnym było, aby mimo lat trzymała się tak dobrze. Obstawałem, że podmieniono też kilka złotych elementów, które również zdawały się wymknąć spod ręki czasu. Nie było w tym zresztą nic dziwnego, ponieważ przejazd kosztował tyle, że spokojnie można było oczekiwać ekstrawagancji i najwyższej jakości. 
Wraz z Sebastianem zajęliśmy wyznaczone miejsca. Oparłem policzek na dłoni i wlepiłem wzrok w okno bez najmniejszej smugi. Póki co jawił się za nim niezbyt ciekawy widok. 

- Chcesz pozadawać idiotyczne pytania, póki pociąg nie ruszy? - zagadnął Sebastian, a ja chętnie skinąłem głową. - W takim razie zaczynaj. 

- Wolałbyś mieć kocie uszy czy ogon? 

- Oba naraz. 

- Taka odpowiedź to jawne oszustwo. 

- Nigdy nie byłem prawym człowiekiem. 

- A idź ty. - prychnąłem, zakładając nogę na nogę i kierując wzrok w stronę okna. 

- Gdybyś miał do końca życia słuchać jednej piosenki, jaka by to była? 

- ''Spcetrum''. - odparłem, mimo że byłem na niego obrażony. - Wolałbyś nie mieć palców u stóp czy u rąk? 

- To chyba logiczne, że u rąk. 

- Nie jesteś logicznym człowiekiem, najczęściej wręcz nielogicznym. 

- Taki już mój urok. 

- Pominę moją opinię na ten temat. - odparłem, chociaż miałem wielką chęć, aby przyznać mu rację. - Twoja kolej na pytanie. 

- Wolałbyś umieć zginać tylko łokcie czy tylko kolana? 

Przerzucaliśmy się takimi bezsensami do czasu, aż reszta współpodróżników zajęła swoje miejsca, wtedy też pociąg ruszył. Z początku toczył się powoli i niemiarowo, lecz z czasem zarówno maszyna, jak i jej pasażerowie znaleźli swój rytm. Część rozmawiała, inni z zamyśleniem wpatrywali się w okno i migające za nim obrazy, chłonąc piękno kanadyjskiej prowincji. Byłem jedną z tych osób, które wraz z początkiem wycieczki zatopiły się we własnych myślach. 

- Drodzy państwo, witamy w naszym wycieczkowym pociągu ''Szturm''. - z podestu na przodzie rozległ się głos mężczyzny w średnim wieku. Ubrany był w koszulę, marynarkę z lśniącymi, czarnymi guzikami i czapkę rogatywkę. - Będę w trakcie podróży opowiadał państwu o terenach, które będziemy mijać. Część z państwa zapewne już wie, jak piękna i tajemnicza jest Kanada. Niektórzy nie podróżują z nami po raz pierwszy. Mimo to mam nadzieję, że zdołam państwa zaskoczyć i oczarować pięknem czającym się w tutejszych górach...

Nie musiał nic mówić, abym czuł się oczarowany. Momentalnie, tak jak te kilka lat temu, przepadłem w widokach, przy których bledła Wielka Brytania. Obecnie nie przyciskałem nosa do szyby, będąc już za starym na tak jawny przejaw fascynacji, lecz wrażenie, które zrobił na mnie przejazd, wciąż było bardzo silne. Wydawało mi się, że na powrót jestem tamtym małym chłopcem, który po raz pierwszy zetknął się w ten sposób z ogromnym światem. Już wcześniej znałem większość geograficznych szerokości, potrafiłem wskazać kontynenty i podzielić je na kraje, lecz było to jedynie wodzenie palcem po podręczniku. To wtedy, w pociągu, naprawdę poczułem, że jestem częścią czegoś większego i jako jego element, mam prawo do eksplorowania miejsca, w którym przyszło mi się narodzić. Czułem, że jest gdzieś tutaj miejsce również dla mnie, kraina, w której z ochotą żyłbym zwykłą, szarą codziennością. Poczułem się niesamowicie powiązany ze światem, ludźmi daleko za mną i tymi, którzy się jeszcze narodzą. W finalnym rozrachunku wszyscy jesteśmy różni, przyszło nam żyć w różnych miejscach, jednak każdy jest historią, na którą ma mniejszy lub większy wpływ. 
Nieoczekiwanie poczułem się tak przejęty wielkością świata i wiążącymi się z nią możliwościami, że napełniła mnie wiara w siebie i swoje możliwości. Niczym kielich winem, napełniłem się pewnością, że dam radę poskładać moje życie do kupy. Byli ludzie z problemami trudniejszymi niż moje, a jednak poradzili sobie, odnajdując szczęście i własną drogę.

- Pięknie. - odezwał się mój towarzysz, również zafascynowany widokiem, który na moment przysłonił tunel, w który wjechaliśmy. 

Spojrzałem wtedy na jego twarz, oświetloną ciepłym światłem jarzeniówek. Nie mam pojęcia, czy jego odczucia były podobne do moich, jednak zdawał się równie pochłonięty tym, co obaj widzieliśmy.
To naprawdę niesamowite, móc oglądać coś z drugim człowiekiem, który jest danym zjawiskiem równie urzeczony. Czułem się podobnie, podziwiając z nim zachody słońca, nieśmiałe jeszcze wiosenne kwiaty oraz burze łamiące drzewa i zrywające dachówki. Każdy z takich momentów miał w sobie coś ciężkiego do opisania. Cieszyłem się, widząc że oczy drugiej osoby są skierowane w tą samą stronę co moje, i oglądają to co ja z równym zainteresowaniem. Czasem, we dwójkę poświęcając się obserwacji, można wniknąć w swoje dusze głębiej niż dotychczas, mimo oszczędności słów i odmiennych myśli. 

- Też tak sądzę. - odparłem, kierując twarz w stronę okna, gdy wyjechaliśmy z mroku. 

Komentator przerwał niezobowiązującą gadkę, którą chciał zabawić podróżnych podczas jazdy tunelem, i wrócił do faktów. 
Mówił o górach. 
Lasach. 
Wilkach. 
Dawnych mieszkańcach tych rejonów. 
O wszystkich połączonych pradawną linią czasu, odnajdujących się w niej i walczących o mniejsze lub większe rzeczy, zagubionych bardziej lub mniej w rzeczywistości, którą zastali. Miałem nadzieję, że jak najwięcej z nich odnalazło swoją ścieżkę, i że mi też uda się ją znaleźć. 

***

- Słońce za niedługo zajdzie, Ciel. - przypomniał Sebastian, truchtając za mną. 

Ten jeden z niewielu razów byłem szybszy, natchnięty nową energią. Czułem fizyczne zmęczenie, jednak moja dusza zdawała się skurczyć do rozmiarów, w których była lżejsza od powietrza. To ona pozwalała mi wciąż iść, maszerować pod górę jednym z najczęściej uczęszczanych szlaków. Z uwagi na porę było tam jednak mało ludzi. Jeśli już, to akurat wracali, czasem witając się, a czasem zupełnie milcząc. Nieraz szli z pochylonymi głowami, powłócząc nogami ze zmęczenia, być może w stronę samochodu lub innego środka transportu, który miał ich zabrać do ośrodka oddalonego od tych terenów. Ciężko powiedzieć, że kwitła w tym miejscu turystyka. 

- Wiem. Zdążymy wrócić przed zmrokiem. 

Niedługo później faktycznie weszliśmy na szczyt jednej z małych i szerokich gór, przez co wędrówka nie była skomplikowana. Mimo to poczułem się dumny, kiedy mogłem wreszcie stanąć na w miarę prostym gruncie i spojrzeć na sosnowy las okalający skute lodem jezioro. Głęboko odetchnąłem mroźnym powietrzem, a następnie spojrzałem na nieruchomą taflę, w której odbijało się wiszące nisko na niebie słońce. Żałowałem, że nie mam telefonu aby zrobić zdjęcie, które i tak zapewne miałoby mało wspólnego z autentycznym pięknem tego miejsca. 

- I co, zadowolony? - zapytał Michaelis, stając obok mnie. 

Nie odpowiedziałem. Z lekko rozchylonymi ustami, spomiędzy których przy każdym oddechu wydobywała się para, wpatrywałem się w widok przede mną. Centralnie naprzeciwko stała inna góra, nieco okazalsza bliźniaczka tej, na której się obecnie znajdowaliśmy. Wydawała się bardziej spiczasta i nieco wyższa. Wskazałem ją, mówiąc:

- Wejdziemy tam. 

***

27 listopada 2018 

Nie zapomnę jak na mnie spojrzałeś, kiedy powiedziałem ci, że chcę wejść na jedną z gór, i to nie taką najmniejszą. Co prawda nie dorasta do pięt ''prawdziwym'' górom, na które wspinają się alpiniści, a szlak prowadzący na jej szczyt okaże się zapewne tak łatwy, jak ten na tą dzisiejszą, lecz i tak byłeś przeciwny. Z początku sądziłeś że oszalałem, chcąc robić coś takiego z moim kruchym zdrowiem i niechęcią do ruchu, ale w końcu uległeś. Obiecałeś, że tam wejdziemy, a jesteś jedynym człowiekiem na całym świecie, w którego obietnice bezgranicznie wierzę. 
Może dla ciebie to szaleństwo, ale ja po prostu poczułem, że muszę to zrobić. To była krótkie, jednak bardzo wyraźne olśnienie. Tak jakby wszystkie odpowiedzi czekały na mnie na szczycie. Chcę wejść i sprawdzić, czy faktycznie tam są. Bo jeśli są, a ja przepuszczę taką okazję, to czy znajdę je potem w jakimkolwiek innym miejscu? Może jeszcze trochę pobędziemy w Kanadzie, a potem wrócę do Anglii, i już zawsze będę żył z poczuciem ich dotkliwego braku? Może jeśli teraz ich nie zdobędę, to już zawsze pozostanie po nich nieznośna dziura w moim sercu i duszy, która nie pozwoli mi już nigdy osiągnąć szczęścia? O ile tam są, ale wierzę, że tak. 
Podpowiada mi to przeczucie, moja podświadomość i szósty zmysł, ten sam, który podsunął mi ucieczkę i ten, który siedem lat temu zdecydował, abym nie doniósł na ciebie rodzicom. Czy mógłbym go nie posłuchać, skoro odpowiada za najlepsze decyzje w moim życiu? 

Może ty też coś tam znajdziesz. Nieraz wyczuwam u ciebie duże niezdecydowanie i niepokój, im bliżej są moje urodziny. Coraz częściej myślę, że może ty też boisz się odejść i ułożyć życie od nowa? Jesteś starszy i bardziej doświadczony, jednak po moich urodzinach obaj będziemy niczym pisklęta wypchnięte z gniazda.

Być może po wejściu na górę obaj nabierzemy wystarczająco odwagi, aby polecieć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro