Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24


Morze jest jak kosmos. Ludzie zdołali nakreślić jego granice i zamknąć jego potęgę w liczbach, jednak stojąc przed nim można odnieść wrażenie, że jest czymś nieskończonym. Z poziomu plaży niemożliwym jest dostrzeżenie jego początku i końca, nie sposób zdać sobie sprawy z jego faktycznej wielkości. I tak jak człowiek nie zwiedził całej galaktyki, tak i w morzu są głębiny, których ludzkie oko ma nigdy nie dojrzeć. Tym właśnie wydawała mi się ta niespokojna woda, gdy siedziałem z Sebastianem na plaży i patrzyłem na skąpany w błękicie horyzont. Działo się to wcześnie, w okolicy ósmej, więc słońce było wysoko na niebie, za to ludzi przyszło niewielu. Mimo to znalazło się trochę szaleńców, nawet rodzin z dzieciakami, które wesoło pluskały się we wciąż chłodnej wodzie.

- Plaża o tej porze wygląda zupełnie inaczej. - zauważyłem, wytrzepując z butów piasek, co było dość bezsensownym zajęciem. Gdy zejdziemy z wydmy i zaczniemy przedzierać się w stronę wyjścia, zapewne znów tam wleci.

- To prawda. - Sebastian skinął głową, po czym westchnął z lekkim uśmiechem, czując wiatr niosący ze sobą zapach słonego morza. - Mam coś dla ciebie.

Tymi słowami przykuł moją uwagę. Zamiast w wodę, wlepiłem wzrok w jego osobę, podczas gdy on jeszcze przez chwilę trzymał mnie w niepewności, grzebiąc w plecaku. Po chwili podał mi cztery książki, które znał prawdopodobnie cały świat. Początek opowieści o przygodach młodego czarodzieja. 
Otworzyłem jedną z nich na pierwszej stronie i lekko się uśmiechnąłem. Nie były to nie wiadomo jak stare pozycje, jednak widać było, że przechodziły z rąk do rąk. Co prawda uwielbiałem pachnące nowością książki, jednak te zużyte uważałem za naprawdę godne uwagi. Przyjemnie się rozginały ze względu na grzbiet złamany w kilku miejscach, a doklejanie taśmą wypadających kartek było niczym drobny, grzeczny ukłon w stronę przyszłych czytelników. Wydawało mi się, że książka, która została przeczytania przez kilkanaście, a może i kilkadziesiąt osób, zawsze z innymi wyobrażeniami i emocjami, to mały cud, na który niewielu ludzi zwraca uwagę.

- Mówiłem, że załatwię ci jakieś egzemplarze, jeśli będzie taka możliwość. - przypomniał naszą rozmowę z dworca, choć nie musiał tego robić.

Zapamiętałem sklepik z gadżetami z tego uniwersum i dziewczyny, które całe w skowronkach przekraczały jego próg. Michaelis obiecał mi wtedy, że załatwi książki, dzięki którym i ja zapoznam się z tym rozsławionym światem czarodziejów. Nie sądziłem jednak, że będzie odpowiednia sposobność do tego, aby brunet spełnił swoją obietnicę.

- Wiem, dziękuję. - uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na pieczątkę biblioteczną odbitą na jednej ze stron. - Jakim cudem zapisałeś się do biblioteki, nie mając żadnych dokumentów?

- Magik nie zdradza swoich sekretów.

- Nie jesteś magikiem, co najwyżej piekielnie dobrym kamerdynerem. Więc słucham.

- Cóż, kto mówił o zapisywaniu się?

- Nie gadaj, ukradłeś? - otworzyłem szerzej oczy.

- Ja? Jasne, że nie! Zgodnie z założeniem biblioteki wypożyczyłem, tyle że bez rejestracji.

- Ja z tobą nie mogę. - westchnąłem, kręcąc głową. Potem przekartkowałem jedną z książek, oceniając wielkość czcionki, a co za tym idzie określając tempo, w którym ją przeczytam. Nie wiem, kiedy będziemy musieli się stąd zwijać, więc wolałem się pośpieszyć. - Mimo wszystko naprawdę dziękuję. Nie będzie mi się nudziło w wolne dni. 

Według grafiku mieliśmy dziś robić nockę. Byłem ciekaw, jak bardzo się ona różni od dziennej zmiany i czy jest znacznie więcej gości. Nie powinienem się tym jednak martwić, ponieważ jeśli przyjdzie więcej klientów, przydzielają zapewne więcej kelnerek i kelnerów. Pracy w razie czego będzie porównywalnie tyle, co za dnia.

- Jestem pewien, że ci się spodoba. A jeśli nie, to nie uznasz czasu poświęconego na czytanie za stracony.

- Taką mam nadzieję. - mruknąłem, opierając książki na udach.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, podczas której zbierałem się na zadanie pytania. Myślałem o nim całą noc i wciąż nie byłem pewien, czy w ogóle wypada o to pytać, jednak dręczyła mnie ciekawość. Poza tym dowiedzenie się czegoś o nim, a może raczej potwierdzenie pewnej rzeczy, było kuszące.

- Sebastian? - zapytałem po chwili, uznając, że zrobię to od razu, póki mam odwagę. - Ostatnio powiedziałeś, że nie lubisz kobiet. Więc lubisz mężczyzn?

Zmierzył mnie wzrokiem bez zbytniej pretensji czy urazy, bardziej z ciekawością. Po tym parsknął cicho i oparł głowę na dłoni, wpatrując się w morze.

- Może ci powiem, jeśli dostanę coś w zamian.

- Niby co chcesz? - już od dawna byliśmy poza domem i nie miałem przy sobie żadnych pieniędzy, więc nie wiedziałem, o jakie inne przywileje lub przedmioty mogło mu chodzić.

- Odpowiem na twoje pytanie całkowicie szczerze, ale w zamian ty też musisz odpowiedzieć mi szczerze na to, o co cię zapytam.

Zmrużyłem oczy, oceniając ryzyko. Może mnie zapytać o potwornie wstydliwe rzeczy lub moje najskrytsze sekrety, lecz z drugiej strony to on był przy mnie przez ostatnie siedem lat. Gdybym miał zdradzić swoje tajemnice komukolwiek, zasługiwałby na to właśnie Sebastian.

- W porządku. - skinąłem głową. - Możemy tak zrobić.

- Bardzo dobrze. - uśmiechnął się, wyraźnie usatysfakcjonowany. - W takim razie, odpowiadając na twoje pytanie, tak, gustuję w mężczyznach. W związkach już niekoniecznie, dlatego nikogo nie mam i nigdy nie szukałem.

Skinąłem głową, analizując jego odpowiedź. Zastanawiałem się, czy nie szukał bliższych relacji z uwagi na wcześniejsze złe doświadczenia, czy może ot tak stwierdził, że to nie dla niego. A może to również wiązało się z jego samodzielnością? Jeśli kogoś kochamy, oddajemy w jego ręce sporą część nas samych. 

- Rozumiem. - skwitowałem, uznając, że nie mam więcej pytań dotyczących jego upodobań. - Teraz twoja kolej.

Mężczyzna potrzebował chwili na zastanowienie. Ja w tym czasie znów skupiłem się na oceanie i jakimś dzieciaku, który podczas biegu wywalił się, ryjąc twarzą w piasku. Podnosząc się, jego policzki były nim oblepione. Zaczął płakać, przez co na ratunek rzuciła mu się matka, pocieszając i strzepując drobinki z chłopięcej twarzy.

- Wymyśliłeś sobie kiedykolwiek przyjaciela?

- Serio? Liczyłem, że zapytasz o coś trudniejszego lub bardziej osobistego.

- Ciężko tak z biegu.

- Nie, nie miałem. - odparłem zgodnie z prawdą. Po chwili uznałem, że muszę poruszyć z nim jeszcze jedną kwestię, tym razem bardziej ogólną. - Chciałbym się więcej o tobie dowiedzieć, Sebastianie.

- Jesteś człowiekiem, który wie o mnie prawdopodobnie najwięcej.

- Chciałbym jeszcze więcej. Wiesz dobrze, o co chodzi.

Skinął głową i pozwolił, aby ciszę między nami wypełnił szum morza. Słońce tymczasem coraz bardziej grzało, przez co chłodny, mglisty poranek przeobrażał się stopniowo w zapowiedź gorącego popołudnia.

- Ja też chciałbym więcej o tobie wiedzieć, Ciel.

- Jesteś przy mnie, od kiedy skończyłem dziesięć lat. Wiesz prawie wszystko.

- Zawsze można dowiedzieć się czegoś więcej. przede wszystkim dlatego, że nie jesteś już dzieckiem, które mówi mi wszystko.

- Masz rację. - przyznałem, skubiąc lekko róg jednej z książek.

Z wiekiem, jak chyba każdy nastolatek, zacząłem filtrować informacje, nawet te przekazywane mojemu kamerdynerowi. Wciąż dzieliłem się z nim większością moich trosk, jednak istniały myśli i uczucia, które chowałem głęboko w sobie.

- Proponuję pewien układ.

- Jaki? - przechyliłem lekko głowę, mierząc go ciekawskim spojrzeniem.

- Codziennie będziemy przychodzić na plażę. Zadasz mi wtedy dowolne pytanie, a ja zadam jakieś tobie. Reguła jest taka, że może to być tylko jedno pytanie i nie możemy kłamać.

- W porządku. Jestem za. - przytaknąłem bez chwili zastanowienia.

Zapewne mógłbym go poprosić o zwykłą rozmowę. O to, aby odpowiadał mi, gdy pytam o jego przeszłość lub bliskich. Mógłbym chcieć, abyśmy pewnego dnia usiedli i pogadali tak, jak rozmawia dwójka ludzi będąca ze sobą blisko. Rozumiałem jednak, że przez wszystkie lata krył wiele faktów ze swojego życia nie po to, abym je teraz jeden po drugim odkrywał. Ja również nie chciałem od razu mówić wszystkiego, o co mnie tylko zapyta. Wydawało mi się, że jedno pytanie dziennie zadawane na tej klimatycznej plaży aż do czasu naszego wyjazdu, to aż za dużo. Cieszyłem się z naszego układu, w końcu to właśnie Sebastian nauczył mnie, że trochę to zawsze o trochę więcej niż nic.

***

Pod osłoną nocy w sali panował większy zaduch niż zwykle. Było to spowodowane zwiększonymi obrotami, dwukrotnie większa liczba ludzi skutecznie podnosiła temperaturę. Trochę kręciło mi się od tego w głowie, jednak dzielnie się trzymałem, zbierając zamówienia, roznosząc kolorowy alkohol w ozdobnych kieliszkach i odmawiając, ilekroć ktoś proponował mi wspólnie spędzoną noc. Byłem tu przez stosunkowo krótki czas, jednak czułem, że z każdą godziną pracy coraz bardziej opuszcza mnie niepewność. Minie jeszcze sporo czasu nim na dobre oswoję się z nową rolą, jednak byłem na dobrej drodze, aby Madame Red nie żałowała, że dała nam szansę.
Obecnie byłem już na tyle wprawiony, żeby w trakcie noszenia zamówień, zamiast jedynie patrzeć pod nogi i wystrzegać się przed potknięciem, rozglądać się również po otoczeniu. To dzięki temu byłem w stanie dostrzec Sebastiana, który kilka stolików dalej wykonywał swoją pracę. Wyglądał na zrelaksowanego i wesołego, choć dostrzegłem na jego twarzy oznaki zmęczenia, które również mi dawało się we znaki. Obaj po raz pierwszy pracowaliśmy nocą i organizm dawał jasno znać, że taka zmiana mu się nie podoba.
Na chwilę się zatrzymałem, wpatrując w człowieka, którego dobrze znałem. Oglądałem jego twarz każdego dnia od kilku dobrych lat, lecz mimo to coś kazało mi zachować się tak, jakbym widział ją po raz pierwszy. Przyjrzeć się jej, zapamiętać. Trochę jakbym ujrzał w nim nagle coś, co naprawdę mnie zainteresowało, przyciągnęło, zatrzymało mój wzrok na wystarczająco długo, abym zaczął się zastanawiać skąd ten odruch. Czułem się przy tym trochę tak, jakbym nagle spojrzał na niego jak na kogoś zupełnie innego, niż był dla mnie do tej pory.
Zrzuciłem to na zmęczenie i po chwili podszedłem do stolika, na którym miałem zostawić niesione obecnie zamówienie.

***

Moja zmiana kończyła się o godzinie szóstej, co powinno mnie z miejsca zniechęcić do rozmowy z Aloisem. Miał prawo się wyspać, jednak z uwagi na fakt, że wciąż siedział w domu, nie czułem się aż tak winny, wybierając jego numer. Każda nasza rozmowa była dla mnie obecnie na wagę złota, więc uznałem, że nie przegapię żadnej, ani jednego dnia. Nie wiem, gdzie wyląduję następnym razem, czy będzie tam telefon. Nie wiedziałem nawet, czy będę miał tam ciepłe łóżko, albo ogólnie swój kąt, w którym mógłbym odsapnąć po wszystkich przygodach. Obecna stabilność nie była czymś, co mogłem brać w przyszłości za pewnik.

- Cześć, Ciel. - odetchnąłem z ulgą, gdy usłyszałem w słuchawce jego zaspany głos. Wyglądało na to, że jemu również zależało na kontakcie, skoro zwyczajnie nie zignorował połączenia o bardzo wczesnej porze.

- Witaj, Alois. Jak się masz? Wybacz, że dzwonię o takiej godzinie, dopiero co skończyłem swoją zmianę.

- Nie szkodzi. Cieszę się, że dzwonisz. Dobrze cię słyszeć, nawet jeśli znacznie bardziej chciałbym się z tobą zobaczyć. Ja mam się bardzo dobrze. Tyle, że usnąłem nad książką i... Ugh... - usłyszałem szelest, blondyn chyba podniósł się do siadu. - Zgiąłem kilka kartek. Cudownie. A jak u ciebie? Pierwszy raz pracowałeś nocą, prawda?

- Pierwszy raz. Myślałem, że będzie gorzej, ale nie czułem się aż tak senny, będąc na nogach. Jakby nie patrzeć, nauka przygotowała mnie do przytomności nocą.

- Niestety, coś w tym jest. - zaśmiał się cicho, najpewniej przeciągając, ponieważ usłyszałem, że coś mu strzyknęło w kręgosłupie. Skoro zasnął nad książką, to pewnie w niezbyt ciekawej pozycji. - Cieszę się, że obecnie nie muszę się nią przejmować.

- Ja też. Nawet jeśli to, co obecnie robię, też jest ciężkie. - oparłem się o chłodną ścianę, co było niezwykle przyjemne po tylu godzinach w gorącym pomieszczeniu. Powinni zainstalować lepszą klimatyzację. - Jak tam Luka?

- On? A w porządku, przerabia obecnie w szkole ,,Bajki Babci Gąski''. Raczy mnie opowieściami o każdej z nich, ilekroć wraca do domu. Cieszę się, że mam dla niego obecnie więcej czasu i cierpliwości. Wcześniej kochałem go równie mocno, ale byłem tak poirytowany swoim stanem i brakiem czasu, że nawet nie chciałem się do niego zbytnio zbliżać, żeby nie robić mu przykrości.

- On na pewno też się cieszy, że ma cię dla siebie. - uśmiechnąłem się lekko na wspomnienie jego młodszego brata. - Słuchaj, wiesz może, co obecnie robią moi rodzice?

- Twoi rodzice? W sumie to... Nie jestem pewien. Nasi rodzice nie mają już tak dobrego kontaktu, jak wtedy, kiedy byliśmy mali. Ale wydaje mi się, że wyjechali niedawno do Francji w sprawach służbowych.

Wyglądało na to, że nawet jeśli ich jedyne dziecko zaginęło, Funtom sam się nie ogarnie. To jasne, że nie będą jedynie siedzieć i użalać się nad obecną sytuacją, dając jednocześnie firmie upaść, lecz mimo to poczułem się nieprzyjemnie dotknięty. Doszła do mnie samolubna myśl, że chciałbym, aby tak właśnie zrobili - pogrążyli się w rozpaczy. Czułbym się tak, jakby choć raz okazali mi wystarczająco uwagi.

- Jest coś jeszcze, co obiło mi się o uszy.

- Co takiego?

- Podobno wycofali zawiadomienie o twoim zaginięciu. Skończyli wszelkie akcje poszukiwawcze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro