Part 3.
Plotka rozniosła się po całej szkole w przeciągu kilku dni. Już każdy oficjalnie mówił o samobójstwie chłopaka. W końcu wszystko dotarło do nauczycieli, a w poniedziałek przez szkolne radio nasz dyrektor wydał oficjalne oświadczenie, w którym poprosił o zaprzestanie plotkowania na temat ucznia, który wcale nie popełnił samobójstwa, a jest jedynie chory. Wiedziałem, że coś tu jest nie tak, bo nawet nauczyciele byli poddenerwowani.
Stojąc w toalecie z chłopakami rozmawialiśmy o oświadczeniu. Matt naśmiewał się, że pedał nie umie nawet odejść z tego świata. Ja czułem swego rodzaju ulgę, bo nie chciałem mieć go na sumieniu. Nawet jeśli był tylko marnym pedałem i dzieciakiem z młodszej klasy. Mijałem jego szafkę i zastanawiałem się czy naprawdę jest tylko chory. Zastanawiałem się czy nie przesadziliśmy, bo ostatnio nawet moja mama mówiła o samobójstwie jednej dziewczyny po gwałcie. A my... my go zgwałciliśmy. Prawda? To znaczy ja nic nie robiłem.
W końcu nie wytrzymałem i skierowałem się do szkolnego pedagoga. Powiedziałem, że chciałbym odwiedzić Harry'ego i zapytać jak się czuje.
- Wy go gnębiliście, Louis - powiedziała pani Montgomery, która była trzydziestoletnim milfem i obiektem wszystkich erekcji w szkole. Zawsze miała na sobie szpilki do nieba i koszulę z dekoltem.
- To nie tak. My po prostu... bawiliśmy się z nim. Nic złego nie robiliśmy.
- On się was bał.
- Nie, no co pani! Nic nie mówił. Nie miał powodów.
- Louis...
- To da mi pani ten adres?
Chwilę później z kartką wracałem do domu i zastanawiałem się co ja najlepszego odpierdalam.
Papier palił mnie w kieszeni, gdy przemierzałem kolejne ulice miasta. Stojąc przed odpowiednim budynkiem, rozglądałem się. Dom nie był duży i nie wyróżniał się jakoś specjalnie od reszty budynków. Cegła, duże okna, zadbany ogród.
Niepewnym krokiem ruszyłem do drzwi. Przed naciśnięciem dzwonka zawahałem się. Nie wiedziałem po co w ogóle tutaj przyszedłem i co miałbym powiedzieć Harremu. Mimo wszystko nacisnąłem odpowiedni przycisk, a moje serce zatrzymało się. W końcu drzwi się otworzyły i przywitałem się z kobietą około trzydziestki, która miała na sobie dres i koszulkę.
- Emm... jestem Louis. I... chodzę do szkoły z Harrym.
- Coś się stało?
- Ja... ja słyszałem, że jest chory i pomyślałem, że wpadnę i zapytam jak się czuje. Po szkole chodzą plotki i... - przerwałem i pożałowałem ostatniego zdania.
- Plotki?
- No, że... no... mówi się, że Harry.. no, że on popełnił samobójstwo, wie pani.
Reakcja kobiety była zupełnie inna niż się spodziewałem. Nie była zdziwiona, ale jakoś zmieszana. Zaprosiła mnie do środka i razem skierowaliśmy się do góry. Weszliśmy do pokoju pomalowanego na wyblakły morski kolor, w którym panował nienaganny porządek.
- Harry, kolega do ciebie.
Chłopak spojrzał na mnie i zrobił przerażoną minę. Jego ciało automatycznie przylgnęło do ściany, przy której stało łóżko. Sprawiał wrażenie czekającego na atak, a ja nie wiedziałem co zrobić. Jego mama zostawiła nas samych, mówiąc, że przyniesie sok.
- Wszystko okej? - zapytałem szeptem, spuszczając wzrok. Milczał, a ja czułem, że popełniłem błąd. Nie wiedziałem jednak czy dotyczył on przyjścia tu czy zabawy w toalecie. - Słuchaj, Harry. Ja... my...
- Idź.
- Co?
- Idź.
Jego głos był zachrypnięty. Słyszałem w nim smutek i przerażenie oraz nienawiść.
- Ja chciałem cię przeprosić, wiesz. Chłopacy są idiotami. To była taka zabawa.
Moje słowa nie docierały do niego. Okrył się czerwonym kocem i jeszcze bardziej skulił w najdalszym końcu łóżka. Czułem, że nie powinienem tam być więc prędko opuściłem dom, nie tłumacząc nic kobiecie, którą prawie zrzuciłem ze schodów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro