Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 3.


Plotka rozniosła się po całej szkole w przeciągu kilku dni. Już każdy oficjalnie mówił o samobójstwie chłopaka. W końcu wszystko dotarło do nauczycieli, a w poniedziałek przez szkolne radio nasz dyrektor wydał oficjalne oświadczenie, w którym poprosił o zaprzestanie plotkowania na temat ucznia, który wcale nie popełnił samobójstwa, a jest jedynie chory. Wiedziałem, że coś tu jest nie tak, bo nawet nauczyciele byli poddenerwowani.

Stojąc w toalecie z chłopakami rozmawialiśmy o oświadczeniu. Matt naśmiewał się, że pedał nie umie nawet odejść z tego świata. Ja czułem swego rodzaju ulgę, bo nie chciałem mieć go na sumieniu. Nawet jeśli był tylko marnym pedałem i dzieciakiem z młodszej klasy. Mijałem jego szafkę i zastanawiałem się czy naprawdę jest tylko chory. Zastanawiałem się czy nie przesadziliśmy, bo ostatnio nawet moja mama mówiła o samobójstwie jednej dziewczyny po gwałcie. A my... my go zgwałciliśmy. Prawda? To znaczy ja nic nie robiłem.

W końcu nie wytrzymałem i skierowałem się do szkolnego pedagoga. Powiedziałem, że chciałbym odwiedzić Harry'ego i zapytać jak się czuje.

- Wy go gnębiliście, Louis - powiedziała pani Montgomery, która była trzydziestoletnim milfem i obiektem wszystkich erekcji w szkole. Zawsze miała na sobie szpilki do nieba i koszulę z dekoltem.

- To nie tak. My po prostu... bawiliśmy się z nim. Nic złego nie robiliśmy.

- On się was bał.

- Nie, no co pani! Nic nie mówił. Nie miał powodów.

- Louis...

- To da mi pani ten adres?

Chwilę później z kartką wracałem do domu i zastanawiałem się co ja najlepszego odpierdalam.

Papier palił mnie w kieszeni, gdy przemierzałem kolejne ulice miasta. Stojąc przed odpowiednim budynkiem, rozglądałem się. Dom nie był duży i nie wyróżniał się jakoś specjalnie od reszty budynków. Cegła, duże okna, zadbany ogród.

Niepewnym krokiem ruszyłem do drzwi. Przed naciśnięciem dzwonka zawahałem się. Nie wiedziałem po co w ogóle tutaj przyszedłem i co miałbym powiedzieć Harremu. Mimo wszystko nacisnąłem odpowiedni przycisk, a moje serce zatrzymało się. W końcu drzwi się otworzyły i przywitałem się z kobietą około trzydziestki, która miała na sobie dres i koszulkę.

- Emm... jestem Louis. I... chodzę do szkoły z Harrym.

- Coś się stało?

- Ja... ja słyszałem, że jest chory i pomyślałem, że wpadnę i zapytam jak się czuje. Po szkole chodzą plotki i... - przerwałem i pożałowałem ostatniego zdania.

- Plotki?

- No, że... no... mówi się, że Harry.. no, że on popełnił samobójstwo, wie pani.

Reakcja kobiety była zupełnie inna niż się spodziewałem. Nie była zdziwiona, ale jakoś zmieszana. Zaprosiła mnie do środka i razem skierowaliśmy się do góry. Weszliśmy do pokoju pomalowanego na wyblakły morski kolor, w którym panował nienaganny porządek.

- Harry, kolega do ciebie.

Chłopak spojrzał na mnie i zrobił przerażoną minę. Jego ciało automatycznie przylgnęło do ściany, przy której stało łóżko. Sprawiał wrażenie czekającego na atak, a ja nie wiedziałem co zrobić. Jego mama zostawiła nas samych, mówiąc, że przyniesie sok.

- Wszystko okej? - zapytałem szeptem, spuszczając wzrok. Milczał, a ja czułem, że popełniłem błąd. Nie wiedziałem jednak czy dotyczył on przyjścia tu czy zabawy w toalecie. - Słuchaj, Harry. Ja... my...

- Idź.

- Co?

- Idź.

Jego głos był zachrypnięty. Słyszałem w nim smutek i przerażenie oraz nienawiść.

- Ja chciałem cię przeprosić, wiesz. Chłopacy są idiotami. To była taka zabawa.

Moje słowa nie docierały do niego. Okrył się czerwonym kocem i jeszcze bardziej skulił w najdalszym końcu łóżka. Czułem, że nie powinienem tam być więc prędko opuściłem dom, nie tłumacząc nic kobiecie, którą prawie zrzuciłem ze schodów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro